niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 42

- Ciociu? - kobieta nie odzywała się od pewnego czasu i zaczęłam robić się coraz bardziej nerwowa.
Otrząsnęła się ze swoich myśli i spojrzała po nas niepewnie.
- Nie wiem czy powinnam wam to mówić…
- Czemu? - oboje rzuciliśmy. Harry zmarszczył brwi.
- Cóż.. - ciocia zaczęła skubać skórki przy paznokciach. Rzuciłam jej znaczące spojrzenie. - Okej, powiem! - wypuściła głośniej powietrze, starając się możliwie rozluźnić atmosferę. - Harry, wiesz czym zajmował się Twój tata dłuższy czas temu?
- Był jakimś.. to dosyć dziwne, nie wiem czy czegoś nie pomieszałem..
- Powiedz. - zachęciła go.
- Był profesorem biologii? Czegoś w tym rodzaju?
Przeniosłam wzrok na moją ciocię. Pokiwała szybko głową. Co?
- Tak. Twoja mama również. Jak i Twoi rodzice, Caroline. - kiwnęła do mnie głową. - Tak się poznali. - ponownie uśmiechnęła się krzywo. - Pracowali razem, można powiedzieć.
- Czemu nie chciałaś nam o tym powiedzieć? - zapytałam. To nie powinno być chyba tajemnicą.
Kobieta nachyliła się nad stołem.
- Bo to dosyć niebezpieczne informacje.
Wypuściłam z siebie chyba całe powietrze.
- Ja-jak to?
- Jeżeli wam trochę teraz powiem, obiecacie teraz do tego nie wracać? - skrzywiła się. - To niemiłe wspomnienia.
Spojrzałam niepewnie na Harry'ego. Pokiwał powoli głową.
- Wasi rodzice byli naprawdę dobrzy..w tym. Odkryli coś bardzo niebezpiecznego. - ściszyła swój ton głosu do szeptu, jakby ktoś miał nas podsłuchiwać. Wzdrygnęłam się. - To czas, żebyście dowiedzieli się o czymś ważnym. - oddychała nieco szybciej, co wskazywało na jej zdenerwowanie. - Ich badania doprowadziły do śmierci Twoich rodziców.. - powiedziała pełnym bólu głosem. Poczułam jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy. - I pośrednio do samobójstwa Twojej mamy, Harry. - dokończyła, a mój świat na chwilę się zatrzymał.
Co?
Mama Harry'ego?
Samobójstwo?
Chłopak zachłysnął się powietrzem. To wszystko trwało krótką chwilę. Ciocia wstała od stołu, oznajmiając, że to wszystko co może nam powiedzieć. Pożegnała się szybko i zgarnęła swój zestaw kluczy do domu, wychodząc. Podejrzewam, że potrzebowała długiego spaceru.
Jednak my nie zwracaliśmy na to większej uwagi.
Powolnym ruchem przekręciłam głowę w stronę Harry'ego. Jego dolna warga drżała. Po raz pierwszy widziałam go w takiej sytuacji, nigdy przy mnie nie płakał. Jego postawa czasami wskazywała na to, jakby nigdy nie uronił żadnej łzy. Oh, jakie to musiało być oddalone od rzeczywistości.
Tysiące pytań przewijało się przez moją głowę, gdy chłopak powoli również odwrócił się w moją stronę. Jego oczy były przepełnione bólem, jakby tylko wspomnienie tych odległych zdarzeń wzbudzało w nim skrajnie negatywne emocje.
Przykryłam jego dużą dłoń własną.
- Harry? - wyszeptałam. - Chcesz o tym porozmawiać?
Zacisnął powieki i potrząsnął głową. Pociągnął lekko nosem i momentalnie odwrócił wzrok w stronę okna. Mogłam oglądać jedynie jego profil z mocno zarysowaną linią szczęki.
- Chyba nie jestem na to gotowy.
Coś lekko zakuło mnie w sercu. Mimo to pokiwałam głową, rozumiejąc. Możliwe, że potrzebował jedynie czasu.


                                                                           ✷  



Z trudem podniosłam rękę, by sięgnąć telefonu, który leżał na szafce obok mojego łóżka. Ktoś dzwonił do mnie po raz trzeci i chyba nie miał zamiaru odpuścić. Spojrzałam prędko na ekran. 8 rano. Odebrałam połączenie.
- Harold Edward Styles. - wysyczałam. - Bo któż inny?
- Car! - rzucił wesoło.
- Czego się naćpałeś ciulu? - o tej godzinie byłam zdecydowanie nerwowa. - Mamy weekend, a Ty mnie budzisz w środku nocy.
- Jest 8 rano, Car. - zachichotał. Dzieciak.
- No właśnie. - mruknęłam, przewracając się z powrotem na plecy. - O co chodzi? - przetarłam oczy ręką.
- Wyjrzyj przez okno! - pisnął, oddychając szybko.
- Zachowujesz się jak podekscytowana nastolatka, wiesz? - mruknęłam niechętnie podchodząc do okna. Rozsunęłam firanki i automatycznie lekko oniemiałam od bieli, która silnie odbijała światło słońca.
- Pierwszy śnieg tej zimy! - Harry krzyknął, jednak nie słyszałam go już przez słuchawkę telefonu. Zmarszczyłam brwi, stawiając stopy na mokrej posadzce balkonu. Wychyliłam się i wreszcie ujrzałam chłopaka, który w tej samej chwili schylał się, zbierając w dłonie biały puch. Zanim zdążyłam się zorientować rzucił prosto we mnie kulką zbitego, świeżego śniegu.
Miał niezłego cela, ponieważ dostałam prosto w dekolt.
Znieruchomiałam, powoli spuszczając głowę na moją koszulkę. Stałam na zimnie w samym tshircie, sięgającym mi do połowy ud, w dodatku w tym momencie również mokrym. Cała górna część bluzki była przesiąknięta, przylegając do mojego ciała. Miałam zajebiste szczęście, że spałam tej nocy w staniku, bo Styles miałby niezły widok.
Do rzeczywistości przywołał mnie śmiech chłopaka. Trzymał się za brzuch, próbując nie wybuchnąć rozbawieniem na całą okolicę. Zmierzyłam go ostro wzrokiem.
- Zwariowałeś do reszty?! - wrzasnęłam, tym samym zapewne budząc sąsiadów. Harry parsknął śmiechem w odpowiedzi. Przysięgam, prawie płakał z rozbawienia.
- Nie chciałem Cię trafić… o tu.. - wskazał gestem górną część klatki piersiowej. Ponownie poczułam na sobie jego palący wzrok. Wróciłam wzrokiem na koszulkę. Z racji, że była biała prześwitywała mój koronkowy, czarny stanik.
Złapałam się za podstawę nosa, jak to miałam w zwyczaju, próbując się uspokoić. Jeszcze chwila, a rzuciłabym się na tego debila z balkonu.
W uciszaniu myśli przeszkadzał mi nieustanny chichot przyjaciela. Wyrzuciłam w górę ręce w geście bezradności i jęknęłam żałośnie, co po chwili przerodziło się w głośny wrzask. Tupnęłam nogą wściekła i po raz ostatni obrzuciłam bruneta srogim spojrzeniem.
- Nie odzywam się do Ciebie, idź sobie! - zsunęłam z barierki balkonu warstwę śniegu, mając nadzieję, że spadnie na tą jego głupią czuprynę. Niestety chybiłam. - Idę z powrotem spać! - krzyknęłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi balkonu.



* Harry's pov *


Westchnąłem, smutniejąc chwilowo. Wzruszyłem ramionami i złapałem się gałęzi drzewa, na które miałem już 'przyjemność' się wspinać. Od razu poprawił mi się humor na wspomnienie tego, ile zmieniło się od tamtego czasu.
Po kilku minutach podciągnięć, sapania i chwiania się na gałęziach, stanąłem na pewnym gruncie balkonu. Zapukałem w okno, jednak Caroline widocznie naprawdę nie miała zamiaru mi otwierać, ponieważ nie ruszyła się z łóżka, gdzie leżała zwinięta w kłębek. Przewracając oczami, wcisnąłem rękę w szczelinę pomiędzy uchylonym oknem a framugą. Zwinnym ruchem sięgnąłem klamki drzwi i otworzyłem je sobie. Mało sprytnie, Parks.
Byłem praktycznie pewny, że nie usłyszała mnie, więc cichutko podszedłem do łóżka. Ostatnim ruchem zgarnąłem z parapetu trochę śniegu. Dziewczyna leżała odwrócona do mnie plecami, myśląc zapewne, że ma mnie dawno z głowy.
Szybkim ruchem wsunąłem dłoń za kołnierz jej koszulki, zostawiając tam kulkę śniegu. Blondynka pisnęła głośno, odwracając się do mnie przodem.
Nie rzuciła się na mnie wściekła, ani nie zaczęła krzyczeć. Rzuciła mi jedynie srogie spojrzenie, zaciskając zęby i burknęła:
- Nawet nie wiesz, jak Cię teraz nienawidzę.
Zakopała się w pierzynie.


                                                                             ✷  


- Wolałbym lepić teraz bałwana. - bąknąłem pod nosem, zakładając ręce przed sobą. Caroline od 15 minut ciągnęła mnie w stronę lodowiska. Mieliśmy już wykupione bilety, wypożyczone łyżwy, a ja nadal nie chciałem tam wchodzić.
- Haaaaaarrryyyyyyyyy
- Czego - mruknąłem, przytrzymując się barierki obok. W końcu stanie w łyżwach nie było najłatwiejszą czynnością.
- Wstałam dla Ciebie z łóżka! - pisnęła, naburmuszając się. - Więc Ty pojeździj ze mną na łyżwach.
Rzuciłem jej ostatnie błagalne spojrzenie, ale ona pozostała niewzruszona. Westchnąłem przeciągle, chowając twarz w dłoniach. Czego bym dla niej nie zrobił?
- O-okej. - jęknąłem - ale daj mi chwilę.
Dziewczyna pokiwała posłusznie głową. Nadal przytrzymując się jedną ręką barierki, przesunąłem się na skraj ławek, gdzie ubierano łyżwy i wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Automatycznym ruchem dłoni odpaliłem jednego zapalniczką i gwałtownie zaciągnąłem się dymem.
W tym samym momencie ktoś odwrócił mnie do siebie przodem.
- Co Ty robisz? - Caroline rzuciła lekko oskarżycielskim tonem i zmarszczyła nosek, zapewne przez dym, który wypuszczałem z ust.
- Tylko tak potrafię się odstresować. - mruknąłem. Poczułem jak rumienią mi się policzki, bo właśnie przyznałem się do swojej słabości. Stresowałem się przed jazdą łyżwami.
- Czemu tak tego nie lubisz? - zapytała, opierając się o barierkę przed nami.
- To jeden z naprawdę niewielu sportów, który mi nie wychodzi. - odparłem, dołączając do niej. Staliśmy tak stykając się ramionami. Specjalnie obrałem prawy bok Caroline, ponieważ wiatr wiał w tą stronę i tym samym nie dmuchałem dziewczynie dymem w twarz. Naprawdę nie chciałem, żeby była biernym palaczem.
- Wiesz, że nie powinieneś palić. - rzuciła, przypatrując mi się i marszcząc brwi. Zaśmiałem się w duchu.
- Wiesz, że to wcale nie jest takie proste. - próbowałem naśladować jej ton głosu, ale marnie mi to wyszło. Prychnęła pod nosem, odwracając wzrok. Rozśmieszyło mnie to. Jej widzenie świata. Gdyby wszystko było takie proste, jak ona to pojmowała.
Mimo wszystko cieszyłem się, że właśnie tak było. Wystarczająco dużo przecierpiała, więc to w pewien sposób pocieszające, że nadal potrafiła patrzeć na świat w ten sposób.


                                                                           ✷  


Złapałem dłoń Caroline, gdy ta rozmawiała spokojnie z Liam'em. Zaskoczyłem ją lekko, bo pojawiłem się dosłownie znikąd. Obrzuciła nasze splecione dłonie krótkim spojrzeniem i wróciła wzrokiem na moją twarz.
- Masz teraz czas, prawda? - zapytałem na wszelki wypadek, pocierając kciukiem jej knykcie. Miałem wielką nadzieję, że nie umówiła się dzisiaj z Liam'em. Ostatnio wychodzili kilka razy razem i zaczęło mnie to niepokoić. Nie żeby coś, to po prostu wiązało się z mniejszą ilością czasu spędzonego ze mną. A to już bezpośrednio mi przeszkadzało.
Spojrzałem na chłopaka przed nami. Zaciskał usta, tępo wpatrując się przed siebie. Jak to dobrze, że wiedział gdzie jego miejsce. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mam, a co?
- Pójdziemy w pewne miejsce. - uśmiechnąłem się do niej ciepło i nie zawracając sobie głowy pożegnaniem z brunetem, pociągnąłem ją w stronę samochodu.


                                                                           ✷  


- Poczekaj tu chwilę. - mruknąłem, parkując przed moim domem. - Za chwilę wracam i pojedziemy gdzie indziej.
Caroline pokiwała głową, uśmiechając się. Zamknąłem za sobą drzwi samochodu i potruchtałem do na górę do swojego pokoju.



* Caroline's pov *



Harry zaparkował w nieznanym mi otoczeniu na uboczu dróżki. Parę chwil zajęło mi przypomnienie sobie skąd kojarzę to miejsce.
Kiedyś już tędy spacerowaliśmy. To droga na pagórek, który dla Harry'ego w pewien sposób był specjalnie ważny.
Przeniosłam wzrok z powrotem na chłopaka. Wystawiał swoje ramię w moją stronę, zachęcając ciepłym uśmiechem do dołączenia do niego. Objęłam jego rękę, przytrzymując się materiału swetra na przegubie.
Podczas wspinania się na górę nie rozmawialiśmy wcale i w jakiś sposób było to dla mnie kojące. Czułam bijące od niego ciepło, mimo to nie chciałam zakłócać tej ciszy wokół nas. Jak to dobrze, że Harry rozumiał mnie bez słów.
Gdy dotarliśmy na miejsce, automatycznie położyliśmy się na ziemi. Co oczywiste, była pokryta śniegiem, jednak był on już wydeptany i leżała go tu naprawdę cienka warstwa. Ktoś widocznie jednak odwiedzał to miejsce. Na szczęście nie przeszkadzało nam to wcale, tak długo jak nikt nie niszczył tego urokliwego miejsca ani nie przerywał nam rozmów.
Bywaliśmy tu z Harry'm prawie regularnie. Za każdym razem, gdy chłopak chciał mi się wygadać, zaciągał mnie tu, twierdząc, że to jedyne miejsce, gdzie potrafi spokojnie myśleć. Może coś w tym było.
Chłopak przerwał ciszę, sięgając do kieszeni w kurtce. Z cichym szelestem wyciągnął ze środka skrawek papieru. Zerknęłam na niego pobieżnie. To było jakieś zdjęcie. Brunet przycisnął je do klatki piersiowej, zamykając chwilowo oczy.
- Pamiętasz ten dzień, kiedy po raz pierwszy byłaś w moim domu? - odezwał się cicho. Westchnęłam pod nosem.
- Mhm. - przytaknęłam, przyglądając mu się uważnie.
- Pamiętasz jak.. jak zdenerwowałem się?
Zmarszczyłam brwi. Rzeczywiście. Będąc w jego pokoju, zajrzałam do otwartej książki. Było w niej zdjęcie pewnej dziewczyny. Co on chciał mi przez to powiedzieć?
- Tak. - odparłam słabo, zauważając, że chłopak czeka na moją odpowiedź. Odsunął od siebie zdjęcie. Tak jak się spodziewałam, to było właśnie ono. Harry musiał je wziąć z domu, gdy na chwilę się tam zatrzymaliśmy.
Przypatrywaliśmy się wspólnie sylwetce na zdjęciu. Spojrzałam znów na bruneta. Uśmiechał się słabo.
- Pie-piękna jest. - zająknęłam się.
Harry szybko pokiwał głową i po raz pierwszy od kiedy tu przyszliśmy, spojrzał na mnie. Posłał mi szeroki uśmiech, nagle promieniejąc.
- Podoba mi się, jak powiedziałaś 'jest', a nie 'była'.
Zmrużyłam oczy, przenosząc wzrok na niebo.
- To moja mama.



   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

HAAAAJ czikas! Więc mamy nowy rozdział. Dosłownie moje oczy za chwilę wypadną na klawiaturę, a mózg spłynie po ekranie. Jestem wyczerpana, a to wszystko przez kogo?
No?
Zgadłyście - naszego Harry'ego Głupiego Styles'a!:) Z okazji jego urodzin spięłam wszystko co mogłam lel i dokończyłam rozdział! Życzeń już mu naskładam dzisiaj tyle, że nie mam siły w ogóle myśleć o tym wszystkim.
Jak wam minął dzień? Mam nadzieję, że przynajmniej nie tak wyczerpująco jak mi.
Kocham was xx


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

6 komentarzy:

  1. naprawdę bardzo dobry! oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku ^.^ Oni muszą być tacy idealni razem? *.*
    Świetny rozdział! Trochę się uśmiałam, bo co jak co.....ale Styles ma cela :"D
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! xx
    http://dontforgetwhereyoubelong10.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy następny rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się dodać go w weekend :) jest już zaczęty x

      Usuń