czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 47

Wyprowadziłam nas na zewnątrz i prędko złapałam taksówkę, wiedząc, że oboje długo już nie wytrzymamy i zapadniemy w sen. Byliśmy wyczerpani tańczeniem, a było już późno w nocy. W dodatku chwiałam się mocno, ledwo utrzymując się na nogach.
                                                                           ✷  
Harry przytulił mnie na pożegnanie, gdy wysiadałam z samochodu, który miał odwieźć go jeszcze do jego domu. Pomachałam mu, chichocząc. Cholera, Caroline. Spokój.


* Harry's pov *


Zaciskałem mocno powieki. Przyciągnąłem nogi do klatki i położyłem głowę na kolanach. Wbiłem paznokcie w skórę na ramionach. Z moich ust wyrywał się głośny szloch.
Zajęło mi to minutę, aby ogarnąć się i zeskoczyć z parapetu. Potrząsnąłem głową, przeczesując włosy w charakterystyczny sposób. Nie miałem zamiaru ryczeć z powodu swojego ojca. Ten okres mojego życia powinien zakończyć się kilka lat temu.
Wypuściłem z ust powietrze, próbując razem z nim pozbyć się mojej narastającej frustracji. Nie pomogło. Już po chwili wazon ze sztucznymi kwiatami leżał roztrzaskany pod ścianą. Wrzasnąłem zdenerwowany, słysząc dzwonek do drzwi. Jeżeli to on, poturbuję go.
Co ja wygaduję. Przecież on teraz grzeje dupę w LA.
Zanim zdążyłem się porządnie zastanowić nad tym co robię, otworzyłem zamaszyście drzwi.
Na moim ganku stała Caroline w puchowym płaszczyku i z zaróżowionymi policzkami. Uśmiechała się szeroko, pocierając dłońmi ramiona. Na zewnątrz leżał śnieg, co musiało oznaczać, że było dosyć zimno. Mój mózg rankami wolno procesuje.
Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy przeniosła wzrok na moją dłoń. Podążyłem za jej spojrzeniem. Kurwa. Krew spływała po moich palcach na posadzkę.
- Co Ci się stało? - jej głos zadrżał, gdy zbliżyła się, łapiąc mnie za ramię. Prędko zdjęła z siebie okrycie i buty, by za chwilę pociągnąć mnie do kuchni. - Nie ruszaj się stąd. - nakazała z lekko groźną miną. Znieruchomiałem zdumiony na krześle, na którym mnie posadziła. Caroline szybko pobiegła do łazienki i przyniosła z niej apteczkę. Zmarszczyła brwi, oglądając moją dłoń z każdej strony. Syknąłem, gdy przez przypadek dotknęła małego rozcięcia. Od momentu jej przyjścia nie odezwałem się ani słowem i widać było, że irytowało to blondynkę.
Wyjmując po kolei kawałki szkła z mojej ręki, ponownie odezwała się:
- Wytłumacz mi.
Westchnąłem ciężko, krzywiąc się. Bolało.
- Tak jakby rzuciłem wazonem o ścianę, no i odłamki szkła.. - wymamrotałem pod nosem.
- Co? - nie zrozumiała. Cóż, nie dziwne..
Wymownie odwróciłem głowę w stronę salonu i jednocześnie bałaganu na podłodze, który się tam znajdował. Dziewczyna otworzyła szeroko usta, ale nie odezwała się już więcej. Za to widocznie posmutniała. Dokończyła oczyszczanie mojej dłoni, zabandażowała ją i bez słowa odłożyła apteczkę na miejsce. Z jednej z moich szafek wyjęła szufelkę i udała się do salonu. Zmarszczyłem brwi, podążając za nią. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, co ona wyrabia.
- Oddaj mi to, nie będziesz po mnie przecież sprzątać. - prychnąłem, możliwie trochę za ostro. Nie posłuchała mnie do momentu, gdy siłą wyrwałem jej z ręki przedmiot. Spojrzała się na mnie jeszcze smutno i wysunęła z zasięgu moich ramion.
- Co jest? - złagodniałem, widząc jej minę. Caroline spuściła wzrok, opierając ciężar ciała na kanapie za nią. - Poważnie, Car. - przybliżyłem się, chcąc podnieść jej podbródek. Ponownie odsunęła się.
- Przychodzę do Ciebie i to, co dostaję to brak przywitania, małego uśmiechu i nawet z wytłumaczeniem było trudno? W dodatku zachowujesz się jak dupek, Harry. Zapomniałeś, że dzisiaj prawdopodobnie widzimy się ostatni raz przed świętami? Jutro przecież przyjeżdża Twój ojciec.
Caroline wyglądała, jakby naprawdę przejmowała się tym, jak ją potraktowałem. Westchnąłem, wyrzucając negatywne myśli z mojej głowy.
Przysunąłem się do niej i zanim zdążyła zaprotestować, przytuliłem ją, chowając twarz w jej włosach. Zadrżałem lekko, ale powstrzymałem się przed uronieniem łez.
- On nie przyjedzie. - wydusiłem z gulą w gardle. Dziewczyna odsunęła się powoli ode mnie i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Jak to?
Zachowałem niewzruszony wyraz twarzy i kontynuowałem:
- Zostaje w LA ze swoją laską. Zaproponował, żebym sam do niego przyleciał. Nie chciałem. - zrobiłem tu przerwę - Będę na święta sam. Rozumiesz, Car? Sam. - wycedziłem. Blondynka potrząsnęła głową i przytuliła mnie mocno, zaciskając palce na moich biodrach.


* Caroline's pov *


Jak on mógł zostawić swoje jedyne dziecko same w święta? Straciłam do tego człowieka jakąkolwiek odrobinę sympatii. Zaczęłam kołysać naszymi ciałami, czym doprowadziłam do chichotu Harry'ego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie będziesz sam. Nie pozwolę Ci.
Chłopak zmarszczył brwi, przyglądając mi się, jakbym zwariowała.
- Spędzisz te święta ze mną! Duh..
- Nie, Car, ja.. To bardzo miłe, ale.. - brunet plątał się w słowach. Mogłam zauważyć rumieńce na jego policzkach.
- Oww, nie wstydź się. - zaśmiałam się. Momentalnie przybrał poważny wyraz twarzy, choć widać było, że przyszło mu to z trudem.
- Po prostu nie wydaje mi się, żeby Twoja rodzina chciała spędzać święta ze mną.
- Daj spokój. Ciocia już Cię uwielbia. Tak czy nie? A na drugi dzień świąt jedziemy do dziadków do Liverpoolu. Jedziesz z nami. Ucieszą się. - uśmiechnęłam się szeroko.
- Może najpierw spytasz ich o zdanie, a nie tak insynuujesz, co? - podparł ręce na bokach, wprowadzając mnie w większe rozbawienie. Takiego Harry'ego kochałam.
- Wiesz, że ja tak nie załatwiam spraw. - wysunęłam do niego język. - No ale cóż, sprawa załatwiona. - Chłopak chciał jeszcze protestować, ale nie dałam dojść mu do słowa, więc po prostu opuścił ramiona zrezygnowany. - To także oznacza, że nie muszę dawać Ci prezentu dzisiaj.. Zrobię to w wigilię. - wyszczerzyłam się. Harry momentalnie złapał się za głowę. Roześmiałam się głośno.
- Wiedziałam!
Chłopak prychnął.
- Co wiedziałaś? - zdradzała go jego przestraszona mina.
- Że nie masz dla mnie prezentu!
- Pff, to nie do końca tak.. - podrapał się po karku. - Poprosiłem ojca, żeby przywiózł coś z LA, żebym mógł Ci to dać, no ale w obecnej sytuacji.. - zamyślił się lekko, czego chciałam uniknąć, bo kto to wie, co mu się tam gnieździ w głowie.
- Haz, jest w porządku. Nic od Ciebie nie chcę. Ewentualnie możesz mi kupić idiotyczne skarpetki.
- Ha-ha, bardzo śmieszne. - pokiwał ironicznie głową.
- Wiem. - spuściłam wzrok i zmarszczyłam brwi - Masz.. brudną koszulkę.. chyba od krwi - wydukałam. Chłopak również opuścił głowę i dostrzegł na swoim boku ciemne plamki. Fuknął jak dziecko i tak po prostu, zdjął ją przez głowę, tłumacząc się, że zmieni ją na inną.
Prawie zachłysnęłam się powietrzem. Dobrze, że nie wydałam żadnego demaskującego dźwięku, bo byłoby po mnie i Harry zwróciłby uwagę na rumieńce na moich policzkach.
Po prostu.. wcześniej jego nagi-umięśniony-piękny-idealny tors nie działał na mnie w ten sposób. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje i prędko odwróciłam głowę.
Chwila moment, jak ja właśnie go nazwałam? Straciłam wiarę w siebie.
- Ja.. - wymamrotałam - to już chyba pójdę.. Skoro jesteś opatrzony i nic nie potrzebujesz.. - zaśmiałam się niezręcznie, na szczęście brunet tego nie wyczuł - To widzimy się za dwa dni o piątej w wigilię? Do tego czasu będę sprzątała i pomagała cioci w przygotowywaniu dań, więc możliwe, że się nie zobaczymy.. No a kolejne dwa dni później wyjeżdżamy do dziadków, więc spakuj coś na noc i.. - Harry przerwał mi swoim chichotem.
- Pomogę Ci w przygotowywaniu wigilii. I musisz się zgodzić! - zakrył moje usta dłonią, gdy chciałam wysunąć argumenty przeciw temu pomysłowi. Nie musiał mi przecież tyle pomagać.. - Inaczej nie przyjdę. - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Chcę być potrzebny, okej?
Nie wiem, co w tych słowach było takiego wyjątkowego, ale dodatkowo ujęły mnie za serce. Dlatego pokiwałam zgodnie głową i już nie narzekałam.

                                                                      ✷  

Pochyliłam się do największego z pudełek z bombkami, żeby wyjąć z niego złotą gwiazdę na czubek choinki. Skończyliśmy z Harry'm ją ubierać i to był jedyny pozostały element, który uparłam się przymocować.
Chodziłam cały dzień w czerwonym onesie w nordyckie wzorki i dosłownie zmusiłam Harry'ego do ubrania takiego samego niebieskiego. Zawsze trzymałam dwie pary dla właśnie takich sytuacji jak ta. Poza tym były na mnie za duże, więc chłopak idealnie się mieścił. Mogłam poznać po jego minie, że godzi to w jego męską godność, ale szczerze miałam to gdzieś. To był dla niego warunek przebywania w moim domu.
Nagle poczułam ciepłe dłonie na moich biodrach. Harry podniósł mnie, jak najwyżej potrafił, bym mogła dosięgnąć czubka choinki. Z niewielkim trudem udało mi się to i po chwili przyglądaliśmy się naszemu dziełu z uznaniem.
Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i stanęłam na palcach, by ustami dosięgnąć jego policzka. Chwilę później pojawił się w nim charakterystyczny dołeczek. Zielone tęczówki bruneta błyszczały w piękny sposób.
- Wesołych świąt, Car.
                                                                           
- Ciocia będzie za jakieś 10 minut, pospiesz się, Harreh! - piszczałam, biegając w kółko z kuchni do jadalni.
- Przepraszam, ale ja się tu muszę skupić!
- To tylko pudding, wiesz o tym? - na chwilę stanęłam przy nim, łapiąc oddech. Zmachałam się tym bieganiem. Na szczęście już kończyliśmy przystrajać dom, a przede wszystkim stół wigilijny. Ciocia powierzyła nam właściwie całą kolację, ponieważ zapieraliśmy się od jej pomocy. Cóż, czas pokaże, czy słusznie.
- To nie jest tylko pudding, Caroline. W tym właśnie tkwi Twój problem.
- Mój problem, huh? - powoli uspokajałam oddech. Podparłam się rękoma na biodrach i podniosłam jedną brew.
- Tak, Twój problem. - wycelował we mnie łyżką.
- A mogłabym wiedzieć, na czym polega mój problem? - parsknęłam śmiechem. To niesamowite, że potrafimy się tak po prostu przedrzeźniać, będąc w proszku na dziesięć minut przed kolacją wigilijną.
- Nie rozumiesz innych ludzi. Nie rozumiesz mnie. - chłopak cały czas udawał poważnego - Jesteś tak zapatrzona w siebie, że nie potrafisz spojrzeć na coś z innej perspektywy. Może dla kogoś taki pudding oznacza więcej niż tylko deser? Może to mój sens życia? Ale Ty oczywiście nie wzięłaś tego pod uwagę. - fuknął, nie poświęcając mi nawet spojrzenia.
- Aha.
Harry odsunął się lekko od garnka, przyglądając mi się.
- Wiesz, to było trochę niemiłe. Mamy wigilię, poza tym goszczę Cię w moim domu.. To trochę niestosowne, nie uważasz? Cóż, nie zamierzam Cię teraz wyrzucać, nie jestem tak bezduszna jak Ty. - zachlipałam, odwracając się. - Pójdę do siebie. - teatralnym krokiem ruszyłam ku schodom.
- Nie, nie pójdziesz! Najpierw musisz spróbować mojego popisowego puddingu! - wydarł się, zapewne wprowadzając w niepokój moich wszystkich sąsiadów. Do tej pory mieli o nas dobre zdanie, ale to się może teraz zmienić.
- Nie mam zamiaru kosztować Twojego bezdusznego puddingu. - wypowiadając te słowa, zostałam poderwana z ziemi. Cóż, nie przewidziałam tego, myślałam, że Harry nadal stoi nad tym swoim nieszczęsnym garnkiem. Pisnęłam z zaskoczenia. Po chwili chłopak dosłownie rzucił mnie na kanapę i zaczął gilgotać. Z trudem łapałam oddech, więc kopnęłam go kolanem w żebra. Nie chciałam, żeby mu się coś stało, ale mimo to spadł z głośnym hukiem na podłogę.
Mój śmiech ustał. Przezornie wyjrzałam pod kanapę, aby ujrzeć tam bruneta leżącego z zaciśniętymi powiekami.
- Zupełnie nie mam pojęcia, czemu Cię lubię. - mruknął pod nosem.
                                                                             ✷  
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nie ubierzemy się jak normalni ludzie? - jęknął Harry, podążając za mną w kółko po domu. Ciocia niestety miała się spóźnić pół godziny i poleciła nam, żebyśmy już zaczęli jeść. Mimo to woleliśmy poczekać.
Chodziliśmy w tę i z powrotem w naszych cieplutkich onesie.
- Bo nimi nie jesteśmy, Harreh.
- Mów za siebie. - mruknął pod nosem.
- Słyszałam to. - spojrzałam na niego przez ramię. Wystawił do mnie język.
                                                                           ✷  
- Oh, Harry, ten pudding jest wprost niebiański! - zaszczebiotała ciocia, nakładając sobie kolejną porcję. Chłopak posłał mi zwycięskie spojrzenie, na co wystawiłam do niego język.
Kolacja obeszła się bez większych strat, oprócz kilku nieszczęśliwych wypadków. Gdy Harry niósł do jadalni rybę w cieście, podłożyłam mu nogę, przez co położył się jak długi na podłodze, wyrzucając talerz w powietrze. Nie przewidziałam tego. Ryba minęła moją twarz o milimetry.
Natomiast później wygotowały mi się ziemniaki. Harry chyba nigdy mi tego nie daruje, bo śmiał się przez około piętnaście minut.
Wracając do tematu, pudding był naprawdę pyszny. Chłopak dodał do niego owoce na wierzch. Wpatrywałam się szczenięcym wzrokiem w ostatni pozostały kawałek na talerzu Harry'ego.
- Chcesz? - spytał się, uśmiechając szeroko. W tym momencie musiałam przełknąć swoją dumę, bo naprawdę pokochałam ten pudding. Pokiwałam głową ze skruszoną miną. Brunet roześmiał się i postawił przede mną deser, targając moje włosy. Ciocia uśmiechnęła się do mnie znacząco.
Rzeczywiście, może wyglądaliśmy trochę jak para, ale nasze relacje przypominały prędzej dwójkę przekomarzającego się rodzeństwa.
                                                                         
Usiedliśmy przy choince i kominku, który okazjonalnie rozpalamy kilka razy w roku na właśnie takie okazje. To trochę bez sensu, ale po tym jak zamontowaliśmy ogrzewanie w całym domu, nie chcieliśmy już się go pozbywać.
- No dobrze.. może zaczniemy od prezentów ode mnie! - ciocia zaklaskała w dłonie, od razu biorąc do ręki pakunki dla nas. Wręczyła nam po jednym.
- Oh.. nie musiała pani.. - Harry zarumienił się, co było jednym z bardzo rzadkich widoków. Momentalnie uśmiechnęłam się.
- Przestań! - zaśmiała się. - Nie musiałam, ale chciałam. I mów do mnie 'ciociu', dobrze? 'Pani' brzmi tak staro..
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, kiwając głowami. Rozdarłam papier prezentowy, aby zobaczyć w nim ręcznie dziergany sweter z napisem 'CAR'.
- Jaki uroczy! - podziękowałam cioci, bo naprawdę spodobał mi się prezent. Spojrzałam na przedmiot w ręku Harry'ego. Był to taki sam sweter, z taką różnicą, że był czerwony, a nie niebieski i miał napis 'HAZ'.
- Oww
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. - zachichotała ciocia. Chłopak uśmiechnął się szeroko, podnosząc wreszcie głowę. Jego oczy błysnęły, zdradzając wzruszenie. Zagryzłam wargę, gdy brunet przytulał ostrożnie kobietę.
- No dobra.. - wypuściłam oddech. - Teraz prezent od nas.
Harry wyjął zza siebie małe pudełeczko i wręczył je cioci. Otworzyła szeroko usta, gdy ujrzała piękną srebrną bransoletkę.
- Ależ to musiało kosztować fortunę! - prawie zachłysnęła się powietrzem.
- Oh, aż tak źle nie było.. Złożyliśmy się wspólnie. - uśmiechnęliśmy się ciepło, prezentując swoją 'niewinną' stronę.
- Dziękuję wam, dzieci. - przytuliła nas razem. - No dobra, to ja położę się spać. Jest już dosyć późno, dam wam czas sam na sam. - z tym natłokiem słów praktycznie wybiegła z pokoju, wprowadzając u nas lekkie zdezorientowanie. - A i wesołych świąt! - krzyknęła prawdopodobnie z góry. Wybuchnęliśmy śmiechem, rozluźniając atmosferę.
                                                                           ✷  
Siedziałam miedzy nogami Harry'ego dokańczając ciasto jabłkowe. Chłopak opowiadał mi o tym, co planuje dla nas na następne dni. Rozmawialiśmy o sylwestrze. Mieliśmy pójść do Zayn'a na imprezę. Cieszyłam się na tą myśl, bo u niego na pewno będzie czadowo.
- Skończyłaś już? - mruknął, opierając brodę o moje ramię. Pokiwałam głową, wsadzając do ust ostatni kęs. Podniósł nas wspólnie z podłogi, trzymając mnie pod pachami. Odebrał ode mnie talerz, aby włożyć go do zmywarki.
W tym czasie wyjęłam z szuflady prezent dla niego. Gdy wrócił, prawie podskakiwałam z podekscytowania, żeby mu go dać.
- Wyglądasz jak króliczek. - parsknął śmiechem.
- Co? Dlaczego? - zmarszczyłam brwi.
- Bo w tym stroju.. no nieważne.
Fuknęłam.
- Ale taki słodki i puszysty króliczek, to miałem na myśli. - przyciągnął mnie do uścisku oraz żeby potargać mi włosy. Wyjęłam zza pleców kopertę i wręczyłam mu do ręki.
- To dla mnie?
- Nie, wiesz, dla świętego Mikołaja. - przewróciłam oczami. Harry przedrzeźnił mnie, za co dostał kuksańca w bok.
- Dobra, no dobra, spokojnie. - rozdarł kopertę i wyjął ze środka dwa bilety na mecz Chelsea z Tottenhamem na początku marca. Ta pierwsza drużyna była jego ulubioną i miałam najszczerszą nadzieję, że prezent mu się spodoba.
- No i..? - niecierpliwie zaczęłam, bo chłopak nie odezwał się. Stał z szeroko otwartą buzią.
- Dziękuję, Car! - obrócił mnie wokół własnej osi, podnosząc wcześniej wysoko. Zaśmiałam się z ulgą.
- Podoba Ci się?
- No pewnie, że tak! Skąd wiedziałaś? To znaczy.. wiem, że nawijam o nich cały czas, ale.. woah, to bardzo trafiony prezent. - roześmiał się. - A teraz tu poczekaj, idę po ten dla Ciebie.
- Jak to? Gdzie idziesz? - zmarszczyłam brwi.
- Mam go w samochodzie! - odkrzyknął mi, już wychodząc za drzwi. Posłusznie pozostałam na swoim miejscu, cierpliwie czekając aż wróci.
Po połowie minuty ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Ruszyłam by mu otworzyć.
Przede mną stał ogromny pluszowy miś z nadrukiem w kształcie serca na brzuszku, na którym napisane było 'Harry'.
Zakryłam usta dłońmi. Brunet wychylił się zza pluszaka, skanując moją twarz. Po chwili na jego własnej pojawiło się lekkie zakłopotanie i rumieńce.
- Ja.. - jęknął.
- To taki cudowny prezent! - pisnęłam, wskakując na Harry'ego. Chłopak przytrzymał mnie za uda, odwzajemniając uścisk.
- Nie wiedziałem, czy Ci się spodoba, ale chciałem.. żebyś miała coś, co będzie Ci o mnie przypominać, gdy mnie nie będzie tuż obok. - wymamrotał w moje włosy.
- Pewnie, że mi się podoba! - brunet postawił mnie na ziemię, a ja spróbowałam podnieść misia. Ledwo mi się to udało, bo był lekko większy od Harry'ego, a co dopiero ode mnie. - Zawsze jak byłam mała, chciałam mieć takiego! Plus jest takie wieeeelki i puszysty.. - wtuliłam się w jego miękki futerko, opadając razem z nim na podłogę. Plusz zabawki zamortyzował mój upadek, dzięki czemu zupełnie nic nie poczułam.
Chłopak zachichotał, przyglądając mi się z góry. Podniosłam się i pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję, naprawdę nie mogę sobie wyobrazić lepszego prezentu.
Haz rozchylił swoje malinowe wargi, uśmiechając się szeroko.
No dobra, może mogłam. Szybko oderwałam wzrok od ust chłopaka.


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

Tam ta ra rammm, ah ta miłość xD 
Wiem, wiem, znowu opóźnienie i to wielkie :--( Zrozumcie jednak moje załamanie po całej sytuacji z Zayn'em, uhh.
Mam nadzieję, że nikt nie pacnie się dłonią w czoło, czytając moje jakże udane żarty w tym rozdziale. Naprawdę przepraszam za mój poziom ;_;
Wesołej Wielkanocy!!

Luv ya, xx

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ 

10 komentarzy:

  1. OMG! 0.0 Ten rozdział = kwoehfwihbgpwnjewkfvp! Rozwaliłaś po prostu system! (yolo, już nikt tak nie mówi, ziom xD) Oni są po prostu stworzeni dla siebie! A ta końcówka... *.*
    Ja też nie mogę się pozbierać z odejścia Zayn'a, ale musimy niestety ruszyć dalej :'c
    Tobie również życzę Wesołej Wielkanocy i wracaj szybko do nas z nowym rozdziałem! xD xo
    http://dontforgetwhereyoubelong10.blogspot.com
    BTW ja też chcę takiego misia ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nawet nie wiesz, jak się cieszę!! z każdym Twoim komentarzem chce mi się pisać coraz bardziej :))
      ps
      moim marzeniem zawsze było dostanie takiego pluszaczka:(( x

      Usuń
    2. jejku jak miło ^.^
      jeszcze wyobraź sobie dostać takiego misiaka od crusha *0*

      Usuń
    3. ,msnsmbabas po prostu wersja z tego rozdziału wydaje mi się najbardziej idealna. harry dający pluszaka? trzy razy na tak.

      Usuń
  2. Rozdział świetny jak zawsze! :D
    A co do Zayna to moim zdaniem to jest po części wina Naughty Boya. Niestety nic nie zrobimy...
    Wesołej Wielkanocy i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej!
      kiedy następny rozdział?

      Usuń
    2. trudno powiedzieć :( mam go już ponad połowę napisanego, ale we wtorek, środę i czwartek mam egzaminy, cały czas się uczę i po prostu nie mam czasu go wykończyć :(( przepraszam za zwłokę x może uda mi się dodać go wcześniej, niż się spodziewam

      Usuń
  3. jejejej !!!!!! poprosze więcej Carrego/Haroline :))

    OdpowiedzUsuń