sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 53

Zszokowany, nie zdążyłem się poruszyć do momentu, kiedy oderwała się ode mnie i krzycząc "Dziękuję za podwózkę", zniknęła za witryną drzwi.
Automatycznie wsiadłem do samochodu i odjechałem z podjazdu. Podniosłem dłoń do ust, pocierając je palcami i nie do końca rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. Dlaczego zachowałem się tak sugestywnie? Dlaczego pozwoliłem na coś takiego? Zmarszczyłem brwi.
To, co mnie najbardziej przerażało, to to, że wracałem do punktu wyjścia. Tak jakby stary Harry powracał.
Odruchowo wybrałem numer do Caroline. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Cześć, Haz! - w tle słychać było rumor rozmów, na co zmarszczyłem brwi. Przecież miała iść do Niall'a. - Zaprosiłeś Debby na randkę? Proszę powiedz, że tak. - zachichotała.
- Tak. - wymamrotałem w odpowiedzi - To było trochę dziwne, Car. Chciałbym o tym porozmawiać. - musiałem trzymać się kurczowo mojej normalnej strony, którą udało mi się odzyskać. Zwłaszcza teraz, gdy zaczęła mi się przelewać przez palce.
- No pewnie, że o tym pogadamy. Jutro, co nie? - odpowiedziała trochę zbyt głośno, przez co skrzywiłem się.
- Zależało mi na jak najszybszej… um.. rozmowie. Gdzie Ty w ogóle jesteś? - zatrzymałem się przy krawężniku na jednej z ulic, bo miałem wrażenie, jakbym za chwilę miał się zawracać i odbierać skądś przyjaciółkę.
- Jestem z Niall'em. W barze.
- Co? Nie mieliście iść do niego? - prawie z siebie wyplułem. Mogłem przysiąc, że w tym momencie przewróciła oczami.
- Jeju, Harry… Dawno się nie widzieliśmy i oboje mieliśmy ochotę miło spędzić czas.
- A co z Angie?
- No została w domu. - wymamrotała już nieco ciszej.
- Zostawiliście ją sobie?
- Daj spokój, Niall'owi też było potrzebne trochę się rozerwać! Nie był nigdzie od jakiegoś.. miesiąca czy dwóch.. - blondynka mówiła coraz mniej wyraźnie.
- Nie mów mi, że jesteś pijana. - syknąłem. To nie był odpowiedni czas. Wszystko mieszało mi się w głowie.
- Dasz mi wreszcie spokój? - pisnęła naburmuszona, na co tym razem ja przewróciłem oczami.
- Który bar? - rzuciłem krótko.
- Co?
- Jak nazywa się ten bar, w którym jesteście? - westchnąłem.
- Ale ja nie chcę jeszcze wychodzić.. - w tym momencie brzmiała jak obrażona dziesięciolatka.
- Po prostu podaj nazwę, Car.
- Lost Angel - tyle zdążyłem zrozumieć, nim straciliśmy łączność. Momentalnie przyspieszyłem. Poczułem jak moje serce bije coraz szybciej i mogłem przysiąc, że czuję jak krew gotuje się w moich żyłach. To wszystko brzmiało zbyt dziwnie i nawet nie chciałem myśleć o tym, że coś może być nie tak. Nie tak z Caroline.
Na moje szczęście doskonale orientowałem się, gdzie jest ten pub. Nie minęło dwadzieścia minut, a już wysiadałem z auta, mocno zatrzaskując jego drzwi. Przebiegłem przez ulicę i minąłem dwie przecznice, gdyż nigdzie bliżej nie mogłem znaleźć miejsca do zaparkowania.
Popchnąłem mocno drzwi do zadymionego baru. Rozejrzałem się szybko i na szczęście nie musiałem zbytnio wytężać wzroku. Znałem za dobrze te dwie blond czupryny. Co bardziej mnie zdziwiło to to, że mieli towarzystwo. Które z resztą wyglądało na starszych od nas. Przełknąłem ślinę i przepchnąłem się między ludźmi, żeby w końcu dotrzeć do stolika, przy którym siedzieli.
- Harry! - Caroline rozpromieniła się, uśmiechając się do mnie szeroko. I prawdopodobnie uległbym temu uśmiechowi, gdyby nie ręka jakiegoś typka znajdująca się na jej talii. Nie powiedziałbym, żeby ci faceci wyglądali ośmielająco, byli raczej zwykłymi studentami, o czym mogłem dowiedzieć się już po chwili.
- Oh cześć, stary! Poznaj kolegów mojego brata! - wyszczerzył się do mnie Irlandczyk. Wypuściłem głośno powietrze, wreszcie się odzywając.
- Caroline, wychodzimy.
Blondynka zmarszczyła brwi.
- Co? Ale ja nie chcę!
Wiedząc, że w taki sposób nic nie zdziałam, zwróciłem się do jej nowego kolegi.
- Możesz trzymać łapy przy sobie? - warknąłem. Chłopak zdziwiony odsunął się lekko od dziewczyny, jednak nie wystarczająco, by mnie to satysfakcjonowało, bo nadal dotykali się ramionami.
W tamtym momencie coś mnie poniosło i zupełnie nie wiem, czemu to zrobiłem, ale chwyciłem za jego kołnierz i podniosłem z miejsca, mówiąc przez zaciśnięte zęby:
- Mówiłem, że masz się odwalić. - po czym odepchnąłem go na tyle, by potknął się i przewrócił szklankę jakiegoś typka przy sąsiednim stole.
Caroline wstała zszokowana moimi czynami i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Haz, co Ty robisz?
- Zabieram Cię stąd. - syknąłem, gwałtownie przyciągając ją do mojego boku za nadgarstek. Jęknęła z bólu, który niechcący jej sprawiłem, co odrobinę przywróciło mnie do rzeczywistości. Spojrzałem na jej twarz z góry, niestety nie mogłem z niej nic wyczytać, była zbyt wstawiona.
- Nie mówiłaś, że masz chłopaka. - ponownie odezwał się. Zanim blondynka zdążyła odpowiedzieć, sam się wciąłem:
- To teraz już wiesz i oboje dobrze wiemy, że lepiej będzie jeżeli będziesz się od niej trzymał z daleka. - zanim wyciągnąłem Caroline z tego dusznego pubu, zdążyłem napotkać zdezorientowane spojrzenie Niall'a.
- Czemu to powiedziałeś? - blondynka krzyknęła, gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.
- Bo to zupełnie do Ciebie niepodobne, żeby upijać się w środku tygodnia w jakiś barze z nieznajomymi! - pociągnąłem ją do samochodu.
- To koledzy Niall'a, więc są znajomi. - wymamrotała, spuszczając wzrok.
- Mhm, widzę.
- Nie musiałeś tak na niego krzyczeć i mówić kłamstwa.
- Inaczej byś stamtąd nie wyszła. - Caroline nagle zatrzymała się na środku chodnika, uśmiechając się chytrze.
- Co? - podniosłem jedną brew, również lekko rozbawiony.
- A może byłeś zazdrosny? - przygryzła wargę i zbliżyła się do mnie, ujmując moje policzki w swoje dłonie.
W innych okolicznościach prawdopodobnie zachowałbym się zupełnie inaczej, ale świadomość tego, że Caroline nie była trzeźwa cały czas zajmowała mój umysł.
Dlatego spłonąłem jedynie lekkim rumieńcem i zaśmiałem się.
- Wiesz, widać, że jesteś bardzo wstawiona. - objąłem ją asekuracyjnie w talii. A może po prostu, bo tego chciałem?
Blondynka ponownie zachichotała, wtulając się w mój bok i tym samym sprawiając, że poczułem ciepło w klatce piersiowej. Ponownie pobudziła we mnie moją delikatniejszą część i wybudziła z dzisiejszego letargu. Tego właśnie potrzebowałem, odjeżdżając z podjazdu Debby.
- Przepraszam Haz, że tak często jestem powodem Twoich zmartwień.
Ciemne myśli ponownie wypełniły mój umysł. Miałem okropne szczęście, że chodziło o taką błahostkę. Wiedziałem, że następnym razem może nie być tak kolorowo i świadomość tego przytłaczała mnie, jakby ktoś zrzucił ciężki kamień na moje serce.

Przyglądałem się zamyślonej Caroline po tym jak dokładnie opisałem jej sytuację sprzed kilku godzin. Pocierała dolną wargę, intensywnie analizując historię, co w jej obecnym stanie mogło być nie lada wyzwaniem, co sprawiało tylko, że sytuacja wydawała się być jeszcze zabawniejsza.
- Mpfh, Harry, myślę, że… po prostu się tak zachowywałeś i ona to tak odebrała.. to tyle.
Przewróciłem oczami. Odkrycie Ameryki. Mimo to uśmiechnąłem się, dziękując, że mnie wysłuchała.
- Wiesz, trochę się tym zmartwiłem, bo mi naprawdę zależy i chciałem, żeby to zaczęło się… w dobry sposób. Naprawdę dobry.
Twarz Caroline rozświetlił promienny uśmiech.
- Zależy Ci na niej? - pisnęła, dźgając mnie palcem w bok. Skarciłem ją spojrzeniem. Zdawałem sobie sprawę, że była wstawiona, ale ja mówiłem całkiem poważnie.
- Zobaczysz, że wszystko będzie w porządku. - uśmiechnęła się leniwie, ponownie tuląc się do mojego boku. Westchnąłem, uśmiechając się.
Objąłem dziewczynę jedną ręką w pasie, drugą łapiąc pod zgięcie jej kolan i ostrożnie wstałem, kierując się na górę do mojego pokoju. Delikatnie ułożyłem blondynkę na pościeli. Zaśmiała się, gdy rzuciłem jej moją koszulkę na przebranie. Sięgnąłem po jej telefon, szybko wystukując wiadomość do jej cioci, że nie wróci na noc. W międzyczasie zerkałem znad ekranu telefonu na sylwetkę Caroline, gdy zmieniała ubrania. Została w samej bieliźnie i mojej koszulce. Przygryzłem wargę, tłumiąc myśli, które gwałtownie zbierały się w mojej głowie. Wyglądała zdecydowanie zbyt dobrze, lepiej niż mogłem to sobie wyobrażać, a pomysł tego, że mógłbym się do tego widoku przyzwyczaić, lekko mnie przeraził. Co ja sobie myślałem?
Potrząsnąłem głową.
Sam zrzuciłem z siebie ubrania, dołączając do dziewczyny pod kołdrą. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, jeszcze na chwilę otwierając oczy. Złapałem za jej dłoń i zacząłem bawić się jej palcami. Blondynka przysunęła się bliżej, w ten sposób nasze twarze były bardzo blisko siebie.
- Pomóc Ci przygotować się na jutrzejszą randkę? Czy znowu będziesz na mnie krzyczeć? - zachichotała, obracając dawną sytuację w żart.
Mimo tego, że wyrwała mnie z głębokich rozmyślań, pokiwałem ochoczo głową.
- Przyjadę do Ciebie, jak się skończy i .. - specjalnie ściszyłem głos - poplotkujemy!
Caroline wybuchnęła śmiechem, co tylko mnie usatysfakcjonowało. Jednak widać było, że była bardzo zmęczona.
- Dziękuję, że mnie stąd nie wyrzuciłeś na noc - wymamrotała, zapadając w sen. Delikatnie przyciągnąłem dziewczynę do swojego torsu, układając jej głowę na mojej klatce piersiowej. W ten sposób czułem miłe ciepło, a równomierny oddech dziewczyny uspokajał moje ciało. Przymknąłem oczy, po chwili również odpływając.


Odwożąc blondynkę do domu, przyłapałem się na myśli, że perspektywa spędzenia wieczoru z Debby nie ekscytowała mnie w ten sam sposób. Trochę obawiałem się tego, że coś zwyczajnie spieprzę.
Co ja mówię.. okropnie się denerwowałem.
Dwadzieścia minut później stałem już pod domem dziewczyny, opierając się o drzwi samochodu. Starałem się z powrotem przybrać maskę pewnego siebie amanta, ale nie do końca byłem pewien, czy brunetka byłaby z tego zadowolona..
Moje wątpliwości zostały momentalnie rozwiane, gdy wreszcie wyszła z domu, ukazując się mi w pełnej okazałości. Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę, a pod nią pończochy z koronkami, które dało się zauważyć, gdy materiał lekko podwijał się. Debby wreszcie podeszła do mnie, co utrudniały jej wysokie szpilki na platformie. Przyciągnęła mnie lekko za koszulę, całując w policzek na przywitanie. Zrobiła to jednak w tak gwałtowny sposób, że nieco się zachwiałem. Zwłaszcza w momencie, w którym przycisnęła swoje usta w miejscu, gdzie moja szczęka łączy się z szyją, zapewne zostawiając tam widoczny ślad po szmince, która lekko starła się z jej ust. Uśmiechnąłem się, próbując opanować drżące dłonie. Otworzyłem drzwi auta przed dziewczyną i sam podążyłem do swoich. Dzięki temu miałem dwie sekundy na ochłonięcie. Okazało się, że jakoś wystarczyły.
- Gdzie mnie zabierasz? - brunetka odezwała się, odwracając się przodem do mnie, gdy skupiałem swój wzrok na drodze. Mimo tego, doskonale zdawałem sobie sprawę, że w tej pozycji materiał na udach dziewczyny totalnie się podwinął, ukazując naprawdę… ukhm, dużo.
- Do The Five Fields. - odparłem prosto, nie mając ochoty bawić się w jakieś gierki, typu niespodzianki. I tak za chwilę sama się miała o tym przekonać.
Zerknąłem kątem oka na dziewczynę. Uśmiechała się szeroko, widocznie bardzo podekscytowana kolacją. Cóż, restauracja rzeczywiście nie należała do najtańszych…

Wieczór mijał nam w miłej i przyjemnej atmosferze. Poza kilkoma niezręcznymi momentami, gdy dziewczyna przypadkowo ocierała się nogą o wewnętrzną stronę mojego uda, mogłem przyznać, że czułem się komfortowo w jej towarzystwie.
Po dwóch godzinach przyszedł czas na zapłacenie rachunku i powrót do domów. Debby wylewnie dziękowała mi za idealną randkę podczas drogi samochodem, na co odparłem zdawkowo, że to była dla mnie jedynie przyjemność. Gdy stanąłem znów na podjeździe brunetki, szybko otworzyłem przed nią drzwi i odprowadziłem pod sam ganek. Laski lecą na wychowanych dżentelmenów.
Zmarszczyłem brwi. Ta myśl brzmiała w sposób, jakbym ujął ją kilka miesięcy temu.. Tak, to było coś zdecydowanie dla mnie znajomego.
- Może wejdziesz do środka? - brunetka przygryzła wargę, ponownie lustrując moją sylwetkę wzrokiem.
- Wiesz, chyba powinienem zbierać się już do domu.. Późno jest.. - mruknąłem, ku wielkiemu niezadowoleniu Debby. Właściwie mój argument nie miał sensu. Nikt nie czekał na mnie w domu. No dobra. Caroline czekała w swoim i naprawdę nie mogłem doczekać się, aż ją zobaczę.
Dziewczyna jakby wybudziła się z transu i potrząsnęła głową, chichocząc.
- Tylko na chwilę, zaparzę Ci herbatę. No nie daj się prooosić.. - przeciągnęła sylabę i praktycznie pociągnęła mnie za sobą do środka. Ostatecznie pokiwałem głową, uśmiechając się do niej. - Rozgość się. Słodzisz?
- Nie. - odpowiedziałem, siadając na kanapie w salonie. Domek był ślicznie urządzony i w dodatku dosyć duży.
Po kilku minutach Debby dołączyła do mnie, stawiając kubki na ławie przed nami. Uśmiechnęła się szeroko, przerzucając włosy na jedną stronę szyi, eksponując głęboki dekolt. Przełknąłem ślinę, odwracając od niej wzrok. Usłyszałem jak chichocze lekko. Oparła się bokiem o oparcie kanapy, całkowicie zwracając się w moją stronę.
- Jak Ci się podoba w naszej szkole? - wyrzuciłem z siebie szybko, niszcząc atmosferę. Potrzebowałem jakiejś ucieczki od tego intensywnego nastroju. Zaczęło robić mi się gorąco.
Na moje szczęście brunetka odpowiedziała chętnie. Rozmowa znów zaczęła się rozkręcać i ponownie mogłem spokojnie odetchnąć. Debby była miła i zabawna, powoli zacząłem się przy niej dobrze czuć.
W pewnym momencie odrzuciłem głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. Iskierki w oczach dziewczyny tańczyły wesoło, jednak był to zupełnie inny sposób.. Coś, czego jeszcze nie widziałem.
Zanim zdążyłem zareagować, wspięła się na moje kolana, siadając z nogami po moich obu stronach. Praktycznie wypięła swój biust w moją twarz, po czym przycisnęła usta do moich. Jęknąłem na tak nagły przebieg wydarzeń zaskoczony. Brunetka widocznie potraktowała to jako zachętę do dalszych działań, bo wpakowała swoją dłoń do moich spodni. Wstrzymałem oddech, gdy objęła swoją dłonią mojego penisa.




xxxxx
bang bang proszę komentujcie :( jeżeli nie będę widzieć, że ktokolwiek to jeszcze czyta, nie będę dodawać rozdziałów..

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 52

Gdy usłyszałem dzwonek do drzwi, prędko zbiegłem na dół i otworzyłem Caroline.
- Twojego taty nie ma, hm? - mruknęła, otrzepując kurtkę ze śniegu.
- Wyjechał wczoraj. - uśmiechnąłem się niemrawo, odbierając od niej okrycie. - Znów.
Blondynka posłała mi ciepły uśmiech, starając się mnie pocieszyć. Nie potrzebowałem tego, wszystko było w porządku. Musiało być.
- To co oglądamy? - klapnęła na kanapę, zbierając z oparcia nasz ulubiony, miękki koc.
- No nie wiem, wybierzmy coś razem. - zgarnąłem z blatu laptopa i podpiąłem pod telewizor, dzięki czemu mogliśmy oglądać film z internetu na dużym ekranie. Caroline westchnęła cicho, przyzwyczajona do takich drogich rozwiązań w moim domu.
Przeglądałem strony, które polecały jakieś filmy i co chwila czytałem dziewczynie tytuł i opis, który mógłby nam przypaść do gustu. W międzyczasie Car nawiązała rozmowę:
- Miło, że sobie o mnie przypomniałeś. - tym razem jednak dało się zauważyć iskierki w jej oczach, widocznie przeszło jej obrażanie się na mnie.
- Myślałem, że to Ty masz mnie dość. - parsknąłem. Blondynka zmarszczyła brwi i oparła się o mój bok, przykrywając nas kocem.
- Czemu?
- Na meczu wcale nie zwracałaś na mnie uwagi, nawet Debby się bardziej ekscytowała. To do Ciebie niepodobne. - na dźwięk imienia dziewczyny Caroline zmieniła wyraz twarzy.
- Rzecz w tym, że chyba się nie zrozumieliśmy, Harry. Tamten gol główką był naprawdę niezły - woah, czyli jednak widziała - Gdy na Ciebie patrzyłam, od razu podbiegłeś do Debby no i nie chciałam Ci przeszkadzać czy coś.. - na koniec mamrotała już niewyraźnie.
- Ty? - podniosłem brew. - Nigdy.
Dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech.


* Caroline's pov *


- Hej, Caroline! - w szkole przywitała mnie Debby, ściskając mnie mocno. Przywróciła mi dobry humor. Nie byłam na nią zła, bo wszystko okazało się nieporozumieniem, poza tym dziewczyna nie była niczego świadoma.
- Cześć, jak tam? - wzięłam brunetkę pod ramię, prowadząc na stołówkę. Dzisiaj do szkoły obiecał przyjść Niall, więc chciałam ją z nim poznać.
- Lekcje mnie dobijają. - wypuściła głośno powietrze. Zaśmiałam się, podnosząc tace dla nas obu. Z obiadem w rękach ruszyłam do naszego stolika, prowadząc Debby przez gąszcz licealistów. Widząc z daleka blond czuprynę przyjaciela, uśmiechnęłam się szeroko. Szybko zanim, którekolwiek z nich zdążyło zaprotestować, wyminęłam Styles'a siedzącego naprzeciwko i klapnęłam obok Niall'a, tym samym zmuszając Debby do zajęcia mojego stałego miejsca. Harry przewrócił na mnie oczami, ale w końcu nie mógł być na mnie zły, prawda?
- Jak tam, blondie? - zagaiłam, wcześniej przytulając się do Horan'a. Podniósł brew, zaznaczając:
- Chciałbym Ci przypomnieć, że masz podobny do mnie odcień włosów, blondie.
Wzruszyłam ramionami.
- A tak poza tym to dobrze. Angie ostatnio miała jakiś okres wymiotny, ale.. - urwał, wreszcie skupiając uwagę na nieznanej mu osobie. Tymczasem Debby wytrzeszczyła oczy, zapewne wyłapując to, co zdążył powiedzieć Niall.
- A tak, zapomniałam was sobie przedstawić. - zachichotałam. - To Debby, a to Niall.
- Cześć - chłopak przywitał się ciepło, co było w jego naturze. Brunetka skinęła głową, trochę bardziej ośmielona. - Wracając do tematu.. eee… No, ale jej stopniowo przechodzi. I brzuszek już widać! - żywo gestykulował, widocznie podekscytowany. Cieszyłam się na ten widok, Harry również szeroko się uśmiechał, ukazując dołeczki w policzkach. Przyłapałam Debby na gapieniu się na jego profil. Zachichotałam lekko i wybudziłam ją z transu, gdyby nie ja, prawdopodobnie miałaby jeszcze gorszy rumieniec na twarzy.
- A rodzice? - spytał Haz, pocierając skroń palcem wskazującym.
- Moi oczywiście znieśli to lepiej. Byli przyzwyczajeni do moich wybryków, przez to co wyrabialiśmy razem. - chłopak pokręcił rozbawiony głową, chwilo spuszczając wzrok na swoje dłonie. - Tak jak mówiłem, rodzice Angie to zupełnie inna kwestia. Ale zaczynają powoli z tym żyć. Już nie spotykam się z liściem za każdym razem, gdy przechodzę przez próg ich domu.
Zaśmialiśmy się we troje.
- Uhm, przepraszam, że przeszkadzam, ale.. o co chodzi? - nieśmiało zapytała Debby, zakładając kosmyk włosów za ucho. No tak, trochę zapomnieliśmy o jej istnieniu, a to naturalne, że chciała wiedzieć, o co chodzi w rozmowie. Spojrzałam się asekuracyjnie na Niall'a, który uśmiechnął się. Widocznie mało go już to wzruszało.
- Uhm, Angie to moja dziewczyna. I jest w ciąży. - prędko wyjaśnił, nawet się nie zająkując. Wzruszył ramionami, gdy brunetka posłała mu współczujące spojrzenie. W końcu nie wyszło tak źle.



Przechadzałyśmy się z Debby dookoła boiska, na którym miejsce miał trening. Musiałam przyznać, że bardzo polubiłam tą dziewczynę. Była taka.. normalna. Poza tym wydawało się, że ona też polubiła moje towarzystwo.
- Harry jest chyba bardzo dobry w tym, co robi. To znaczy nie znam się zbytnio..
- Jest. - uśmiechnęłam się, zerkając przelotnie na jego sylwetkę. Biegł z zadziwiającą prędkością z piłką w stronę bramki. - Chce zostać piłkarzem.
- Fajnie. - dziewczyna pokiwała głową. - Znasz jeszcze kogoś z drużyny?
- No tak.. praktycznie wszystkich. Ale najlepiej Loui'ego i Liam'a. - pokazałam ich Debby na boisku.
- Przystojni. - uśmiechnęła się szeroko - To Twoi kumple?
- Niezupełnie. - zrobiłam kwaśną minę, opierając się o barierki. - Moi ex, można powiedzieć.
- Oh. - dziewczynę lekko zatkało. - Mogę spytać co się stało?
Pokiwałam lekko głową, spuszczając wzrok. W końcu co mi zależało.
- Louis mnie zdradził, natomiast do Liam'a nie czułam tego czegoś. - odpowiedziałam na jednym wydechu.
- W takim razie sukinsyn z tego pierwszego. - zaśmiałam się, przyznając jej rację. - Zdradzać taką dziewczynę jak Ty? Musi mieć nie po kolei w głowie!
- Dzięki.
- Wybierzemy się gdzieś po szkole? No wiesz, Ty, ja i może Harry? - zaproponowała, pochylając się nade mną. Nie musiałam się długo zastanawiać. Zgodziłam się.


Minęły dwa tygodnie od pojawienia się Debby i mogłam szczerze przyznać, że się zakumplowałyśmy. Co więcej z każdym dniem coraz bardziej dało się zauważyć, że mają się z Harry'm ku sobie.
- Zaproś ją gdzieś, proszę Cię. - zaśmiałam się na widok loczka, który nie mógł oderwać wzroku od wcześniej wspomnianej brunetki, gdy ćwiczyła na w-fie. Prychnął pod nosem, za co zgromiłam go wzrokiem.
- No okej, okej! - podniósł ręce w obronnym geście. - Zrobię to… kiedyś.
- Dzisiaj.
- Co? Nie!
- Jeżeli tego nie zrobisz, to powiem jej, że Ci się podoba.
Harry naburmuszył się lekko i założył ręce na siebie.
- Wiesz co? Głupia jesteś.
Uśmiechnęłam się zwycięsko. Wygrałam.


* Harry's pov *


- Hej Debby, odwieźć Cię do domu? - złapałem dziewczynę za nadgarstek na parkingu przed szkołą. Caroline wybierała się dzisiaj do Niall'a, więc nie musiałem martwić się o to, że szłaby gdzieś sama.
- Jasne. - brunetka odgarnęła włosy z twarzy.
W ciszy zaprowadziłem ją do swojego samochodu i otworzyłem przed nią drzwi. Lekko zszokowana moim jakże dżentelmeńskim zachowaniem, cicho podziękowała i zapięła pasy. Po chwili siedziałem już za kierownicą auta i wyjeżdżałem z parkingu. Dziewczyna podała mi swój adres, przyglądając mi się długo. Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłem do tego przyzwyczajony.
Rozpocząłem lekką rozmowę, z powrotem włączając swój tryb amanta. Brunetka co chwila rumieniła się. Jazda nie trwała długo. Już po chwili zatrzymałem się pod średniej wielkości domem. Zanim Debby zdążyła zareagować, podbiegłem do drzwi od jej strony i je przed nią otworzyłem. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Nie chcąc już dłużej czekać, walnąłem prosto z mostu:
- Dasz się zaprosić na kolację? Jutro wieczorem. - uśmiechnąłem się uwodzicielsko, co widocznie nie wyszło mi z wprawy, bo już po chwili mogłem obserwować jak pod dziewczyną uginają się kolana.
- Z przyjemnością. - wydusiła.
- Przyjadę jutro po Ciebie o 6. - puściłem jej oczko i już chciałem otwierać sobie drzwi, gdy brunetka złapała mnie za nadgarstek i odwróciła z powrotem do siebie. Nie minęła chwila, gdy pociągnęła mnie za koszulkę, zmuszając bym trochę się zniżył i wpiła w moje usta.




xxxxxxxxxxxxxxx
cześć, cześć, wiem, długo mnie nie było:( ale przynajmniej wracam z weną

niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 51

- Więc jesteście z Harry'm tylko przyjaciółmi? - spytała nagle Debby, siadając naprzeciwko mnie przy stoliku na stołówce. Założyła włosy za ucho, przypatrując się intensywnie sałatce.
- Tak - odpowiedziałam szybko.
- A.. długo się znacie? - rzuciła, wkładając do buzi liść sałaty. Zarumieniła się lekko. Nie wiedziała, że w każdej chwili za jej plecami może pojawić się Harry, bo przecież zawsze jadł ze mną obiad. 
Zmrużyłam oczy, chyląc głowę, by przypatrzeć się jej minie. 
Była zakłopotana.
- Tak, dosyć długo. Podoba Ci się? - rzuciłam prosto, chichocząc. Dlaczego mnie to śmieszyło? Oh, może dlatego, że zdążyłam poznać prawdziwą i tą mniej reprezentatywną naturę chłopaka. 
Debby zaczerwieniła się i otworzyła szerzej buzię, nie wiedząc co odpowiedzieć. Z tarapatów wyratował ją Harry, który, tak jak przewidziałam, pojawił się znikąd i usiadł ciężko na krześle obok mnie. Posłał brunetce krótki, czarujący uśmiech i prędko wziął się za jedzenie. Zakryłam usta dłońmi, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Mina dziewczyny była bezbłędna. 
Kędzierzawy spojrzał się na mnie pytająco, wkładając do buzi kolejną porcję makaronu. Na swoje szczęście skończył przełykać, gdy zapytał:
- A Ciebie co opętało? - pociągnął colę słomką z plastikowego kubka. Oczywiście odnosił się do mojej zapewnie czerwonej twarzy i zduszonego śmiechu. Pokręciłam tylko głową, nic nie mówiąc. Zmarszczka pomiędzy jego brwiami pogłębiła się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe. 
Rzucił tylko krótkie spojrzenie w stronę Debby i wiedział, że porozmawiamy o tym później. 


* Harry's pov *


- Parks, ofermo! - zawołałem, gdy ta sprytnie chciała uciec od spotkania ze mną, wychodząc pospiesznie ze szkoły po zakończeniu lekcji. Blondynka obróciła się na pięcie i zrobiła tak zwany 'motorek' ustami. Poczekała chwilę, aż się zbiorę i po chwili szliśmy już w stronę mojego auta, którym podwoziłem ją tradycyjnie pod dom. 
- Co Ci chodzi po głowie, wiedźmo? - zapytałem, zapinając pas bezpieczeństwa. Blondynka wierciła się na siedzeniu. Uśmiechnęła się tajemniczo, jednak widać było, że długo nie zdusi w sobie tajemnicy. 
Wyjechałem poza okolice naszej szkoły i zatrzymałem się na światłach. 
- Chciałam, żebyś jakoś sam do tego doszedł, no ale biorąc pod uwagę jak kumaty jesteś, to mogłoby zająć wieki... - westchnęła, przewracając oczami.
Kobieto, jak Ty potrafisz wszystko przeciągać. 
- Mów. - zażądałem, uśmiechając się szerzej. 
Caroline zmrużyła oczy i odczekała chwilę, ale wreszcie powiedziała:
- Debby. Zaproś ją na randkę. - podniosła brew, opierając się o okno samochodu.
Skręciłem w poprzeczną uliczkę, na chwilę odrywając myśli od tematu rozmowy. Chwila, co? 
Zaśmiałem się nerwowo. 
- Dlaczego?
- Jest miła i nowa, więc nie wie jeszcze o Twoich wcześniejszych wybrykach. - blondynka wystawiła do mnie język, gdy prychnąłem niezadowolony z tego jakże trafnego komentarza - Poza tym wiem, że Ci się podoba. No już, nie duś tego w sobie. - dźgnęła mnie palcem w bok. Jak zwykle skrzywiłem się, kręcąc głową.
- Jak się zdradziłem? 
Caroline zachichotała, na chwilę odwracając głowę w stronę szyby. 
- Za dobrze Cię znam.
Między nami zapanowała przyjemna cisza. W głowie przyznałem jej rację. Za dobrze. 

- Do jutra, maluchu. - wystawiłem głowę za okno auta, oczekując buziaka w policzek, którego się doczekałem. Stanąłem samochodem chwilowo pod domem Caroline, upewniając się, że trafia bezpiecznie do domu. Blondynka pomachała mi jeszcze, praktycznie stojąc jedną nogą w środku. Na koniec krzyknęła do mnie jeszcze:
- Tak jakby co: ona też Cię lubi!
Uśmiechnąłem się pod nosem, wrzucając bieg. Dziewczyna pokazała mi kciuki do góry. Dobra, Styles. Znów wchodzisz do gry. 


- Cześć, Debby! - uśmiechnąłem się szeroko, witając dziewczynę, gdy tylko pojawiła się na piętrze z klasami. Brunetka lekko zaskoczona uśmiechnęła się do mnie i odpowiedziała pozdrowieniem. 
Caroline pomachała mi z drugiego końca korytarza, wymownie kiwając głową. 
- Jak Ci się podoba w naszej szkole? - przysięgam, że kiedyś byłem mistrzem w takich gadkach, ale miałem długą przerwę, która mogła być moim usprawiedliwieniem. Uśmiechnąłem się krzywo.
- Oh, jest fajnie. - odezwała się, wsadzając książki do swojej szafki. - Wszyscy są dla mnie bardzo mili. 
- Co masz teraz? - wychyliłem się, chcąc zajrzeć jej przez ramię na plan lekcji, ale gwałtownie zatrzasnęła szafkę. Aż podskoczyłem lekko wystraszony. Uśmiechnęła się nerwowo, błądząc wzrokiem po mojej koszulce. 
- Matematykę. - jej zmieszaniu towarzyszył teraz rumieniec na policzkach. 
- Oh, tak się składa, że ja też. - wyszczerzyłem się, zadowolony z mojego szczęścia - Przejdziemy się razem do klasy? 
Debby otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatecznym rozrachunku tylko pokiwała głową. 
Gdy dotarliśmy do klasy, od razu klapnąłem na siedzeniu obok Caroline, która oczywiście była w sali już przed dzwonkiem. 
Zmarszczyła brwi.
- Idź, siadaj z Debby. - powiedziała stanowczo, jednak przyciszonym głosem - Jak na razie jeszcze siedzi sama, pospiesz się.
Podniosłem obie brwi.
- Nie ma mowy. Zawsze siedzę z Tobą na wspólnych lekcjach. - założyłem ręce przed sobą.
- No ale mnie masz cały czas... Musisz korzystać z każdej okazji do poznania Debby. 
- Ale się zaangażowałaś w to swatanie mnie.. - pokręciłem głową - Nie będę rezygnować z najbliższej przyjaciółki dla jakiejś laski. Zwłaszcza jeżeli ją ledwo znam. 
Parsknęła, odwracając głowę. Do Debby przysiadł się jakiś koleś z drużyny futbolowej, posyłając jej swój mało czarujący uśmiech. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo, dyskretnie oduwając się.
- A później będziesz jęczał, że Ci ją ktoś zabrał. - mruknęła blondynka, oglądając swoje paznokcie. Prawie wybuchnąłem śmiechem.
- Mi? Żartujesz sobie?! Przecież wiesz, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca i prawdopodobnie nie będzie. - oparłem się na oparciu krzesła, rozciągając ramiona. Caroline westchnęła z lekko smutnym wyrazem twarzy, widocznie przyznając mi w myślach rację.
Ale nie do końca tak było. Istniała jedna dziewczyna, która mnie odrzuciła i nie dała się posiąść. Była nią sama Caroline.


* Caroline's pov *


Szliśmy z Harry'm przejściem dla zawodników pod stadionem piłkarskim, bo miał za chwilę trening z drużyną. Zamierzałam poczekać na niego na trybunach, byśmy razem mogli wrócić do domu jego samochodem.
Właściwie sprawę postawił mi jasno: nie pozwalał mi spacerować samej, ale nie przeszkadzało mi to aż tak, gdyż sama drżałam ze strachu na myśl o postaci w płaszczu.
- Będziesz czekać tutaj, okej? - spytał Harry, właściwie odprowadzając mnie na same siedzenia. Pokiwałam głową, uśmiechając się. Chłopak pocałował mnie w czoło, za chwilę odbiegając do trenera. Pomachałam mu tylko, wołając 'powodzenia'.
Postawiłam swoją przeładowaną książkami torbę na krześle obok i wyjęłam zadania z chemii, które miałam zamiar odrobić w tym wolnym czasie. Opatuliłam się szczelniej puchową kurtką i wbiłam wzrok w kartki na kolanach. Ostre podmuchy wiatru wcale nie przekonywały mnie do wyjęcia dłoni z ciepłych kieszeni palta. Mimo wszystko przemogłam się, wiedząc, że zapewne zsinieją mi palce.
Cały czas słyszałam karcące okrzyki trenera i wrzaski zawodników z murawy. Co chwila podnosiłam wzrok, śledząc spojrzeniem sylwetkę Harry'ego. Kąciki moich ust podnosiły się za każdym razem, gdy wykonywał jakieś ćwiczenie dobrze czy otrzymywał pochwałę nauczyciela.
Zmrużyłam oczy, gdy z nieba powoli zaczęły spadać maleńkie drobiny śniegu. Westchnęłam, wciskając nos pod kołnierz, wiedząc, że niedługo pewnie trening się skończy.
Tknięta jakimś dziwnym przeczuciem ponownie podniosłam głowę. Przełknęłam ślinę, widząc samotnie stojącą postać na innym sektorze. Wytężając wzrok, rozpoznałam w niej..
Debby.
Przekrzywiłam głowę, uspokajając się. Co ona tu robi? Już dowiedziała się, że Harry jest w drużynie? No nieźle.
Obserwowałam jak szybkim krokiem kieruje się schodkami ku ławce rezerwowych i murawie. Znalazła się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie, gdyż w tej samej chwili Harry strzelił pięknego gola główką.
Podskoczyła, klaszcząc w dłonie, tym samym zwracając na siebie uwagę chłopaka. Podbiegł do barierki szeroko uśmiechnięty i przybił dziewczynie piątkę. Zmarszczyłam brwi, mocniej przygryzając ołówek i spuściłam wzrok znów na kartki. Harry odbiegł z powrotem do drużyny.


* Harry's pov *


Zadowolony z siebie tradycyjnie chciałem podbiec do Caroline, by przybić jej piątkę za udany strzał. Zbliżając się do trybun zauważyłem jednak Debby, która stała na stałym miejscu przyjaciółki. Lekko zdezorientowany, nie wiedząc co innego zrobić, przyjąłem gratulacje dziewczyny. Szukałem wzrokiem blondynki, ale ta nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Dalej odrabiała lekcje, w ogóle nie interesując się treningiem. Lekko posmutniały wróciłem na środek boiska.


W ciszy jechaliśmy samochodem przez przedmieścia Londynu. Co chwila zerkałem w stronę Caroline, czekając aż odezwie się pierwsza. Zwykle wypytywała mnie o szczegóły treningu, a w moim aucie zawsze było głośno od naszych rozmów.
Po upływie kolejnych minut wypuściłem głośno powietrze.
- Chyba się tam zanudziłaś, co? - powiedziałem może lekko za zgryźliwie. Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę i zmarszczyła brwi.
- Nieprawda. Odrobiłam kilka zadań z chemii, ale głównie obserwowałam jak grasz. - fuknęła.
- Oh, czyżby?
- Tak. Wydawałeś się lekko rozproszony.
- Co?
- No cóż, widocznie Debby zajęła wszystkie Twoje myśli.
- O czym Ty mówisz?!
- O niczym. Nieważne. - mruknęła, opierając głowę o szybę w samochodzie. Zaciskając szczękę, skupiłem się całkowicie na drodze.


Z podłym humorem wyjmowałem świeże pieczywo na palety. Kończąc tą część roboty, przesunąłem je w kąt pomieszczenia i wróciłem na salę sklepową, w razie gdyby zjawił się jakiś klient. Oczywiście nie musiałem długo czekać. Po niecałej minucie piekarnię odwiedziła już pewna rodzina. Starałem się być jak najmilszą wersją mnie, ale to zdecydowanie nie był mój dzień.
Zirytowany krzywymi spojrzeniami jednej z kobiet, przysiadłem na stoliku za ladą. Nie dane było mi za długo wypoczywać, gdyż znów zabrzmiał dzwonek przy wejściu. Ku mojemu zdziwieniu przede mną stała..
Debby?
- Harry? - wytrzeszczyła oczy.
- Mhm, tak.. Pracuję tu..
- To zabawne, bo ja mieszkam tuż obok. - zachichotała brunetka, tłumacząc się, zanim nawet zdążyłem zapytać. - Przyszłam po zakupy, obiecuję, że Cię nie śledzę.
Tym razem udało jej się mnie rozbawić. Również zaśmiałem się, zabierając się za wbijanie do kasy produktów, które postawiła mi na ladzie. Naszą luźną pogawędkę przerwał nam dzwoneczek przy drzwiach.
Wstrzymałem na chwilę oddech, gdy za plecami Debby ukazała się Caroline i mały Eric. Po chwili uśmiechnąłem się jednak szerzej.
- Cześć, Car. Cześć, Eric! - przybiłem małemu żółwika. Blondynka natomiast miała dosyć niemrawą minę.
- Cześć, Debby. - odezwała się. - Mieszkasz niedaleko?
- Tak! A Ty? To Twój braciszek? - uśmiechnęła się do szkraba.
- Um, nie. Jestem opiekunką Eric'a.
- Pracujesz jako niania? - Debby zmarszczyła brwi, zdecydowanie zbita z tropu.
- Tak jakby. - blondynka uśmiechnęła się lekko, ignorując zaskoczenie dziewczyny. - Choć ostatnio mało miałam na to czasu.. - spuściła wzrok na dłonie.
- Oh.. okej.. to do zobaczenia. - pomachała nam brunetka na odchodne, zabierając swoje siatki z zakupami. Oboje odpowiedzieliśmy jej szybko. Przeniosłem wreszcie wzrok na blondynkę.
- To co zwykle - mruknęła, stawiając siatkę z odpowiednią ilością bułek.
Westchnąłem smutno. Zagryzłem wargę.
- To może chociaż dasz się namówić na film wieczorem?
Caroline początkowo utrzymała kamienny wyraz twarzy. Po chwili jednak rozjaśnił ją uśmiech.


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 
koniec jest słaby, wiem. może mimo wszystko się wam podobało?x

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 50

* Caroline's pov *


- Harry, obudź się, teraz Twoja kolej - potrząsnęłam ramieniem bruneta, gdy ten przysypiał na biurku. Jutro mieliśmy kolejną lekcję w podstawówce i zostało nam jeszcze trochę materiału do przygotowania. Tym razem postanowilismy podzielić się tekstem między dwoje, co chwilę się zmieniając. Tym sposobem nie rozpraszaliśmy się nawzajem.
- Jeszcze pięć minut.. - mruknął w ramię.
- Jak Ci za chwilę przyłożę.. - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Było już późno, a mnie bolała głowa od ilości czasu spędzonego nad papierami i przy tym debilu.
- Odejdź, wiedźmo. - burknął, wciskając twarz głębiej.
Skończyło się na wspólnej przepychance i wspólnym porozumieniu, kiedy zrozumieliśmy, że więcej już w tym stanie nie przygotujemy. 
- Spać? - mruknął zaspany Harry z przymrużonymi oczami. Wyglądał jak kotek.
Uśmiechnęłam się.
- Spać. 
O 23 nie miałam serca wypędzać tego biedaka z domu, więc położyliśmy się jak zwykle razem, już po chwili odpływając w sen. 

Obudził mnie przeszywający chłód. Otworzyłam oczy. Harry leżał rozwalony na drugiej części łóżka, splątał jedynie nasze nogi. Rozejrzałam się po pokoju. Całą kołdrę zabrał chłopak, a mi było zaskakująco zimno. Podniosłam wzrok na otworzone na oścież okno i powiewającą przy nim firankę. Przetarłam oczy i zmarszczyłam brwi. Byłam prawie pewna, że zamykałam je na noc. Skulona wstałam z materaca i od razu podkurczyłam palce u stóp. Podłoga była lodowata. 
Zaciskając zęby doczłapałam do witryny i szybko ją zamknęłam. Słysząc charakterystyczne kliknięcie odetchnęłam z ulgą. 
Mimo to, przeszedł mnie kolejny dreszcz. Mój wzrok zawisł na postaci na ulicy. Mężczyzna w czarnym płaszczu z równie ciemnym parasolem stał przy krawężniku naprzeciwko mojego domu. Zachłysnęłam się powietrzem i chciałam zasunąć zasłony, ale nie poruszyłam się ani o milimetr. Zastygłam jak kamień. 
Poczułam, że facet wpatruje się bezpośrednio we mnie, mimo tego, że nie mogłam dostrzeć jego twarzy.
Okropne uczucie nie minęło do momentu, gdy nieznajomy wsiadł do najbliższego samochodu i zniknął za zakrętem. Dopiero wtedy otrząsnęłam się, zapominając nawet jakiego koloru było rzeczone auto. Zacisnęłam mocniej powieki. Czasem byłam taka głupia. 
Odwróciłam się na piętach w stronę łóżka. Harry wciskał policzek w poduszkę, zabawnie pochrapując. Jego kończyny były porozwalane po całym materacu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał szóstą rano. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc po prostu skierowałam się pod prysznic. 

Piętnaście minut później cicho stawiałam kubek z mocną kawą na stoliku nocnym obok śpiącego bruneta. Sama ujęłam swój w obie dłonie i skuliłam się na parapecie, tępo wpatrując się w drogę. 
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziłam w ten sposób. Nagle usłyszałam skrzypnięcie materaca i kilka ciężkich kroków. Odwróciłam głowę do Harry'ego, który stał tuż przy mnie z gołym torsem, nisko opuszczonymi bokserkami i kawą w ręku. Westchnęłam głośniej, myśląc, że taki widok mógłby budzić mnie każdego ranka. Szybko wyrzuciłam tą myśl z głowy. Co? 
- Cześć, słońce. - mruknął, całując mnie w skroń. Po chwili zatopił malinowe usta w gorącym napoju. Musiałam od nich szybko oderwać wzrok. - Dziękuję za kawę. - wyszczerzył się szeroko, a ja starałam się odwzajemnić uśmiech. 
Zauważył moje zmartwienie i oczywiście musiał się tego przyczepić. 
- Coś się stało, Car? - spytał, siadając naprzeciwko mnie.
Spuściłam wzrok na dłonie. Wewnętrzna część mnie krzyczała, żeby go nie niepokoić. Chłopak miał dużo własnych zmartwień i na pewno nie chciałam mu dokładać kłopotów.
Z drugiej strony nie byłam idiotką i wiedziałam, że zatajanie takich spraw nigdy nie kończy się dobrze. Poza tym obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieć przed sobą żadnych sekretów.
Rozsądniejsza część mnie wygrała.
- Widziałam tu.. mężczyznę. - powędrowałam spojrzeniem z powrotem na ulicę. - To ta sama postać co zwykle. W czarnym płaszczu. - zamilkłam i czułam, że Harry wie o czym mówię. Przecież również widział go w klubie i na zewnątrz piekarni, ale kto powiedział, że to była jedna osoba? 
Brunet sięgnął po moją dłoń i ścisnął ją w pocieszeniu, nie wiedząc co powiedzieć. Nie dziwiłam się mu. Również nie miałam pojęcia, co to wszystko oznacza.
No dobrze, może trochę miałam. To ci sami ludzie, ci, którzy próbują dostać się do wyników badań naszych rodziców. Ale co mogliśmy z tym zrobić?
No właśnie.
Zadrżałam.


* Harry's pov *


Jak zwykle spóźnieni gnaliśmy przez korytarz podstawówki. Wywróciłem oczami na odgłos stukających obcasów Caroline. Oczywiście musiała założyć te botki. 
Zdyszani stanęliśmy przed znaną nam już salą. Zmierzyliśmy się wzrokiem i skinęliśmy głowami. Dziewczyna uczepiła się mojego ramienia, gdy popchnąłem drzwi. Byliśmy o pięć minut za późno. 
Niczym nie przejęta nauczycielka skinęła do nas z uśmiechem i zajęła swoje miejsce z tyłu klasy. Odetchnąłem głębiej i zacząłem, bo wiedziałem, że blondynce przychodzi to z trudem:
- Siema, jak tam święta? - próbowałem zająć ich na początek lekką rozmową, aby Caroline mogła się rozluźnić. Sięgnąłem po materiały i wyjąłem je z jej dłoni, podczas gdy ona stała na środku sali, lekko onieśmielona.
Dzieciaki zaczęły opowiadać o swojej przerwie świątecznej. Zacząłem z nimi żartować na poszczególne tematy, dzięki czemu czas lekko płynął. 
Gdy Caroline rozpoczęła swoją część 'wykładu', stanąłem za nią, przedrzeźniając ją trochę, tym samym rozbawiając dzieciarnię. Na szczęście dziewczyna pokiwała tylko z politowaniem głową i kazała mi się zamknąć. Aby trochę ją udobruchać objąłem ją od tyłu, kładąc brodę na jej ramieniu. Miała na sobie wyjątkowo miękki sweter. 
Dzieciaki zapiszczały, obserwując uważnie moje ruchy. Dałbym sobie głowę uciąć, że Caroline się zarumieniła. 


* Caroline's pov *


- Panno Parks! - dyrektor krzyknął, gdy przechodziłam korytarzem obok jego gabinetu. Niechętnie podeszłam pod jego drzwi, przybierając wymuszony uśmiech. Schowałam plik książek pod pachę i zlustrowałam wzrokiem dziewczynę, która stała przy mężczyźnie.
Była wysoką brunetką o wyjątkowej ciemnej oprawie oczu. A może był to makijaż? Wzrostem musiała dorównywać Harry'emu. Miała oliwkową cerę i była naprawdę śliczna. 
Uśmiechnęła się do mnie szeroko, wystawiając dłoń. 
- Debby. - odruchowo uścisnęłam ją. Oh, miała też cudowny uśmiech.
- Caroline. 
- Oprowadzisz Debby po szkole. Jest tu nowa, będzie chodzić do równoległej Tobie klasy od tego semestru. - wtrącił dyrektor i właściwie od razu po tym odszedł. Pokiwałam zdezorientowana głową. 
- Uhm, no dobrze. - uśmiechnęłam się do dziewczyny. - W takim razie chodźmy. - wskazałam kciukiem obszar za plecami. 

Rozmawiałyśmy na różne tematy, powoli się poznając. Debby przeprowadziła się do Londynu z Glasgow, stąd jej trochę odstający akcent. Była bardzo miła, raczej pewna siebie, ale w pozytywny sposób. 
Stanęłyśmy przed salą informatyczną, gdzie zaczęłam jej opowiadać o zajęciach z tego przedmiotu. Ledwo zaczęłam, gdy ktoś od tyłu wpadł na mnie, a może raczej skoczył
- Car! Mam ochotę na jogurt! - krzyknął wyjątkowo podekscytowany. Objął mnie ciasno od tyłu, tarmosząc na boki. Krzyknęłam zaskoczona, gdy przycisnął swoje usta do mojego polika, pozostawiając na nim mokry ślad. Wybuchnął śmiechem, wcale nie zwracając uwagi na to, że przed chwilą z kimś rozmawiałam. - Słuchaj, wiem, że chcesz iść, nie udawaj! Wiesz, że rzadko mam ochotę na te Twoje świństwa.. - nadawał dalej. Wywróciłam oczami. Jogurty nazywał świnstwami, podczas gdy sam potrafił pożreć pięć paczek chipsów w jedno popołudnie. 
- Słuchaj, idioto, puść mnie. - przerwałam mu zgryźliwie. Brunet wreszcie pozwolił mi się wyswobodzić, mimo to pozostając rozbawionym. - Oprowadzam nową koleżankę po szkole, przeszkadzasz nam. - obejrzałam się za siebie, na szczęście dziewczyna jeszcze tam stała. Nieco zmieszana, ale stała. Miała skołowaną minę, poza tym nie potrafiła oderwać wzroku od chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Debby, to mój przyjaciel Harry. Kretynie, to Debby. - przedstawiłam ich sobie, nie szczędząc brunetowi dźgnięcia w bok. 
Tradycyjnie pocałował wierzch dłoni brunetki, teatralnie zginając się w pół. Widząc charakterystyczny błysk w jego oczach, wiedziałam, że coś jest na rzeczy. 


//////////////////
siema ema siemanko! dodaję rozdział z doliny śmierci, mówię całkowicie poważnie. mam nadzieję, że się spodobał (?????) trochę wróciła mi wena:) dajcie znać w komentarzach, kocham was 
xo
 

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 49

- Car, zdajesz sobie sprawę, że impreza sylwestrowa u Zayn'a już trwa? - zlustrowałem ją ponownie wzrokiem. Dziewczyna na pewno nie była gotowa do wyjścia, mówiąc delikatnie.. wyglądała jakby przed chwilą wyszła z łóżka.
Blondynka spuściła wzrok na podłogę i odwróciła się na pięcie, wracając do salonu. Marszcząc brwi, podążyłem za nią.
- Przepraszam - wymamrotała, opadając na kanapę. - Będziesz musiał pójść sam. - wcisnęła twarz w poduszkę i zakryła się pledem.
- Co? Ej, co jest, mała? - kucnąłem obok.
- Nic, ja.. po prostu nie chcę iść.
Przekrzywiłem głowę. To bzdura, ekscytowała się imprezą od ponad tygodnia.
- Co się stało? - powtórzyłem pytanie.
Caroline głośno wypuściła powietrze i odkopała się spod koca. Miała rozczochrane włosy, a z jej spojrzenia biło zmęczenie. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem.
- Co? - pochyliłem się do niej bardziej, nic nie słysząc.
- Boli mnie brzuch i ja.. mam okres. - spuściła wzrok, momentalnie czerwieniąc się jak pomidor.
Parsknąłem śmiechem. Blondynka zacisnęła zęby i uderzyła mnie po głowie poduszką. Lekko otumaniony, usiadłem na podłodze.
- Au.. po prostu nie za bardzo rozumiem. - zachichotałem.
- Czego? - warknęła. - Źle się czuję, okej? Nie mam ochoty na imprezę, nie mówiąc już o tańczeniu czy piciu. Przepraszam, że tego nie przewidziałam! - wyrzuciła ręce w powietrze, lekko poddenerwowana. Otworzyłem szeroko oczy. Właściwie nigdy nie widziałem jej w takim stanie, można powiedzieć, że szczęśliwie omijały mnie jej kryzysowe-okresowe momenty. Ponownie zachichotałem do swoich myśli. Zmrużyła wściekle oczy.
Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem do czynienia z dziewczyną podczas okresu. Tak mi się wydaje. Nigdy nie miałem przyjaciółki, siostry ani dziewczyny.. ukhm, w ten sposób. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się nad tym głębiej. Po raz pierwszy mogłem czuć się za kogoś odpowiedzialny, czy kimś się zaopiekować.
- I co tak się szczerzysz? - rzuciła. Nawet nie zauważyłem, jak zacząłem się szeroko uśmiechać.
Blondynka wskazała mi palcem zegarek na ścianie.
- Radzę Ci się spieszyć, jesteś mocno spóźniony.
- Gdzie?
- No do Zayn'a. - Caroline spuściła wzrok na dłonie, skubiąc róg koca.
- Hej, nigdzie nie idę.
- Co? - tym razem to ona zmarszczyła swoje małe czoło - Nie, mówię poważnie, idź, ja sobie posiedzę w domu i pooglądam telewizję czy coś.. Nie przejmuj się mną.
Uśmiechnąłem się do niej chytrze.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
Dziewczyna wypuściła głośno powietrze.
- Ej, bo będę się czuć winna, że nie bawisz się dobrze na imprezie.
Pokręciłem rozbawiony głową.
- Będę się sto razy lepiej bawił tutaj.. z Tobą. - podniosłem się i usiadłem tuż obok niej na sofie. Objąłem ją mocno ramionami, kołysając nami na boki.
- Trochę szkoda.. skoro już założyłeś koszulę.. dziewczyny na imprezie padłyby z wrażenia. - Car dźgnęła mnie w bok, dołączając do mojego chichotu.
Odsunąłem się trochę, opadając na oparcie kanapy.
- Cóż, w tym momencie, mogę liczyć tylko na Ciebie.
Blondynka wystawiła do mnie język.


* Caroline's pov *


Czułam ciepło w okolicy serca, przyglądając się jak Harry skacze nade mną, starając się mi pomóc. Kilka miesięcy temu nie było mowy, żebym właśnie tak wyobrażała sobie naszą relację. Ze wzruszenia nawet zaszkliły mi się oczy, ale wiadomo jak to jest z tymi emocjami podczas okresu. Chłopak momentalnie to zauważył i prawie upadł na podłogę, podbiegając do mnie i pytając, co się stało.
- Nic, ja.. - pociągnęłam nosem, śmiejąc się lekko - Bardzo się cieszę, że Cię mam. Jesteś cudowny. Haz.
Oblicze Harry'ego rozświetlił jeden z najpiękniejszych uśmiechów jakie widziałam.

Chłopak zniknął z mojego pola widzenia na kilkanaście minut, w momencie gdy akurat nie zwracałam uwagi. Zmarszczyłam brwi i już miałam wstawać, żeby go poszukać, gdy pojawił się na schodach.
- Gdzie byłeś?
- Chodź, pokażę Ci coś. - wyszczerzył się. Posłusznie podniosłam się na rękach do pozycji siedzącej, gdy Harry nagle wciągnął głośno powietrze i popędził mi pomóc.
- Hej, spokojnie! Nie jestem chora, nawet w ciąży nie jestem i doskonale potrafię chodzić! - oburzyłam się, gdy szybko wziął mnie na ręce. - Kto by się tego po Tobie spodziewał Styles, huh? - pstryknęłam go w nos.
Przez tęczówki bruneta przebiegła gwałtowna emocja, którą łatwo było zauważyć. Doskonale zrozumiał, do czego nawiązywałam i zdawał sobie sprawę, jak zmienił się pod moim wpływem. Miałam tylko nadzieję, że jemu samemu też się to podobało.
Chłopak skierował się na następne piętro, powyżej mojego pokoju.
- Ciągniesz mnie na strych? - zachichotałam.
- Dokładnie. Tam zamknę Cię, zamorduję i poszatkuję na małe kawałeczki. Już mi nie uciekniesz. - odparł śmiertelnie poważnym głosem. Parsknęłam na jego głupotę. Jednak Harry minął również drzwi na strych i postawił mnie na ziemi obok. Sięgnął do niskiego sufitu i pociągnął za klapę, zza której wysunęły się składane schodki.
- Panie przodem. - skłonił się żartobliwie. Ostrożnie wspięłam się po schodkach na dach. Moim oczom ukazało się całe spiętrzenie koców i poduszek, masa świeczek zapachowych, dwie miski popcornu i jedna nachosów. Zaśmiałam się. Jak to dobrze, że mieliśmy podobne gusty.
Harry wspiął się do mnie, trzymając laptop pod pachą, którego wcześniej jakoś nie zauważyłam.
- Podoba się? - uśmiechnął się ciepło. Pokiwałam energicznie głową, całując go w policzek. Po chwili tuliłam się już do jego boku przykryta warstwą pledów.
- Wiesz mamy jeszcze dwie godziny do północy. - rzuciłam, kładąc jedną dłoń na brzuchu Styles'a, a głowę na jego torsie.
- Obejrzymy jakiś film, huh? - mruknął, wpisując coś do wyszukiwarki na laptopie, kontynuując jednocześnie masowanie mojego obolałego brzucha drugą dłonią.


- Harry - szepnęłam, potrząsając ramieniem bruneta - Harry?
Chłopak przysnął na końcówce odcinka.
- Haz, mamy dwie minuty do północy - nie obudził się. Zbliżyłam twarz do jego policzka i wysunęłam język, liżąc szybko jego kość policzkową. Momentalnie się ocucił.
- Co Ty robisz? - fuknął, marszcząc brwi i wycierając twarz wierzchem dłoni. - Masz taki zwyczaj, że zawsze liżesz mnie, gdy śpię?
Przewróciłam oczami.
- Minuta do Nowego Roku, debilu. - wstałam spod kocy i od razu zadrżałam z zimna. Cóż, te dwie minuty wytrzymam.
- Pomyśl życzenie, szybko! - pisnął jak mała dziewczynka. W jego oczach widać było ekscytację, gdy intensywnie wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo. Jego emocje szybko udzieliły się mi. Zaśmiałam się głośno, zaciskając powieki. Czego mogłam sobie życzyć?
Żeby Harry nigdy mnie nie zostawiał.


* Harry's pov *


- Już masz?
- Mam. - Caroline uśmiechnęła się szeroko i otworzyła oczy.
Wciągnąłem powietrze, zastanawiając się, czego mógłbym pragnąć. Miałem mało czasu, północ miała wybić lada chwila.
Pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy: żebym mógł odwdzięczyć się Car za naprawienie mnie.
Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która szeptem odliczała sekundy do Nowego Roku. Kilka chwil później niebo pokryło się kolorowymi fajerwerkami. Złapałem dziewczynę w pasie, podnosząc ją do góry i okręcając dookoła naszej osi. W akompaniamencie jej śmiechu, postawiłem ją na nogi. Tęczowe sztuczne ognie odbijały się w jej tęczówkach. Chciałem tylko, żeby stała tak nieruchomo, żebym mógł zrobić jej zdjęcie, to zdecydowanie warte było uwiecznienia.
Jednak nie chciałem wyjść na dziwaka, który godzinami wpatruje się w zdjęcie swojej najlepszej przyjaciółki.
Dlatego zamiast tego wszystkiego powiedziałem:
- Szczęśliwego Nowego Roku, Car.




/////////////////////////////////////
tak wiem, nawaliłam, strasznie długo to zajęło i jest beznadziejnie, przepraszam, dosłownie za chwilę wyjeżdżam na lotnisko i lecę do stanów, byeeee kocham was xx

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Rozdział 48

Fuknęłam głośno. Ciocia dawno temu podjechała pod willę Harry'ego. Miałyśmy go stąd zabrać i pojechać prosto do Liverpoolu. Rozumiem, że było wcześnie rano i musiał się ogarnąć, no ale bez przesady.
Zirytowana wysunęłam się na przednie siedzenia i uderzyłam w przycisk klaksonu. Ciocia otworzyła szerzej oczy, mamrocząc coś o tym, źe wcale się aż tak nie spieszymy. Oczywiście, że nie chciała pospieszać chłopaka. Ale ja właśnie miałam nadzieję, że Harry pomyśli sobie, że to ona się już niecierpliwi. Mnie mógł zlać, ale moją ciocię nie..
Tak jak się spodziewałam, już po chwili wypadł przez drzwi z rozpiętą jeszcze koszulą i torbą przerzuconą przez ramię. Przygryzłam wargę, przypatrując się jak w pośpiechu zaklucza drzwi i pędem biegnie do samochodu, zapinając guziki koszuli. Zarumieniłam się mocno, gdy znalazł się w środku, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Pod dłońmi mogłam poczuć jego ciepły tors, a na policzku miękkie usta. Dopiero po kilku sekundach odsunęłam się od niego, ale szybko otrząsnęłam się. 
- Naprawdę przepraszam ciociu, że się spóźniłem, ale zaspałem i.. - wyrzucał z siebie słowa niczym karabin maszynowy. Kobieta przerwała mu szybko:
- Naprawdę nie ma sprawy, Harry. Nie czekałyśmy na ciebie wcale długo. To Caroline się strasznie niecierpliwiła. 
Chłopak posłał mi pytające spojrzenie, podnosząc jedną brew do góry. 
Wzruszyłam ramionami. 
- Po prostu chcę już jechać.


* Harry's pov *

Jęknąłem z niezadowolenia, gdy łokieć Caroline wbił mi się między żebra. Delikatnie poprawiłem dziewczynę, żeby jej nie obudzić.
Położyła głowę na moich kolanach, bo była bardzo zmęczona. Nie dziwię się.
Założyłem kosmyk włosów, które opadały jej na policzek za jej ucho i uśmiechnąłem się sam do siebie. Zmarszczyła nos i ścisnęła moje kolano swoją drobną dłonią, nadal śpiąc. Westchnąłem pod nosem. Taki widok zapierał dech w piersiach. Dużo bym dał, żeby..
Podniosłem wzrok, napotykając spojrzenie cioci Car w lusterku. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Błysk w jej oczach zdradzał, że poznała moją tajemnicę. Mógłbym przysiąc, że na moje policzki wpłynęły rumieńce.
                                                                         ✷  
- Wstawiaj, śpiochu! - krzyknąłem prosto do ucha dziewczyny. Momentalnie poderwała się do góry, uderzając mnie przy tym w nos. - Au.. - jęknąłem, rozmasowując go.
- Masz za swoje - warknęła i otworzyła drzwi, rozprostowując kości. Przygryzłem wargę. Denerwowałem się przed spotkaniem z rodziną Caroline. Fakt, że samochód stał już na podjeździe jej dziadków nie poprawiał mojego samopoczucia.
Niepewnie rozejrzałem się dookoła, wychodząc z auta. Drzwi jednopiętrowego domu otworzyły się, a na progu stała starsza para, która zapewne była dziadkiem i babcią dziewczyny. Przełknąłem ślinę spanikowany i szybko zająłem się wyjmowaniem toreb z bagażnika, aby zająć czymś ręce i możliwie jak najdalej odsunąć moment przywitania się z rodziną Caroline.
- Podejdź tu, kochaniutki! - zagruchała starsza pani, przywołując mnie ruchem dłoni. Uśmiechnąłem się krzywo, zaciskając dłonie na ramiączkach toreb. Próbowałem zmyć z twarzy przymuszony grymas i zastąpić go bardziej naturalnym, jednak na mało się to zdało.
- To mój przyjaciel. - zaczęła blondynka.
- Dzień dobry, jestem Harry. - odezwałem się wreszcie, gdy podszedłem wystarczająco blisko. Wyciągnąłem do nich prawą dłoń, modląc się w duchu, żebym nie wyszedł na jakiegoś dupka.
- Oh, mów na nas 'babcia' i 'dziadek', dobrze? Jakoś się tak przyjęło w naszej rodzinie.. - uśmiechnęła się ciepło, ściskając mnie lekko. Dziadek dziewczyny ścisnął porządnie moją dłoń. Wydali mi się przyjaźni.
Odetchnąłem z ulgą, gdy wszyscy skierowaliśmy się do środka. Caroline posłała mi uspokajający uśmiech, odbierając ode mnie jedną z toreb.
                                                                      ✷  
Wszystko szło jak najlepiej do momentu, gdy zasiedliśmy przy stole, a babcia dziewczyny chciała dowiedzieć się coś o mojej rodzinie.
- Mamo.. to jest Harry Styles - odchrząknęła ciocia. To oczywiste, że wiedzieli kim jestem. Przełknąłem ślinę wpatrując się w ich twarze.
- Oh.. oh.. - zakłopotała się kobieta - cóż za niefortunne.. - spuściła wzrok, nie wiedząc co powiedzieć.
- Bardzo zawsze lubiłem Twoją mamę - ciszę przerwał dziadek blondynki. Odwzajemniłem jego ciepły uśmiech. To było to, co chciałem usłyszeć.
                                                                   ✷  
Po posiłku wybraliśmy się z Caroline na spacer, żeby pooglądać trochę miasto. Zaciągnąłem dziewczynę na stadion the Reds'ów*, szczegółowo mu się przyglądając. Kto wie? Może będę w stanie spełnić swoje marzenia i zagrać w jednym z tak wielkich klubów jak Liverpool?
W zamian za to dziewczyna uparła się wybrać, co będziemy robić wieczorem. Nic mi wcześniej nie mówiąc, zabrała nas do jakiegoś klubu, powiadamiając, gdzie właściwie jesteśmy, dopiero w środku.
- Żartujesz! - krzyknąłem zszokowany. - Czy to jest właśnie ten klub, gdzie po raz pierwszy występowali Beatlesi?!
- Tak, w samej rzeczy. Jesteśmy w The Cavern.
- Ja Cię kręcę.. ale odjazd - Caroline spojrzała na mnie pobłażliwie, zapewne rozbawiona moim doborem słów. Wzruszyłem ramionami, śmiejąc się.
                                                                    ✷  
Wyszliśmy dosyć wcześnie, żeby nie wrócić nie wiadomo o której do domu dziadków. W końcu byliśmy u nich w gościnie i nie chcieliśmy zachowywać się niegrzecznie.
Szczerze mówiąc bardzo ich polubiłem, a wszelkie moje wątpliwości zostały rozwiane. Oni byli dla mnie mili, poza tym babcia dziewczyny upiekła cudownego kurczaka. No tak, przez żołądek do serca.
Tuż przed snem pożegnałem się ze wszystkimi, życząc im dobrej nocy i skierowałem się do oddzielnego pokoju gościnnego.
                                                                    ✷  
Rano musieliśmy już wyjeżdżać i szczerze zrobiło mi się trochę smutno z tego powodu. Liverpool był pięknym miastem - nie tak zatłoczonym jak Londyn.
Pożegnaliśmy się ze starszą parą, otrzymując od nich wielkie zapasy jedzenia, jakbyśmy mieli już nic innego nie jeść przez zimę. Caroline westchnęła zirytowana, pomagając mi upchać słoiki i miski w bagażniku, w ten sposób aby się nic nie zbiło. Roześmiałem się w reakcji na jej zdenerwowanie, za co zostałem uderzony po ramieniu.


* Caroline's pov *


Praktycznie w momencie gdy samochód cioci wjeżdżał na podjazd naszego domu, zadzwonił mój telefon.
- Tak, Jannet?
- Caroline, cześć, wesołych świąt! - kobieta zaćwierkała do telefonu. Odpowiedziałam jej tym samym. - Wiem, że masz teraz wolne.. Chciałam się spytać, czy masz jutro czas? Albo i pojutrze? Fajnie by było, gdybyś zabrała Eric'a również na noc, jeżeli możesz.. Oczywiście płacę podwójnie.
- Tak, nie ma sprawy! - uśmiechnęłam się sama do siebie. Małymi kroczkami zarabiałam pieniądze i podobało mi się to, że staje się bardziej samodzielna.
                                                                       ✷  
W ciągu tych dwóch dni odwiedziliśmy z małym pracującego Harry'ego chyba z pięć razy. Nie odmawiałam Eric'owi, w końcu co innego mogliśmy robić całymi dniami?
Oczywiście wpadłam na kilka pomysłów. Jednym z nich było wyjście na lodowisko. Mimo tego, że wiedziałam jak Haz nienawidzi tam chodzić, również go zaangażowałam, zmyślając coś na temat tego, że boję się, że sama sobie nie poradzę. Ha, dobre.
Gdy znaleźliśmy się na lodzie, tak naprawdę musiałam zajmować się obojgiem z nich, bo Styles co chwila dostawał ataku paniki i łapał się barierki. Interesujące jak na osobę, która kiedyś przede mną deklarowała, że chętnie skończyłaby z bungee.
Koniec końców przełamał się, a ja mogłam obserwować jak prowadzi Eric'a między nogami, asekurując go. Uśmiechałam się szeroko. Byłam szczęśliwa.
                                                                      ✷  
Tak mijały nam po kolei dni. Poza szkołą mieliśmy tak wiele czasu, że całkowicie zapomnieliśmy o zadaniach domowych, w tym o naszym projekcie z angielskiego. Obiecaliśmy sobie jednak, że zajmiemy się tym tuż po Sylwestrze.
- To przyjadę po Ciebie jutro o 20, dobrze? - zapytał Harry, żegnając się.
- Jasne. - uśmiechnęłam się ciepło, podekscytowana imprezą.
Jedynym moim zmartwieniem okazały się sporadyczne bóle brzucha, ale wzięłam tabletki przeciwbólowe i miałam nadzieję, że przejdzie mi to do następnego dnia.


* Harry's pov *


Po raz ostatni poprawiłem fryzurę w lusterku samochodu i zamknąłem go pilotem. Podbiegłem do drzwi dziewczyny, wiedząc, że jestem odrobinę spóźniony. Zdążyłem lekko zmarznąć w mojej cienkiej skórzanej kurtce do momentu, kiedy mi otworzyła.
Otworzyłem usta oniemiały.




*the Reds - potoczna nazwa klubu Liverpool FC

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

No iii dodaję :) Jakby ktoś był zainteresowany, to możecie popytać, jak mi poszły gimnazjalne xD Tymczasem.. do następnego!

Kocham was x






czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 47

Wyprowadziłam nas na zewnątrz i prędko złapałam taksówkę, wiedząc, że oboje długo już nie wytrzymamy i zapadniemy w sen. Byliśmy wyczerpani tańczeniem, a było już późno w nocy. W dodatku chwiałam się mocno, ledwo utrzymując się na nogach.
                                                                           ✷  
Harry przytulił mnie na pożegnanie, gdy wysiadałam z samochodu, który miał odwieźć go jeszcze do jego domu. Pomachałam mu, chichocząc. Cholera, Caroline. Spokój.


* Harry's pov *


Zaciskałem mocno powieki. Przyciągnąłem nogi do klatki i położyłem głowę na kolanach. Wbiłem paznokcie w skórę na ramionach. Z moich ust wyrywał się głośny szloch.
Zajęło mi to minutę, aby ogarnąć się i zeskoczyć z parapetu. Potrząsnąłem głową, przeczesując włosy w charakterystyczny sposób. Nie miałem zamiaru ryczeć z powodu swojego ojca. Ten okres mojego życia powinien zakończyć się kilka lat temu.
Wypuściłem z ust powietrze, próbując razem z nim pozbyć się mojej narastającej frustracji. Nie pomogło. Już po chwili wazon ze sztucznymi kwiatami leżał roztrzaskany pod ścianą. Wrzasnąłem zdenerwowany, słysząc dzwonek do drzwi. Jeżeli to on, poturbuję go.
Co ja wygaduję. Przecież on teraz grzeje dupę w LA.
Zanim zdążyłem się porządnie zastanowić nad tym co robię, otworzyłem zamaszyście drzwi.
Na moim ganku stała Caroline w puchowym płaszczyku i z zaróżowionymi policzkami. Uśmiechała się szeroko, pocierając dłońmi ramiona. Na zewnątrz leżał śnieg, co musiało oznaczać, że było dosyć zimno. Mój mózg rankami wolno procesuje.
Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy przeniosła wzrok na moją dłoń. Podążyłem za jej spojrzeniem. Kurwa. Krew spływała po moich palcach na posadzkę.
- Co Ci się stało? - jej głos zadrżał, gdy zbliżyła się, łapiąc mnie za ramię. Prędko zdjęła z siebie okrycie i buty, by za chwilę pociągnąć mnie do kuchni. - Nie ruszaj się stąd. - nakazała z lekko groźną miną. Znieruchomiałem zdumiony na krześle, na którym mnie posadziła. Caroline szybko pobiegła do łazienki i przyniosła z niej apteczkę. Zmarszczyła brwi, oglądając moją dłoń z każdej strony. Syknąłem, gdy przez przypadek dotknęła małego rozcięcia. Od momentu jej przyjścia nie odezwałem się ani słowem i widać było, że irytowało to blondynkę.
Wyjmując po kolei kawałki szkła z mojej ręki, ponownie odezwała się:
- Wytłumacz mi.
Westchnąłem ciężko, krzywiąc się. Bolało.
- Tak jakby rzuciłem wazonem o ścianę, no i odłamki szkła.. - wymamrotałem pod nosem.
- Co? - nie zrozumiała. Cóż, nie dziwne..
Wymownie odwróciłem głowę w stronę salonu i jednocześnie bałaganu na podłodze, który się tam znajdował. Dziewczyna otworzyła szeroko usta, ale nie odezwała się już więcej. Za to widocznie posmutniała. Dokończyła oczyszczanie mojej dłoni, zabandażowała ją i bez słowa odłożyła apteczkę na miejsce. Z jednej z moich szafek wyjęła szufelkę i udała się do salonu. Zmarszczyłem brwi, podążając za nią. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, co ona wyrabia.
- Oddaj mi to, nie będziesz po mnie przecież sprzątać. - prychnąłem, możliwie trochę za ostro. Nie posłuchała mnie do momentu, gdy siłą wyrwałem jej z ręki przedmiot. Spojrzała się na mnie jeszcze smutno i wysunęła z zasięgu moich ramion.
- Co jest? - złagodniałem, widząc jej minę. Caroline spuściła wzrok, opierając ciężar ciała na kanapie za nią. - Poważnie, Car. - przybliżyłem się, chcąc podnieść jej podbródek. Ponownie odsunęła się.
- Przychodzę do Ciebie i to, co dostaję to brak przywitania, małego uśmiechu i nawet z wytłumaczeniem było trudno? W dodatku zachowujesz się jak dupek, Harry. Zapomniałeś, że dzisiaj prawdopodobnie widzimy się ostatni raz przed świętami? Jutro przecież przyjeżdża Twój ojciec.
Caroline wyglądała, jakby naprawdę przejmowała się tym, jak ją potraktowałem. Westchnąłem, wyrzucając negatywne myśli z mojej głowy.
Przysunąłem się do niej i zanim zdążyła zaprotestować, przytuliłem ją, chowając twarz w jej włosach. Zadrżałem lekko, ale powstrzymałem się przed uronieniem łez.
- On nie przyjedzie. - wydusiłem z gulą w gardle. Dziewczyna odsunęła się powoli ode mnie i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Jak to?
Zachowałem niewzruszony wyraz twarzy i kontynuowałem:
- Zostaje w LA ze swoją laską. Zaproponował, żebym sam do niego przyleciał. Nie chciałem. - zrobiłem tu przerwę - Będę na święta sam. Rozumiesz, Car? Sam. - wycedziłem. Blondynka potrząsnęła głową i przytuliła mnie mocno, zaciskając palce na moich biodrach.


* Caroline's pov *


Jak on mógł zostawić swoje jedyne dziecko same w święta? Straciłam do tego człowieka jakąkolwiek odrobinę sympatii. Zaczęłam kołysać naszymi ciałami, czym doprowadziłam do chichotu Harry'ego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie będziesz sam. Nie pozwolę Ci.
Chłopak zmarszczył brwi, przyglądając mi się, jakbym zwariowała.
- Spędzisz te święta ze mną! Duh..
- Nie, Car, ja.. To bardzo miłe, ale.. - brunet plątał się w słowach. Mogłam zauważyć rumieńce na jego policzkach.
- Oww, nie wstydź się. - zaśmiałam się. Momentalnie przybrał poważny wyraz twarzy, choć widać było, że przyszło mu to z trudem.
- Po prostu nie wydaje mi się, żeby Twoja rodzina chciała spędzać święta ze mną.
- Daj spokój. Ciocia już Cię uwielbia. Tak czy nie? A na drugi dzień świąt jedziemy do dziadków do Liverpoolu. Jedziesz z nami. Ucieszą się. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Może najpierw spytasz ich o zdanie, a nie tak insynuujesz, co? - podparł ręce na bokach, wprowadzając mnie w większe rozbawienie. Takiego Harry'ego kochałam.
- Wiesz, że ja tak nie załatwiam spraw. - wysunęłam do niego język. - No ale cóż, sprawa załatwiona. - Chłopak chciał jeszcze protestować, ale nie dałam dojść mu do słowa, więc po prostu opuścił ramiona zrezygnowany. - To także oznacza, że nie muszę dawać Ci prezentu dzisiaj.. Zrobię to w wigilię. - wyszczerzyłam się. Harry momentalnie złapał się za głowę. Roześmiałam się głośno.
- Wiedziałam!
Chłopak prychnął.
- Co wiedziałaś? - zdradzała go jego przestraszona mina.
- Że nie masz dla mnie prezentu!
- Pff, to nie do końca tak.. - podrapał się po karku. - Poprosiłem ojca, żeby przywiózł coś z LA, żebym mógł Ci to dać, no ale w obecnej sytuacji.. - zamyślił się lekko, czego chciałam uniknąć, bo kto to wie, co mu się tam gnieździ w głowie.
- Haz, jest w porządku. Nic od Ciebie nie chcę. Ewentualnie możesz mi kupić idiotyczne skarpetki.
- Ha-ha, bardzo śmieszne. - pokiwał ironicznie głową.
- Wiem. - spuściłam wzrok i zmarszczyłam brwi - Masz.. brudną koszulkę.. chyba od krwi - wydukałam. Chłopak również opuścił głowę i dostrzegł na swoim boku ciemne plamki. Fuknął jak dziecko i tak po prostu, zdjął ją przez głowę, tłumacząc się, że zmieni ją na inną.
Prawie zachłysnęłam się powietrzem. Dobrze, że nie wydałam żadnego demaskującego dźwięku, bo byłoby po mnie i Harry zwróciłby uwagę na rumieńce na moich policzkach.
Po prostu.. wcześniej jego nagi-umięśniony-piękny-idealny tors nie działał na mnie w ten sposób. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje i prędko odwróciłam głowę.
Chwila moment, jak ja właśnie go nazwałam? Straciłam wiarę w siebie.
- Ja.. - wymamrotałam - to już chyba pójdę.. Skoro jesteś opatrzony i nic nie potrzebujesz.. - zaśmiałam się niezręcznie, na szczęście brunet tego nie wyczuł - To widzimy się za dwa dni o piątej w wigilię? Do tego czasu będę sprzątała i pomagała cioci w przygotowywaniu dań, więc możliwe, że się nie zobaczymy.. No a kolejne dwa dni później wyjeżdżamy do dziadków, więc spakuj coś na noc i.. - Harry przerwał mi swoim chichotem.
- Pomogę Ci w przygotowywaniu wigilii. I musisz się zgodzić! - zakrył moje usta dłonią, gdy chciałam wysunąć argumenty przeciw temu pomysłowi. Nie musiał mi przecież tyle pomagać.. - Inaczej nie przyjdę. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Chcę być potrzebny, okej?
Nie wiem, co w tych słowach było takiego wyjątkowego, ale dodatkowo ujęły mnie za serce. Dlatego pokiwałam zgodnie głową i już nie narzekałam.

                                                                      ✷  

Pochyliłam się do największego z pudełek z bombkami, żeby wyjąć z niego złotą gwiazdę na czubek choinki. Skończyliśmy z Harry'm ją ubierać i to był jedyny pozostały element, który uparłam się przymocować.
Chodziłam cały dzień w czerwonym onesie w nordyckie wzorki i dosłownie zmusiłam Harry'ego do ubrania takiego samego niebieskiego. Zawsze trzymałam dwie pary dla właśnie takich sytuacji jak ta. Poza tym były na mnie za duże, więc chłopak idealnie się mieścił. Mogłam poznać po jego minie, że godzi to w jego męską godność, ale szczerze miałam to gdzieś. To był dla niego warunek przebywania w moim domu.
Nagle poczułam ciepłe dłonie na moich biodrach. Harry podniósł mnie, jak najwyżej potrafił, bym mogła dosięgnąć czubka choinki. Z niewielkim trudem udało mi się to i po chwili przyglądaliśmy się naszemu dziełu z uznaniem.
Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i stanęłam na palcach, by ustami dosięgnąć jego policzka. Chwilę później pojawił się w nim charakterystyczny dołeczek. Zielone tęczówki bruneta błyszczały w piękny sposób.
- Wesołych świąt, Car.
                                                                           
- Ciocia będzie za jakieś 10 minut, pospiesz się, Harreh! - piszczałam, biegając w kółko z kuchni do jadalni.
- Przepraszam, ale ja się tu muszę skupić!
- To tylko pudding, wiesz o tym? - na chwilę stanęłam przy nim, łapiąc oddech. Zmachałam się tym bieganiem. Na szczęście już kończyliśmy przystrajać dom, a przede wszystkim stół wigilijny. Ciocia powierzyła nam właściwie całą kolację, ponieważ zapieraliśmy się od jej pomocy. Cóż, czas pokaże, czy słusznie.
- To nie jest tylko pudding, Caroline. W tym właśnie tkwi Twój problem.
- Mój problem, huh? - powoli uspokajałam oddech. Podparłam się rękoma na biodrach i podniosłam jedną brew.
- Tak, Twój problem. - wycelował we mnie łyżką.
- A mogłabym wiedzieć, na czym polega mój problem? - parsknęłam śmiechem. To niesamowite, że potrafimy się tak po prostu przedrzeźniać, będąc w proszku na dziesięć minut przed kolacją wigilijną.
- Nie rozumiesz innych ludzi. Nie rozumiesz mnie. - chłopak cały czas udawał poważnego - Jesteś tak zapatrzona w siebie, że nie potrafisz spojrzeć na coś z innej perspektywy. Może dla kogoś taki pudding oznacza więcej niż tylko deser? Może to mój sens życia? Ale Ty oczywiście nie wzięłaś tego pod uwagę. - fuknął, nie poświęcając mi nawet spojrzenia.
- Aha.
Harry odsunął się lekko od garnka, przyglądając mi się.
- Wiesz, to było trochę niemiłe. Mamy wigilię, poza tym goszczę Cię w moim domu.. To trochę niestosowne, nie uważasz? Cóż, nie zamierzam Cię teraz wyrzucać, nie jestem tak bezduszna jak Ty. - zachlipałam, odwracając się. - Pójdę do siebie. - teatralnym krokiem ruszyłam ku schodom.
- Nie, nie pójdziesz! Najpierw musisz spróbować mojego popisowego puddingu! - wydarł się, zapewne wprowadzając w niepokój moich wszystkich sąsiadów. Do tej pory mieli o nas dobre zdanie, ale to się może teraz zmienić.
- Nie mam zamiaru kosztować Twojego bezdusznego puddingu. - wypowiadając te słowa, zostałam poderwana z ziemi. Cóż, nie przewidziałam tego, myślałam, że Harry nadal stoi nad tym swoim nieszczęsnym garnkiem. Pisnęłam z zaskoczenia. Po chwili chłopak dosłownie rzucił mnie na kanapę i zaczął gilgotać. Z trudem łapałam oddech, więc kopnęłam go kolanem w żebra. Nie chciałam, żeby mu się coś stało, ale mimo to spadł z głośnym hukiem na podłogę.
Mój śmiech ustał. Przezornie wyjrzałam pod kanapę, aby ujrzeć tam bruneta leżącego z zaciśniętymi powiekami.
- Zupełnie nie mam pojęcia, czemu Cię lubię. - mruknął pod nosem.
                                                                             ✷  
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nie ubierzemy się jak normalni ludzie? - jęknął Harry, podążając za mną w kółko po domu. Ciocia niestety miała się spóźnić pół godziny i poleciła nam, żebyśmy już zaczęli jeść. Mimo to woleliśmy poczekać.
Chodziliśmy w tę i z powrotem w naszych cieplutkich onesie.
- Bo nimi nie jesteśmy, Harreh.
- Mów za siebie. - mruknął pod nosem.
- Słyszałam to. - spojrzałam na niego przez ramię. Wystawił do mnie język.
                                                                           ✷  
- Oh, Harry, ten pudding jest wprost niebiański! - zaszczebiotała ciocia, nakładając sobie kolejną porcję. Chłopak posłał mi zwycięskie spojrzenie, na co wystawiłam do niego język.
Kolacja obeszła się bez większych strat, oprócz kilku nieszczęśliwych wypadków. Gdy Harry niósł do jadalni rybę w cieście, podłożyłam mu nogę, przez co położył się jak długi na podłodze, wyrzucając talerz w powietrze. Nie przewidziałam tego. Ryba minęła moją twarz o milimetry.
Natomiast później wygotowały mi się ziemniaki. Harry chyba nigdy mi tego nie daruje, bo śmiał się przez około piętnaście minut.
Wracając do tematu, pudding był naprawdę pyszny. Chłopak dodał do niego owoce na wierzch. Wpatrywałam się szczenięcym wzrokiem w ostatni pozostały kawałek na talerzu Harry'ego.
- Chcesz? - spytał się, uśmiechając szeroko. W tym momencie musiałam przełknąć swoją dumę, bo naprawdę pokochałam ten pudding. Pokiwałam głową ze skruszoną miną. Brunet roześmiał się i postawił przede mną deser, targając moje włosy. Ciocia uśmiechnęła się do mnie znacząco.
Rzeczywiście, może wyglądaliśmy trochę jak para, ale nasze relacje przypominały prędzej dwójkę przekomarzającego się rodzeństwa.
                                                                         
Usiedliśmy przy choince i kominku, który okazjonalnie rozpalamy kilka razy w roku na właśnie takie okazje. To trochę bez sensu, ale po tym jak zamontowaliśmy ogrzewanie w całym domu, nie chcieliśmy już się go pozbywać.
- No dobrze.. może zaczniemy od prezentów ode mnie! - ciocia zaklaskała w dłonie, od razu biorąc do ręki pakunki dla nas. Wręczyła nam po jednym.
- Oh.. nie musiała pani.. - Harry zarumienił się, co było jednym z bardzo rzadkich widoków. Momentalnie uśmiechnęłam się.
- Przestań! - zaśmiała się. - Nie musiałam, ale chciałam. I mów do mnie 'ciociu', dobrze? 'Pani' brzmi tak staro..
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, kiwając głowami. Rozdarłam papier prezentowy, aby zobaczyć w nim ręcznie dziergany sweter z napisem 'CAR'.
- Jaki uroczy! - podziękowałam cioci, bo naprawdę spodobał mi się prezent. Spojrzałam na przedmiot w ręku Harry'ego. Był to taki sam sweter, z taką różnicą, że był czerwony, a nie niebieski i miał napis 'HAZ'.
- Oww
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. - zachichotała ciocia. Chłopak uśmiechnął się szeroko, podnosząc wreszcie głowę. Jego oczy błysnęły, zdradzając wzruszenie. Zagryzłam wargę, gdy brunet przytulał ostrożnie kobietę.
- No dobra.. - wypuściłam oddech. - Teraz prezent od nas.
Harry wyjął zza siebie małe pudełeczko i wręczył je cioci. Otworzyła szeroko usta, gdy ujrzała piękną srebrną bransoletkę.
- Ależ to musiało kosztować fortunę! - prawie zachłysnęła się powietrzem.
- Oh, aż tak źle nie było.. Złożyliśmy się wspólnie. - uśmiechnęliśmy się ciepło, prezentując swoją 'niewinną' stronę.
- Dziękuję wam, dzieci. - przytuliła nas razem. - No dobra, to ja położę się spać. Jest już dosyć późno, dam wam czas sam na sam. - z tym natłokiem słów praktycznie wybiegła z pokoju, wprowadzając u nas lekkie zdezorientowanie. - A i wesołych świąt! - krzyknęła prawdopodobnie z góry. Wybuchnęliśmy śmiechem, rozluźniając atmosferę.
                                                                           ✷  
Siedziałam miedzy nogami Harry'ego dokańczając ciasto jabłkowe. Chłopak opowiadał mi o tym, co planuje dla nas na następne dni. Rozmawialiśmy o sylwestrze. Mieliśmy pójść do Zayn'a na imprezę. Cieszyłam się na tą myśl, bo u niego na pewno będzie czadowo.
- Skończyłaś już? - mruknął, opierając brodę o moje ramię. Pokiwałam głową, wsadzając do ust ostatni kęs. Podniósł nas wspólnie z podłogi, trzymając mnie pod pachami. Odebrał ode mnie talerz, aby włożyć go do zmywarki.
W tym czasie wyjęłam z szuflady prezent dla niego. Gdy wrócił, prawie podskakiwałam z podekscytowania, żeby mu go dać.
- Wyglądasz jak króliczek. - parsknął śmiechem.
- Co? Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
- Bo w tym stroju.. no nieważne.
Fuknęłam.
- Ale taki słodki i puszysty króliczek, to miałem na myśli. - przyciągnął mnie do uścisku oraz żeby potargać mi włosy. Wyjęłam zza pleców kopertę i wręczyłam mu do ręki.
- To dla mnie?
- Nie, wiesz, dla świętego Mikołaja. - przewróciłam oczami. Harry przedrzeźnił mnie, za co dostał kuksańca w bok.
- Dobra, no dobra, spokojnie. - rozdarł kopertę i wyjął ze środka dwa bilety na mecz Chelsea z Tottenhamem na początku marca. Ta pierwsza drużyna była jego ulubioną i miałam najszczerszą nadzieję, że prezent mu się spodoba.
- No i..? - niecierpliwie zaczęłam, bo chłopak nie odezwał się. Stał z szeroko otwartą buzią.
- Dziękuję, Car! - obrócił mnie wokół własnej osi, podnosząc wcześniej wysoko. Zaśmiałam się z ulgą.
- Podoba Ci się?
- No pewnie, że tak! Skąd wiedziałaś? To znaczy.. wiem, że nawijam o nich cały czas, ale.. woah, to bardzo trafiony prezent. - roześmiał się. - A teraz tu poczekaj, idę po ten dla Ciebie.
- Jak to? Gdzie idziesz? - zmarszczyłam brwi.
- Mam go w samochodzie! - odkrzyknął mi, już wychodząc za drzwi. Posłusznie pozostałam na swoim miejscu, cierpliwie czekając aż wróci.
Po połowie minuty ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Ruszyłam by mu otworzyć.
Przede mną stał ogromny pluszowy miś z nadrukiem w kształcie serca na brzuszku, na którym napisane było 'Harry'.
Zakryłam usta dłońmi. Brunet wychylił się zza pluszaka, skanując moją twarz. Po chwili na jego własnej pojawiło się lekkie zakłopotanie i rumieńce.
- Ja.. - jęknął.
- To taki cudowny prezent! - pisnęłam, wskakując na Harry'ego. Chłopak przytrzymał mnie za uda, odwzajemniając uścisk.
- Nie wiedziałem, czy Ci się spodoba, ale chciałem.. żebyś miała coś, co będzie Ci o mnie przypominać, gdy mnie nie będzie tuż obok. - wymamrotał w moje włosy.
- Pewnie, że mi się podoba! - brunet postawił mnie na ziemię, a ja spróbowałam podnieść misia. Ledwo mi się to udało, bo był lekko większy od Harry'ego, a co dopiero ode mnie. - Zawsze jak byłam mała, chciałam mieć takiego! Plus jest takie wieeeelki i puszysty.. - wtuliłam się w jego miękki futerko, opadając razem z nim na podłogę. Plusz zabawki zamortyzował mój upadek, dzięki czemu zupełnie nic nie poczułam.
Chłopak zachichotał, przyglądając mi się z góry. Podniosłam się i pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję, naprawdę nie mogę sobie wyobrazić lepszego prezentu.
Haz rozchylił swoje malinowe wargi, uśmiechając się szeroko.
No dobra, może mogłam. Szybko oderwałam wzrok od ust chłopaka.


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

Tam ta ra rammm, ah ta miłość xD 
Wiem, wiem, znowu opóźnienie i to wielkie :--( Zrozumcie jednak moje załamanie po całej sytuacji z Zayn'em, uhh.
Mam nadzieję, że nikt nie pacnie się dłonią w czoło, czytając moje jakże udane żarty w tym rozdziale. Naprawdę przepraszam za mój poziom ;_;
Wesołej Wielkanocy!!

Luv ya, xx

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★