niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 14

No i jak ja teraz wywinę się z tej niezręcznej sytuacji?
Caroline zmarszczyła brwi i oparła głowę na ręce. Westchnęła zmęczona.
- Odpuść sobie, Harry. Możemy ominąć ten cały etap relacji, gdy będziesz próbował mnie poderwać? Bo nic z tego nie będzie.
Co? Wyprostowałem się na krześle i przeszyłem ją uważnie wzrokiem.
Ciekawa teoria, wydawała się być sensowna. W przeciwieństwie do prawdy.
- Okej, sorry. - pokiwałem głową zwyczajnie. Zależało mi tylko na tym, żeby przestało być tak niezręcznie, więc przystałem na jej wersję.
Nadal nie wiem, co mnie strzeliło.
Dziewczyna zmieniła pozycję na krześle i odwróciła się przodem do mnie. Potarła swoje dłonie i spojrzała na mnie.
- Harry, jest coś jeszcze.
- Tak? - odsunąłem się lekko od biurka.
- Wiem, jak możemy pomóc Loui'emu.
- Caroline, nie sądzę.. - zacząłem, ale dziewczyna mi przerwała.
- Wysłuchaj mnie najpierw. - pokiwałem od niechcenia głową. - Skoro nie możesz wziąć pieniędzy z konta ojca, może.. sam je zarobisz? - podniosła jedną brew.
- Co? - zaskoczony, wstałem z krzesła. Blondynka postąpiła podobnie i kontynuowała już mniej pewnie:
- Każde z nas mogłoby znaleźć jakąś pracę.. To nie musiałoby być coś wielkiego.. Nie sądzisz, że każda pomoc się liczy? Odwlekalibyśmy jakoś termin zapłaty i do tego czasu uzbieralibyśmy dla Loui'ego potrzebną sumę. - przygryzła wargę, w geście zdenerwowania.
Zaśmiałem się głośno i złapałem za głowę.
- Czy Ty wiesz o jakich pieniądzach mówisz?
- No nie.. nikt mi nie powiedział. - odparła cicho.
Pokręciłem z rozbawieniem głową i skierowałem się do drzwi.
- Harry, gdzie idziesz?
- Do domu, myślę, że skończyliśmy. - odparłem prosto, gdy już byłem na schodach. Caroline podreptała za mną.
- Nieprawda, mamy jeszcze.. - urwała, gdy napotkała moje zirytowane spojrzenie. Narzuciłem na siebie płaszcz, założyłem szybko buty i sam otworzyłem sobie drzwi.
- Harry? - pisnęła, gdy już miałem zamiar odejść bez pożegnania.
- Czego? - warknąłem. Skuliła się trochę.
- To jak będzie?
- Możesz o tym zapomnieć. - syknąłem. - Widzimy się jutro przed wejściem do tej dzieciarni. - rzuciłem i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Nikt mi nie będzie mówił co mam robić. Komu pomagać. Co powinienem.
Nikt.


* Caroline's pov *


Jeżeli ten dupek się spóźni, to nie wiem co mu zrobię. Wczoraj zostawił mnie jeszcze z masą roboty, wkurzył się na mnie za nic, a teraz w dodatku nie przychodzi na czas.
Zabiję go.
- Panna Parks? - podeszła do mnie jedna z nauczycielek.
- Tak.. - przełknęłam gulę w gardle i nieśmiało pokiwałam głową.
- Lekcja zaczyna się za jakąś minutę, gdzie pani partner?
- Um, źle się czuje i nie przyjdzie dzisiaj. - przygryzłam wewnętrzną część policzka. Miałam nadzieję, że na to pójdzie.
- Oh, dobrze, więc klasa znajduje się na końcu korytarza po lewej. - uśmiechnęła się. - Powodzenia.
Kobieta odeszła zostawiając mnie prawdopodobnie samą z całą masą dzieci.
Odjazd.
Zabrzmiał dzwonek na lekcje. Wszystkie dzieci na korytarzu pognały do swoich sal. Westchnęłam głęboko i wolnymi krokami skierowałam się do wyznaczonego pokoju.
Moje niskie obcasy stukały charakterystycznie o drewnianą podłogę. Rozejrzałam się po budynku. Żółte ściany pokryte różnymi obrazkami. Sufit wysoko nad ziemią. Stół do ping-ponga stał przy wejściu. Korytarz był w miarę szeroki.
Zanim się spostrzegłam, znalazłam się w odpowiednim miejscu. Spuściłam wzrok na buty, ścisnęłam teczkę z materiałami w ręce i zdecydowanie nacisnęłam na klamkę.
Zdawkowo rozejrzałam się po sali. Ku mojemu zdziwieniu, z tyłu siedziała jakaś inna nauczycielka, jednak była wpatrzona w swoje notatki i nawet nie zauważyła mojego wejścia.
I może dobrze.
Po chwili poczułam duże dłonie na biodrach. Jego charakterystyczny zapach owiał mnie z każdej strony i już wiedziałam, kto to może jedynie być.
- Cześć, dzieci! - Harry wyszczerzył się w ich stronę i zatrzasnął za nami drzwi. Przybliżył się jeszcze bardziej i oparł brodę na moim ramieniu, łaskocząc mnie lokami po policzku.
Jeden moment wystarczył mi, aby zobaczyć te zdziwione miny wszystkich dzieci. Nienienienie.
- Odsuń się ode mnie! - wysyczałam i odepchnęłam go od siebie na dobry metr. - Myślałam, że nie przyjdziesz.
- Przecież mówiłem, że będę. - przekrzywił głowę na bok i uśmiechnął się znowu. Odwrócił przodem do dzieci i uciszył gestem ręki. Od niechcenia postąpiłam tak samo.
- No cześć. Ja mam na imię Harry. A to jest Caroline. - gestem ręki wskazał mnie. Uśmiechnęłam się przyjaźnie. W końcu chciałam wywrzeć dobre wrażenie.
Chociaż właściwie ich opiekunka nie zwracała na nas uwagi. Więc jak ma to działać? Kto oceni naszą pracę? Mimo wszystko chciałam dać z siebie wszystko, nigdy nic nie wiadomo.
Mimowolnie rozejrzałam się po klasie, poszukując wzrokiem kamer. Dobra, to już było głupie.
Potrząsnęłam głową i wróciłam myślami do rzeczywistości.
Harry zdążył już wyjąć mi z dłoni materiały i teraz żywo gestykulował przed tą małą widownią. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Dobry był. Nie wiedział nawet o czym mamy lekcję, a już zdążył ich zainteresować.
Oparłam dłoń o bok i przypatrywałam mu się z zaciekawieniem. Podał mi do ręki połowę pliku kartek i zachęcił do mówienia.
Spuściłam wzrok na tekst. Podniosłam go znów na dzieci i uśmiechnęłam się szeroko.



- Um, no to do zobaczenia.. za jakiś czas! - powiedziałam, tym samym żegnając się. Harry podreptał uszczęśliwiony za mną i pomachał im.
Ale oczywiście musiał wywinąć coś na koniec, prawda?
Gdy wychodziliśmy, objął mnie w talii. Przeszły mnie lekkie ciarki. Nie potrafiłam zdefiniować czy było to, przyjemne czy nie, uczucie. Nachylił się szybko i pocałował lekko w policzek.
Chyba zrobiłam się czerwona na twarzy. Przynajmniej tak czułam. Spuściłam więc głowę, ignorując dosyć głośne chichoty dzieci za nami.
Chłopak zamknął za nami drzwi i uśmiechnął się ukazując swoje dołeczki. Wsadził dłonie do kieszeni w spodniach i zakołysał się na piętach. Spojrzałam się na niego wymownie i założyłam ręce przed sobą.
- Chciałem Ci tylko podziękować. - pokiwał energicznie głową.
- Mhm. - to niesamowite jak bardzo odmienny może mieć nastrój zaledwie dzień później. Myślałam, że nie będzie się do mnie odzywał.
- Dobra, nie wiem jak Ty, ale ja idę na lekcje. - odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę budynku liceum. Usłyszałam za sobą, że również ruszył z miejsca. Jednak nie zamierzał mnie wyprzedzać, ani się odzywać.
Zmarszczyłam brwi. Przezornie naciągnęłam mój sweter za pupę. W odpowiedzi otrzymałam jego stłumiony chichot.



- Niall! - krzyknęłam, gdy dojrzałam blond czuprynę chłopaka wśród innych w kolejce na stołówkę. Zachęcił mnie gestem ręki, bym podeszła.
Wepchnęłam się za nim do kolejki i uśmiechnęłam szeroko.
- No jak było?
- Ale gdzie?
- No przedwczoraj, wiesz..
- A! Um, super. - wydusił. Spojrzałam się na niego z politowaniem. - Opowiem Ci, ale może jak usiądziemy, okej?
- Mhm. - prawie podskoczyłam z podekscytowania.
Usiedliśmy na naszych starych miejscach, Loui'ego nigdzie nie było. Westchnęłam pod nosem z żalem. Od wczoraj nie odezwał się ani słowem i powoli zaczęłam rozumieć swoją winę. Brakowało mi go, nawet jeżeli była szkoła i, i tak nie spędzilibyśmy ze sobą dużo czasu.
Kochałam go, reszta nie miała znaczenia. Źle znosiłam nasze kłótnie.
Uśmiechnęłam się jednak lekko, by Niall nie zaczął się dopytywać. Nie miałam na to nastroju.
- No więc.. gdy skończył się film, zorientowaliśmy się, że sobie poszliście. - przerwał na chwilę i pogroził mi palcem. - Poszliśmy.. do mnie. No i moich rodziców nie było w domu i … - zaśmiał się nerwowo. - Angie została u mnie na noc.
Zrobił się cały czerwony, a ja prawie zakrztusiłam się jabłkiem.
- Co?! - prawie krzyknęłam, gdy wreszcie udało mi się uspokoić oddech. - To dlatego nie było was wczoraj w szkole? - nadal nie mogłam w to uwierzyć.
- Car, spokojnie. Do niczego nie doszło. Po prostu.. spałem na kanapie, no a wczoraj obudziliśmy się późno i już nie chciało nam się iść do szkoły. Spędziliśmy cały dzień razem. - chłopak uśmiechnął się pod nosem.
Odetchnęłam z ulgą. Gdyby Horan.. ugh, zrobiłby Angie coś takiego na pierwszej randce, udusiłabym go.
- Co na to jej rodzice? - wytrzeszczyłam oczy. Przecież oni nigdy w życiu by się na coś takiego nie zgodzili.
- Angie postanowiła zrobić coś przeciwko nim. Coś szalonego. - zaśmiał się. Odsunęłam się trochę od stołu i spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Nie czuję się wykorzystany. - wybuchł jeszcze większym śmiechem.
- Zamknij się debilu! - rzuciłam w niego już pustą butelką po wodzie. Nie podziałało. Teraz już prawie turlał się po ziemi.
Nagle do naszego stolika podeszła Angeles. Nialler uspokoił się momentalnie, gdy usiadła obok niego i złożyła na jego policzku buziaka. Aż się zarumienił. Zachichotałam cicho, na co spiorunował mnie wzrokiem.
Dziewczyna rozpoczęła z nami rozmowę, a ja myślałam jedynie o Loui'm. Oni wyglądali tak cudownie razem, a gdzie jest mój chłopak? No właśnie. Nie mam pojęcia.
Spuściłam wzrok na ich splecione dłonie i przełknęłam głośno ślinę.
- Caroline, gdzie Louis? - spytała prosto z mostu Angie.
- No.. - nie musiałam nawet kończyć, bo usłyszałam nad moją głową jego głos:
- No hej. - odwróciłam się do niego. Uśmiechnął się lekko. - Car, możemy porozmawiać?
Pokiwałam lekko głową. Zignorowaliśmy zdziwione miny pary i wyszliśmy ze stołówki. Zatrzymał się przy ścianie kilka metrów dalej.
- Przepraszam. - wydusił. Spojrzał się na mnie tymi błękitnymi oczami i od razu zmiękłam. - Nie chciałem, żeby tak wczoraj wyszło.. Ja.. możemy o tym zapomnieć? Myliłem się. - skończył prawie szeptem. Zatrzepotałam rzęsami.
- No tak.. Lou, ja też przepraszam, ostatnio dużo czasu spędzam z Harry'm, ale zrozum, nie z własnej woli. - pokiwał zmęczony głową i przytulił mnie mocno. Zatopiłam głowę w zagłębieniu jego szyi i odetchnęłam jego zapachem. Dom, cynamon, bezpieczeństwo. Pierwsze skojarzenia jakie wpadły mi do głowy.
Odsunął mnie od siebie delikatnie i ujął moją twarz w dłonie. Pochylił się powoli i pocałował namiętnie. Nogi miałam jak z waty. Moje dłonie błądziły po jego torsie, by w końcu odnaleźć odpowiedni skrawek jego koszulki, który od razu zmięłam.
Oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć trochę powietrza. Louis oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego dłonie nadal znajdowały się na moich policzkach. Pocierał je delikatnie palcami.
- Nie chcę się już nigdy kłócić.
- Ja też. - odpowiedziałam na wydechu. Prawie udało mi się uspokoić oddech.
Chłopak pocałował mnie w czoło i objął w talii. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Zgadnij co jest w ten weekend. - rzucił.
- No niech pomyślę.. Twoje imieniny?
Louis skarcił mnie wzrokiem, ale po chwili roześmiał się.
- Bal! - podskoczył i wyszczerzył się.
- Możliwe.. - jednak nie mogłam się powstrzymać i również zaśmiałam się.
- Wiesz co to znaczy? - tym razem na serio nie wiedziałam o co mu chodzi. - Musimy kupić sukienkę. I musisz pomóc wybrać mi garnitur. Czy coś - zmarszczył zabawnie nos. Nie wierzyłam, że ten oto Louis Tomlinson dobrowolnie ubierze się w garnitur.
Co ja mu zrobiłam..





No cześć. I jak podoba się? Mam nadzieję, bo trochę wsadziłam w to pracy c:
Proszę, jeżeli czytasz, skomentuj ten post, to naprawdę dodaje wiele motywacji do pisania. Rozdziały są o wiele lepsze, gdy widzę, że komukolwiek zależy! :)
No i wow dobiliśmy do 10 obserwujących haha bk so much, no ale i tak: strasznie dziękuję wszystkim, którzy zaobserwowali ten blog *c* ilysm.

Jeżeli chcesz być informowanym, dodaj blog do obserwowanych na koncie bloggera
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować o nowej notce, tuż po jej dodaniu.

Kocham was kwiatuszki xx


niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 13

* Loui's pov *


- Co to było? - wysyczałem. Caroline wzdrygnęła się lekko i spuściła wzrok na torbę, która leżała na podłodze. Podniosła ją i przełożyła sobie przez ramię. Spojrzała się na mnie wreszcie.
- Muszę się teraz spotkać z Harry'm. Mamy jutro tą lekcję. - kąciki jej ust podniosły się lekko. 
- Czy Ty tego nie widzisz?! - krzyknąłem, wymachując rękami w powietrzu. Uwaga kilku osób naokoło przeniosła się na nas, ale mało mogłem już na to poradzić.
- Czego? - spytała cicho, marszcząc brwi. Czyli naprawdę nie rozumiała?
- Wiedziałem, że.. - westchnąłem. - mu się to uda. Ale nie myślałem, że tak szybko. 
- Co? - wydusiła dziewczyna.
- Zbajerował Cię, prawda? No bo kto by mu się oparł? Widzę jak się szczerzysz, jak o nim mówisz. Widzę jak się na Ciebie patrzy, a Ty nic z tym nie robisz. Ocknij się! - prychnąłem. Pokręciłem głową ze zdenerwowaniem. 
- Co?! - rzuciła wreszcie. - Obraża mnie to, Louis. Myślisz, że jestem taka jak inne? Dziękuję! - krzyknęła tak głośno, że pewnie nawet Harry, po drugiej stronie korytarza, usłyszał. Zrobiło mi się tak głupio.. Nie tak miało wyjść. 
Pospiesznie ponownie przeanalizowałem moje argumenty w głowie i stwierdziłem, że jestem kompletnym debilem. 
- Nie, Car.. Ja.. - zaciąłem się, ale nie musiałem kończyć. W tym samym momencie poczułem jej ciepłe usta na swoich. Objęła moją twarz swoimi dłońmi i przyciągnęła jeszcze bliżej. Ciepło momentalnie wypełniło całe moje ciało. Czułem nawet jak rumienią mi się policzki, co było ekstremalnie dziwne. Zakończyła pocałunek tak niespodziewanie, jak zaczęła.
- Jeżeli tego właśnie chciałeś, to proszę. Świetna scenka przed Twoim wrogiem i jednocześnie najlepszym kumplem, prawda? - podniosła jedną brew i zaśmiała się z ironią.
- Pa, Louis. - odwróciła się i rzuciła mi przez ramię. Spuściłem wzrok na swoje buty. Czułem na sobie spojrzenie całego korytarza. Gdyby to nie wystarczało, naszło mnie nagle poczucie winy. Potarłem swój kark zmieszany i odwróciłem się na pięcie. 

* Harry's pov *


- Caroline? - odezwałem się, gdy zapięliśmy pasy w moim samochodzie. Nie ruszyłem z parkingu. 
- Tak? - żeby zająć czymś dłonie, dziewczyna zaczęła szukać czegoś w torbie. Westchnąłem i dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok. 
- Czy.. wszystko w porządku? 
- Tak, czemu miałoby nie być? - odpowiedziała trochę za szybko. 
- Widziałem. Teraz z Loui'm. Co się stało? - tak właściwie to nie wiedziałem co we mnie wstąpiło. 
- A co Cię to może obchodzić? - burknęła. 
Odwróciłem się w drugą stronę i uruchomiłem silnik. Zabolało. 
- Okej, przepraszam. - szepnęła. Wróciłem na nią wzrokiem. Spuściła głowę i przeczesała palcami włosy. 
Nie doczekałem się odpowiedzi. 


- Pojedźmy tym razem do mnie, okej? - odezwała się po chwili ciszy. Tak właściwie jechałem już w kierunku mojego domu.
- Czemu? - zapytałem.
- Ostatnim razem byliśmy u Ciebie, przyszła kolej na mnie. - odparła lekko i oparła łokieć o drzwi samochodu. 
- Jak sobie życzysz. - westchnąłem. - Podaj mi tylko swój adres.
Dziewczyna spojrzała się na mnie nerwowo. Zaczęła kręcić na swoim fotelu, chyba tocząc bitwę z samą sobą. Na moje szczęście odpowiedziała mi w końcu, podając ulicę. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i skręciłem w uliczkę obok. Tak właściwie nie było to za daleko. 
Oznaczało to też, że skoro ja i Louis mieszkamy w niewielkiej odległości, to Caroline i Louis również. Ugh. 


- Um, ładnie mieszkasz. - powiedziałem, gdy znaleźliśmy się w środku. Odwiesiłem płaszcz na pobliski wieszak i zdjąłem buty. W efekcie czego stałem teraz w skarpetkach, czekając, aż dziewczyna się rozbierze. 
- Wiem, że to nie jakiś pałac, ale.. przytulnie tu. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. 
- Chodź, pokażę Ci dom. - odezwała się cicho i zaprowadziła do poszczególnych pokoi. Cały czas starała się uśmiechać. To dziwne, zawsze była raczej dla mnie oschła. 
Gdy dotarliśmy do jej pokoju, zaproponowała coś do picia, a ja odetchnąłem z ulgą. 
Poszła sobie. 
Nie mogłem tak dłużej wytrzymać. Zwariowałem. Zachowuję się jak debil. Przy niej. Przez nią. 
Nie mogę dłużej z nią wytrzymać. Nienawidzę jej za to, co ze mną zrobiła. 
Cały czas myślę tylko o dużych, błękitnych oczach. O pełnych, zaróżowionych ustach. O długich, falujących blond włosach. O tej figurze.. Stop. 
Najgorsze jest to, że nie chodzi właściwie o to wszystko. Obchodzi mnie wnętrze dziewczyny, co zdarza się po raz pierwszy. 
Okropność. 
Opadłem na blat jej biurka. Przeczesałem palcami włosy. Niech to odejdzie do jasnej. 
Teraz.
Na dodatek, gdyby tego było mało, od czasu tamtego, feralnego popołudnia, gdy ją uratowałem, nie potrafię normalnie się przy niej zachowywać. 
- Proszę, herbata. - jej głos wyrwał mnie z zamyślenia i od razu podskoczyłem na krześle. Położyłem dłoń na klatce piersiowej, próbując choć trochę uspokoić szalone bicie serca. 
- Wszystko w porządku? - Caroline podniosła jedną brew. 
- Tak.. Przestraszyłaś mnie tylko. - wydukałem. 
- Aha. - odparła tylko i wzruszyła ramionami. Usiadła na krześle obok i wyjęła notatki z torby. Wiedziała, że i tym razem nie wniosę nic od siebie, więc tylko opowiadała mi o tym, co mam robić. Potakiwałem mechanicznie. 
Nie zwracałem uwagi na słowa. Gapiłem się na jej oczy. 
Błękit.
Nie mogłem oderwać od nich wzroku i to dopiero przerażało. 
- Harry? - dziewczyna wkurzyła się już chyba, bo trzepnęła mnie po ramieniu. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na nią ponownie. Czekała na wyjaśnienia.
- Przepraszam, Caroline.. Bo.. Masz zniewalające oczy. - wychrypiałem. 
Co do cholery właśnie powiedziałem?!


Hej kochani:) tak, zdaję sobie sprawę, że rozdział wyjątkowo krótki :c w dodatku dodaję o tak późnej porze. Ale musicie mnie zrozumieć, cały czas latam po domu i pomagam w przygotowaniu wigilii, nie jest łatwo. W ogóle nie miałam czasu na pisanie, bo wieczorami byłam tak padnięta, że od razu zasypiałam:( przepraszam też za to, że rozdział ogólnie jest do dupy lol. Nie wiem co mnie strzeliło. Po prostu dzisiaj rano słucham sobie piosenek i nagle zaczęło lecieć 'Irresistible' i ah.. te sentymenty do tej piosenki. Tak mnie wzruszyło, że aż zainspirowało to cały rozdział xD gdyby ktoś jeszcze nie zauważył. Totalnie mi odbiło, no ale może nie udusicie mnie za to lul.
Ale! Dodaję jak obiecałam: w niedzielę. Zawsze dotrzymuję słowa, więc oto proszę:)
Poza tym, to ostatni rozdział jeszcze przed świętami, więc wesołych życzę! Dużo prezentów, szczęścia i miłości moje misiaki <3 Tak właściwie bardziej przejmuję się urodzinami Loui'ego, niż samą wigilią lul coś chyba ze mną nie tak, ale co tam.
Obiecuję, że następny rozdział będzie dłuższy. Będę miała dużo czasu c: 

Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie Ci się ukazywać kolejny rozdział.
Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:)
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.


Kocham was skarby
Wesołych urodzin Tomlinsona
x

środa, 18 grudnia 2013

Rozdział 12

Wrzasnęłam. Bo.. To było przerażające. Odwróciłam się gwałtownie. Naprzeciwko mnie stał, tak po prostu z podniesioną ręką z szkłem, z niepewną miną. Zbadał wzrokiem leżącego chłopaka i wyprostował się. Miał na sobie czarne rurki, tego samego koloru podkoszulek i szarą, ciepłą bluzę. Przeczesał palcami swoje charakterystyczne loki.
- Harry?! - pisnęłam. Nadal nie poruszyłam się z miejsca.
Spojrzał się na mnie i odrzucił potłuczoną szyjkę butelki na bok. 
- Chodźmy stąd, zanim się ocknie. - wychrypiał.
I jakby nigdy nic, po prostu.. poszliśmy posłusznie za nim. Wyprowadził nas na częściej uczęszczaną ulicę, dzięki czemu poczułam się bezpieczniej. Dłonie nadal mi drżały, a łzy na policzkach jeszcze nie wyschły. Dogoniliśmy chłopaka. Louis zatrzymał go za rękaw i rzucił z wyrzutem:
- Mógł ją zabić. Mógł zdążyć strzelić, idioto! - może nie był tak rozbity jak ja, ale widać było po nim zdenerwowanie i strach. 
Trzęsłam się jeszcze bardziej. Może również dlatego, że miałam na sobie jedynie bluzkę i sweterek. Punkt dla mnie, ugh. 
Styles przeniósł swój wzrok na niego. Zieleń jego tęczówek momentalnie pociemniała. 
- Miał pustaka. Ale musiałem go uderzyć, bo miał ten scyzoryk. - westchnął. - to był dzieciak wysłany przez Walter'a. Mogło go ponieść, ale mimo to.. Naprawdę myślisz, że wysłałby do zabicia Ci dziewczyny kogoś.. takiego? - zaśmiał się, co nie wydało mi się stosowne ze względu na temat rozmowy. Zmarszczyłam brwi. - To profesjonalista, Lou. 
- W takim razie po co kogokolwiek przysyłał, hm? - zapytał, nie odpuszczając. 
- Żeby was nastraszyć. - tym razem ledwo zaszczycił Loui'ego krótkim spojrzeniem. Jakby to było takie proste. 
Wzdrygnęłam się. Zdecydowanie mu się to udało. 
- Ugh, Louis, Louis.. Zamiast się ze mną wykłócać, mógłbyś zająć się swoją dziewczyną. - rzucił drwiąco i zdjął swoją bluzę. Spojrzałam się na niego zdziwiona. Nie ruszałam się, właściwie nie wykazywałam żadnych czynności życiowych, poza urywanym oddechem. Styles delikatnie zarzucił swoją bluzę na moje ramiona. Odwinął kaptur pocierając przy tym lekko moją szyję. Przymknęłam oczy, próbując przyzwyczaić się do nowego uczucia. Tego ciepła, które narastało, tylko gdy chłopak dotykał mojej skóry. Co to ma być?! W sumie byłam wtedy zbyt otumaniona, więc pozwoliłam mu kontynuować czynność. Harry zebrał moje włosy spod materiału i przełożył mi je zwinnie na plecy. Westchnął, rozchylając usta. Automatycznie zrobiłam to samo. Nieświadomie przejechał dłonią po moich plecach. Odwrócił się wreszcie, jakby zmagając się z samym sobą. Oboje patrzyliśmy przed siebie pustym wzrokiem. Louis nie odezwał się, cisza była niezakłócona i po chwili stała się niezręczna. Nie wiedział co zrobić, nie ogarniał tego wszystkiego, co się przed chwilą wydarzyło. A na pewno nie tej nagłej dobroczynności Harry'ego. Przecież ja go nawet nie lubię!
Mimo to mój chłopak nie zdjął ze mnie jego bluzy. Ujął moją dłoń i tylko zaprowadził do swojego samochodu.
Byłam taka roztrzęsiona. To było najpierw okropne, później ekstremalnie dziwne. Miałam tak bardzo suche usta, ale nie mogłam ich zamknąć. Zacięłam się. Tak było do końca jazdy pod mój dom. Ale też również w środku. I do końca dnia.



- Ty! - złapałam Harry'ego za rękaw bluzy. Korytarz był zatłoczony, więc musiałam trzymać go mocno, by mi się nie wywinął. Początkowo odwrócił się i uśmiechnął lekko, ale zauważył później moją zdenerwowanie i zmienił minę na bardziej zszokowaną.
- Wytłumacz mi, dlaczego nie pomożesz Loui'emu? - wysyczałam. Podniósł jedną brew pytająco. Tylko mnie nie lekceważ, bo źle to się dla Ciebie skończy.
- Jesteś dziany, Styles. - wymierzyłam w niego wskazujący palec. Czy ja go oskarżałam?  - Czemu nie pożyczysz po prostu mu tej kasy? Jesteś jego najlepszym przyjacielem. Co z Tobą nie tak?! - przerwałam na chwilę. - A nie sorry, ostatnie pytanie było retoryczne.
Brunet obruszył się lekko, ale po chwili odezwał się jednak:
- Caroline.. Ty nie rozumiesz. - westchnął i zatrzymał wzrok gdzieś obok mnie. Byle tylko nie patrzeć w moje oczy.
- To mi wytłumacz. - bąknęłam.
- On ma u niego naprawdę duże długi. Mój ojciec zabiłby mnie, dowiedziałby się o tym, że taka suma znikła z jego konta. I tak już ma mnie na oku. - przewróciłam oczami. - Mówię poważnie, nie znasz go. - zaciął się na chwilę, ale jakoś przemógł się - Już za dużo razy mu pomagałem. Teraz przyszedł czas, żeby sam sobie poradził. I tak sam mam wystarczająco dużo problemów na głowie. - wreszcie jego wzrok spoczął na mojej twarzy. Harry był dużo wyższy i nie podobało mi się to. Miał przez to nade mną naturalną przewagę.
- Ale.. - jednak już mnie nie słuchał. Odwrócił się na pięcie i poszedł w drugą stronę. Próbowałam jeszcze go dogonić, ale skutecznie schował się w tłumie.




- Car, potrzebuję Twojej pomocy. - szepnął tajemniczo Niall. 
Podniosłam zaciekawiona brew. Nadal dziwnie się czułam po wczorajszych wydarzeniach. Bałam się każdego zakrętu, miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Paranoja. Próbowałam nie dać tego po sobie poznać. Niall nie wiedział. Właściwie nikt poza naszą trójką nie wiedział. A przynajmniej miałam taką nadzieję. 
- Bo.. ja się boję. 
- Co? 
- No nie wiem. Po raz pierwszy stresuję się przed randką. - przebiegł nerwowo wzrokiem po ludziach na korytarzu. 
- Ah. Ale co mogę na to ja? 
- No bo pomyślałem, że.. Masz może dzisiaj czas? 
- No tak. 
- Może wybrałabyś się ze mną, Angie i Loui'm do kina? Taka podwójna randka. - wyrzucił na jednym wdechu. Zaśmiałam się. 
- A co na to Louis? 
- Już się zgodził. - blondyn uśmiechnął się szeroko. 
- No to okej, możemy iść. - odwzajemniłam uśmiech chichocząc pod nosem. 
- Dzięki, jesteś wielka. - Niall przyciągnął mnie do siebie w uścisku. Odprawiłam go zdawkowym machnięciem ręki. 
Wariat. 


- Gotowa na towarzyszenie temu nieudacznikowi na randce? - zaśmiał się Louis wyłaniając się znikąd przy mojej szafce. 
- Jak nigdy. - również parsknęłam śmiechem. Wyciągnęłam płaszcz i owinęłam szyję szalikiem w kratkę. - Jak to on sobie wymyślił? Ja mam niby zabrać Angie na miejsce? - upewniłam się. 
- Mało romantyczne, ale tak. - potwierdził. Wsadził dłonie do kieszeni spodni. - Do zobaczenia na miejscu. - obdarzył mnie pocałunkiem na pożegnanie i odszedł. Od razu miałam więcej chęci do życia. 


- I jak, idziemy? - westchnęłam przyglądając się dziewczynie. Stałam przy drzwiach jej pokoju. Pierwszy raz byłam w jej domu. Był w miarę przestronny i przytulny. Jedyną dziwnym aspektem tego miejsca byli jej rodzice. Skrzywiłam się na samą myśl. Tacy.. srodzy. Czasami dziękuję mojej ciotce w myślach za to, że nie wie o mnie wszystkiego. Tyle wolności!
Angie po raz setny przejrzała się w lustrze i pokiwała energicznie głową. Ubrała na siebie zieloną sukienkę do kolan. Ładnie wykrojona i skromna. Falowała lekko, gdy dziewczyna stawiała szybkie kroki. Była podekscytowana.
Dojechałyśmy pod kinem autobusem z powodu braku samochodu. Z resztą żadna z nas nie miała jeszcze prawka. Już z daleka ujrzałam Loui'ego, który żywo gestykulował przed głową zamyślonego blondyna. Denerwował się, i to bardzo. Pozostało mi mieć tylko nadzieję, że pewność Angie go uratuje.
- Cześć. - rzuciłam, gdy zatrzymałyśmy się przy nich. Pocałowałam lekko bruneta w policzek, na co zareagował szczerym uśmiechem. Splótł nasze palce i zaprowadził do sali kinowej, pozostawiając tą dwójkę w odpowiedniej odległości.
- Trochę prywatności im nie zaszkodzi. - szepnął do mojego ucha. Zachichotałam trochę nazbyt głośno. Automatycznie odwróciłam głowę i napotkałam spojrzenie przerażonego Horan'a. Co z nim? Zawsze był pewny siebie przy dziewczynach. 
- Jaki to właściwie film? - zapytałam gdy usiedliśmy już wygodnie na siedzeniach. Niall z Angie usiedli przed nami, co wydawało się rozsądnym pomysłem.
- Um, jakaś komedia romantyczna. - wzruszył ramionami Louis. Światła nagle zgasły. Rozpoczął się seans.


- Louis.. - szepnęłam.
- Tak? - chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Nudzi mi się. - powiedziałam prosto z mostu. Tommo zachichotał, a po chwili wstał bezszelestnie wskazując ręką wyjście. Pokiwałam głową i zebrałam płaszczyk z siedzenia. Staraliśmy się wyjść tak, aby para przed nami nas nie przyłapała, ale na nasze szczęście byli zbyt zajęci sobą.
- Ugh, wreszcie. - odetchnęłam świeżym powietrzem, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz. Louis przyglądał mi się z podniesioną brwią.
- Um, przepraszam.. jeżeli chciałeś oglądać. - od razu ugryzłam się w język, gdy zobaczyłam jak Louis kręci głową ze śmiechem.
- Myślisz, że poradzą sobie? - zmieniłam temat.
- Raczej. Wiesz, Niall jest w tym dobry. Przynajmniej był, tym razem serio coś jest na rzeczy.
Uśmiechnęłam się. To chyba dobrze, prawda? Aż ciepło robiło się na sercu na myśl, że to wszystko dzięki mnie. Oh, ja skromna.
Ni stąd ni zowąd napadła mnie nagle dziwna myśl.
- Lou, skąd Harry.. znalazł się akurat w tym samym miejscu co my? No wiesz, wczoraj.
Spojrzałam na jego twarz. Był zdziwiony, widocznie nie pomyślał o tym przedtem.
- Nie mam pojęcia, Car. - zmarszczył brwi.
- Myślisz, że nas śledził? - powiedziałam bardzo cicho. Brunet spojrzał się na mnie, ale nie odpowiedział. Całą drogę do mojego domu między nami panowała nieprzerwana cisza. Nie przerywałam jej, bo chciałam dać Loui'emu czas na przemyślenie sprawy.
Dobra, z każdym dniem wszystko stawało się coraz dziwniejsze.



- Harry.. um, cześć. - odezwałam się cicho, zachodząc chłopaka od tyłu. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko, ukazując idealną biel swoich zębów. Super Styles, ale na to mnie nie złapiesz. Narzucił na ramiona czarny płaszcz. W takim wydaniu go jeszcze nie widziałam.
- Cześć. - odpowiedział i zatrzasnął swoją szafkę. Stanął niebezpiecznie blisko mnie, mierząc mnie wzrokiem. Szczerzył się głupkowato. Nie poczułam się za komfortowo, zwłaszcza z myślą, że na tym samym korytarzu znajduje się Louis i właśnie uważnie nam się przypatruje. Odsunęłam się więc lekko. Próbowałam zamaskować ten ruch, odzywając się ponownie:
- Jutro mamy tą lekcję, a nie skończyliśmy poprzednim razem przygotowań. Przypomniałam sobie dopiero dzisiaj, przepraszam. Masz czas teraz? Moglibyśmy pójść do mnie albo do Ciebie? Nie zajęłoby to długo. - przygryzłam dolną wargę. Uśmiech Harry'ego poszerzył się jeszcze bardziej, choć myślałam, że to już niemożliwe.
- Jasne, to jedziemy.. teraz? - rzucił i podrzucił w dłoni kluczyki do samochodu.
- Tak, wezmę tylko.. torbę - odpowiedziałam cicho i odwróciłam się w stronę mojej szafki na drugim końcu korytarza. Stukot moich obcasów uprzedził Loui'ego, który stał oparty o nią i wpatrywał się w swój telefon. Podniósł wzrok znad wyświetlacza.
Zacisnął usta. Mogłam praktycznie zobaczyć, jak jego szczęka drży.
Był wściekły. W tamtym momencie chciałam odwrócić się na pięcie i pobiec chociażby do Harry'ego, i ukryć się za jego plecami jak małe dziecko.







No cześć kochani:) Zapewne zauważyliście, że.. rozdział nie pojawił się tradycyjnie w niedzielę. Już tłumaczę. Cóż, gdy sprawdzałam ilość komentarzy, wieczorem pod koniec tygodnia, ich ilość nie sięgała chociażby 10. No i tak pomyślałam… Może za często dodaje rozdziały? Nie nadążacie, haha? Wiem, absurdalne, ale lubię tak to sobie tłumaczyć. Dlatego poczekałam aż uzbiera się chociaż te 10 i dopiero wtedy dodałam. Absolutnie nie chcę na was niczego wymuszać, tylko pokazuję jak to będzie działać. Rozdział oczywiście gotowy był już w niedzielę, ale dodaję go dlatego dopiero teraz (aka w środę). I oznajmiam wszem i wobec, że teraz tak to będzie działać. Post kończyć będę w niedzielę, ale dodawać dopiero wtedy, gdy znajdzie się pod nim przyzwoita ilość komentarzy, jeżeli można to tak nazwać. Może wam się wydawać, że to dziwne i bez sensu, ale ja.. cóż tracę ochotę, gdy patrzę i widzę, że niektórym nie chce się poświęcić połowy minuty na to, by chociaż mnie skrytykować, gdy ja siedzę nad rozdziałem kilka godzin :'c
Jeżeli się postaracie następny rozdział pojawi się już w niedzielę <3
No ale skarby, nie martwcie się o mnie, jakoś to pociągnę.

Dostałam kolejną nominację do Liebster Awards, tym razem od Be careful, Deadly is coming…
Oto odpowiedzi na pytania, na które jeszcze nie odpowiadałam na tym blogu:
Na pomysł na opowiadanie wpadłam jakoś pod koniec wakacji, miałam trochę dołka i myślałam dużo. Tak jakoś pomyślałam o fanfic'u i wykreowałam właśnie to. :) Początkowo był to jedynie zarys, dopiero wraz z pisaniem dodaję więcej szczegółów, ale jeżeli miałabym wskazać konkretny moment, byłby to właśnie ten. Należę do pięciu fandomów. Jestem Directioner, Mixer, Lovatic, Sheerio i Lanatic. Prowadzę tylko tego bloga. Kiedyś pisałam wraz z przyjaciółką inne opowiadanie, które nadal istnieje, ale blog jest zawieszony i niebawem mamy zamiar go usunąć, więc to się chyba nie liczy. Nie mam za wielu zainteresowań, jeżeli już to lubię aktorstwo. Nie mam pojęcia co bym powiedziała moim idolom, gdybym ich spotkała. Jeju chyba zemdlałabym, więc naprawdę nie wiem. Jedynie mogę pomarzyć sobie o tym, że mówię im ile dla mnie znaczą, co im zawdzięczam i tak dalej. Ale chyba nie udałoby mi się tego wydusić przy nich. Chciałabym odwiedzić Tokyo. Najlepsza rzecz jaka mi się w życiu przytrafiła to zostanie directioner haha <3 Moim marzeniem jest poznanie moich idoli bliżej. Wow, takie oryginalne. Chciałabym wybrać się na koncert oczywiście każdego z moich idoli, haha co za pytanie. Chociaż na koncercie Lany już byłam, ale nie mam nic przeciwko kolejnym razom:) Chciałabym dostać na gwiazdkę pluszowego misia, zaprojektowanego przed Ed'a Sheeran'a. Hahahah wiem. 
To tyle, gorąco dziękuję za nominację :') To pokazuje mi, że jednak komuś podoba się cokolwiek z tego co tu wypisuję. 

Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie Ci się ukazywać kolejny rozdział. 
Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione :) 
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta. 


Dziękuję za uwagę. I pamiętajcie, że nadal was kocham xoxo

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 11

Otworzyłam lekko oczy, gdy obudził mnie budzik. Sięgnęłam do niego dłonią i już chciałam ponownie zasnąć, gdy poczułam, że coś jest nie tak.
Było mi gorąco. Spojrzałam na swój ubiór. Nadal byłam w ubraniach. W dodatku… łóżko jakby.. ruszało się?
Podniosłam się gwałtownie. Louis. Louis ze mną spał. To znaczy.. on też był ubrany i ogółem to ja spałam na nim.. a z resztą. Jego klatka piersiowa spokojnie podnosiła się i opadała. Miał taki błogi wyraz twarzy, jakby nic nie mogło zmącić jego spokoju. Z uśmiechem na ustach przybliżyłam się i odgarnęłam kilka zagubionych kosmyków z jego czoła. Przyszła mi chęć na zrobienie czegoś szalonego. Zaśmiałam się na swoją własną myśl. Nie mogłam się powstrzymać. Po chwili przycisnęłam swoje usta do warg Tomlinsona. Chłopak mruknął pode mną, więc lekko odsunęłam się.
- Dzień dobry. - wydusiłam. Louis uśmiechnął się.
- Chyba będę częściej zostawać na noc. - powiedział. Chciał z powrotem pociągnąć mnie do siebie, ale wstałam szybko uniemożliwiając mu to.
- Musimy się zbierać, dzisiaj jest szkoła. - podniosłam jedną brew.
- Nie.. - wymruczał chłopak i przekręcił się twarzą do poduszki. Zaśmiałam się głośniej. Ze mną mu się nie uda.
Po chwili zrzuciłam z niego kołdrę, na co zadrżał z zimna. Pociągnęłam go za ramię, był zmuszony wstać. Zmierzył mnie zdenerwowany wzrokiem. Wcisnęłam mu ręcznik do rąk i poprowadziłam do łazienki. Fuknął poirytowany, gdy zatrzasnęłam mu drzwi. Zachichotałam. Jaki z niego śpioch!
Na moje szczęście w domu miałyśmy dwie łazienki, więc sama również mogłam wziąć prysznic i przebrać się w nowe ubrania. Trochę żal mi było Loui'ego, bo nie będziemy mieli czasu podjechać do jego domu i będzie musiał iść do szkoły w dresach.
No właśnie. Co z jego rodzicami? Nie będą wściekli? Przecież nie było go całą noc.
Spytam się o to dzisiaj.
Cała w skowronkach zeszłam do kuchni. Nastawiłam wodę na herbatę. Zrobiłam nam fantazyjne kanapki. Gdy wyjmowałam torebeczki z herbatą z kubków, ponownie poczułam ciepłe dłonie na biodrach. Chłopak odwrócił mnie przodem do siebie i obdarzył soczystym buziakiem.
Czy zawsze tak będzie?
Jeżeli tak, to nie chcę, żeby kiedykolwiek to się kończyło.
Louis podszedł do stołu i oparł się o niego zszokowany.
- Mogę z Tobą zamieszkać? - zapytał chichocząc. Wiedziałam, że spodoba mu się śniadanie.
Szczerze? Zaczęłam nawet myśleć nad jego pytaniem bardziej poważnie. Czułam, że mogłabym spędzić z tym chłopakiem resztę życia. Nie wiem co mnie na to tchnęło. Przecież byliśmy ze sobą krótko.
To było po prostu wyjątkowe.
Lou złapał pierwszą kanapkę w rękę i zjadł ją w mgnieniu oka. Tak też stało się z resztą. Siedziałam tylko naprzeciwko i przypatrywałam mu się.
Poburzone, kasztanowe włosy. Błyszczące, błękitne oczy. Lekki zarost. Mocno zarysowana linia szczęki. Idealnie wykrojone usta.
- Car? Chyba się ślinisz. - zaśmiał się.
Trzepnęłam go po ramieniu.
- Debil. Zbieraj się, idziemy do szkoły.
Chłopak zrezygnowany pokiwał głową i podniósł się z miejsca. Odebrał mi kubek po herbacie i odesłał na górę, bym się zebrała. Sam chciał pozmywać naczynia. Wow, ideał.



*Loui's pov*



- Wiedziałam, że się spóźnimy! - fuknęła dziewczyna, gdy zaparkowałem przed szkołą kilka minut po dzwonku na pierwszą lekcję. Wyskoczyła z samochodu, ale udało mi się ją złapać przed wejściem.
- Hej Car, przystopuj. Skoro już jesteśmy spóźnieni, to po co w ogóle przychodzić? - zapytałem i od razu tego pożałowałem. - To znacz um, na pierwszą lekcję? I tak mamy plastykę.
Blondynka wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała, co uznałem za zgodę na mój pomysł.
- Wejdźmy do środka, jest zimno. - zaproponowałem. Pociągnąłem Caroline za rękę wgłąb budynku. Rozebraliśmy się z kurtek i pozamykaliśmy szafki, jakby to był zwykły dzień. Stwierdziliśmy, że przeczekamy lekcję na korytarzu na kanapie.
- Lou, a co z Twoimi rodzicami? - zapytała, gdy rozsiedliśmy się wygodnie.
- To znaczy?
- No.. nie było Cię w domu całą noc.
- Przyzwyczaili się. - uśmiechnąłem się. Te wszystkie noce poza domem na imprezach, bądź u jakiś lasek w domach.. Przyłapałem się na rozmyślaniu o moim dotychczasowym życiu. Seks, narkotyki i imprezy. Miałem nadzieję, że Caroline nie myśli o tym za dużo. Nie chciałbym, żeby myślała, że cały czas taki jestem.
- Oh, okej. - odparła tylko krótko, spuszczając wzrok. Była smutna?
Nie zdążyłem o to zapytać, bo na korytarzu obok usłyszeliśmy kroki. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Wiedziałem, że takie akcje to dla niej nowość. Zawsze była ułożoną uczennicą, miała dobre oceny. "Niestety" ja i moi przyjaciele wszystko zepsuliśmy.
- Chodź! - wydusiłem i wskazałem na drzwi od schowku. Zatrzasnęliśmy je za sobą, mając nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Odgłosy kroków były coraz głośniejsze. Ktoś z kimś rozmawiał. Chwila, dyrektor? Nie poszczęściło nam się.
Nastała cisza.
- Chyba już sobie poszedł. - wyszeptała Caroline. Spojrzałem na nią z góry. Wyglądała tak niewinnie. W ciemności widziałem tylko jej duże oczy. Błękitne, jak moje. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak pomieszczenie jest ciasne i gorące. Oddychaliśmy niespokojnie. Natrafiłem na rękę dziewczyny. Splotłem nasze palce i pochyliłem głowę. Desperacko wpiłem się w jej usta. Gorąco bijące od jej ciała dodatkowo mnie podniecało. Jej mała dłoń błądziła po moim torsie, by po chwili opleść moją szyję. Zjechałem drugą dłonią po jej talii i złapałem jej biodro. Pocałunek pogłębiał się. Naparłem na nią ciałem i wtedy wydarzyło się coś, czego nie zaplanowałem.
Caroline wpadła na szafkę, a z półek spadła cała jej zawartość.



* Caroline's pov *



- Usłyszałam jakiś jazgot, więc wyszłam z klasy, panie dyrektorze. Weszłam do schowka na miotły obok i tam zastałam tą dwójkę obściskujących się! - wymierzyła w nas palcem oburzona nauczycielka.
Po chwili dyrektor odprawił ją. Czułam się tak niezręcznie.. Po raz pierwszy wylądowałam u dyrektora za przewinienie. Gdyby nie genialny pomysł Loui'ego, siedziałabym teraz sobie spokojnie na lekcji plastyki i malowała jakiś ładny pejzażyk.
Ugh.
Siedzieliśmy teraz na krzesłach przed biurkiem dyrektora Wilde'a. Okna na dwóch ścianach pomieszczenia dobrze rozświetlały gabinet. Po środku podłogi leżał futerkowy, zielony dywan. Za nami stał niski stolik i dwa skórzane fotele. Pan Wilde przechadzał się za biurkiem, obracając ołówek w dłoni i mierząc nas uważnie wzrokiem.
Louis siedział prosto z chytrym uśmieszkiem na ustach, widocznie zadowolony z siebie. Ja, skulona wpatrywałam się w moje buty ze skruchą.
Dyrektor oparł się o drewniany blat swojego biurka.
- Caroline.. - westchnął - panno Parks, nie spodziewałbym się czegoś takiego po Tobie. Zawsze taka ułożona uczennica..
Wyprostowałam się lekko i założyłam za ucho pasmo moich włosów.
- Tomlinson - parsknął - To przez Ciebie, prawda? Chyba nie chciałbyś zostać zawieszony? - jego wzrok ponownie padł na mnie. - Plus panno Parks nie spodziewałbym się, że.. zwiążesz się z kimś takim. - uciął, a na moje policzki napłynął rumieniec.
- Parks, ostrzeżenie. Tomlinson.. ze względu na pannę Parks, Ty również dostajesz ostrzeżenie. Podziękuj jej za to, że dobrze się uczy. - pan Wilde odprowadził nas do drzwi i zatrzasnął je za nami.
Odetchnęłam z ulgą.



- Panno Parks! Jak mogłaś związać się z kimś takim! - przedrzeźniał dyrektora Louis, gdy po lekcjach spacerowaliśmy uliczkami Londynu.
- Zamknij się. Następnym razie nam się nie upiecze, mówię Ci. - ucięłam zażenowana. Jednak po chwili wybuchliśmy równocześnie śmiechem, zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji.
Byliśmy sami. Dzień był stosunkowo ciepły, silny wiatr nie doskwierał tak bardzo jak zwykle.
Lubiłam spacery po mieście, ale tylko jeżeli chodzi o mniej uczęszczane, wąskie uliczki. Były przytulniejsze.
Chłopak nagle zatrzymał się. Wpatrywał się w jakiś punkt przed nami.
Mężczyzna. Jakiś mężczyzna ubrany na czarno zbliżał się do nas niebezpiecznie szybko. Louis odwrócił się gwałtownie, ale było już za późno. Facet był niedaleko. Czyżby Walter? Miałam wrażenie jakby moje serce stanęło na chwilę.
- Louis. - odezwał się. Miał bardziej chłopięcy głos. Gdy znalazł się wystarczająco blisko dopiero mogłam mu się przyjrzeć. To nie był Walter. To był jakiś chłopak, może o kilka lat starszy od nas. Był wysoki, stąd moja pomyłka, jednak raczej chuderlawy i nie tak barczysty jak Walter.
- Kim jesteś..? - tym razem miałam wrażenie, że Lou naprawdę nie ma pojęcia kto to jest.
- On mnie przysłał. Masz kasę? - wyglądał na zdenerwowanego.
- Nie.
Chłopak zaczął głośno dyszeć. Wyciągnął jedną dłoń przed siebie. Trzymał w niej scyzoryk.
O nie.
Naskoczył na Tomlinson'a, celując nożykiem w brzuch. Na szczęście on spodziewał się tego i zrobił szybki unik. Pięść drugiego powędrowała w stronę twarzy mojego chłopaka. Ałć. Lou zatoczył się lekko, lecz po chwili zadał przeciwnikowi jeszcze mocniejszy cios w prawy policzek.
Stałam jak zamurowana, nie mogłam nic ze sobą zrobić. Łkałam, nie mogłam tego powstrzymać.
Nieznajomy wyczuł przewagę Loui'ego. Skoczył do mnie i przycisnął mnie do siebie, prawie przy tym dusząc. Wyciągnął z kieszeni pistolet  i przycisnął do mojej skroni. Z moich ust wyrwał się stłumiony płacz.
Nie chcę umierać.
Louis zaskoczony przygarbił się nieco i zapytał drżącym głosem:
- Czego chcesz?
- Kasy. - wysyczał gość za mną.
- Nie mam, mówiłem.
- W takim razie ona musi zginąć. - wyryczał chłopak i przycisnął lufę mocniej do mojej głowy.
Zacisnęłam powieki. A więc tak ma się to skończyć?
Raz.
Dwa.
Trzy.
Przygotowałam się na strzał. Jednak jedyne co usłyszałam to odgłos tłuczonego szkła. Ciało za mną osunęło się na ziemię.





Kaboom misiaki:) Podobało się? A może nie? Jakiekolwiek jest wasze zdanie, dajcie mi o nim znać! Najlepiej w komentarzu. Wtedy wiem, co poprawić, a czego nie zmieniać w moim opowiadaniu.
Pod ostatnim przeczytałam kilka komentarzy, które naprawdę mnie poruszyły :') każdy z nich czytam po kilka razy i każdego z moich czytelników zapamiętuję! To dla mnie ważne, dlatego tak sobie to cenię. Trzymam za słowo unfaithful haha, nie no taki dżołk, ale to co napisałaś było kochane. Dziękuję też Mrau Kocie. Twój komentarz był cudowny i niezwykle poruszający! c':
Bardzo miło mi czytać, że tyle osób ze mną zostało. Kocham was <3
Teraz przejdę na chwilkę do Liebster Awards od Miłość nie polega na patrzeniu sobie w oczy, lecz na patrzeniu w tym samym kierunku. Tutaj odpowiem na te kilka pytań. W sumie to będzie moja taka mała tradycja, że zawsze pod koniec notki będę odpowiadać na te kilka pytań. Raczej nie zamierzam tworzyć do tego oddzielnego posta.
A więc:
Moja ulubiona piosenka to Strong. Mam 14 lat. Na co dzień raczej nie mam żadnych zainteresowań. Siedzę tylko na twitterze, tumblr'ze bądź pisze rozdział. :) Nie potrafię obyć się bez moich idoli. Mój ulubiony film to This Is Us. Najbardziej cenię w sobie zapał i ambicję. Tak myślę. Moją ulubioną porą roku jest wiosna. Moi ulubieni artyści to One Direction, Little Mix, Demi Lovato, Ed Sheeran i Lana del Rey. Nie wiem, w jakim kierunku chcę pracować. Moim małym marzeniem, którego raczej spełnienia się nie spodziewam, jest zostanie aktorką. Mój ulubiony blog to chyba After. Chociaż bardzo trudno mi wybierać.
That's all.

Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie Ci się ukazywać kolejny rozdział.
Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:)
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.

Dziękuję za uwagę, kocham was xoxo

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 10

Zachłysnęłam się powietrzem. Harry wyrwał mi książkę z ręki i położył gdzieś wysoko na regale.
- Przepraszam. - bąknęłam. - Po prostu nudziło mi się i wzięłam tą książkę do ręki, spokojnie. - usiadłam na swoim miejscu i spuściłam wzrok na notatki. Czy on nie mógłby się czasami opanować? Miałam wrażenie, że chciał mnie za to co najmniej poturbować.
Westchnął i przeczesał włosy dłonią.
- Sorry, nie chciałem tak.. - zacisnął powieki. - Nieważne, przyniosłem Ci herbatę. - położył mi przed nosem biały kubek.
- Dzięki. - mruknęłam, wolałabym, żebyśmy jak najszybciej skończyli. Chcę już stąd wyjść.

Dalsza praca nie przebiegła nam szybko. Cały czas myślałam o dziewczynie na zdjęciu, ale nie odważyłabym się spytać.
- Harry, chyba muszę iść, jest już późno. - mruknęłam, prawie opadając na książki.
- Okej, odwiozę Cię. - zaproponował.
- Nie dzięki, Louis to zrobi. - widziałam jak zaciska szczękę, ale potem powoli skinął głową. Jedyne co mnie zastanawiało to to, że jego rodziców nadal nie ma w domu. A raz kozie śmierć.
- Harry, sorry, że pytam czy coś, ale.. Twoich rodziców nadal nie ma? - stwierdziłam, że może po prostu nie usłyszałam jak wchodzą do domu czy coś. Cały czas siedzieliśmy w jego pokoju na górze, a dom był naprawdę wielki.
- Oni nie wracają dzisiaj. - odparł miękko i uśmiechnął się. Aha, w porządku. W sumie ja również mieszkam sama większość czasu. Pokiwałam lekko głową i sięgnęłam po telefon, by napisać do Loui'ego.
- Um, Lou będzie za pięć minut. - podniosłam oczy znad ekranu.
- Jasne. To.. pomóc Ci pozbierać rzeczy? - nie czekając na moją odpowiedź, zaczął składać książki i notatki w stosik. Również zaczęłam zbierać różne rzeczy. Rozejrzałam się po pokoju. Kilka kartek leżało na podłodze, bo przez te kilka godzin nudziło nam się, no ale nie chciało nam się równocześnie ich zbierać. Ukucnęłam w tym samym momencie co chłopak. Wyciągnęłam automatycznie rękę w stronę jednej z kartek, ale on widocznie postanowił zrobić to samo.
Nasze dłonie zetknęły się, a ja doskoczyłam jak poparzona. Co to było? Czułam jakby między nami nagle przeszły iskierki, skóra w tym miejscu nadal była ciepła. Spojrzałam na Harry'ego. On równie zaskoczony pocierał miejsce na dłoni. Przekrzywiłam lekko głowę. Ta energia.. z resztą nieważne. Odwróciłam wzrok i wreszcie podniosłam się z podłogi. Brunet otworzył mi drzwi, a ja cicho zeszłam po schodach na dół do wyjścia. Tuż przy drzwiach odwróciłam się gwałtownie i otworzyłam usta z zamiarem powiedzenia czegoś. Ale.. jakoś zaschło mi w ustach. Na szczęście Harry odezwał się pierwszy.
- Dzięki, że przyszłaś. To znaczy, że.. no zaangażowałaś się w ten projekt i może po raz pierwszy dostanę lepszą ocenę od trójki. - zaśmialiśmy się.
- W porządku, dzięki za.. gościnę? - okej zabrzmiało to dziwnie, ale wydawało się, że chłopak załapał. To popołudnie było.. naprawdę miłe. Harry po raz pierwszy zachowywał się jak człowiek, ale skądś wiedziałam, że jak wrócimy do szkoły, to wszystko wróci do normy.
Z ulicy dobiegł do nas dźwięk klaksonu.
- Oh, to musi być..
- Tak, Twój chłopak. - uciął mi Harry. Co to miało być?
- Um, tak. To pa. - pomachałam mu krótko i praktycznie wybiegłam przez bramę.
Wreszcie.


- Hey, Car. - Niall szturchnął mnie łokciem na korytarzu podczas przerwy. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Widocznie przejął po Loui'm takie nazywanie mnie. To miłe.
- Jak tam było wczoraj u Harry'ego? - zabawnie poruszył brwiami, na co odpowiedziałam mu szturchnięciem, tym razem w bok.
- Spadaj. Było okej. - lubiliśmy przedrzeźniać się z Niall'em na temat naszych spotkań z.. 'płcią przeciwną'.
- A jak tam było na randce z Ellie? - zapytałam gdy doszliśmy do stołówki. Właśnie zaczęłam zastanawiać się, gdzie jest Louis, gdy nagle wynurzył się z tłumu i przywitał mnie buziakiem w policzek.
Horan westchnął.
- Słabo, raczej nic z tego nie będzie. Dziwna jest. - odparł zniesmaczony. Podniosłam wymownie jedną brew. To już jakaś dziesiąta laska, którą chłopak odrzucił w tym miesiącu.
- No co poradzę, Car? Nie ma tak drugiej cudownej jak Ty. - westchnął. Zaczęliśmy się chorobliwie śmiać. O tak, kocham tego wariata.
Louis odchrząknął.
- Niall, opanuj się albo będę Ci musiał wpierdolić. - powiedział, jednak w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia.
- Ej.. - zaczęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę chłopaków. - Chyba znam jedną dziewczynę, która serio jest super i chciałaby się z Tobą umówić.
Blondyn zaklaskał w dłonie zachwycony. Tak to wyszło, że zwykle ja załatwiałam mu randki.
Miałam na myśli Angie. Gdy byłam pokłócona przez ten czas z Beth, czasami siadałam z nią. Była dla mnie bardzo miła i myślę, że gdybym nie była tak zajęta Loui'm, to mogłybyśmy zostać dobrymi przyjaciółkami.
- Kojarzysz Angie? - zapytałam. Akurat przyszła moja kolej na wzięcie jedzenia z tacą. Wybrałam hamburgera i sałatkę owocową. Ja to mam dopiero gust.
Niall wydawał się być zamyślony pytaniem i odpowiedział dopiero, gdy wszyscy usiedliśmy na naszych stałych miejscach.
- Czy to ta ciemna blondynka? W miarę wysoka? - zapytał.
- Tak, o nią chodzi. Wspominała mi kilka razy o Tobie. - uśmiechnęłam się. - Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
- Serio? - chłopak otworzył buzię ze zdziwienia. Tak naprawdę to nigdy nie rozmawiałam z Angie o Niall'u, ale chciałam przyspieszyć ten proces, więc pokiwałam energicznie głową.
- Wohoo! - krzyknął uradowany, czym zwrócił na siebie uwagę stołówki. Po chwilę przeprosił i odwrócił się do nas ponownie.
- Myślę, że powinieneś ją zaprosić na bal. - wskazałam na niego widelcem, a następnie na plakat na ścianie.
- Jasne, świetny pomysł. Dzięki, Car. - podskoczył z miejsca i pochylił się, by pocałować mnie lekko w policzek. Byliśmy przyjaciółmi, takie zachowanie było okej i na szczęście Lou o tym wiedział, bo tylko uśmiechnął się do blondyna pokrzepiająco. Niall odniósł swoją już pusta tacę i prawie wybiegł ze stołówki, zapewnie poszukać dziewczyny.
Zaśmiałam się. To urocze.


Zapinałam płaszczyk, gdy poczułam czyiś ciepły oddech na karku. Louis.
- Masz dzisiaj czas?
- Ta, jasne. Praktycznie zawsze mam czas. - uśmiechnęłam się porozumiewawczo. Teraz już wiedział, że mieszkam tylko z ciocią, która często wyjeżdża.
- To może.. pójdziemy do Ciebie?
- Okej. - złapałam go za dłoń i wtuliłam w jego tors, gdy zimne powietrze uderzyło nas, gdy opuściliśmy budynek szkoły.
Spojrzałam odruchowo w lewo, bo usłyszałam warkot silnika bardzo blisko. W samochodzie siedział Harry. Zakręcił tuż przed nami. Wjechał w kałużę, przez co brudna woda oblała nasze nogi.
Mogłam tylko wyobrazić sobie jego szyderczy śmiech.
- Czy on sobie żartuje?! - wydarłam się.
- Uh, chodź, Car. Przebierzemy się u Ciebie, w porządku? - pociągnął mnie za ramię Louis.
- Okej.. - pokręciłam głową już zmęczona tą całą sytuacją.


Lou zaparkował jak zwykle na moim pustym podjeździe. Jak zwykle.
- Um, właśnie uświadomiłam sobie, że nie mam dla Ciebie żadnych ubrań na zmianę. No wiesz, nie mam brata i tata.. - ups, sama schodzę na ten temat. Co ze mną nie tak?
- Hey, Car. Wszystko w porządku, wezmę dres z wuefu i tyle. - uśmiechnął się ciepło i pocałował mnie lekko. Wysiedliśmy z pojazdu i szybko weszliśmy do środka, bo zaczął padać deszcz.
Chłopak sam siebie pokierował do łazienki i przebrał się. Znał ten dom wystarczająco dobrze. Ja w tym czasie również przebrałam się w jakieś szare dresy i bluzę. Zaczęłam robić nam herbatę w kuchni, gdy poczułam ciepłe dłonie na biodrach. Uśmiechnęłam się automatycznie.
- Tylko pamiętaj, że..
- Trochę mleka, bez cukru. - dokończyłam za niego i odwróciłam się szybko całując go w usta. Louis złapał mnie za uda i chyba chciał mnie posadzić na blacie, ale przerwałam mu.
- Debilu, wylałbyś herbatę! - prychnęłam żartobliwie i wzięłam oba kubki do rąk. Przeszłam do salonu i położyłam je na drewnianej ławie. Brunet posłusznie podreptał za mną.
- Oglądamy jakiś film? - zapytał, szperając w stojaku na płyty.
- Jasne. - ziewnęłam. Louis zaśmiał się melodyjnie. Kocham ten dźwięk.
- Może być.. Piraci z Karaibów? - podniósł jedno opakowanie, na co zgodnie pokiwałam głową. Widziałam ten film setki razy, ale nigdy mi się nie nudził. Chłopak włączył odtwarzacz dvd i telewizor, po czym usadowił się wygodnie obok mnie. Wtuliłam się w jego miękką bluzę, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
Nawet nie wiem, w którym momencie odpłynęłam.. Pamiętam tylko, że było mi ciepło i czułam się zaskakująco szczęśliwa.



No siemson kochani:) Rozdział ani krótki, ani długi, mam nadzieję, że w sam raz dla was.
Jak tam podoba się Midnight Memories? Nie będę się rozpisywać, bo zajęłoby to chyba więcej miejsca niż sam rozdział, ale opinia jest jedna. Uważam, że to najpiękniejsza płyta ever.
Cóż, przy ostatnim rozdziale było tak… mało komentarzy. Nie wiem co zawaliłam, skoro wcześniej naprawdę dobrze z tym szło, a teraz… cóż. Jednak postanowiłam się tym nie przejmować zbytnio. Nie ukrywam, że gdyby pod tym postem było 20 komentarzy, to chyba popłakałabym się ze szczęścia, ale nie będę o to błagać na kolanach. Będę pracować nad jakością tego opowiadania, a nie jego popularnością. Mam nadzieję, że takie nastawienie jest właśnie poprawne :)
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie Ci się ukazywać kolejny rozdział.
Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:)
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.
Dziękuję za uwagę, kocham was xoxo

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 9

Cisza. Otaczała nas z każdej strony. Beth wytarła oczy i pociągnęła głośno nosem. Była w rozsypce. Musiałam zachować trzeźwość umysłu. Czemu nagle ich nie ma?!
Czułam jak moja warga zaczyna niekontrolowanie drżeć. 'Przerażenie' to za lekkie słowo na opisanie stanu, w jakim wtedy się znajdowałam. Liście na drzewach i ścieżkach szumiały niespokojnie, jakby zapowiadając coś niedobrego. Czułam to. Cisza przed burzą. Wiatr stawał się coraz bardziej nieznośny. Dreszcz przebiegł po moich plecach, byłam za lekko ubrana. W końcu wyszłam na dwór prosto z lekcji. Beth zachlipiała, chyba nadal nie rozumiejąc sytuacji. - Ćśś - przyłożyłam palec do jej ust. Gałązka za nami trzasnęła.  Wstrzymałam oddech. Złapałam przyjaciółkę za ramię. Powoli odwróciłam się.. Krzyczałam, darłam się, Beth o mało nie wybuchła płaczem. Wrzeszczałam na całego.
- Wy idioci! - okładałam pięściami Loui'ego, który był jednym ze sprawców żartu. On stał jednak niewzruszony całą siłą, jaką przelewałam na jego ciało. Śmiał się z resztą.
Super ubaw, rzeczywiście.
Chłopcy turlali się po liściach, trzymając za brzuchy. Super. Tylko, że wyjątkiem był Harry. Jak zwykle mało przejęty sytuacją, trzymał dłonie w kieszeniach spodni. Wrócił wzrokiem z chłopaków na mnie. Uśmiechnął się. Chwila, co? Uśmiechnął? Było to tak absurdalne, że aż potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Styles zaśmiał się cicho, ale potem ponownie.. uśmiechnął. Jego zielone oczy patrzyły się na mnie przyjaźnie, cały wydawał się być łagodny. Co on wyprawia? Nie, na pewno nie dam się wciągnąć w jego gierki. Prychnęłam pod nosem. Na moje szczęście nasz kontakt wzrokowy przerwał Louis. Złapał mnie w pasie i przewiesił sobie przez ramię. - Postaw mnie, debilu! - okej, rozśmieszył teraz i mnie. Obracał mnie w koło. Zayn przytulił Bethanie do boku, dodając otuchy. Otarła łzy i też zaśmiała się. Chyba już się uspokoiła. Nie wiem gdzie zmierzaliśmy, oni nadal szli przed siebie. Nagle wszyscy przestali się śmiać. Zamarli. Nie rozumiałam. Co się stało?
Lou w roztargnieniu postawił na ziemi i wtedy zobaczyłam co, albo raczej kto, był powodem ogólnej ciszy.
Ubrany cały na czarno, ogolony na łyso. Wysoki, barczysty. Wytaczał wokół siebie nieprzyjemną aurę. Nagle nabrała mnie wielka ochota na ucieczkę.
- Cześć, chłopcy. - odezwał się spokojnie tajemniczy mężczyzna.
- Walter. - skinął głową Harry - jak nas znalazłeś? - odpowiedział poważnie. Facet uśmiechnął się fałszywie.

- Potrafię wiele rzeczy, nieważne jak. - wyjął z kieszeni długiego płaszcza paczkę papierosów. Wyciągnął i zapalił jednego. Przyjrzał się nam uważnie, po czym rzucił opakowanie najpierw Styles'owi. Wyprostował się i czekał na jego reakcję. Chłopak zdecydowanym ruchem również wziął do ręki papierosa i zapalił go, gdy tamten tylko podał mu również zapalniczkę. Patrzył mu się prosto w oczy. Przełknęłam gulę w gardle. W co on pogrywa? Czy to jakiś pojedynek samców alfa?! Nie chcę tu być. Harry podał paczkę dalej. Każdy z chłopców zapalił szluga. Przyszła kolej na Beth. Drżącymi dłońmi wzięła go w rękę i również dostosowała się.  Nagle w moich dłoniach również znalazł się feralny przedmiot. Podniosłam wzrok na grupę. Niemo błagali mnie, żebym się nie przeciwstawiała. Nie wiem co mnie znowu podkusiło, by spojrzeć na Harry'ego. Przeszył mnie wzrokiem i spojrzał głęboko w oczy. Zadrżałam. Szybko odwrócił wzrok, jakby przekazując mi, że nie mam dużo czasu. On tego nie chciał? Wpatrując się w las za mną, pokiwał na boki głową. Czemu? Oddałam papierosy mężczyźnie. Gest był na tyle odważny, że zaskoczył samego Walter'a. Otworzył usta, jednak nic nie powiedział. Punkt dla mnie? O nie. Co ja wyprawiam? - Nie, dziękuję. - wychrypiałam. Louis rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie i już wiedziałam, że głupio postępuję. Styles uśmiechnął się delikatnie.  Facet wyjął z ust to obrzydlistwo i podszedł niebezpiecznie blisko.
- Nie zapalisz, kochanie? - skrzywiłam się. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny odór. Mężczyzna złapał mnie za przedramię. Syknęłam z bólu, łzy same cisnęły mi się do oczu. To straszliwie bolało. - Słuchaj mała, nikt mi się nigdy nie przeciwstawia.. - syknął i splunął - a na pewno nie kobieta.  W tym momencie mój chłopak widocznie nie wytrzymał i odepchnął Walter'a.  - Nie dotykaj jej, gnido. - wymruczał z przymrużonymi oczami. Po chwili uleciał z niego ten przypływ odwagi, bo skulił się trochę. Jednak nie miał zamiaru odsłaniać mnie mężczyźnie. Skryłam się za chłopakiem, trzymając mocno rękawa jego swetra. Tylko nie płacz, idiotko. Łatwo można było zaobserwować jak mięśnie ciała mężczyzny napinają się. Zaciskał zęby, miałam wrażenie, że za chwilę z pomiędzy jego warg wypłynie piana. Zwierzę. Harry położył dłoń na jego ramieniu. Zrobił to spokojnie, ale zdecydowanie. Wiedział jak z nim postępować. Skąd? Miał z nim największą styczność? A może po prostu wiedział jak obchodzić się z takimi ludźmi? Tylko, że tą wiedzę musiał gdzieś nabyć. - Odpuść mu, to dzieciak. - jesteś w jego wieku, matematyku. Ponownie przygryzłam dolną wargę. Mężczyzna zmagał się z odczuciami, jednak w ostateczności odsunął się od nas. Zrobił kilka kroków w tył. - Macie czas do końca następnego tygodnia. - ruszył wgłąb lasu, jednak jeszcze raz odwrócił się. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

- A z tobą, maleńka.. jeszcze się zobaczę. - puścił mi oczko w ten nabyty, obrzydliwy sposób i zniknął.
Wypuściłam głośno powietrze. Louis złapał mnie mocno za rękę. Splotłam nasze palce. Czemu ja..?

- Ty kretynie. - wysyczał Styles, zwracając się do mojego chłopaka. Co. On. Powiedział? Mam tego dosyć. Zanim Tommo zdążył jakkolwiek zareagować, wyrwałam rękę z jego uścisku i mało brakowało, a rzuciłabym się na Harry'ego.  - O co Ci znowu chodzi? - wrzasnęłam, popychając go, zachwiał się lekko zdziwiony. Wow, ciekawe kogo jeszcze zaskoczę dzisiaj. - Odczep się od niego wreszcie! - Car.. - zaczął spłoszony trochę moim zachowaniem Louis. - Nie, Lou. On jest jakiś nienormalny, dlaczego Ty się z nim przyjaźnisz?! - trochę chyba mnie poniosło i nie zważałam na słowa. - Szczerze, Harry? Nie rozumiem nikogo, kto Cię chociażby toleruje. - zachłysnęłam się powietrzem, niestety trochę za późno. Powiedziałam to? Harry zamarł na ułamek sekundy, ukazując swoje inne oblicze. Zabolało go to? Nie byłam tego taka pewna, bo po chwili znowu przybrał kamienny wraz twarzy. - Posłuchaj Caroline, przez tego debila, jesteś w niebezpieczeństwie. - wskazał ręką mojego chłopaka. - O czym Ty mówisz? - powiedziałam cicho, patrząc przelotnie na Loui'ego. On chyba też nie wiedział, o co chodzi. - Wstawiłeś się za nią. Dałeś mu wystarczająco dużo powodów, żeby doszedł do wniosku, że jest dla Ciebie ważna. - tym razem zwrócił się do niego. - Będzie Cię szantażował - i dokończył szeptem - nią. Oh. Wzrok Loui'ego błądził po naszych twarzach. Schował twarz w dłonie i przeklął głośno. Podskoczyłam lekko wystraszona. Stałam sama, bez niego przy boku. Nie czułam się już taka odważna.  Harry przeniósł wzrok na mnie i fuknął pod nosem. No okej, trochę bezpodstawnie na niego naskoczyłam.  Ostatnio wiele rzeczy robię w taki sposób.
Po raz kolejny ścisnęłam dłoń Loui'ego. Nie chciałam puszczać. - Car. - westchnął.  Potrząsnęłam głową. Nie chcę. - Za chwilę będziesz spóźniona.  Opuściłam głowę. Chłopak założył pasmo moich włosów za ucho i pochylił się, by złożyć na moich ustach pocałunek. Stado motyli obudziło się w moim brzuchu.  - Będzie w porządku. - skinęłam głową i wreszcie wyszłam z samochodu. - Pa, Lou. - pomachałam mu. - Pa, kocham Cię. - odjechał. Przez chwilę wpatrywałam się w ulicę. Nie. Muszę to zrobić. Odwróciłam się. On na pewno jest nienormalny. Mieszka w jakimś pałacu! I jeździ sportowym autem. Podreptałam po schodkach, prowadzących do drzwi. Zapukałam. Nie musiałam długo czekać. - Cześć, wchodź. - Harry przywitał mnie szerokim uśmiechem. On ma dołeczki? - Hej. - odpowiedziałam cicho. Rozejrzałam się po przedpokoju, w którym aktualnie się znajdowaliśmy. To są jakieś żarty?  - Możesz się rozebrać.. - zasugerował. Wyrwałam się z oniemienia i podałam mu swoją kurtkę. No tak, fajnie. Wyjdziesz na idiotkę, Car, jeżeli tak dalej pójdzie.  - Ładne masz mieszkanie. - szepnęłam. Mimo to Harry doskonale wyłapał moje słowa. Jeju, jaka akustyka.  - Dzięki. - odparł bez ekscytacji. Korytarz prowadził do schodów obłożonych orzechowym drewnem, ponadto wzdłuż niego rozciągało się multum różnych pokoi.  - Idziemy do mojego pokoju? - zaproponował niepewnie. Niepewnie? Harry, co się z Tobą dzieje? Potaknęłam i podążyłam za chłopakiem. Po drodze zauważyłam kuchnię, jadalnię, salon i.. kilka sypialni? Po co? Jego rodzice nie wiedzą co zrobić z kasą? Gdybym ja miała takie możliwości.. Światełka na wysokości naszych kostek zapaliły się, wraz z postawieniem nogi chłopaka na schodku. Musiałam prawie skakać po schodkach, biorąc pod uwagę szybkość z jaką poruszał się lokowaty. Miał takie nienormalnie długie nogi. Okej, o czym myślę?  Znaleźliśmy się na drugim piętrze. Korytarz rozchodził się w dwie strony, Harry wybrał prawą. Serio? Ja bym dawno się tu zgubiła.  Otworzył przede mną drzwi do pokoju na samym końcu. Naprzeciwko wejścia znajdowały się wielkie okna z widokiem na las. Podobało mi się to. Przy oknach stało długie biurko z laptopem i kilka książek na nim. Poza tym łóżko po drugiej stronie pokoju. Wielkie. Od razu sprawiało wrażenie wygodnego. Ugh, chce mi się chyba spać. Łóżko stało na niewysokiej platformie wraz z regałami na książki. Ku mojemu zdziwieniu miał ich sporo. Podłoga chyba w każdym pokoju była taka sama. Orzechowa. Wzdłuż ściany stały pufy oraz.. chwila. Czy to są piłkarzyki? Postanowiłam ominąć ten element. Ostatnią ścianę przykrywały szafy, zapewne na ubrania. Patrząc na ich wielkość, musi ich mieć więcej niż ja. - Uhm okej? Rozejrzałaś się już wystarczająco? - zaśmiał się. Oh, na litość, zupełnie zapomniałam o jego istnieniu.  - Taa, przepraszam. - ucięłam. - Okej, możemy zacząć. Pokaż mi listę tematów do przerobienia.  - Tak, jasne. - podał mi kartkę. Ugh trochę tego było.
- Harry, pomyśl! Ja i tak zrobiłam za Ciebie większość, więc mógłbyś wykazać się choć odrobiną kreatywności. - a myślałam, że nie będzie aż tak źle. - Jeju przepraszam, Caroline, ale nie potrafię. - wzruszył ramionami. Naprawdę? Każę mu wymyślić jedynie jedną metodę z ośmiu na nauczanie tych dzieci, a on nie powie.. nic? - Jesteś nieznośny. - przeczesałam włosy ręką i opadłam na notatki. Zaśmiał się dźwięcznie i zakręcił po raz chyba setny na krześle. Dzieciak. - Wiesz, co.. chyba pójdę po picie. I może jedzenie. Wygląda na to, że spędzimy tu jeszcze trochę czasu. - podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. Nawet nie miałam siły się sprzeciwiać.  Wstałam z mojego krzesła, by rozprostować kości. Spojrzałam na ekran telefonu. Louis napisał kilka wiadomości. Pytał się czy wszystko w porządku, czy Harry nie jest za nachalny i takie tam. Odpisałam mu krótko, że jest ok, ale że chyba za chwilę umrę z nudów.  Podparłam się rękami na biodrach. Ten pokój jest taki przestronny i jasny. Zawsze chciałam taki mieć.  Podeszłam wolno z powrotem do biurka. Przejechałam dłonią po okładkach książek. Jedna z nich leżała na wierzchu, jakby rzucona tam w pośpiechu.  Wzięłam ją do ręki. Okej, jestem głupia. Otworzyłam na stronie, która zaznaczona była zakładką. Nie, chwila. To nie zakładka. To zdjęcie. Zdjęcie jakiejś dziewczyny. Miała rozwiane, kręcone włosy. Stała na tle mocno zielonych krzaków i kolorowych kwiatów. Ogród? Uśmiechała się ciepło. Była piękna. Kto to jest? Z zamyśleń wyrwał mnie ochrypły głos: - Dobrze się bawisz?
Cześć misiaki:) Mam super humor, bo 1dday. Oglądałyście? Ja cały z czterema przyjaciółkami, które zaprosiłam na nocowanie. Literally the best night ever. W dodatku byłam na filmiku z Polski, na którym Pudzian ciągnął ten autobus (: byłam w nim! Podzielcie się koniecznie swoimi wrażeniami. Przy ostatnim rozdziale było tak.. mało komentarzy :c aż przykro mi się zrobiło. Kochani, postarajcie się dla mnie <3 Dziękuję za nominację do Liebster Awards od "O wszystkim i o niczym". Niestety nie nominuję żadnych blogów, bo nie mam na to zupełnie pomysłu, ale mogę odpowiedzieć na wasze pytania :) może ktoś byłby zainteresowany tym, jaka jestem: W życiu kieruję się sercem. Według mnie najlepszy film do This Is Us, haha proste. W miarę lubię rysować. Często czytam książki, kiedy tylko mam czas. Wolę komedie od horrorów. Nie mogłabym się obejść bez idoli. Nie mam żadnego hobby. Słucham głównie popu, indie rock'a, muzyki alternatywnej..  Mam świnkę morską. Moją ulubioną bajką z dzieciństwa jest Król Lew. Kocham One Direction:) Najbardziej chciałabym zobaczyć Tokyo.  No to by było na tyle z odpowiadania na pytania.  Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział. Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:) Lub W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodanie kolejnego posta. Dziękuję za uwagę. Kocham was xoxo

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8

* Loui's pov *



Nie poruszyła się. Jej mina wyrażała jedynie masę bólu.
- Przepraszam Caroline, nie wiedziałem.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. - podniosła na mnie wzrok. - Proszę, odwieź mnie do domu. - powiedziała bardzo spokojnie.
- Tak Car, już. - na moje słowa przymrużyła oczy, ale ujęła moją dłoń.
W drodze do domu nie odzywała się. Idiota.
- Wszystko w porządku? - oczywiście, że nic nie jest w porządku, debilu.
- Tak, jestem po prostu zmęczona. - jakby uprzedzając moje pytanie dodała - Lou, jest ok. Po prostu wspomnienia wracają. - podniosła dłoń i zaczęła się jej przyglądać. Jej smukłe palce raz po raz oświetlały uliczne latarnie. Była pogrążona w swoich myślach, nie chciałem jej przeszkadzać. Pewnie tego nie chciała.
Naszym oczom ponownie ukazał się jej dom. Nie był wielki, ale miał w sobie to coś. Lampki porozwieszane były na werandzie, co dodawało mu jeszcze więcej uroku. Po prostu przyciągał przytulnością.

Zatrzymałem się przy podjeździe i odwróciłem do niej przodem. Zawahała się lekko, ale po chwili również się przekręciła. Nachyliła się nade mną i złożyła na moim policzku buziaka. 
- Dziękuję za dzisiaj, Lou. Było cudownie. Przepraszam za to.
- Przecież Ty też nie masz za co. - podniosłem jedną brew. Przygryzła dolną wargę i pokręciła głową rozkojarzona.
- Już nieważne. - uśmiechnęła się lekko i otworzyła swoje drzwiczki, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Podbiegła do drzwi i odwróciła się na moment, by pomachać mi na pożegnanie. Odmachałem jej niepewnie, ale już chyba tego nie zauważyła, bo znikła za witryną. 



* Caroline's pov *


Domknęłam drzwi wejściowe i gubiąc po drodze niewygodne szpilki, pobiegłam na górę. Prawie zdarłam z siebie sukienkę, gdy zdejmowałam ciuchy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się pod orzeźwiającym strumieniem wody. 

Prysznic nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Nadal miałam mętlik w głowie. Właśnie wyznałam miłość Loui'emu? Czy jestem pewna tego uczucia? Wydawało mi się, że tak.. Nie. Ja byłam tego pewna. Tylko w chwilach samotności zawsze rozważam takie rzeczy, ale gdy przyjdzie co do czego.. mięknę. Nie potrafię oprzeć się jego oczom, jego dotykowi.. a te usta.. 

Rozczesałam palcami włosy i opadłam na łóżko. Wszystko potoczyło się tak szybko. A może to dobrze? Nie chciałam czekać. Pragnęłam go tu i teraz. 


* Loui's pov *


Wieszałem płaszcz na wieszaku w szafce, gdy usłyszałem nawiązkę przekleństw. Zamknąłem drzwiczki i obróciłem się w stronę głosu. Na korytarzu panował harmider, ale mimo tego odnalazłem źródło mojego zainteresowania. 
Nawet nie zauważyła zza zasłony włosów, gdy podszedłem i zdecydowanym ruchem zatrzasnąłem szafkę. Podskoczyła zaskoczona i wreszcie podniosła na mnie wzrok. Chyba ją zatkało. 
- Nie ma za co. 
- Louis, hej.. Dziękuję. Te szafki są nieznośne. - wreszcie wykrztusiła i z roztargnieniem przytuliła się do mnie. Otrząsnęła się i uśmiechnęła szeroko. Zachowywała się jakby nic wczoraj się nie wydarzyło. To dobrze czy źle? Moje wątpliwości rozwiały się, gdy objęła mnie dłońmi za szyję i przycisnęła lekko do szafki. Czułem jak uśmiech sam wkrada się na moje usta. 
- Dobry masz chyba dzisiaj humor. 
Potaknęła. Dzwonek rozbrzmiał po szkole. Caroline szybko przycisnęła swoje usta do moich. 
- Lecę na plastykę. - wymamrotała na pożegnanie i prawie w podskokach skierowała się w stronę sali. Pokiwałem z niedowierzaniem głową. Czego jeszcze mogę spodziewać się po tej dziewczynie? 
Odwróciłem się w stronę mojej klasy i zamarłem. Napotkałem wzrok Harry'ego, który stał po drugiej stronie korytarza. Mimo takiej dużej odległości, nie czułem się bezpiecznie. On widział. 
Uśmiechnąłem się leniwie, zaprzeczając samemu sobie. To co właśnie robiłem, było niesamowicie głupie. Prowokowałem go. 


* Caroline's pov *


Dni mijały strasznie szybko. Louis zachowywał się cudownie, można było śmiało powiedzieć, że był najukochańszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek miałam. 
Rozmyślałam o tym i owym na historii, gdy nauczyciel wyrwał mnie z odrętwienia.
- Panno Parks?
- Tak? - potrząsnęłam głową.
- Dobrze się panna czuje?
Klasa wybuchnęła śmiechem. Każdy domyślał się, że bujałam jak zwykle w obłokach i każdy wiedział o kim mogłam myśleć. Wieść o tym, że jesteśmy z Loui'm razem, rozniosła się po okolicy w mgnieniu oka. Dzięki, Niall. 
- Tak, tak. - spłonęłam rumieńcem i schowałam twarz we włosach. Nauczyciel kontynuował, ale i tym razem coś mu przerwało. Ktoś pukał do drzwi. 
- Proszę!
Otworzyły się, a zza nich wyskoczył nagle Zayn. Otworzyłam szerzej oczy. Co on tu robi?
- Pani Donalds kazała mi przyjść po Caroline. - wypalił.
Co?
- Pani Donalds? - zapytał profesor.
- Umm.. tak, pani od francuskiego.
Byłam prawie pewna, że żadna pani Donalds nie pracuje w naszej szkole.
- To jakieś sprawy konkursu z francuskiego.. - dodał.
Ale ja nie uczę się francuskiego.
- W porządku, idź. - wskazał na mnie, a następnie na drzwi.
Podniosłam się z siedzenia i ruszyłam w tamtym kierunku. O co chodzi??
Drzwi za mną zatrzasnęły się, a ja zostałam przyparta do ściany. Nie zdążyłam nawet zauważyć przez kogo, gdy ten 'ktoś' wpił się w moje usta. 
- Louis? Co wy wyprawiacie? - spytałam zaskoczona. Chłopak wziął mnie za rękę i we trójkę poszliśmy na paluszkach za róg korytarza. Czekali tam już na nas Niall, Harry, Liam i Beth. Jednak oni nadal nie odpowiedzieli na moje pytanie.
- Louis?! - pisnęłam.
- Zrywamy się. - wreszcie odparł z zawadiackim błyskiem w oku. 
Co? Ojej, nigdy wcześniej nie wagarowałam. W sumie mogłam spodziewać się, że moje dotychczasowe życie zmieni się za sprawą Loui'ego. Nigdy nie należał do grzecznych chłopców, a przecież razem ze swoją czwórką kumpli stanowili niemały postrach w szkole. 
Pokiwałam wolno głową. No tak, sama wybrałam tą drogę.
Po chwili Zayn również wziął Beth za rękę i poprowadził nas w stronę wyjścia na boisko. Jako że nikogo na nim nie było, mogliśmy swobodnie przejść do bramy. Liam wspiął się na ogrodzenie i zeskoczył po drugiej stronie. Z kieszeni spodni wyjął mały kluczyk, którym otworzył z zewnątrz wejście. Musiał go mieć z pokoju nauczycielskiego. Chyba nie chcę wiedzieć, jak go dostał.
- To co? Idziemy do lasu? - zapytał entuzjastycznie Niall. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Wzięłam tym razem Beth pod rękę. Pomaszerowałyśmy prosto za chłopakami, którzy teraz rozochoceni rzucali się na siebie, no i… no i po prostu zachowywali się jak dzieci. Miło było tak na nich patrzeć.
- Jak tam się układa Tobie i Zayn'owi? - rzuciłam. Wiatr owiał nasze nogi, na co zadrżałam lekko. Bethanie przytuliła mnie do siebie mocniej. 
- Super. - uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z twarzy. - a Tobie? i Loui'emu?
Westchnęłam rozanielona, na co dziewczyna zachichotała. Rozumiała co przechodziłam. 
Szłyśmy później w ciszy, którą przerywały tylko krzyki chłopaków. Swoją drogą mogliby się zachowywać ciszej, w końcu nie chcieliśmy, żeby ktoś nas zauważył.
- Martwię się trochę o Zayn'a. - wypaliła Beth. 
- Czemu? - o co jej chodzi? Znaleźliśmy się wreszcie pod koronami drzew, ale chłopcy nie przestawali iść dalej, więc my też nie przestawałyśmy iść. Widocznie mieli wybrane miejsce.
- No wiesz. Pamiętasz te plotki?
- Beth, które? - niecierpliwiłam się. Plotek było tysiące.
Przełknęła gulę w gardle i podniosła na mnie smutne oczy.
- No chłopcy.. oni są zamieszani w coś niedobrego. - mówiła coraz ciszej. - Oni.. oni od dawna mieli dziwne kontakty, bo.. No w końcu są niepełnoletni, tak?
- No tak. - przewróciłam oczami. Mogłaby przejść do sedna?
- Dziwne kontakty, czyli.. ludzie, którzy są w stanie załatwić im nielegalnie.. - zacięła się i zacisnęła powieki - Mieli już kilka wykroczeń i sama wiesz za co. Alkohol, papierosy, no i dragi.. czasem.
Zachłysnęłam się powietrzem. Oczywiście wiedziałam o tym wcześniej, ale nie pomyślałam o tym ani razu od czasu mojego związku z Loui'm. Zupełnie o tym zapomniałam.
- No wiem, ale.. zmieniło się coś? Dlaczego teraz się tym martwisz?
- Oni komuś wiszą kasę. Wiem to, słyszałam jak Zayn rozmawiał z kimś przez telefon. - spuściła oczy. - Nie żebym podsłuchiwała. Był u mnie i poszedł odebrać. Mówił głośno, zupełnie tak jakby chciał, żebym wiedziała.
To się robi dziwne.
- Beth.. ale dlaczego? - pokręcone myśli chodziły po mojej głowie.
- Może oni wiedzą? Wiedzą, że coś może się im stać i chcą.. nas przygotować? - załkała.
- Beth, uspokój się! - syknęłam. Gdyby chłopcy zobaczyli teraz, że płacze, chcieliby wiedzieć czemu. - Histeryzujesz.. - próbowałam odwieźć od niej pesymistyczne myśli. Nie, to nie może być prawda.
Mocniejszy wiatr owiał nas z każdej strony. Gdyby nie to, że nagle straciłam z oczu chłopaków, sama mogłabym wybuchnąć płaczem.
- Gdzie oni są?
Dziewczyna podniosła wreszcie wzrok. Ona tym bardziej nie wiedziała. Rozejrzałam się wkoło. Ślad po nich zaginął. Ile już szłyśmy tak same? Nie wyłapałam tego momentu, gdy zniknęli. Przygryzłam dolną wargę. Nie podoba mi się to. 



Noo heyka kochani :) ten rozdział był dla mnie trochę trudny, jednak mam nadzieję, że spodoba wam się. Przez tego bloga prawdopodobnie jutro zawalę chemię, niemiecki i matmę xD *to poświęcenie*
Dajcie koniecznie znać w komentarzach co sądzicie :) niesamowicie mnie to motywuje i sprawia, że piszę dłuższe i (mam nadzieję) lepsze posty. 
Dziękuję za nominację od spisu blogów z opowiadaniamiKochani, proszę wejdźcie w ten link i zagłosujcie po prawej stronie na Troublemaker'a. :) Zajmuje tylko chwilkę! 
Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Wielkie podziękowania dla Pezz, która zrobiła dla mnie ten szablonik. <3 
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział.
Jak to zrobić? > wejdź na pupit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:)
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.
Dziękuję za uwagę. Kocham was miśki xx

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 7

Ta przyjaźń to jedyne co mi zostało. Za sprawą tej kolacji wszystko może runąć. Czy on naprawdę myślał, że jestem taką idiotką by się zgodzić?
Widocznie tak.
Dobrze mnie znał.
Po chwili odpisałam chłopakowi, krótkie 'tak' i opadłam na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


* Harry's pov *


Przysiadłem na ławce pod średniej wielkości klonem. 
Jestem przegrany.
Po raz pierwszy. 
Louis wygrał, to prawie pewne. Czułem się dziwnie. Nigdy wcześniej nie musiałem tego doświadczać i teraz czułem się.. po prostu dziwnie. 
Oglądanie Caroline i Loui'ego bawiących się w parku zdecydowanie nie pomogło mojemu samopoczuciu. 
Przez moment przyglądałem się piaskowi pod stopami, gdy usłyszałem cienki głosik dziecka niedaleko. Odruchowo podniosłem głowę i zobaczyłem chłopczyka na spacerze z rodzicami. Para była młoda, może niewiele starsza ode mnie. Ciekawe. Dziewczyna musiała zajść w ciążę, będąc jeszcze w szkole. A może adoptowali dziecko? Nieważne, ostatnio nie wiem o czym myślę. 
Niespodziewanie chłopiec podbiegł w moją stronę i usiadł obok na ławce. Jego nóżki śmiesznie zwisały nad ziemią. 
- Jak masz na imię? - zapytał. Otworzyłem szeroko oczy zaskoczony. 
- Chodź, Andy. Pan chce pobyć sam. - jego mama wzięła go za rączkę i spojrzała się na mnie z goryczą. 
Co? Co zrobiłem? Podążyłem za nimi wzrokiem, nadal nie odzywając się. 
Może była to dziewczyna, z którą kiedyś się przespałem? Nie pamiętam. 
Zmarszczyłem brwi i wstałem z drewnianej ławeczki. Przespacerowałem kilka kroków do auta i wróciłem do domu.


* Caroline's pov *


Następnego dnia w szkole wpadłam niespodziewanie na Loui'ego i od razu przypomniało mi się, co mi obiecał.
- Louis! - złapałam go za rękaw, przytrzymując. Chłopak nie chciał dać się zatrzymać, ale w ostateczności musiał się poddać. - Jak z Harry'm?
- Um, dobrze. - uciął i ponownie zaczął iść w innym kierunku.
- Louis! - krzyknęłam. - Nie przeprosiłeś go, prawda?
- Caroline, czemu miałbym to robić? To jego wina.
- Tak trzeba. Dobrze wszystko rozumiesz Lou, tylko nie chcesz się przyznać.
Chłopak prychnął pod nosem i spuścił głowę.
- Okej, ale tylko wtedy gdy pogodzisz się z Beth.
Co?!
- To inna sprawa.
- Nieprawda. Byłyście świetnymi przyjaciółkami przedtem i możecie to jeszcze uratować.
W sumie brakowało mi jej. Jeżeli ma to być sposób by zmusić Loui'ego do pogodzenia z jego najlepszym przyjacielem, to jestem w stanie to zrobić. Nawet jeżeli tym kumplem jest Harry. Chodzi o szczęście Loui'ego.
- Okej. - wydusiłam i odetchnęłam głębiej.
- To chodźmy. - uśmiechnął się chytrze i wziął mnie pod rękę. Zaśmiałam się cicho. Spokojnie Car, uda Ci się. Przeszliśmy zaledwie pół korytarza, a już zauważyliśmy chłopaków z Beth stojących pod szafkami. Przełknęłam głośniej ślinę. Powinnam zacząć. Podeszłam cicho do grupki, która zaskoczona przypatrywała się mi.
- Beth? - pisnęłam. Kurczę, muszę wziąć się w garść, żeby nie wyjść przed nimi na idiotkę.
- Tak? - odpowiedziała zaskoczona. Mimo to wyczułam w jej głosie coś.. jakby poczucie winy. Dzięki temu łatwiej mi było kontynuować.
- Możemy porozmawiać na osobności? - przygryzłam dolną wargę. Dziewczyna pokiwała powoli głową.


* Loui's pov *


Dziewczyny odeszły kilka kroków dalej, opierając się o ścianę. Mimo tak małej odległości i tak nic nie słyszeliśmy, ze względu na gwar na korytarzu.
Odwróciłem się do chłopaków.
- Harry. - zacząłem spokojnie.
- Co? - odpowiedział zachrypniętym głosem. Tak Styles, pokazuj dalej jak masz mnie gdzieś, to na pewno Cię przeproszę.
- Słuchaj, ja.. sorry stary za tamto wczoraj.
Chłopaki obruszyli się, przystępując z nogi na nogi niespokojnie, jakby spodziewali się, że za chwilę Harry rzuci się na mnie wściekły.
Zamiast tego, odpowiedział spokojnie:
- Jasne, nie ma sprawy.
Zaskoczyło mnie to. Serio? To tyle? Uścisnęliśmy się jak za starych czasów, a Liam chcąc zmienić temat rzucił coś o nowej drużynie piłkarskiej. Zamiast słuchać ponownie odwróciłem się w stronę Caroline i Bethanie. Przytulały się. Z oczu tej drugiej chyba spływały łzy. Blondynka wytarła je i ponownie przytuliła tamtą.
Uśmiechnąłem się szczerze. Czy teraz wszystko będzie jak dawniej?


* Caroline's pov *


Odzyskałam kontakt z Beth. Może nie było jak dawniej, ale wszystko było na dobrej drodze.
Dni mijały szybko. Większość z nich spędzałam z Loui'm i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu jak głupia jestem.
Ale wszystko miało rozstrzygnąć się dzisiaj. 
Obejrzałam swoje odbicie w lustrze. Lekka, lawendowa sukienka z falbankami do kolan i ciemnofioletowe szpilki. Czegoś brakuje.. Włosy rozpuściłam, uważałam, że tak wyglądam najlepiej. Zastanawiałam się nad jakimś dodatkiem, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. 
W pośpiechu zebrałam kopertówkę z łóżka i zbiegłam na dół. Po drodze prawie się zabiłam przez te buty. Uroki wysokich obcasów. Lekko zdyszana otworzyłam drzwi. Louis ubrany był w czarną marynarkę i rurki. W ręce trzymał wielki bukiet czerwonych róż. 
- Jakie.. one piękne. - były to pierwsze słowa jakie zdołałam wydukać. 
- Ty piękniejsza. - uśmiechnął się brunet i zachłysnął powietrzem. Źrenice rozszerzyły się mu, a policzki przybrały czerwony kolor. Ups, wymsknęł się panowi? Zachichotałam melodyjnie i odebrałam kwiaty od chłopaka. Poszłam do kuchni, by znaleźć do nich wazon, a Louis niespodziewanie poszedł za mną. Buty głośno stukały o podłogę, a ja modliłam się, by nie pozostawiły po sobie śladu. Ciotka pomyślałaby, że zrobiłam imprezę i prawdopodobnie zabiłaby mnie. 
Nalałam wodę do odpowiednio dużego wazonu, ale łodygi okazały się do niego za długie. Wyjęłam z jakiejś pobliskiej szafki sekator i przycięłam ich końce. Gdy mocowałam się z włożeniem bukietu do naczynia, Louis wziął nożyczki do ręki i odciął jeden kwiat. Wyciągnęłam jego pozostałą łodyżkę. Teraz róże bez problemu mieściły się. 
- Oh, dziekuję. - wymamrotałam trochę zawstydzona faktem, że nie potrafiłam sobie sama poradzić. 
Chłopak popatrzył się na mnie tylko i włożył pozostały kwiat za ucho. 
- Naprawdę wyglądasz pięknie. - teraz bardziej pewny siebie pogłaskał mnie po włosach. Już prawie zatraciłam się w jego dotyku, ale przypomniałam sobie, że to tylko pierwsza randka, a ja już świruję na jego punkcie. Otrząsnęłam się i odsunęłam trochę nazbyt gwałtownie, bo zachwiałam się i gdyby nie ręka Loui'ego, która momentalnie znalazła się na mojej talii, upadłabym na podłogę w kuchni.
Odzyskałam równowagę i bąknęłam pod nosem krótkie podziękowania. Chłopak stał tam niewzruszony, nadal lekko uśmiechając się.
Czemu się tak denerwuje?
Musiałam jakoś rozluźnić atmosferę. To znaczy.. Louis dobrze sobie radził, ale mi przydałoby się koło ratunkowe. Wzięłam do ręki pierwszą łyżkę, jaką znalazłam i przejrzałam się w niej.
- Mmm piękny ten kwiat. Szkoda, że mam tylko jakąś krzywą twarz. - zajęczałam. Louis roześmiał się szczerze i zaczął ze mną nabijać z naszych odbić w łyżce. Szło mi coraz lepiej.
- Chodź już lepiej, bo rezerwacja nam minie. - wziął mnie za rękę, gdy prawie turlałam się po ziemi ze śmiechu. Sam ledwo panował nad roześmianiem się, gdy napotkał mój wyraz twarzy. Skarcił mnie żartobliwie wzrokiem, a ja momentalnie spoważniałam, co wprowadziło go w jeszcze większy śmiech.

Niedługo po tym samochód Loui'ego zaparkował na jednej z bogatszych ulic Londynu. Gdzie on mnie zabiera? Pomógł mi wyjść z samochodu i pociągnął w stronę dużej, włoskiej restauracji. Przed drzwiami wyłożony miała czerwony dywan, który miał chyba wywierać wrażenie na klientach. Lokal miał wielkie witryny, przez które widać były pary pogrążone w romantycznej kolacji. Weszliśmy do środka i od razu podbiegł do nas jeden z kelnerów, pytając w czym może pomóc. Lou wyjaśnił mu, że mieliśmy rezerwację, a chłopak poprosił nas o chwilę cierpliwości i z powrotem wbiegł w głąb sali, zapewne nakryć stolik. Rozejrzałam się po restauracji. Utrzymana była w ciepłych brązach, lampy dawały wszystkiemu żółtawy odcień. Stoliki były małe, prawie wszystkie dwuosobowe. Na każdym z nich stał jeden wysoki wazonik z żółtym tulipanem w środku. Wszystko wydawało się takie.. perfekcyjnie ułożone.
Atmosfera usypiała mnie i miałam szczerą nadzieję, że gdy zjemy, wyjdziemy stąd prędko, bo perspektywa zaśnięcia na pierwszej randce, nie zapowiadała się za dobrze.
Louis wyrwał mnie z rozmyślań. Okazało się, że już mamy wolne miejsce. Podreptałam za nim do niego, przeciskając się między ciasno ustawionymi stolikami.
To miejsce jest obłędnie drogie! Nie wiedziałam, że stać go na takie luksusy.
Chłopak, który nas obsługiwał mógł być zaledwie pięć lat starszy. Miał przyjazny uśmiech i od razu nabrałam do niego sympatii. Podał nam klasycznie wyglądające karty dań i odszedł, zajmując się innymi klientami.
Wypuściłam głośno powietrze. Strasznie wysokie ceny. Mają może zniżkę uczniowską?

Było już późno, słońce dawno zniknęło za horyzontem. Siedzieliśmy wtuleni w siebie na jednej z ławek w parku nad sztucznym jeziorkiem. Louis bawił się moimi palcami, a ja spokojnie wdychałam jego zapach.
- Bal już niedługo. - zaczął.
- Mhm. - wymruczałam, wtulając głowę w jego marynarkę. Zaśmialiśmy się równocześnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- To chyba pierwszy bal, na który naprawdę chcę iść. - wyznał. Zarumieniłam się. Louis uśmiechnął się delikatnie.
- Ja też. - wyszeptałam i spuściłam wzrok zawstydzona. On mi się naprawdę podobał!
- Dzięki Tobie. - powiedział i podniósł mój podbródek. Chwilowo zaciął się, ale po chwili kontynuował. - Caroline, ja..
Skinięciem głowy zachęciłam go do kontynuowania.
- Ja Ciebie kocham. - wydukał szybko. Otworzyłam szeroko oczy i zastygłam z na wpół otwartymi ustami. Nie odpowiadałam przez długi czas.
Louis wstał gwałtownie i złapał się za głowę.
- Przepraszam Car, ja wszystko zepsułem, wiem. - bełkotał. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Pierwszy raz tak mnie nazwał.
Wstałam. Louis zatrzymał się.
- Też Cię kocham. - uśmiechnęłam się ciepło i przechyliłam lekko głowę.
Chłopak zamarł. Całkowicie rozumiałam jego zachowanie, przed chwilą wyglądałam tak samo. Zachichotałam i przybliżyłam się.
Delikatnie przyłożyłam swoje usta do jego. Na początku nie otrzymałam żadnej reakcji, lecz po chwili Brunet naparł swoimi wargami mocniej, pogłębiając pocałunek.
Musiało wyglądać to strasznie romantycznie i słodko do obrzydzenia, ale nie obchodziło mnie to. Liczył się Louis. Smakował tak niesamowicie.
Chciałam żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, ale oczywiście to byłoby za piękne, prawda? Z rozkoszy wyrwał nas.. mój telefon. No wielkie dzięki.
Zaśmialiśmy się, a ja musiałam oderwać się od chłopaka by zobaczyć, kto przysłał wiadomość.

To był Harry. Na moment wstrzymałam oddech, by po chwili uspokoić się. Pytał o spotkanie. Chłopak zajrzał mi przez ramię. Zaobserwowałam, że zaciska szczękę, ale udawał zrelaksowanego. 
- Co mam zrobić? 
- To chyba oczywiste. 
- Ale ja nie chcę. - jęknęłam. 
- Musisz, Car. Dobrze o tym wiesz. - rozpłynęłam się ponownie, gdy znowu nazwał mnie zdrobniale. - zawiozę Cię do niego. A później po Ciebie przyjadę, okej? - podniósł jedną brew i ujął moją dłoń. 
- No jeżeli tak.. - zaśmiałam się. - Okej, dziękuję. - ścisnęłam lekko jego palce. 
- Już lepiej wracajmy. Twoi rodzice będą się martwić. - uśmiechnął się i pociągnął w stronę samochodu. 
Zamarłam. Czy to możliwe, że mu nie powiedziałam? 
- Wszystko w porządku?
Przeniosłam na niego mój pusty wzrok. Zaschło mi w gardle. O nie, nie chcę płakać.
- Nie. - wychrypiałam nadal stojąc w tym samym miejscu. 
Louis podszedł do mnie i wziął mnie za ręce. 
- Co się stało? - zapytał smutno. 
- Moi rodzice nie żyją.



No heyka kochani (: przy ostatnim rozdziale nie udało mi się zostawić notki, bo bardzo spieszyłam się z dodaniem hah. W Stanach było cudownie, gdyby kogoś to interesowało ;)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i liczę na was także pod tym. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Czasami krótkie 'super' wystarcza, bo wtedy wiem dla ilu osób piszę i czy się podoba. Także proszę was, wykażcie się i tym razem:)
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział.
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.
Dziękuję za uwagę. Kocham was miśki xx