niedziela, 29 września 2013

Rozdział 3

* Harry's pov *


Zatrąbiłem klaksonem na przypadkowy samochód. Kierowca nie popełnił żadnego błędu, jednak w tamtym momencie byłem zbyt rozdrażniony by zwracać większą uwagę na otaczającą mnie rzeczywistość. 
Nie wiem co aż tak wyprowadziło mnie z równowagi. 
Ah no tak. 
To, że rodzice Caroline nie żyją. Nie żyją. Oboje. 
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy. 
To straszne. Nie mogłem tego przyjąć do wiadomości. Wydawała się taka.. szczęśliwa za każdym razem. 
A ja właśnie dowiaduję się, że ta, pozornie wiodąca normalne życie, dziewczyna jest sierotą. 
Dlaczego?! Dlaczego ona przynajmniej nie może być taka jak każdy? 
Nikt prawdopodobnie nie zrozumiałby mojego toku myślenia. Czemu mnie to aż tak drażni? 
Odpowiedź jest prosta. Bo sam chciałbym być normalny. 
Opony wpadły w lekki poślizg, gdy gwałtownie skręciłem w docelową ulicę. Rzędy ogromnych willi po obu stronach ciągnęły się w stronę mniej zamieszkanej części miasta. 
Zaparkowałem czarne audi na moim podjeździe. 
Dzisiaj miał wrócić ojciec. Wypadałoby przyrządzić jakąś kolację. 
Z bagażnika samochodu wyjąłem wszystkie zakupy, które były mi potrzebne do zrobienia posiłku. 
Przekręciłem klucz w zamku i zaniosłem torby na blat do kuchni. 
Co jak co, ale umiałem gotować. Jednak nie zamierzałem się dla niego wysilać. 
Poukładałem kurczaka w brytfance, odpowiednio przyprawiłem i włączyłem piekarnik. Ziemniaki i sałatkę przygotuję później. 
Minęło kilkadziesiąt minut i gdy właśnie miałem przekręcać udka na drugą stronę, zadzwonił mój telefon.
Ojciec. Westchnąłem rozżalony i wyłączyłem piekarnik. Usiadłem na szerokim parapecie w salonie i odebrałem. Wiedziałem co miało się za chwilę stać. Przyzwyczaiłem się. 
Chrząknięcie po drugiej stronie linii. 
- Synu? 
- Słucham? 
- Nie dam rady jednak oderwać się z pracy.. W tym miesiącu. 
Co?! Nie będzie go cały kolejny miesiąc? W tamtej chwili chciałem się na niego wydrzeć, rzucić telefonem o podłogę.. Ale powiedziałem tylko:
- W porządku. 
- Do następnego razu. Harry. 
- Do zobaczenia, ojcze. 
Rozłączył się. Po prostu. Jakby właśnie przeprowadził najzwyklejszą rozmowę. 
Bo tak było. Ile już razy odwoływał swój przyjazd.. Nie wiem. Ale wiem, że nigdy na aż tak długo. 
Spodobały mu się dziwki w okolicy? Oh a może jego nowa kobieta nie chciała, żeby wyjeżdżał? On się zgodził. Jak zawsze. Bo co takiego ma do roboty tutaj? W Anglii. Kiedy może siedzieć w Kalifornii i grzać swój tyłek na słoneczku. 
Wściekłem się. Zrzuciłem talerze na podłogę. Rozbiły się na drobne kawałki. 
Osunąłem się po szafie. Miałem tego dosyć. Dosyć doskwierającej samotności, gdy nikogo nie ma obok. 
A jeszcze tak niedawno było tak cudownie. 
Mama umarła, gdy miałem 12 lat. Umarła - może to złe słowo.
Ona popełniła samobójstwo. 
Nie wiem czym było dokładniej spowodowane. Lekarze mówili, że od dawna miała depresję połączoną z anoreksją i nie dawała rady. 
Dlaczego nic nie zauważyłem? Dlaczego tata nic nie zauważył? 
Każdego dnia wydawała się taka szczęśliwa.. Nikt jej o nic nie podejrzewał. 
A jednak jednego dnia pocięła swoje nadgarstki tak mocno, że z powodu utraty tak dużej ilości krwi.. umarła.
Nie zdarzyłoby się to, gdyby ojciec albo ja bylibyśmy w domu. Tylko, że ja poprawnie znajdowałem się w szkole, a on.. on poszedł spotkać się ze swoją "znajomą".
Nie wiem co mu strzeliło do głowy. Wszyscy wiedzieli, jakie stosunki łączyły ich kiedyś, a mimo to, on spotykał się z nią pod pretekstem pracy i nawet tego nie ukrywał.
Nikt się już pewnie nie dowie, czy rzeczywiście coś między nimi wtedy znów zaiskrzyło, jednak wiadome jest jedno: ojciec stracił potem rozum.
Ta strata zabolała go tak bardzo, że zmienił się po niej całkowicie.
Jeszcze niedawno był inny.
Żałował swojego życia.
Żałował, że kiedykolwiek poznał moją matkę.
Żałował nawet, że się urodziłem.
Czy daje mi to wystarczający powód, by go nienawidzić? Wydaje mi się, że tak.
Zeskoczyłem z parapetu i udałem się z powrotem w stronę kuchni. Zignorowałem całkowicie niedokończone danie i zaparzyłem sobie herbatę. Uprzątnę to później.

Dmuchnąłem mocniej w gorący napój, próbując go ostudzić. Udałem się na pierwsze piętro do mojego pokoju. Parapet to było zdecydowanie moje ulubione miejsce do siedzenia.
Myśli znów zawirowały wokół postaci mojego ojca.


Pieniądze. Jedyne na co go było stać. Ani odrobiny miłości.
Oczekiwał ode mnie czegoś, o co nie posądziłbym się jeszcze tak niedawno. A jednak taki właśnie się stałem.
Stałem się kimś takim jak on, bo tego pragnął.

Może w jakiś sposób próbował mnie tak chronić. Przed tym, abym nie został zraniony jak on przez matkę.
Zawsze mi to tak tłumaczył.
Od tych kilku lat jedyne czego mnie nauczył to, że nie warto zakochiwać się.
Gorzej. Że to jedynie szkodzi.
Doradzał mi w wielu sprawach dotyczących kobiet. Jak je poderwać, jak sprawić aby same przed Tobą się rozebrały.
Nic więcej. Bo jak mówił, nic więcej nie było mi potrzebne.
Starał się wychować mnie na świetnego szefa dla jego firmy, gdy jego zabraknie. Jego planem było oddać mi majątek rodzinny i wiązał wielkie nadzieje z tym, że tego nie zmarnuję.
Według niego wiązanie się w jakikolwiek sposób z kobietą, tylko utrudniało pracę.

Zabronił mi mieć dziewczynę. Poważnie. Użył dokładnie takich słów.
Więc to wszystko o czym mi mówił, miało tylko pozwolić mi zaspokoić moje potrzeby seksualne.

Najgorsze było to, że coraz bardziej mi to pasowało. Życie było o wiele łatwiejsze.
A ja nie miałem motywacji, aby cokolwiek zmieniać.


* Caroline's pov *


- Caroline? - usłyszałam z przedpokoju, gdy weszłam do domu.
- Tak, ciociu?
Zdjęłam pospiesznie buty i udałam się do salonu, gdyż zobaczyłam, że sylwetka kobiety przemieszcza się w tamtą stronę.
- Jak było w szkole?
- Dobrze..
- Cieszę się. - posłała mi swój ciepły uśmiech. Odwzajemniłam go i pobiegłam do swojego pokoju po schodach. Wyjęłam rutynowo moją komórkę z torby i przypomniałam sobie o obietnicy zatelefonowania do przyjaciółki.
Beth odebrała po dwóch sygnałach.
- Jak sobie poradziłaś? - wypaliła, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
W tym momencie mnie coś tknęło. Coś w mojej podświadomości podpowiadało mi, że nie powinnam mówić o tym, co wydarzyło się na cmentarzu. W jakiś sposób odebrałam gest Harry'ego jako intymny i pewnie nie chciałby, żebym rozpowiadała to wszystkim. Póki on nie powie nikomu o moich rodzicach, ja nie zdradzę jego sekretu. Tak sobie postanowiłam.
Nic nie zmieniło się w naszych stosunkach, jednak dobrze było mieć świadomość, że miałam na niego haka.
Otrząsnęłam się i odpowiedziałam:
- Ah wiesz, nie widziałam go. Chyba poszedł po prostu w tą samą stronę, bo tam zaparkował samochód. Nic więcej. - westchnęłam, udając, że mnie to nie obchodzi. Prawda była taka, że strasznie obchodziło mnie to, czemu Harry postanowił zakłócać moją prywatność.
- Okej.
- A coś nowego u Ciebie? - wiedziałam, że może to trochę bez sensu pytać się o to, gdy widziałyśmy się zaledwie godzinę temu, ale nie wiedziałam, w jaki inny sposób zmienić temat.
- Super wieści! - pisnęła podekscytowana. - Zayn wziął ode mnie numer.
Niemalże mogłam wyczuć jak szeroko uśmiecha się.
- To gratulacje. Napisał? Zadzwonił?
- Jeszcze nie.. ale niecierpliwie czekam.
Zaśmiałyśmy się obie.
- Pa, wariatko. Muszę wziąć się za lekcje.
- Do jutra, Car.
Odłożyłam telefon na biurko.
I momentalnie poczułam się okropnie z tym, że mam sekrety przed najlepszą przyjaciółką, na rzecz jakiegoś dupka. 

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 2

* Caroline's pov *

Z hukiem opuściłam tacę z obiadem na stolik w stołówce. Beth cicho usiadła obok mnie. Wiedziała, że jestem na nią wkurzona za tamto na angielskim. 
Gdyby z nim usiadła, wszyscy byliby szczęśliwi.
No może zniweczyłoby to plany Styles'a, ale to chyba mniej ważne niż moja ocena roczna. Chciałam w tym roku naprawdę starać się o dobrą ocenę z tego przedmiotu, ale dzięki tamtemu ciołkowi, mogę sobie conajwyżej pomarzyć. 
Harry był beznadziejny z angielskiego.
Tak właściwie to był chyba beznadziejny z każdego przedmiotu. 
No może oprócz w-f'u, ale to się raczej nie liczy. 
Jak mam poprowadzić z kimś takim lekcje dla dzieci?! 
Nieważne. Chyba będę musiała sobie odpuścić piątkę. 
- Wiesz, ile oddałabym za to, żebyś się ze mną zamieniła? - wyjęczałam. 
Obok nas siedziały różne dziewczyny, ale zwykle mało zwracałam na nie uwagi. Tak też było tym razem. 
- O nie, kochana, wiesz, że to niemożliwe. Poza tym.. Mój partner.. Bardzo mi się podoba. - uśmiechnęła się tajemniczo Beth. Otworzyłam szeroko oczy. Ona jest nienormalna! W jednej chwili buja się w lokowatym, a sekundę później jest całkowicie pochłonięta mulatem. 
- Poważnie? - wydukałam. 
- Mhm.. Wiesz.. Myślę, że ja też odrobinę mu się podobam. - zachichotała. Podniosłam wzrok na inne stoły. Zaledwie kilkanaście metrów dalej siedzieli chłopcy. Zayn uśmiechnął się promieniście i pomachał do nas. Beth odwzajemniła z chęcią gest. 
Uśmiechnęłam się lekko do chłopaka. Wydawał się być miły.. Może kumple Harry'ego.. Nie są tacy jak on. 
Nie można osądzać ludzi po pozorach. 
Przeniosłam wzrok odrobinę w lewo. 
Harry siedział lekko pochylony nad stołem i przypatrywał się mi zaciekawiony. Tylko, że.. tym razem na jego twarzy nie gościł bezczelny uśmieszek. Woah, coś nowego. 
Trzeba przyznać, że bez niego.. wydawał się naprawdę atrakcyjny.
Stop, co? 
Um, pomińmy tamtą myśl. 
Spuściłam wzrok na jedzenie i momentalnie przypomniało mi się, jak bardzo go nienawidzę. Po kolei wbijałam widelec w kawałki mięsa. 
- Zdradzić Ci coś? - zaszczebiotała Beth obok. 
Zamruczałam coś niewyraźnie z wypchanymi ustami, dając znak, że może kontynuować. 
- Myślę, że nawet zaprosi mnie na bal jesienny! 
Przełknęłam głośno kęsa. Spojrzałam się nią zaciekawiona. Wyglądała naprawdę na szczęśliwą. 
Uśmiechnęłam się. 
- Mam nadzieję, że będzie dla Ciebie dobry. 
- Oh, tak. A co do Ciebie.. czy nie sądzisz, że uroczo by to wyglądało gdyby najlepsze przyjaciółki poszły na bal jesienny z chłopakami, którzy są dobrymi kumplami? 
- Wybij to sobie z głowy. 
Nagle do naszej rozmowy dołączyło kilka innych dziewczyn. Oh, mogłam być ciszej. 
- Caroline, czy Harry zaprosił Cię już? 
- Jeszcze nie, ale zdaje mi się, że niedługo to zrobi.. - odpowiedziała za mnie rozochocona Beth. 
Wszystkie dziewczyny wokół westchnęły z.. "zachwytu".
- Kto powiedział, że się zgodzę? - wtrąciłam się przeżuwając kolejny kęs.
Zrobiły takie miny, jakbym powiedziała coś niesamowicie niedorzecznego. Nie no, poważnie?
- Kochana, obawiam się, że nie będziesz miała wyjścia. - Beth spuściła wzrok na talerz.
Za każdym razem mogłam przebierać w kandydatach. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
- Spójrz na Harry'ego. - podniosłam ponownie na niego wzrok. Patrzył się na mnie pożądliwie. - odstrasza każdego, uwierz. Dzięki niemu żaden chłopak nawet nie pomarzy o tym, żeby Cię zaprosić. - rzeczywiście, sama bym się bała.
- Zostanie Ci tylko on. - Beth powiedziała to tonem, jakby była to najoczywistsza rzecz na Ziemi.
- Niekoniecznie. - na twarzach dziewczyn wymalowało się zdziwienie. 
- Ja kogoś zaproszę. Nie powinien odmówić.
- Co? - pisnęła jak się zdaje Laura.
- Naprawdę to zrobisz? To raczej nie.. w Twoim stylu.. - zaskrzeczała Diana.
- Ej dziewczyny, myślę, że to świetny pomysł. - Beth wreszcie stanęła po mojej stronie. - Może wreszcie zmienisz coś w tej szkole.
Zadowolona wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia.
Czułam na sobie wzrok wszystkich chłopaków.
Oh, tak. Zabawa się zaczyna.



Historia zaczyna się po przerwie. Niestety na tą lekcję chodzę bez Bethanie.
O, o wilku mowa. Dziewczyna wyskoczyła nagle zza mojej szafki patrząc się na mnie uporczywie.
- Co? - wypaliłam.
- Przyznaj się. Nie masz nikogo w zanadrzu.
Miała rację. Nie miałam pojęcia z kim pójdę na bal.
- Coś się jeszcze wymyśli. Polecisz mi coś? - podniosłam jedną brew.
- Bierz sobie każdego, ale wara od Zayn'a.
Wybuchłyśmy śmiechem.
- Zgoda, zgoda. - pokiwałam głową. Skoro już miałam kogoś zapraszać, to muszę pójść na całość. Ugodzić tym Harry'ego.
Po raz nie wiadomo który tego dnia zatrzasnęłam szafkę i .. olśniło mnie.
- Czego się tak szczerzysz? - zapytała sarkastycznie Beth.
- Mam świetny pomysł.
- Już nie mogę się doczekać.
- Skąd ta ironia? Znasz mnie. Nigdy nie mam nudnych pomysłów.
- Tylko nie przesadź z szaleństwem. - zaśmiała się. - no mów.
- Jeżeli już coś robię, to na całość. Dlatego tym razem, żeby zranić Harry'ego chociaż w jakimś stopniu tak, jak on rani każdą dziewczynę, zaproszę jego najlepszego przyjaciela. - powiedziałam dumna.
- Ty to jesteś okrutna.
- Taki był zamiar. - odparłam melodyjnie. W korytarzu rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
- Do zobaczenia po lekcjach. Zgadnij z kim mam historię! - krzyknęłam na odchodnym.
Otóż to. Biologia razem z Loui'm oraz Harry'm. Wyśmienicie się składa.


Tak jak się spodziewałam, tylko dwa miejsca były wolne. Jednak nie popełniłam tego samego błędu drugi raz. Szybko usiadłam na drugim wolnym miejscu, zanim Styles zdążył cokolwiek powiedzieć. 
A mym partnerem z ławki został sam Louis.
Wszystko idzie zgodnie z planem. 
- Hey, Louis. - stwierdziłam, że grzecznie będzie się przywitać. 
Chłopak wydawał się być początkowo zaskoczony, jednak po chwili również uśmiechnął się szeroko. 
- Cześć, Caroline. Jak tam minął Ci dzień? - zachowywał się bardzo miło. Miałam wtedy dobre przeczucie, że on również jest w porządku. 
- Spoko jak na pierwszy dzień. - zaśmialiśmy się. - a Twój? 
- Tak samo. - spuścił wzrok na zeszyt, gdy do klasy wszedł profesor Trocke. 


* Harry's pov *

Obok mnie usiadła jakaś lafirynda. 
- Hey Harry! - prychnąłem niezadowolony w odpowiedzi i odsunąłem od niej moje krzesło. 
Zaczerwieniła się zawstydzona i wsadziła nos w książki. 
Podczas gdy nauczyciel od historii tłumaczył kryteria oceniania i zakres nauczania w tym roku, Louis beztrosko flirtował z Caroline. Nie spodziewałem się czegoś takiego po najlepszym kumplu. 
Skoro on tak pogrywa, to ja też zmienię zasady gry. 


Wraz ze dzwonkiem uczniowie liceum prędko wyszli przed budynek szkoły. 
Zgubiłem chłopaków i odnalazłem wzrokiem Caroline. 
Żegnała się z tą swoją najlepszą przyjaciółką i wyszła przez furtkę. Jak jej było na imię? Bella? Becca? 
Dziewczyna skręciła w mniej uczęszczaną uliczkę. 
Odczekałem dwie minuty i ruszyłem tą samą drogą. Na moje szczęście zdołałem zobaczyć, jak blondynka kieruje się na inną ulicę po lewej. 
Chwila. Ta droga prowadziła tylko w jedno miejsce. 
Cmentarz. 
 

* Caroline's pov *

Przywitałam się grzecznie ze staruszką o imieniu Pepper, która sprzedaje przy cmentarzu codziennie kwiaty oraz znicze. Tradycyjnie kupiłam od niej jedną różyczkę i ruszyłam w stronę głównej alei. 
Już niedługo ten chodnik po raz kolejny pokryje się warstwą uschłych liści. A po jakimś czasie znów białym puchem. I znów minie kolejna rocznica ich śmierci. 
Nagle w kieszeni mojej torebki zabrzęczał telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. 
- Beth? 
- Mówiłam Ci, że lepiej będzie jak pójdę z Tobą. 
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam brwi zaniepokojona. Coś się stało? 
- Harry za Tobą poszedł. Pewnie jest już gdzieś tam za Tobą. Przepraszam, że go nie powstrzymałam. 
Przełknęłam głośno ślinę. Cóż, skoro mnie śledzi, to nie powinnam dać po sobie poznać, że o tym wiem. Przynajmniej tak czuję się bezpieczniej. Nie potrzebuję kolejnej konfrontacji. 
Akurat doszłam do nagrobka rodziców. 
- Beth, wszystko w porządku. Poradzę sobie z tym ciołkiem. 
Dziewczyna zachichotała po drugiej stronie połączenia. 
- Twarda z Ciebie laska. 
Tym razem ja przewróciłam oczami z rozbawieniem. 
- Znasz mnie. - wyszeptałam. - To pa. Zadzwonię później. 
Rozłączyła się. 
Mimo tego, że na zewnątrz wyglądałam normalnie, w środku aż bulgotałam ze złości. Jedyne miejsce, gdzie mogłam pobyć zupełnie sama, teraz zostało mi odebrane. Nawet Beth bywała tu ze mną rzadko. 
Po Harry'm dowie się cała szkoła. Każdy dowie się, że jestem sierotą. 
Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku. 


* Harry's pov *

Wychyliłem się zza mojej kryjówki. Po poliku Caroline spłynęła łza, którą pospiesznie wytarła rękawem. 
Czemu tutaj przyszła? 
Podświadomie wyciągnąłem w stronę dziewczyny rękę, jakbym chciał otrzeć tą łzę. 
Otrząsnąłem się. Co ja wyrabiam? A co ważniejsze: co ta dziewczyna ze mną wyrabia? 


* Caroline's pov *

Odsunęłam się od grobu i stukając obcasami o bruk, udałam, że już wychodzę ze cmentarza. Tymczasem uklękłam za inną mogiłą i przypatrywałam temu co się działo. Tak jak się spodziewałam, Harry wyszedł zza drzewa i podszedł do nagrobka moich rodziców. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. A więc teraz już wie. 
Na jego twarzy przelały się fale emocji. Nie wiedziałam, że cokolwiek może poruszyć tego człowieka. 
Nagle brunet podszedł do Pepper. Staruszka uśmiechnęła się do niego szeroko i wręczyła chyba największy bukiet, jaki kiedykolwiek u niej widziałam. Zapłacił sporą sumę i odszedł niosąc herbaciane róże. 
Chłopak ponownie ukląkł przed tablicą i położył na marmurze kwiaty. Schylił głowę. On.. Się modlił. 
Po chwili podniósł się, a z jego oka popłynęła łza. Jedna jedyna. 
Nie wstydził się jej. Nie ukrywał. 
Podświadomie wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, jakbym chciała sama ją otrzeć. Pomóc mu zetrzeć ten ból. 
Odsunęłam ją spowrotem. 
Co ja wyrabiam? A co ważniejsze: co ten chłopak ze mną wyrabia?

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 1

- Car? - machała mi przed oczami Beth stojąc przy szafkach. 
- Uhm, tak? Zamyśliłam się, przepraszam. 
- Zgadnij kto na się na Ciebie gapi od kilku minut! - szepnęła podekscytowana. 
- Oświeć mnie. - westchnęłam niezainteresowana kontynuując wkładanie książek do szafki. 
- Stoi dokładnie za Tobą... Ale nie odwracaj się! - pisnęła. Miałam to gdzieś, bo już domyśliłam któż to mógł być. Oczywiście sam Harry Styles, we własnej osobie otoczony wianuszkiem kumpli. Patrzył się na mnie bezczelnie z cwanym uśmiechem. 
Zaśmiali się gdy zwróciłam na niego uwagę. 
- Debile. - prychnęłam. 
- Oj, przestań. - machnęła ręką moja przyjaciółka. - Mówię Ci, że powinnaś.. 
- Stop! - przerwałam jej, zatrzaskując szafkę. Skierowałyśmy się do klasy, gdzie miałyśmy lekcję. - Robisz mi ten wykład już tysięczny raz. Tak, super. Rozumiem, że każdy na to liczy, ale to się NIGDY nie wydarzy. - specjalnie zaakcentowałam to słowo.
Cała szkoła twierdziła, że ja i Harry powinniśmy być razem. No bo jak to nie? Najpopularniejsza dziewczyna i najprzystojniejszy chłopak nie są razem? Skandal! 
Cóż za ironia. 
Tak się składa, że ten chłopak jest skończonym dupkiem, a ja nie jestem dziwką, by wiązać się z kimś takim ot tak po prostu. Wszystkie szkoły mają jakiś swój chory system. 
Czasami myślę, że wszyscy tu są nienormalni. 
Ciągłe plotkowanie o tych "fajnych" uczniach i dopasowywanie ich w pary jest na pewno nienormalne. 
- Car, posłuchaj mnie tym razem. - przewróciłam oczami. - W tym roku jest jeszcze lepiej. Ma na Ciebie zdecydowanie oko i nie odpuści. Czemu po prostu się nie zgodzisz..? 
Stanęłam jak wryta. Super, moja najlepsza przyjaciółka też jest chora. 
- Udam, że tego nie słyszałam. - zgromiłam ją wzrokiem. 
Dzwonek na lekcje, angielski.  
O nie.
Na angielski z nami chodzi również Harry z Loui'm, Zayn'em, Liam'em i Niall'em. Ci jego przyjaciele. Zapowiada się optymistycznie. 
Weszłyśmy do sali lekko spóźnione, ale nauczyciela jeszcze nie było. 
'O nie' po raz drugi. 
Zostały tylko dwa wolne miejsca, ale nie obok siebie. Jedno obok Zayn'a, a drugie obok Harry'ego. Puściłam Beth przed sobą. Byłam pewna, że usiądzie obok zielonookiego. Jest w nim zakochana, to proste. 
A jednak. Gdy Beth chciała odsunąć sobie krzesło, odezwał się:
- Hey śliczna, czy pozwolisz, że um.. Usiądę z Twoją przyjaciółką? - zauroczył ją uśmiechem. Pewnie nawet nie pamiętał jej imienia. Debil. 
- Takk.. Jasne, nie ma sprawy. - wydukała i usiadła obok mulata. Posłała mi oczko, a ja złapałam się za podstawę nosa dla uspokojenia. 
Dlaczego ja. 
Rzuciłam książki na ławkę i możliwie jak najdalej odsunęłam swoje krzesło od jego. 
- Caroline, ja nie gryzę. - wyszeptał mi do ucha Harry. Przeszły mnie dreszcze. 
- Jasne, że nie. - uśmiechnęłam się fałszywie w jego stronę. Boże, niech ta lekcja już się skończy. 
Nauczyciel wreszcie zaczął swój wykład i począł wyjaśniać nam cały program na bierzący rok szkolny. 
Przez całe 45 minut Harry próbował jakoś zwrócić na siebie moją uwagę, ale próbowałam go ignorować. 
W pewnym momencie, gdy bawił się końcówkami moich włosów, pan Sperge - nauczyciel od angielskiego, zwrócił mu uwagę:
- Panie Styles, jeżeli tak podoba się panu panna Parks, może pan ją gdzieś zaprosić po lekcjach. Ale na moich zajęciach ma być spokój. 
Wszyscy w klasie wybuchli śmiechem i zaczęli gwizdać. 
Łącznie z Harry'm, który bezczelnie żuł jeszcze gumę.
Czy już pytałam się, dlaczego ja? 
Schowałam twarz w dłoniach i wypuściłam głośno powietrze. Zabierzcie mnie stąd. 
Profesor odchrząknął. 
- No więc.. Na koniec roku macie do zaliczenia projekt. Będzie polegał na tym, że musicie przygotować świetnie kilka lekcji angielskiego dla dzieci w pierwszych klasach. Macie na to zadanie całe dwa semestry. Projekt wykonujecie w parach, które sam wam wyznaczę. 
Facet obrzucił klasę spojrzeniem i zmarszczył brwi. 
- Będziecie je robić w takich parach, w jakich aktualnie siedzicie w ławkach. 
Co?
Co?
Co?
Nie, to jakaś paranoja.
Nawet nauczyciele są przeciwko mnie. 
- Wygląda na to, że spędzimy ze sobą więcej czasu niż się spodziewałaś. - znów wyszeptał mi do ucha Harry. 
Zamknęłam oczy, nie pozwalając ponieść się emocjom. 
Moim wybawieniem okazał się dzwonek na przerwę.
Prawie wybiegłam z klasy, potykając się przy tym kilka razy, czym doprowadziłam do śmiechu mojego partnera. 


* Harry's pov *


- Nadal nie rozumiem tego wszystkiego. - powiedział znowu Niall. Na szczęście Louis odezwał się pierwszy, dzięki czemu mogłem nadal obserwować Caroline. Wyjmowała książki z szafki, a później podeszła do grupy dziewczyn rozmawiających obok. Od razu cała ich uwaga została skupiona na niej. Ta dziewczyna jest niesamowita. 
Uśmiechnąłem się pod nosem. I niedługo będzie moja. 
- No więc po co były wszystkie te wcześniejsze laski? One były przynajmniej łatwe. 
- O to w tym wszystkim chodzi. Harry chciał ją mieć, ale najpierw musiał wyrobić sobie reputację i podszkolić się. No wiesz, jak już mówiłeś - ona nie jest łatwa. 
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Próby tłumaczenia Loui'ego były żałosne. Odwróciłem się do chłopaków. 
- Czego jeszcze nie rozumiesz w tym wszystkim? - spytałem Nialler'a. 
- No.. No... - jąkał się. - Naprawdę tego chcesz? Mówię Ci, że to jest zupełnie co innego niż z innymi. 
- Nie wierzysz, że sobie z nią poradzę? - prychnąłem. - Na bal jesienny będzie już na pewno moja. 
Louis zaśmiał się. Przeniosłem na niego wzrok. 
- Może chcesz się założyć? 
- Jasne. 
Zaskoczył mnie tą odpowiedzią. Serio. 
- O satysfakcję. - wyciągnął do mnie dłoń. Uścisnąłem ją. 

poniedziałek, 9 września 2013

Prolog

Hey, mam nadzieję, że zaciekawię was tym opowiadaniem, które mam zamiar umieścić na tym blogu. Występować w nim będą między nimi chłopcy z One Direction, ale nie jako sławny zespół, tylko paczka zwykłych przyjaciół. Zamieszczam tu jego prolog i jeżeli interesuje was dalszy ciąg - skomentujcie, a dodam następny rozdział.



*Caroline's pov*
Nieznośny dźwięk budzika doszedł do moich uszu. Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam do łazienki ubrać się we wcześniej już przygotowany strój.
Dzisiaj pierwszy dzień szkoły.
Tak właściwie ta wiadomość nie dołowała mnie zbytnio. Podczas wakacji zdążyłam się porządnie wynudzić, a teraz przyjdzie mi znowu spotkać się z przyjaciółmi...tak właściwie przyjaciółką. Jedyną prawdziwą. Tu nie chodzi o to, że nikt mnie nie lubi. Wręcz przeciwnie. Zwykle na to nie narzekam, ale czasem bycie najpopularniejszą dziewczyną w szkole zaczyna mnie ostro wkurzać. Przez tą reputację większość ludzi traktuje mnie inaczej i nie zawsze oznacza to, że lepiej. Zależy z której strony się spojrzy. Dużo naprawdę interesujących osób nie zadaje się ze mną, zapewne uważając, że jestem tylko kolejną pustą blondynką.
Odruchowo spojrzałam się w lustro. Błękitne oczy i te nieznośne blond włosy to charakterystyczne cechy mojego wyglądu. Czasami wolałabym, żeby były po prostu czarne, mysie, cokolwiek. Tylko nie ten cholerny blond. Debilne stereotypy.
No więc tak to jest, że aktualnie rozumie mnie jedynie Beth. Najlepsza przyjaciółka. Strasznie cieszę się, że znowu zobaczę tą wariatkę w szkole.
W szkole (i niestety poza nią też) chodzi za nami często grupa tak zwanych plastików. Z tym się zgodzę. Głupiutkie dziewczyny lecące na kasę czy popularność. Cały czas powtarzam sobie, że nie mam z nimi nic wspólnego, ale czasem sama w to wątpię. Za dużo czasu z nimi spędzam, bo nie chciałabym do końca porzucić też zalet bycia lubianą. Może to płytkie, ale chyba jest to zapisane gdzieś głębiej w mojej podświadomości.
A może nie jest to aż tak trudne do wyjaśnienia.
Przygotowana zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie siedziała już przy stole moja ciocia.
Ciocia, bo.. to ona się mną zajmuje. Jeżeli można to tak nazwać. Nie winię jej za to, że tak często zostawia mnie samą w domu, bo rozumiem, że zarabia na nasze życie, ale czasami potrzebuję kogoś tuż obok, a moja Beth nie zawsze może wyrwać się z domu.
Czemu ciocia?
Cóż.
Moi rodzice zginęli gdy byłam jeszcze mała. W wypadku samochodowym. Też znajdowałam się w aucie. Jako jedyna wyszłam z tego żywa. Z obrażeniami, ale cała. Nienawidzę tego wspominać. Za dużo bólu.
Westchnęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę ciotki. Uśmiechnęła się do mnie ciepło znad gazety i podsunęła pod nos talerz z jedzeniem.
Najedzona, wstałam szybko i pożegnałam się z ciocią, całując ją w policzek. Podniosłam ciężką torbę z podłogi i od razu pobiegłam na przystanek autobusowy. Ku mojemu szczęściu przynajmniej dzisiaj się nie spóźniłam.
...
Wkroczyłam do szkoły w moich botkach na obcasach, śmiesznie stukając przy tym o posadzkę. Momentalnie poczułam na sobie wzrok wszystkich ludzi na korytarzu. Chciałam tylko przedrzeć się przez tą chmarę i odnaleźć przyjaciółkę, ale przy tym tłoku wydawało się to niemal niemożliwe.
Tak jak się spodziewałam, już po chwili dopadły mnie 'moje psiapsiułki', które rzuciły się na mnie z uściskiem. Uśmiechnęłam się tylko do nich krótko i ignorując ich nawoływania, pobiegłam na drugą stronę korytarza, gdzie czekała już na mnie Beth.
Ludzie witali się ze mną, ale ja nawet nie omieszkałam się z nimi do końca przywitać.
- Beth! - krzyknęłam uradowana i uściskałam mocno przyjaciółkę. Ta w zamian podniosła mnie w górę i obkręciła wokół własnej osi. Umiała to zrobić, dzięki jej budowie. Beth nie była jakoś przesadnie gruba, dla mnie w sam raz, ale niektórzy mówili, że jest otyła. W sumie nie obchodziło mnie to wcale, aż do momentu, gdy ona sama zaczęła się tym martwić. Ludzie powinni patrzeć na wnętrze, reszta jest nieważna.
Beth obcałowała mnie i znowu przytuliła do siebie. Tak bardzo za sobą tęskniłyśmy. Dwa miesiące bez mojej pyskatej towarzyszki, to czysta tortura.
Odsunęłam się trochę od niej, aby porozmawiać, ale wtedy ujrzałam..
Jego.
W otoczce swoich kumpli.
Gapił się na mnie, prawie pożerając mnie wzrokiem.
Chłopak o kręconych włosach i zielonych oczach, dla którego prawie każda dziewczyna w szkole rzuciłaby się w ogień. No właśnie. Prawie. Wyjątek stanowiłam ja i Beth, ale co do niej też nabierałam już wątpliwości. Może nie zrobiłaby dla niego wszystkiego, bo ma swój honor, ale widocznie była  nim zauroczona. Natomiast on.. on miał te wszystkie dziewczyny za nic. Tylko za materiał do przelecenia. Prawdopodobnie miał już na swoim koncie więcej lasek, niż jego czwórka przyjaciół będzie miała kiedykolwiek razem wziętych. Dlatego go tak nienawidzę.
A tymczasem on widocznie na cel obrał sobie właśnie mnie.



Eleanor