sobota, 7 marca 2015

Rozdział 45

Zachwiałam się mocno, oplatając ramionami brzuch Harry'ego. Momentalnie schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, pragnąc zniknąć z tego okropnego miejsca. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to nic nie da.
Chłopak nie miał siły i powoli osuwał się po ścianie. Ktoś przycisnął mnie torsem do zimnego muru, odcinając dopływ powietrza. Zacisnęłam powieki, oczekując najgorszego.
Dlaczego my?
Mężczyzna złapał moje nadgarstki w swoje, gdy starałam się odepchnąć jego muskularne ciało. Załkałam pod wpływem jego mocnego uścisku. Nadal nie otworzyłam oczu, ponieważ strach zjadał mnie od środka. Usłyszałam odgłosy szamotania się tuż przy mojej sylwetce. To musiał być Harry.
Facet przycisnął spoconą dłoń do moich ust, tamując wyrywający się z nich szloch. Zakrztusiłam się własną śliną i nawet nie mogłam wziąć oddechu. Zaczęłam panikować. Wtedy szybkim ruchem zakleił moje usta, wcisnął mi na głowę worek i szarpnął za ramiona. Popchnął mnie po chwili do przodu, a jako że dłonie miałam skrępowane w jego uścisku za plecami, nie zdążyłam zaasekurować upadku. Mimo to, nie upadłam na twardy bruk. Z głuchym huknięciem znalazłam się na wykładzinie, jak można było się domyśleć, jakiegoś vana. Usłyszałam głośny jęk Harry'ego, w odpowiedzi na mój zduszony płacz.
Ktoś kopnął mnie w piszczel, tym samym przesuwając w głąb samochodu. Wstrząsnął mną dreszcz bólu, ale nie miałam siły się podnieść. Chwilę później ktoś znów podniósł mnie za przedramiona i przycisnął do drzwi auta.
Zakrycie zdjęto mi z głowy po około 5 minutach jazdy. Przełknęłam głośniej ślinę, widząc moich oprawców. Dwóch postawnych mężczyzn z kominiarkami na twarzy zdejmowało właśnie worek i taśmę z twarzy Harry'ego. Chwilę później zdarto ją również ze mnie. Jęknęłam płaczliwie, kuląc się w rogu.
Wbiłam wzrok w przyjaciela. Powolnym ruchem rozcierał swoje usta, majacząc wzrokiem między moją unoszącą się szybko klatką piersiową, a nogami. Nie krępowali nawet jego kończyn. Wiedzieli, że w takim stanie i tak nic im nie zrobi. Natomiast mną nigdy by się przecież nie przejmowali.
Zadygotałam, gdy wielka dłoń jednego z nich wylądowała na moim ramieniu.
- Hasło. - wycedził.
Przełknęłam zbierającą się w moim gardle wydzielinę. Czułam krew.
Na policzkach ponownie poczułam łzy, gdy mężczyzna potrząsnął mną niecierpliwie. Nie miałam pojęcia, o co chodzi tej dwójce i szczerze mówiąc, nie chciałam mieć. Pragnęłam tylko, żeby Harry szybko wytrzeźwiał i nas stąd zabrał.
W tej chwili potrząsnęłam głową. O czym ja myślę? Harry nie będzie zdolny do współpracy przez najbliższe kilka godzin, a ja nie mogę przecież zawsze na nim polegać. Co się ze mną do cholery działo? Zachowywałam się jak bezbronna dziewczynka. A z pewnością nie chciałam nią być.
Nieznajomi odwrócili się w stronę chłopaka. Jeden z nich uderzył go w policzek, aby wybudzić ze stanu, w który mimowolnie zapadał. Jęknęłam żałośnie, widząc zaczerwienienie na jego twarzy.
Harry otrząsnął się, mamrocząc. Po chwili podniósł głowę, mierząc dwójkę groźniejszym wzrokiem.
- Czego od nas chcecie? - zawarczał.
W jakiś sposób czułam, że dla niego to wcale nie była nowość. Sytuacja, w której się znajdowaliśmy niewiele musiała się różnić od tych, z którymi miał już styczność.
Natomiast ja byłam w tym zupełnie nowa. I moje serce wyrywało się z klatki piersiowej za każdym razem, gdy samochód podskakiwał na wybojach drogi.
No właśnie. Jedynym odstającym aspektem byłam ja. Dlatego Harry niespokojnie mierzył co jakiś czas moją sylwetkę i zaciskał mocno szczękę. Mnie tu nie powinno być.
Mimo tego, jak okropnie się bałam, nie chciałam, żeby Harry kiedykolwiek znalazł się w takiej sytuacji sam. Nawet jeżeli osobą towarzyszącą miałam być ja.
Mężczyźni poruszyli się zirytowani. Stale musieli się schylać, ograniczani przez dach van'a.
Jeden z nich gwałtownym ruchem zbliżył się do Harry'ego i złapał go za szyję, podnosząc lekko. Podduszał chłopaka. Nie myśląc za długo, rzuciłam się w jego stronę, chcąc go odepchnąć. Przecież mógł go zabić!
Jak się okazało, lekko ich zaskoczyłam, bo udało mi się przewrócić drugiego. Harry ponownie opadł na podłogę, kaszląc. Podniósł na mnie załzawione oczy i pokręcił zrozpaczony głową.
Chwilę później mogłam poczuć czyjeś ramię owijające się wokół mojej szyi.
Postanowiłam oddychać głębiej, uspokoić się i dojść wreszcie, o co chodzi dwóm bandytom.
- Wiemy kim jesteście. Wiemy, że je znacie.- wycedził ten, który trzymał mnie od tyłu. - Musicie je podać, inaczej was nie wypuścimy.
Wróciłam wzrokiem na leżącego Harry'ego. Podnosił się zawzięcie, mimo tego, że był przez drugiego przytrzymywany na ziemi.
- Nie mamy zielonego pojęcia, o co wam może, kurwa chodzić. - wysapał. Zaszlochałam, widząc jak facet wbija mu dłoń między żebra, sprawiając mu ból. - Mój ojciec was zabije. - wydusił, opadając zupełnie na podłoże. Zacisnął powieki. Czułam, że to była jego ostatnia deska ratunku. Gdyby nie sytuacja, w której się znajdowaliśmy, nigdy nie powołałby się na ojca.
Zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się w beznadziejnym położeniu. Skoro nawet Harry nie miał nadziei..
Moje myśli oszalały. Szukałam jednoznacznego rozwiązania tej zagadki. Hasło? Hasło do czego? Potrzebowali pieniędzy? Powinni wiedzieć, że nie potrzebują żadnego hasła, żeby dostać pieniądze od ojca chłopaka.
Mężczyzna opuścił mnie na ziemię, jednocześnie torując mi drogę do Harry'ego. Jedyne czego wtedy pragnęłam, to znaleźć się w zasięgu ramion chłopaka.
Oboje zaczęli szeptać między sobą. Wtuliłam się w róg samochodu, wycierając mokre policzki. Mogłam dojrzeć jedynie postawne sylwetki mężczyzn i dłoń Harry'ego, którą zaciskał co jakiś czas.
Jeden z nich warknął zdenerwowany i krzyknął:
- Stop!
Furgonetka zatrzymała się. Wytrzeszczyłam oczy na zamaskowanego faceta, który podnosił mnie w tej chwili za ramiona. Praktycznie rzucił mną na drugi koniec van'a w stronę drzwi. W tym samym momencie dołączył do mnie Harry. Podniósł się szybko, owijając ramiona wokół mojej talii. Czułam jak bardzo zmęczony i obolały jest, po jego powolnych ruchach dłoni.
Jeden z mężczyzn uniósł go za koszulkę i wysyczał przez zęby:
- Tym razem nie zaplanowaliśmy tego należycie.. Masz rację, młody, ktoś by się dowiedział. Czy to Twój ojciec czy policja.. ale mam nadzieję, że wiecie, że to nie koniec..
Z tymi słowami otworzyli drzwi i wypchnęli nas na twardy asfalt. Zimne powietrze momentalnie owiało moje całe ciało. Zadygotałam, gdy samochód oddalił się, znikając z naszego pola widzenia za zakrętem.
Po kilku sekundach ponownie poczułam ciepłe ramiona Harry'ego. Wziął mnie na kolana, tuląc do swojego torsu. Wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi i przycisnęłam usta do jego zimnej skóry.
Zadrżał lekko i wychrypiał:
- To dopiero początek..
                                                                        ✷  
Po dłuższym czasie Harry przestał mnie kołysać i podniósł się, unosząc mnie razem z nim. Chciałam zejść na ziemię, żeby nie sprawić mu więcej bólu, ale zaprotestował, przyciskając mnie mocniej do swojej klatki piersiowej. Spojrzał na mnie błagalnie i wyszeptał:
- Proszę, nie puszczaj się mnie.
Ostatecznie zabrzmiało to jak jęk. Zmarszczyłam brwi, ale pokiwałam głową, otulając odsłoniętą szyję Harry'ego swoją dłonią. Po niedługim czasie marszu znaleźliśmy się pod wiatą przystanku autobusowego. Byliśmy w nieznanej nam części miasta, ale mieliśmy nadzieję dostać się do domów komunikacją miejską, jeżeli umiejętnie będziemy się przesiadać.
Kursowały już jedynie linie nocne. Chłopak usiadł zmęczony na drewnianej ławeczce i wtulił twarz w moje włosy.
Nadal nie mogłam uspokoić oddechu po tym, co się wydarzyło. Tym razem miałam już swoje teorie.
- Chcieli nas nastraszyć, prawda? Przed czymś jeszcze gorszym? - z mojego gardła urwał się nieprzyjemny pisk. Harry przycisnął mnie mocniej, ale wyczułam jak kiwa głową. Przełknęłam ślinę, zaciskając oczy. Zaczęłam znów niekontrolowanie płakać. Czułam się straszliwie zagubiona, nie wiedząc nawet, co mogłabym zrobić.
Chłopak pocałował mnie w czubek głowy i zaczął uspokajać. Po kilku minutach nucił cicho spokojne melodie do mojego ucha. Zasnęłam, zaciskając materiał jego koszulki w piąstkach.



* Harry's pov *


Nie przestawałem cicho śpiewać, nawet gdy wiedziałem, że Caroline już zasnęła. Próbowałem uspokoić samego siebie. Utrzymanie się w jako takim letargu wydawało się najprzyjemniejszym pomysłem.
Autobus podjechał zdecydowanie za późno. Dygotałem z zimna, oddając całe swoje ciepło dziewczynie. Wyrządziłem jej wystarczająco dużo krzywd, miałem nadzieję oddać jej choć odrobinę w zamian.
Usiadłem w środku pojazdu i uważnie zacząłem przyglądać się rozkładowi jazdy. Zmarszczyłem brwi, nie rozpoznając żadnego z przystanków na linii. Niechętnie wyciągnąłem z kieszeni telefon i drżącymi palcami wyszukałem dogodne dla nas połączenie. Przełknąłem spokojnie ślinę. Wystarczyły jedynie dwie przesiadki. Mogło być o wiele gorzej.

                                                                    ✷  

Wyczerpany wypadłem na zimne powietrze Londynu. Wreszcie dotarliśmy pod dom Caroline. Było już po 3 w nocy i nawet nie chciałem wiedzieć, jaki opieprz dostaniemy od cioci blondynki. W tamtej chwili liczyło się już tylko to, że byliśmy bezpieczni. Pozornie. Zepchnąłem nieprzyjemne myśli na tył głowy i z trudem nacisnąłem dzwonek do drzwi. Na rękach cały czas trzymałem Caroline, dlatego trudno było mi jakkolwiek manewrować. Poza tym musiałem przenieść dziewczynę dobry kawał drogi. Marzyłem wtedy jedynie o znalezieniu się w ciepłym łóżku.
Drzwi otworzyły się z gwałtownym trzaskiem. Podniosłem zmęczone oczy na poznaną mi wcześniej kobietę. Ku mojemu zdziwieniu nie była zła. Była natomiast zrozpaczona i zmęczona. Dodatkowo gdy zobaczyła blondynkę na moich ramionach, zachłysnęła się powietrzem.
Szybko wpuściła mnie do środka i zamknęła za nami szybko drzwi. Mamrotała coś niezrozumiale pod nosem i znów pojawiła się tuż przede mną. Przyjrzała mi się uważnie ze zmartwieniem i prawdopodobnie wyczytała, jak wyczerpany byłem.
- Coś się stało Caroline? - zająknęła się, płaczliwym głosem. Potrząsnąłem głową. - A z Tobą wszystko w porządku?
- Nic nam nie jest. - wychrypiałem. - Możemy porozmawiać o tym jutro? Caroline śpi, a ja jestem wyczerpany. - nie myślałem zbytnio nad swoim zachowaniem i tym jak nietaktownie się zachowałem.
- Tak, oczywiście.. - wyszeptała, spuszczając smutny wzrok.
- Dziękuję, proszę pani. - dodałem tylko i skierowałem się schodami na górę. Zanim zdążyłem ostatecznie się oddalić, poczułem na barku zimną dłoń kobiety.
- Nie, to ja dziękuję Tobie, Harry.
                                                                     ✷  
Położyłem się obok Caroline, od razu zamykając oczy. Przed zapadnięciem w sen poczułem tylko jak dziewczyna obraca się z powrotem w moją stronę i przytula do mojego torsu.

                                                                     ✷  

Obudziłem się ze zmoczoną od przodu koszulką. Poczułem jak Caroline trzęsie się w moich ramionach, zanosząc szlochem. Łzy.
Odsunąłem lekko dziewczynę, która momentalnie uspokoiła się. Spuściła wzrok na dłonie, mamrocząc coś w przeprosinach.
- Chodźmy zjeść śniadanie. - wyszeptała i zanim zdążyłem zaprotestować, zniknęła z pokoju.
                                                                     ✷  
Przetarłem dłońmi oczy, powoli schodząc schodami do kuchni. Zastałem w pomieszczeniu głuchą ciszę, przerywaną jedynie stukaniem łyżeczki o kubek z herbatą. Ciocia Caroline pogrążona była w lekturze gazety, ale gdy zdała sobie sprawę, że również się obudziłem, odłożyła dziennik.
Spokojnie, jakby nigdy nic, zająłem miejsce obok blondynki i przyjąłem od niej kubek z naparem.
- Nadszedł czas, żebyście dowiedzieli się wszystkiego. - zaczęła poważnie kobieta. Zmarszczyłem brwi. Wszystkiego? O czym? Caroline wyglądała na równie zdezorientowaną, co zmęczoną.

                                                                    
                                                                     ✷  


Tępo wpatrywałem się w krzewy przede mną. Ławka w ogródku Caroline była mokra i lodowata, ale wydawała się być najlepszym miejscem na to, żebym mógł pobyć chwilę sam, jednocześnie nie oddalając się zbytnio od przyjaciółki.
Ciocia dziewczyny opowiedziała nam dokładnie historię naszych rodzin. Mocno namieszało mi to w głowie. Nie miałem pojęcia co myśleć.
Z tego co zrozumiałem, nasi rodzice byli naukowcami. Przez wiele lat pracowali nad pewnym projektem, który w pewnym momencie wyrwał się spod kontroli. Ku swojemu zaskoczeniu udało im się stworzyć wirusa, który nie pozostawiając po sobie śladu, jest w stanie zabić w przeciągu minuty. Wtedy nie wiedzieli jeszcze jak okropne niesie to za sobą skutki.
Po wielu rozmowach i naradach postanowili zniszczyć dokumentację badań i wszystko, co z nimi związane. Nikt nie powinien dowiedzieć się o tym odkryciu. Niestety stało się inaczej.
Ktoś z zespołu naukowego doszedł do wyniku doświadczeń. Informacja niebezpiecznie przeskakiwała z osoby na osobę i trafiła w niepowołane ręce.
Taki wirus był niebezpieczną i najłatwiejszą bronią dla terrorystów. Przecież wystarczyło tak niewiele, aby pozbyć się kogokolwiek..
Ktoś cały czas próbował skontaktować się z naszymi rodzicami, wydrzeć im wyniki ich badań. Zaczęto ich nachodzić, śledzić. Sprawa stała się bardzo poważna. Zostali częściowo objęci ochroną przez rząd, ale niestety to nie wystarczyło.
Zaczęto ich zastraszać, dybając na ich życie.
Ten jeden raz, gdy rodzice Caroline jechali z nią samochodem coś poszło nie tak. Oni nie mieli zginąć. Jednak sytuacja wymsknęła się spod kontroli i doszło do poważnego wypadku.
Ojciec dziewczyny zginął na miejscu. Matka w szpitalu. Zanim umarła zdążyła opowiedzieć wszystko swojej siostrze. Wiedziała, że to koniec. Powierzyła jej opiekę nad Caroline i odeszła.
Wytarłem samotną łzę spływającą po moim policzku i pociągnąłem nosem. Zamrugałem powiekami, przenosząc wzrok na niebo.
Moi rodzice podobno byli załamani. Byli najlepszymi przyjaciółmi, trudno się dziwić. Moja mama dostawała ataków histerii i paniki. Przede wszystkim bała się o moje życie. Skoro Caroline była wtedy w samochodzie - również mogła zginąć. To znaczyło, że nie bali się posunąć tak daleko. I to ją przerażało.
Wraz z biegiem lat ojciec wrócił do normalnego życia, zmieniając jedynie pracę. Mamie nie poszło tak gładko.
To, co usłyszałem później od cioci Caroline spowodowało, że powoli rozumiałem wszystko. Dlaczego to zrobiła.
Nie chodziło jedynie o zdradę mojego ojca. Ona wiedziała kim była ta kobieta. Należała do tamtych ludzi. Tamtych, którzy przyczynili się do śmierci rodziców Caroline i widocznie nadal czekali na odpowiedni moment, by zaatakować. Moja mama myślała, że jej własny mąż zdradził ich przyjaciół wraz z nią i przeszedł na tamtą stronę. Nie mogła tego wszystkiego znieść i odebrała sobie życie.
Początkowo byłem okropnie zły. Nie pomyślała o mnie, gdy opuszczała ten świat. Teraz mi przecież groziło niebezpieczeństwo. Nam.
Z upływem minut gniew mijał. Rozumiałem. Nie każdy jest wystarczająco silny.
Wstrząsnął mną dreszcz na wspomnienie mamy. To wszystko bolało. A mina Caroline, gdy słuchała o swoich rodzicach..
No właśnie. Wytarłem rękawem swetra lekko mokre policzki i wstałem z miejsca. Ruszyłem do środka, wchodząc przez taras. Ciocia Caroline znów się gdzieś ulotniła, zostawiając nas samych. W duchu dziękowałem jej za to.
Zrzuciłem kurtkę na wieszak w przedpokoju i udałem się na górę do pokoju dziewczyny. Pociągnąłem za klamkę i wychyliłem głowę do środka. Siedziała podkulona na parapecie, a w drżącej dłoni trzymała papierosa. Westchnąłem lekko. Wyczuła moją obecność, ale nie oderwała wzroku od widoku za oknem. Podszedłem do niej powoli i ostrożnie wyjąłem peta z jej dłoni. Zmarszczyła brwi, odwracając głowę z moją stronę. Przystawiłem papierosa do ust, zaciągnąłem się raz dymem, ale po chwili wyrzuciłem go na zewnątrz przez uchylone okno. Caroline miała ochotę zapalić, gdy była smutna, ja - gdy byłem zdenerwowany.
Nie chciałem, żeby paliła. Żeby była smutna.
Dziewczyna z powrotem podążyła smętnym wzrokiem na krajobraz za szybą. Zagryzłem wargę i przesunąłem jej drobne ciało do przodu. Usadowiłem się za nią, przytulając się do jej pleców i otaczając ją nogami. Caroline położyła swoje zimne dłonie na moich i oparła głowę o moją klatkę piersiową.
- Co teraz? - wyrwało mi się.
- Teraz żyjemy dalej. - odpowiedziała spokojnie.


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

Soł, hehs xD Czekam na wasze opinie, jak bardzo dziwna jestem i na jak zjebany pomysł wpadłam. No dalej xD
Mam nadzieję, że nie uznacie mnie za niepoczytalną ;_;
Do następnego!

Kocham was xx

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

4 komentarze:

  1. Okej, ponieważ skończyły mi się pomysły na wypisywanie how amazing is that po prostu napiszę PER-FECT! (i już wiadomo, że wspaniały) Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale nie mam za dużo czasu, bo muszę w sumie już iść. Czekam na następny xx
    http://dontforgetwhereyoubelong10.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż, w porządku :) dziękuję, że chociaż jak zwykle pozostawiłaś po sobie komentarz xx

      Usuń