* Harry's pov *
Cierpliwie czekałem przed szkołą, ale się nie zjawiła. Przełknąłem gulę w gardle i udałem się na lekcje, gdy zabrzmiał pierwszy dzwonek.
Ja.. nie wiem, co mną kierowało, ale wolałem, żeby Caroline jednak zjawiła się w szkole. Miałbym pewność, że żyje i te sprawy.. po tym jak ją wczoraj zostawiłem samą w domu. Nie wiadomo co mogło się wydarzyć, a ja nie chcę się czuć winny także w tej sprawie.
Całą pierwszą lekcję przesiedziałem spięty. Po przerwie był francuski, na który chodziła też Caroline. Jeżeli jej tam nie będzie, to znaczy, że wcale nie spóźniła się do szkoły.
Jej tu w ogóle nie było.
Gdy lekcja miała się rozpocząć, wpadłem na korytarzu na Loui'ego. Przyszedł do szkoły. Podniósł na mnie swój zmęczony wzrok i przepchnął się dalej. W tamtym momencie wydał mi się taki mały..
Po raz pierwszy po tylu latach naszej znajomości, Louis William Tomlinson obawiał się mnie. Pokręciłem głową i wszedłem do sali.
Usiadłem z tyłu, natomiast Louis na swoim stałym miejscu. Miałem ochotę ukręcić mu kark.. Bo jeżeli Caroline zjawiłaby się, miejsce obok niego byłoby jedynym wolnym w klasie. Nie chciałbym widzieć takiego bólu w jej oczach.
Na szczęście nie pojawiła się na lekcji.
Nauczyciel sprawdzał listę i gdy padło nazwisko 'Parks', odezwałem się.
- Jest chora, proszę pana. - wybełkotałem. Profesor spojrzał się na mnie znad swoich okularów zdziwiony. Nawet wśród grona nauczycieli wiedzieli jakie mniej więcej posiadamy stosunki. Cóż, w tej w szkole takie wieści szybko się rozchodziły. Dlatego ani trochę mu się nie dziwiłem. Spuściłem wzrok na palce i westchnąłem głęboko.
Po zakończeniu lekcji wypadłem na korytarz jak poparzony. Pozostało mi jedno wyjście.
Ukhm, to ze szkoły.
Nietrudno było mi wydostać się z budynku. Przy wyjściu zauważył mnie jeden z wychowawców, ale szybko odwrócił wzrok. Nie miał ochoty się ze mną borykać.
Zabrałem wszystkie rzeczy ze szkoły, bez perspektywy wracania tam dzisiaj. Zacisnąłem mocniej płaszcz, gdy na dworze otulił mnie zimny wiatr.
Wpakowałem torbę do samochodu i wyjechałem z parkingu przed szkołą.
Skręciłem w prawo, kierując się prosto do jej domu.
Zaparkowałem na jej podjeździe. Chyba nie będzie miała nic przeciwko. Obrzuciłem dom jednym spojrzeniem. Odsłonięte zasłony, kilka pootwieranych okien. Zmarszczyłem brwi i podbiegłem pod drzwi. Zapukałem cicho w nadziei, że usłyszy.
Co dziwne, otworzyła po chwili. Otworzyła szerzej oczy i rozchyliła usta. Raczej się mnie tu nie spodziewała. Miała na sobie jedynie szorty i biały t-shirt, mimo to prezentowała się tak.. wyjątkowo na swój własny sposób. Trochę zaczęło mnie przerażać to, jak się w nią wpatruję.
Po kilku sekundach milczenia, zacisnęła szczękę i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Brawo Styles, straciłeś swoją szansę.
Zapukałem kolejny raz. Nie otworzyła. Waliłem pięściami w drzwi. Jedyne co otrzymałem w odpowiedzi to:
- Wynocha, Styles!
Zacisnąłem mocniej oczy i pomasowałem skronie. Chciałem tylko porozmawiać. Ta dziewczyna jest taka irytująca! Wsadziłem dłonie w kieszenie spodni i ruszyłem na zwiedzanie domu od zewnątrz.
Farba odpryskiwała w kilku miejscach, jednak uroczy ogródek nadrabiał wyglądem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, zatrzymując się przed pasem begonii.
Po drugiej stronie rosły dwie jabłonie. Zaśmiałem się sam do siebie, gdy ujrzałem pewne miłe zrządzenie losu. Mianowicie jedna z nich gałęzią prawie dosięgała okna na pierwszym piętrze.
Ironicznie.
Bez dłuższego zastanowienia wdrapałem się na pień, następnie na upragnioną gałąź. Zajrzałem do środka pokoju. Nie mogłem powstrzymać śmiechu. To był pokój Caroline.
Rzeczywiście pamiętam coś z wizyty w jej domu.. Przez okno widać było drzewko.
Uroczo.
Prawie nie zabijając się po drodze z dwa razy, wreszcie dotarłem pod witrynę. Odsunąłem ją do góry i wpakowałem szybko do środka. Naprawdę bałem się, że spadnę.
Rozejrzałem się po pokoju. Pościel zrzucona była z łóżka na podłogę, na materacu leżało kilka książek. Podłogę pokrywały ubrania, śmieci, chusteczki.. Podszedłem powoli do łóżka i podniosłem jedną z książek. Kryminał. Odchrząknąłem i rzuciłem ją na swoje miejsce. Potrząsnąłem głową i wyszedłem z pokoju. W końcu miałem z nią porozmawiać.
Na górze nie było znaku życia, musiałem zejść na dół. Szkoda, że schody mnie zdradziły swoim skrzypieniem. Zanim zdążyłem zejść na sam dół, postać na parapecie przy oknie, odwróciła się w moją stronę.
I krzyknęła.
- Co Ty tu robisz?! - pisnęła nadzwyczaj wysoko. Ułożyłem usta w dzióbek po jednej stronie twarzy i zerknąłem ukradkiem na schody. Wskazałem kciukiem w tamtą stronę i wymamrotałem:
- Wszedłem.. - odkrztusiłem - po drzewie. - Caroline spojrzała się na mnie jak na kosmitę. Pokiwała ze zrezygnowaniem głową.
- Po co? - odparła dziwnym tonem. Brzmiała w jednej chwili jakby miała się rozpłakać, w innej jakby chciała zamordować mnie gołymi rękoma.
Dopiero teraz przyjrzałem się drobnej postaci dziewczyny. Siedziała skulona na parapecie. Od razu pomyślałem o tym, że też tak lubię siedzieć. Prawie uśmiechnąłem się pod nosem.
Swoje lekko opalone nogi trzymała blisko klatki piersiowej, kuląc się. Pod oczami widniały ciemne kręgi. To straszne co jedna noc może zrobić z człowiekiem. Miała smutne oczy, usta zaciśnięte.
Zachłysnąłem się powietrzem. W dłoni trzymała do połowy wypalony papieros. I rzeczywiście w pokoju pachniało trochę dymem.
Szybko podszedłem do blondynki i wyrwałem jej z ręki to diabelstwo. Zgromiła mnie spojrzeniem i mało brakowało, a rzuciłaby się na mnie.
- Oddaj mi to. - wysyczała.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.
- Harry, uspokój się do cholery i nie traktuj mnie tak. Sam nie jesteś święty.
Podniosłem obie brwi.
- Jeżeli mi tego nie oddasz, będę zmuszona wezwać policję w sprawie włamania. - wymamrotała, lustrując mnie wzrokiem. Westchnąłem zrezygnowany i chcąc, nie chcąc, wręczyłem jej z powrotem papierosa.
- A walić to. - burknąłem i sięgnąłem po paczkę leżącą obok. Usadowiłem się naprzeciwko dziewczyny i wyjąłem jednego.
- Dasz ognia? - zapytałem, trzymając papierosa między zębami. Zdziwiona podała mi powoli zapalniczkę, jakby obawiając się tego, co może się wydarzyć. Szybko odebrałem ją dziewczynie i zaciągnąłem się dymem, którego już mi zaczynało brakować.
Podniosła jedną brew z widocznym obrzydzeniem. Czy to uzależnienie było już widać z zewnątrz? Wzruszyłem ramionami i skupiłem się na obrazie za oknem.
- Jestem idiotką, prawda? - odezwała się nagle po długim milczeniu. Podniosłem jedną brew pytająco.
- Byłam tak głupia! - roześmiała się głośno. Wzywać pogotowie psychiatryczne? - Pomyślałam, że to wszystko moja wina, zrobiłam mu jebane babeczki.. - wymamrotała. - A on w tym czasie.. - pisnęła i w jednej chwili zmienił się jej humor. Rozpłakała się.
Nie miałem poza tym pojęcia, o czym mówi.
Westchnąłem głośniej, zakłopotany. Nie wiedziałem, co zrobić.
Trzęsła się cała, szlochając, a ja nawet się nie poruszyłem. I czułem się z tym źle, co najmniej niewygodnie.
Na moje szczęście po niecałej minucie podniosła ponownie głowę i wypuściła głośno powietrze. Nie kłopotała się wycieraniem policzków z łez. Podniosła papierosa do ust i chciwie zaciągnęła się dymem. Zakaszlała lekko i spuściła wzrok na podkurczone nogi.
Nie mam pojęcia, ile czasu spędziliśmy w ciszy w swoim towarzystwie. Otrząsnąłem się dopiero, gdy słońce zniknęło za horyzontem. Widok na jej ogródek był uroczy, może dlatego zapomniałem o bożym świecie.
- Harry? - odezwała się miękko. Miła odmiana.
- Hm?
- Zastanawiam się po prostu.. co robiłeś wczoraj u Loui'ego? Kiedy on.. no przecież.. - przestała mówić, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. No proszę Cię, nie płacz znowu.
Odchrząknąłem.
- Zayn w nocy wrócił się po Loui'ego, bo zadzwonił do mnie z prośbą o to. Zasnąłem w samochodzie, więc nie wiedzieli gdzie trzymam kluczyki do mojego domu, a podobno nie dało się mnie w ogóle obudzić. Zayn zostawił nas więc u Loui'ego. - tu zrobiłem przerwę. - Obudziłem się dosyć późno. A Louis.. - zaschło mi w gardle.
- No co? - wymamrotała.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - jęknąłem. - Nie jestem dobry w łagodzeniu sprawy. Albo mówię wszystko albo nic. Co wybierasz?
Bez zastanowieniu odpowiedziała twardo:
- Wszystko.
- Więc obudziłem się na kanapie. A Louis jakby nigdy nic, siedział obok, Eve też. - zmarszczyłem brwi. - To dziwne, nie wiem, może robili sobie ze mnie żarty jak spałem? Nie zdziwiłbym się, gdyby niebawem w internecie pojawiły się moje zdjęcia z wtedy. - skrzywiłem się. - Gdy zobaczyli, że już nie śpię.. Wstali, a Louis poprosił mnie, żebym został u niego, do czasu aż Eve nie wyjdzie z domu. Chyba miał na myśli, żebym pilnował tego, aby nikt się nie dowiedział. A raczej na pewno Ty. - podniosłem wzrok na jej smutną twarz. - Chyba nie zrozumiałem tego przekazu. - dokończyłem szeptem.
Zadrżała jej warga.
- Czy on.. czy on już wcześniej to robił? - pisnęła.
W tamtym momencie przez moją głowę przeleciało wiele myśli. Choć znałem prawdę, pokusiło mnie o coś, czego później żałowałem.
- Tak. - praktycznie wyplułem to słowo. Co chciałem dzięki temu osiągnąć? To, że go znienawidzi jeszcze bardziej? A może poczuje do mnie sympatię? O nie, to nie tak działa. Właściwie po prostu zachowałem się jak totalny dupek, bo Caroline znowu zaczęła trząść się szlochając.
Zacisnąłem szczękę i lekko się do niej przysunąłem. Potarłem dłonią o jej ramię, próbując dodać jej otuchy.
Otrząsnęła się szybko i zeskoczyła z parapetu ze wściekłą miną.
- Wynoś się, Harry. Wiesz co, mam tego dosyć. Jesteś jeszcze gorszy niż on, więc czemu chciałabym niby z Tobą spędzać czas?! - łzy strumieniami spływały z jej oczu. - Nie chcę Cię tu! - wrzasnęła najgłośniej.
Rozchyliłem usta lekko zszokowany. Po chwili również zszedłem z parapetu i spuściłem wzrok. Podszedłem do drzwi i tuż przy nich odwróciłem się jeszcze raz do niej. Przyglądała mi się z zaciśniętą szczęką.
- To zabolało. - wychrypiałem i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Stukałem nerwowo butem o chodnik przed szkołą. Dwie minuty do rozpoczęcia lekcji.
Nie ma jej.
Przede mną mignęło wiele kolorowo ubranych postaci, zdaje się cheerleader'ek. Dzisiaj mamy mecz. I zdaje mi się, że gram.
A z resztą.
- Hej Harryyy.. - słodki zapach perfum lekko mnie odurzył. Niska blondynka stanęła przede mną, lekko pociągając za dekolt mojej koszulki.
- Uhm.. - zmarszczyłem brwi. - Hej.
Ku mojemu niezadowoleniu dziewczyna jeszcze bardziej zmniejszyła dystans między nami, prawie dociskając się do mojego torsu.
- Grasz dzisiaj, prawda? - przygryzła dolną wargę. Jeszcze bardziej się skrzywiłem. Ale chwila, co ją to mogło obchodzić? Spuściłem wzrok na jej ubranie. Ah, ona również była cheerleaderk'ą. Cóż, trochę to dziwne, bo ranek był całkiem chłodny, a ona stała tu z wydekoltowanym topem i krótką spódniczką.
Zauważyła to, że przyglądam się jej..um.. okryciu, więc zachichotała melodyjnie i przysunęła swoją twarz bliżej mojej.
Tego trochę za wiele.
- Pamiętasz, co kiedyś.. - zatrzymała się na chwilę, licząc na to, że skojarzę. Ale tak nie było. Ściszyła więc ton głosu i dodała. - Chciałeś mnie wziąć na stole w Twojej kuchni, ale okazało się, że sprzątaczka jest w domu.
Oczy prawie wystrzeliły mi z orbit. Odepchnąłem ją lekko od siebie i rozejrzałem dookoła. Kółeczko jej przyjaciółek przyglądało się nam i chichotało w kącie.
Kurwa.
- Boże. - odezwałem się z niesmakiem i możliwe, ze trochę za mocno odtrąciłem dziewczynę.
Nie było mowy, że tam zostanę.
W końcu wszystko prowadziło mnie do niej.
Haiii :)
Jak wam się podobało? Dajcie znać w komentarzach. :)
Jeżeli chcesz być informowany, zostaw swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o każdym następnym rozdziale.
Kocham was
xo
środa, 30 kwietnia 2014
Rozdział 28
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
poniedziałek, 28 kwietnia 2014
Rozdział 27
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Poczułam ciepłe łzy na policzkach. Mało by brakowało, a osunęłabym się na kolana. W ostatniej chwili złapałam się szafki, którą po chwili przez przypadek wywróciłam. Dopiero gdy cała jej zawartość znalazła się na ziemi i po pokoju rozniósł się huk, zwróciłam na siebie uwagę tej dwójki.
Wszystko zaczęło się przede mną rozmazywać.
Bałagan w pokoju.
Łóżko.
Widziałam ich.. jego.. ją pod nim.. to znaczy.. Louis i ona. Na początku pomyślałam, że to Diana, ale to byłoby za proste. Prawda?
Ich nagie ciała, ledwo przykryte cienkim prześcieradłem. Jego usta znaczące ścieżkę po jej klatce piersiowej. Jej palce wplecione w jego brązowe włosy. Z jej lekko opuchniętych, pewnie od pocałunków, ust wydawały się dosyć głośne jęki. Jak mogłam ich wcześniej nie usłyszeć?
Średniej krótkości kasztanowe włosy i brązowe oczy. Wysoka, szczupła. Ona.
Do mojego mózgu myśli trafiały jedna po drugiej, mieszając się w jeden wielki kłębek, z którego nie potrafiłam nic wyplątać. Dlatego dopiero po chwili doszło do mnie, że ją znam. Chodziła do naszej klasy, miała na imię.. Chwila, Eve?
I to wszystko.. nie.. nie miało sensu.. ale jak to?
Zatapiał się w niej.
Śniadanie podeszło mi do gardła.
Podniósł głowę i pocałował ją mocno. Pchnął mocniej. A ja to wszystko widziałam.
Właśnie tyle zdążyłam zarejestrować w tym ułamku sekundy. Potem zorientowali się, że tu jestem.
Następne kilka sekund dłuży się w mojej pamięci, niczym godziny.
Louis wstał, pozostawiając dziewczynę w bezbronnej pozycji na łóżku. Nie wiedziała co zrobić, ale nie było mowy, żebym rzuciła się na nią wściekła. Nie.
Kręciło mi się w głowie.
Chłopak zwinnym ruchem zawiązał wokół talii materiał i ze skruszoną miną.. podchodził..
O nie, nie dotykaj mnie.
Odsunęłam się szybko. Zaczęłam drżeć. Czy ja za chwilę zemdleję?
- Caroline, to nie.. - zaczął, ale mu przerwałam:
- Nie tak jak myślę? - podniosłam oczy ku niebu. - Chciałabym móc w to wierzyć.
Po tych słowach zrobiłam jeszcze kilka kroków w tył. Louis to zauważył. Przez jego twarz przebiegła dziwna fala emocji i to mnie przeraziło. Dlatego odwróciłam się i zbiegłam ze schodów, jak najszybciej potrafiłam.
To coś za mną mnie obrzydzało. Proszę, niech mnie nie dotyka.
Na dole schodów spotkałam Harry'ego. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. Czuł się winny, jakżeby inaczej, pozwolił mi tam przecież pójść. A ja w żadnym stopniu nie chciałam tego zobaczyć.
Czułam, że płaczę, że ja cały czas ryczę i staje się to moim oddechem, nie potrafiłam już inaczej.
Moje błagania nie zostały wysłuchane i po chwili Louis złapał mnie za przedramię, odwracając z powrotem do siebie. Zachłysnęłam się powietrzem. Napotkałam jego zaczerwienione, bynajmniej nie od płaczu, dzikie oczy. Pachniał alkoholem.
- Czy on nadal jest pijany? - rzuciłam drżącym głosem w stronę Harry'ego. Nie chciałam rozmawiać z.. nim.
Nie odpowiedział, tylko spuścił głowę. Proszę, ratuj mnie!
- Puść mnie. - powiedziałam powoli, na ten jeden moment powstrzymując łzy. Ale on mnie nie słyszał. Przyparł mnie lekko do ściany i mierzył wzrokiem. Zachowywał się jak zwierzę. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć tego bestialskiego błysku w jego spojrzeniu?
Jak mogłam upaść tak nisko? Tak zatopić się w miłości do niego.
Zmniejszył dystans między nami i to było już za wiele. Wrzasnęłam z całej siły, próbując go od siebie odpędzić, ale on złapał moje obie dłonie, nic sobie z tego nie robiąc. Dopiero wtedy Harry zdał sobie sprawę, że go potrzebuję.
- Zostaw ją, słyszysz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Złapał Loui'ego za ramiona i gdyby tego było mało, rzucił nim o ścianę. Chłopak podniósł się, nie dowierzając.
- Nie będziesz mi mówił, jak mam postępować ze swoją dziewczyną. - gdy odezwał się, zadrżałam ponownie. Miał taki okropnie niski głos.
- Właśnie, że będę. - odpowiedział szybko Styles. Zbliżył się do niego ponownie i złapał go za odkryte ramiona. - Posłuchaj mnie uważnie, Tomlinson. - przerwał na chwilę, dając chłopakowi czas na przetworzenie informacji. - Caroline teraz wyjdzie, a Ty nie pójdziesz za nią. Nie będziesz jej szukał. Nie dotkniesz jej już, słyszysz? W szkole się do niej nie odezwiesz. Nie podniesiesz na nią wzroku. - Nigdy nie widziałam Harry'ego w takim stanie. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, kto tu jest prawdziwym zwierzęciem. Wystarczyłyby minuty, a pewnie zaczęłaby mu z ust lecieć ślina. Bo dosłownie wyglądał wściekle. Otworzyłam szerzej oczy, gdy kontynuował. - A jeżeli to, kurwa, zrobisz, to Cię rozwalę, słyszysz? - wrzasnął. - Bo już na nią nie zasługujesz. Myliłem się co do Ciebie. - po tym wszystkim puścił go i pozwolił mu upaść tak po prostu na ziemię.
Harry odwrócił się do mnie, ale nie spojrzał mi w oczy. Nie potrafił.
Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Nie mogłam już..nie… Wybiegłam przez drzwi. Deszcz moczył moją koszulkę, moje spodnie.. A ja biegłam.
* Harry's pov *
- Spieprzyłeś. - usłyszałem zza pleców.
- Ja?! Jesteś tego pewien? - zmierzyłem go wściekłym wzrokiem.
- Miała się nie dowiedzieć, a teraz widzisz, jak cierpi. - odparł sucho.
- Jesteś chory. - roześmiałem się ironicznie. - Myślisz, że lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby żyła w nieświadomości? Ty byś pewnie nigdy jej nie powiedział, prawda? - nie odpowiedział, więc ponownie się roześmiałem. - Chory.
- Gadasz od rzeczy, Styles. - prychnął pod nosem i pokiwał głową. Zacisnąłem szczękę.
- Wracaj na górę do swojej panienki, chuju.
Ku mojemu zaskoczeniu odwrócił się na pięcie i dokładnie tak zrobił.
Gdy tylko zniknął z mojego pola widzenia, zwinąłem z wieszaka kurtkę Caroline i wypadłem przez drzwi. Musiałem ją znaleźć.
Biegłem, bo czułem, że tak właśnie by zrobiła. Nie miałem pojęcia, czemu to robię, ale chciałem podświadomie właśnie tak postąpić. Postąpić dobrze?
Zaledwie kilkaset metrów dalej siedziała na krawężniku. Cała mokra, trzęsąca się.
* Caroline's pov *
Nie wzięłam stamtąd kurtki, ale to nie miało znaczenia. Telefon zostawiłam w kieszeni spodni.
Szybkim ruchem wybrałam numer Beth.
Dwa sygnały. Odebrała.
Zanim zdążyłam się odezwać, coś po drugiej stronie zaskrzeczało. Zmarszczyłam brwi, wycierając twarz z łez.
- Słuchaj Caroline, gówno mnie obchodzi to wszystko.. - znowu dziwny szum po drugiej stronie połączenia. - ale znowu zapomniałaś. Nie dzwoń do mnie, przeszkadzasz mi! - w tym samym momencie ktoś zaczął dyszeć, a po chwili rozpoznałam w tym wszystkim głos Zayn'a.
- Nie, poczekaj Beth.. - zaczęłam łamiącym się głosem.
- Nie teraz, słyszysz, że mam ważniejsze sprawy! - krzyknęła do słuchawki i rozłączyła się.
Szum. Słyszałam jedynie wielki szum. Dlaczego mi to zrobiła? Dlaczego nie jest tak jak kiedyś? Spuściłam głowę w dół, pozwalając kroplom deszczu zmoczyć mnie całą.
Co się właściwie przed chwilą stało? Gdy tylko wracam do tego myślami, chce mi się wymiotować.
Jak mógł to zrobić?
Po kilku sekundach wolnego oddychania, zebrałam włosy z twarzy i wybrałam kolejny numer.
Niall. On na pewno mi pomoże.
Cztery sygnały. Nie odebrał.
Zadzwoniłam jeszcze raz, licząc na to, że tym razem usłyszy dzwonek telefonu.
Nie usłyszał.
Zdałam sobie sprawę, że nikogo nie mam. Nikt mi teraz nie pomoże.
Usiadłam na krawężniku tuż przy ruchliwej ulicy. I płakałam, bo byłam sama.
* Harry's pov *
Przysiadłem się szybko, by nie dać jej możliwości ucieczki ode mnie. Wydawała się mnie nie zauważyć do czasu, gdy objąłem ją ramieniem, by opatulić ją kurtką. Sam nie miałem okrycia, ale nie było mi zimno. Mimo deszczu, który spływał po nas strugami. Mimo wiatru targającego nasze włosy.
Odskoczyła i otworzyła szerzej oczy, gdy zdała sobie sprawę, że to tylko ja. A może aż. Oddychała ciężko. Zlustrowała mnie szybko wzrokiem. Zacisnęła szczękę i tak po prostu walnęła mnie pięścią w klatkę. Zmarszczyłem brwi.
- Jak mogłeś pozwolić mi tam wejść? - powiedziała przez zaciśnięte zęby i dołożyła kolejny cios.
- Caroline, przecież wiesz, że tak trzeba było. - podniosłem wzrok na jej oczy. Połknęła łzy i wrzasnęła:
- Nie obchodzi mnie to! - okładała swoimi małymi dłońmi mój brzuch. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno, zaprzestając jej szamotaniu się. Długo dławiła się łzami i próbowała odepchnąć mnie od siebie. Ale nie pozwoliłem na to.
* Caroline's pov *
Czułam ciepło. Ciepło ciała i oddechu chłopaka, który nie chciał mnie puścić. To ciepło uspakajało mnie powoli. Powoli przestawałam mieć chęci, by się na nim wyżyć. Po prostu zatopiłam głowę w jego swetrze i pociągałam nosem. Zacisnęłam pięści wokół jego materiału i przyłapałam się na tym, że ja też nie chciałam puścić.
Minęło dużo czasu, a Harry jakby nie dawał po sobie poznać, jak zmarznięty jest. Ale ja to wyczuwałam. Jego dłonie stały się lodowate. Podniosłam głowę, by spojrzeć na jego twarz. Miał sine usta, a jego włosy były całe mokre. Nie pozostało śladu po jego charakterystycznych lokach. Po twarzy spływały krople deszczu. Wyglądał mizernie.
Zadrżała mi warga, gdy spuścił na mnie swój wzrok, zapewne wyczuwając, że się poruszyłam. W tym samym momencie wstałam gwałtownie i otrzepałam spodnie. Były całe obłocone. Postanowiłam udawać, że tego nie zauważam.
Harry podniósł się za mną.
Znowu poczułam zimno. Zimno otaczało mnie z każdej strony, wkradając się do najciemniejszych zakamarków mojego umysłu. Nie było to już tylko fizyczne zimno.
I, jak głupio to brzmi, ale.. znowu się rozpłakałam. Chłopak zacisnął szczękę i ponownie przyciągnął mnie do siebie, tym razem prowadząc w jakieś konkretne miejsce. Nie stawiałam oporu. Czułam sie jak idiotka, ale miałam za mało siły na to, żeby coś z tym zrobić.
Otworzyłam oczy, dopiero gdy Harry zaparkował, jak się zdaje, na moim podjeździe. Byłam wyczerpana. Pomógł mi wyjść z samochodu.
- Podaj kluczyki. - szepnął. Posłusznie oddałam mu je, wyjmując je z tylnej kieszeni spodni. Czułam się, jakbym była czymś odurzona i mało mnie obchodziło, co może sobie o mnie pomyśleć. Przecież to tylko głupi Harry.
Chłopak otworzył drzwi i jakby nigdy nic, wpakował się do środka. Poszłam za nim i usiadłam na kanapie, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. Zdawało się, że coś do mnie mówił, ale nie słuchałam, albo po prostu nie umiałam słuchać.
W głowie cały czas szumiały mi obrzydliwe obrazy, jęki i słowa.
Oraz imię. Eve.
Widocznie musiała być ode mnie o niebo lepsza. Pod wieloma względami.
Jednego byłam pewna. Ona nie kochała Loui'ego. Ja za to, kochałam go całym sercem. Oddałabym mu wszystko, jednak chyba to nie działało w obie strony. Byłam jego zabawką? Nie. Przecież przez chwilę na pewno coś dla niego znaczyłam. Na początku wydawał się być inny. Był moim nieśmiałym, czarującym, niezawodnym przyjacielem. Teraz nie mam pojęcia, czym się stał. Jednego jestem pewna, nie mogę nazwać go moim chłopakiem. Już nawet tego nie chcę. Z drugiej strony to okropnie bolało. Myśl, że nie ja byłam jedyną, którą całował, przytulał i szeptał czułe słówka.
Co jeżeli to nie pierwszy raz? Może od dawna mnie zdradzał i może nie tylko z jedną dziewczyną.
Rozdzierało mnie to od środka. Nie mogłam określić swoich uczuć.
Miałam nadzieję, że jutro to się zmieni.
Po jakimś czasie odpłynęłam.
Siemz kochani, no to jak? Kto chce mnie zabić? :) :) :)
Jak widzicie w poprzednich rozdziałach musiałam posłodzić tym Louroline, bo wiadomo.
Oficjalnie wygrała wersja Louroline/Harroline, więc od teraz tak będę ich nazywać, hah :)
Liczę na szczere komentarze, chcę wiedzieć, jak podoba się wam (lub nie) taki zwrot akcji.
Jeżeli chcesz być informowany, w komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o każdym nowym rozdziale.
To by było na tyle, cya, kocham was wszystkich xx
Wszystko zaczęło się przede mną rozmazywać.
Bałagan w pokoju.
Łóżko.
Widziałam ich.. jego.. ją pod nim.. to znaczy.. Louis i ona. Na początku pomyślałam, że to Diana, ale to byłoby za proste. Prawda?
Ich nagie ciała, ledwo przykryte cienkim prześcieradłem. Jego usta znaczące ścieżkę po jej klatce piersiowej. Jej palce wplecione w jego brązowe włosy. Z jej lekko opuchniętych, pewnie od pocałunków, ust wydawały się dosyć głośne jęki. Jak mogłam ich wcześniej nie usłyszeć?
Średniej krótkości kasztanowe włosy i brązowe oczy. Wysoka, szczupła. Ona.
Do mojego mózgu myśli trafiały jedna po drugiej, mieszając się w jeden wielki kłębek, z którego nie potrafiłam nic wyplątać. Dlatego dopiero po chwili doszło do mnie, że ją znam. Chodziła do naszej klasy, miała na imię.. Chwila, Eve?
I to wszystko.. nie.. nie miało sensu.. ale jak to?
Zatapiał się w niej.
Śniadanie podeszło mi do gardła.
Podniósł głowę i pocałował ją mocno. Pchnął mocniej. A ja to wszystko widziałam.
Właśnie tyle zdążyłam zarejestrować w tym ułamku sekundy. Potem zorientowali się, że tu jestem.
Następne kilka sekund dłuży się w mojej pamięci, niczym godziny.
Louis wstał, pozostawiając dziewczynę w bezbronnej pozycji na łóżku. Nie wiedziała co zrobić, ale nie było mowy, żebym rzuciła się na nią wściekła. Nie.
Kręciło mi się w głowie.
Chłopak zwinnym ruchem zawiązał wokół talii materiał i ze skruszoną miną.. podchodził..
O nie, nie dotykaj mnie.
Odsunęłam się szybko. Zaczęłam drżeć. Czy ja za chwilę zemdleję?
- Caroline, to nie.. - zaczął, ale mu przerwałam:
- Nie tak jak myślę? - podniosłam oczy ku niebu. - Chciałabym móc w to wierzyć.
Po tych słowach zrobiłam jeszcze kilka kroków w tył. Louis to zauważył. Przez jego twarz przebiegła dziwna fala emocji i to mnie przeraziło. Dlatego odwróciłam się i zbiegłam ze schodów, jak najszybciej potrafiłam.
To coś za mną mnie obrzydzało. Proszę, niech mnie nie dotyka.
Na dole schodów spotkałam Harry'ego. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. Czuł się winny, jakżeby inaczej, pozwolił mi tam przecież pójść. A ja w żadnym stopniu nie chciałam tego zobaczyć.
Czułam, że płaczę, że ja cały czas ryczę i staje się to moim oddechem, nie potrafiłam już inaczej.
Moje błagania nie zostały wysłuchane i po chwili Louis złapał mnie za przedramię, odwracając z powrotem do siebie. Zachłysnęłam się powietrzem. Napotkałam jego zaczerwienione, bynajmniej nie od płaczu, dzikie oczy. Pachniał alkoholem.
- Czy on nadal jest pijany? - rzuciłam drżącym głosem w stronę Harry'ego. Nie chciałam rozmawiać z.. nim.
Nie odpowiedział, tylko spuścił głowę. Proszę, ratuj mnie!
- Puść mnie. - powiedziałam powoli, na ten jeden moment powstrzymując łzy. Ale on mnie nie słyszał. Przyparł mnie lekko do ściany i mierzył wzrokiem. Zachowywał się jak zwierzę. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć tego bestialskiego błysku w jego spojrzeniu?
Jak mogłam upaść tak nisko? Tak zatopić się w miłości do niego.
Zmniejszył dystans między nami i to było już za wiele. Wrzasnęłam z całej siły, próbując go od siebie odpędzić, ale on złapał moje obie dłonie, nic sobie z tego nie robiąc. Dopiero wtedy Harry zdał sobie sprawę, że go potrzebuję.
- Zostaw ją, słyszysz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Złapał Loui'ego za ramiona i gdyby tego było mało, rzucił nim o ścianę. Chłopak podniósł się, nie dowierzając.
- Nie będziesz mi mówił, jak mam postępować ze swoją dziewczyną. - gdy odezwał się, zadrżałam ponownie. Miał taki okropnie niski głos.
- Właśnie, że będę. - odpowiedział szybko Styles. Zbliżył się do niego ponownie i złapał go za odkryte ramiona. - Posłuchaj mnie uważnie, Tomlinson. - przerwał na chwilę, dając chłopakowi czas na przetworzenie informacji. - Caroline teraz wyjdzie, a Ty nie pójdziesz za nią. Nie będziesz jej szukał. Nie dotkniesz jej już, słyszysz? W szkole się do niej nie odezwiesz. Nie podniesiesz na nią wzroku. - Nigdy nie widziałam Harry'ego w takim stanie. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, kto tu jest prawdziwym zwierzęciem. Wystarczyłyby minuty, a pewnie zaczęłaby mu z ust lecieć ślina. Bo dosłownie wyglądał wściekle. Otworzyłam szerzej oczy, gdy kontynuował. - A jeżeli to, kurwa, zrobisz, to Cię rozwalę, słyszysz? - wrzasnął. - Bo już na nią nie zasługujesz. Myliłem się co do Ciebie. - po tym wszystkim puścił go i pozwolił mu upaść tak po prostu na ziemię.
Harry odwrócił się do mnie, ale nie spojrzał mi w oczy. Nie potrafił.
Wybuchnęłam jeszcze większym płaczem. Nie mogłam już..nie… Wybiegłam przez drzwi. Deszcz moczył moją koszulkę, moje spodnie.. A ja biegłam.
* Harry's pov *
- Spieprzyłeś. - usłyszałem zza pleców.
- Ja?! Jesteś tego pewien? - zmierzyłem go wściekłym wzrokiem.
- Miała się nie dowiedzieć, a teraz widzisz, jak cierpi. - odparł sucho.
- Jesteś chory. - roześmiałem się ironicznie. - Myślisz, że lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby żyła w nieświadomości? Ty byś pewnie nigdy jej nie powiedział, prawda? - nie odpowiedział, więc ponownie się roześmiałem. - Chory.
- Gadasz od rzeczy, Styles. - prychnął pod nosem i pokiwał głową. Zacisnąłem szczękę.
- Wracaj na górę do swojej panienki, chuju.
Ku mojemu zaskoczeniu odwrócił się na pięcie i dokładnie tak zrobił.
Gdy tylko zniknął z mojego pola widzenia, zwinąłem z wieszaka kurtkę Caroline i wypadłem przez drzwi. Musiałem ją znaleźć.
Biegłem, bo czułem, że tak właśnie by zrobiła. Nie miałem pojęcia, czemu to robię, ale chciałem podświadomie właśnie tak postąpić. Postąpić dobrze?
Zaledwie kilkaset metrów dalej siedziała na krawężniku. Cała mokra, trzęsąca się.
* Caroline's pov *
Nie wzięłam stamtąd kurtki, ale to nie miało znaczenia. Telefon zostawiłam w kieszeni spodni.
Szybkim ruchem wybrałam numer Beth.
Dwa sygnały. Odebrała.
Zanim zdążyłam się odezwać, coś po drugiej stronie zaskrzeczało. Zmarszczyłam brwi, wycierając twarz z łez.
- Słuchaj Caroline, gówno mnie obchodzi to wszystko.. - znowu dziwny szum po drugiej stronie połączenia. - ale znowu zapomniałaś. Nie dzwoń do mnie, przeszkadzasz mi! - w tym samym momencie ktoś zaczął dyszeć, a po chwili rozpoznałam w tym wszystkim głos Zayn'a.
- Nie, poczekaj Beth.. - zaczęłam łamiącym się głosem.
- Nie teraz, słyszysz, że mam ważniejsze sprawy! - krzyknęła do słuchawki i rozłączyła się.
Szum. Słyszałam jedynie wielki szum. Dlaczego mi to zrobiła? Dlaczego nie jest tak jak kiedyś? Spuściłam głowę w dół, pozwalając kroplom deszczu zmoczyć mnie całą.
Co się właściwie przed chwilą stało? Gdy tylko wracam do tego myślami, chce mi się wymiotować.
Jak mógł to zrobić?
Po kilku sekundach wolnego oddychania, zebrałam włosy z twarzy i wybrałam kolejny numer.
Niall. On na pewno mi pomoże.
Cztery sygnały. Nie odebrał.
Zadzwoniłam jeszcze raz, licząc na to, że tym razem usłyszy dzwonek telefonu.
Nie usłyszał.
Zdałam sobie sprawę, że nikogo nie mam. Nikt mi teraz nie pomoże.
Usiadłam na krawężniku tuż przy ruchliwej ulicy. I płakałam, bo byłam sama.
* Harry's pov *
Przysiadłem się szybko, by nie dać jej możliwości ucieczki ode mnie. Wydawała się mnie nie zauważyć do czasu, gdy objąłem ją ramieniem, by opatulić ją kurtką. Sam nie miałem okrycia, ale nie było mi zimno. Mimo deszczu, który spływał po nas strugami. Mimo wiatru targającego nasze włosy.
Odskoczyła i otworzyła szerzej oczy, gdy zdała sobie sprawę, że to tylko ja. A może aż. Oddychała ciężko. Zlustrowała mnie szybko wzrokiem. Zacisnęła szczękę i tak po prostu walnęła mnie pięścią w klatkę. Zmarszczyłem brwi.
- Jak mogłeś pozwolić mi tam wejść? - powiedziała przez zaciśnięte zęby i dołożyła kolejny cios.
- Caroline, przecież wiesz, że tak trzeba było. - podniosłem wzrok na jej oczy. Połknęła łzy i wrzasnęła:
- Nie obchodzi mnie to! - okładała swoimi małymi dłońmi mój brzuch. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno, zaprzestając jej szamotaniu się. Długo dławiła się łzami i próbowała odepchnąć mnie od siebie. Ale nie pozwoliłem na to.
* Caroline's pov *
Czułam ciepło. Ciepło ciała i oddechu chłopaka, który nie chciał mnie puścić. To ciepło uspakajało mnie powoli. Powoli przestawałam mieć chęci, by się na nim wyżyć. Po prostu zatopiłam głowę w jego swetrze i pociągałam nosem. Zacisnęłam pięści wokół jego materiału i przyłapałam się na tym, że ja też nie chciałam puścić.
Minęło dużo czasu, a Harry jakby nie dawał po sobie poznać, jak zmarznięty jest. Ale ja to wyczuwałam. Jego dłonie stały się lodowate. Podniosłam głowę, by spojrzeć na jego twarz. Miał sine usta, a jego włosy były całe mokre. Nie pozostało śladu po jego charakterystycznych lokach. Po twarzy spływały krople deszczu. Wyglądał mizernie.
Zadrżała mi warga, gdy spuścił na mnie swój wzrok, zapewne wyczuwając, że się poruszyłam. W tym samym momencie wstałam gwałtownie i otrzepałam spodnie. Były całe obłocone. Postanowiłam udawać, że tego nie zauważam.
Harry podniósł się za mną.
Znowu poczułam zimno. Zimno otaczało mnie z każdej strony, wkradając się do najciemniejszych zakamarków mojego umysłu. Nie było to już tylko fizyczne zimno.
I, jak głupio to brzmi, ale.. znowu się rozpłakałam. Chłopak zacisnął szczękę i ponownie przyciągnął mnie do siebie, tym razem prowadząc w jakieś konkretne miejsce. Nie stawiałam oporu. Czułam sie jak idiotka, ale miałam za mało siły na to, żeby coś z tym zrobić.
Otworzyłam oczy, dopiero gdy Harry zaparkował, jak się zdaje, na moim podjeździe. Byłam wyczerpana. Pomógł mi wyjść z samochodu.
- Podaj kluczyki. - szepnął. Posłusznie oddałam mu je, wyjmując je z tylnej kieszeni spodni. Czułam się, jakbym była czymś odurzona i mało mnie obchodziło, co może sobie o mnie pomyśleć. Przecież to tylko głupi Harry.
Chłopak otworzył drzwi i jakby nigdy nic, wpakował się do środka. Poszłam za nim i usiadłam na kanapie, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. Zdawało się, że coś do mnie mówił, ale nie słuchałam, albo po prostu nie umiałam słuchać.
W głowie cały czas szumiały mi obrzydliwe obrazy, jęki i słowa.
Oraz imię. Eve.
Widocznie musiała być ode mnie o niebo lepsza. Pod wieloma względami.
Jednego byłam pewna. Ona nie kochała Loui'ego. Ja za to, kochałam go całym sercem. Oddałabym mu wszystko, jednak chyba to nie działało w obie strony. Byłam jego zabawką? Nie. Przecież przez chwilę na pewno coś dla niego znaczyłam. Na początku wydawał się być inny. Był moim nieśmiałym, czarującym, niezawodnym przyjacielem. Teraz nie mam pojęcia, czym się stał. Jednego jestem pewna, nie mogę nazwać go moim chłopakiem. Już nawet tego nie chcę. Z drugiej strony to okropnie bolało. Myśl, że nie ja byłam jedyną, którą całował, przytulał i szeptał czułe słówka.
Co jeżeli to nie pierwszy raz? Może od dawna mnie zdradzał i może nie tylko z jedną dziewczyną.
Rozdzierało mnie to od środka. Nie mogłam określić swoich uczuć.
Miałam nadzieję, że jutro to się zmieni.
Po jakimś czasie odpłynęłam.
Siemz kochani, no to jak? Kto chce mnie zabić? :) :) :)
Jak widzicie w poprzednich rozdziałach musiałam posłodzić tym Louroline, bo wiadomo.
Oficjalnie wygrała wersja Louroline/Harroline, więc od teraz tak będę ich nazywać, hah :)
Liczę na szczere komentarze, chcę wiedzieć, jak podoba się wam (lub nie) taki zwrot akcji.
Jeżeli chcesz być informowany, w komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o każdym nowym rozdziale.
To by było na tyle, cya, kocham was wszystkich xx
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
niedziela, 27 kwietnia 2014
Rozdział 26
* Loui's pov *
Cholera, cholera, cholera.
Źle się stało.
Szkoda, że pomyślałem o tym dopiero, gdy znalazłem się za drzwiami.
Zamrugałem szybciej, próbując przystosować oczy do ciemności.
Która otaczała mnie z każdej strony.
* Harry's pov*
Mój telefon zaczął nieprzyjemnie brzęczeć. Bolała mnie już trochę głowa.
Jedną ręką wymacałem go w kieszeni moich spodni i z niewielką trudnością odblokowałem ekran.
Louis.
- Co? - wymamrotałem ledwo słyszalnie do słuchawki. Po drugiej stronie połączenia, ktoś głęboko westchnął.
- Wróćcie po mnie. Proszę. Teraz. - jąkał się i już wiedziałem, że więcej z siebie nie wydusi. Pokiwałem głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mnie przecież nie widzi.
- Okej, stary.
Rozłączyłem się.
- Kto to był? - zapytał już zmęczony Zayn.
- Louis. Wracamy po niego.
- Co? Czemu?
- Nie wiem. - wymamrotałem. Oparłem plecy o siedzenie.
I chyba zasnąłem.
* Caroline's pov*
Upadłam całym ciężarem swojego ciała na podłogę.
Nie, nie tak jak w głupich filmach, gdzie opierasz się o witrynę drzwi i osuwasz na podłogę.
Ja upadłam na kolana, następnie na łokcie, zapewne przysparzając sobie kilka siniaków.
Przekręciłam się na plecy i zaczęłam płakać.
Ryczeć.
Po chwili dyszeć od niedoboru powietrza.
Zacisnęłam powieki.
I chyba zasnęłam.
Coś nieprzyjemnie świeciło mi w oczy. Przekręciłam się na drugi bok i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie leżę w swoim łóżku. Podskoczyłam jak oparzona.
Podłoga w kuchni.
Schowałam twarz w dłoniach. Uderzyły we mnie wspomnienia poprzedniej nocy.
Zrzuciłam ze stóp szpilki i podniosłam się, rozglądając dookoła. Miałam wielkie szczęście, że ciocia nie wróciła znowu do domu. Gdyby zastała mnie taką.. w środku nocy, mogłoby być nieciekawie.
Zebrałam włosy z twarzy i założyłam zwinnym ruchem za uszy. Podparłam się po bokach. I co teraz?
Zrzuciłam z siebie niewygodną sukienkę. Weszłam pod zimny strumień wody, mając nadzieję, że w ten sposób pozbędę się bólu głowy. Nie było tak źle, jak myślałam, że może być, szczerze mówiąc, zaczęło mi już przechodzić.
Sięgnęłam na półeczkę po butelkę żelu pod prysznic. Przyjemny zapach mięty wypełnił moje nozdrza. Przymknęłam oczy i wmasowałam płyn w ciało.
Sięgnęłam jeszcze po szampon i odżywkę, postąpiłam podobnie, wmasowując je po sobie we włosy.
Po kilku minutach bezcelowego stania w miejscu, wyszłam z kabiny i wytarłam się delikatnie ręcznikiem. Przebrałam się w przypadkowy t-shirt i krótkie, bawełniane spodenki. Spięłam mokre włosy w kucyka i wyszłam z łazienki, bo byłam już naprawdę głodna.
Zbiegłam nieco ożywiona ze schodów w kierunku kuchni. Na początek zgarnęłam z miski jabłko. Wgryzłam się w nie i, oh tak, to pomogło.
Przygotowałam sobie jajecznicę.
Rozmyślałam, przez co prawie przypaliłam patelnię. Na szczęście w odpowiednim momencie obudziłam się z transu i uratowałam również jedzenie.
Opadłam ciężko na krzesło przy stole w jadalni. Podniosłam do ust kubek w gorącą herbatą, upiłam łyk i odstawiłam ją z powrotem na blat. Za gorąca.
Wpatrywałam się w ogródek przez drzwi na taras. Było słonecznie, pogoda aż zapraszała do wyjścia na dwór. Spuściłam wzrok na brudny talerz i westchnęłam pod nosem.
Wstawiłam naczynia do zmywarki i umyłam ponownie ręce.
Obejrzałam się przez ramię na ogródek. Wyglądał tak zachęcająco.. że aż wyszłam na dwór i usiadłam na huśtawce. Lekki wietrzyk suszył moje włosy.
To nie było rozsądne. Przecież była jesień, a ja siedziałam na dworze w takim ubraniu i z mokrymi włosami… Chyba nigdy nie wyniosę wniosków z moich głupich decyzji.
Z czasem robiło się cieplej. Promienie słoneczne dosięgały mojej skóry, rozgrzewając ją. Spuściłam wzrok na moje nogi, którymi machałam lekko, by rozhuśtać huśtawkę.
I rozpłakałam się.
Wpadłam szybko do środka. Zasunęłam drzwi i przekręciłam klamkę, zamykając je. Wbiegłam do kuchni i zamaszystym ruchem otworzyłam drzwiczki lodówki. Prawie je wyrwałam, uh. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nawet jajek już nie mamy. Mogłam nie robić tej jajecznicy.
Musiałam iść na zakupy. Zebrałam jakieś pieniądze z szuflady pod zlewem. Wsunęłam na stopy trampki, stojące po lustrem przy wyjściu i narzuciłam wełniany sweter, sięgający mi do ud. Złapałam się za głowę. Zapomniałam o kluczykach. Co gorsze, nie miałam pojęcia, gdzie je zostawiłam.
Musiałam pomyśleć. Jedyne miejsca, do których się 'doczołgałam' w nocy to salon i kuchnia. Rozejrzałam się po salonie. Na kanapie. Zabrałam je, prawie wywracając się o stolik do kawy.
Wyszłam ponownie na dwór. Z tej strony słońce niemiłosiernie jarzyło w oczy. Westchnęłam jeszcze głośniej i wróciłam się po okulary.
Gdy je wreszcie znalazłam i upewniłam się, że to już wszystko, minęło z pół godziny. Przypomniałam sobie, że się spieszę, więc przyspieszyłam kroku.
Wróciłam do domu i od razu zrzuciłam na blat w kuchni zakupy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle tego naznosiłam. Rozpakowałam je sumiennie. Podrapałam się po głowie. Przetrząsnęłam kilka szuflad w poszukiwaniu przepisu. Znalazłam.
"Przepis na babeczki z kremem waniliowym babci Helene"
Pokiwałam zadowolona głową.
Spojrzałam na zegarek. 14:00. Akurat uda mi się zrobić babeczki i wtedy.. pójdę do Loui'ego.
Tak, pójdę.
To wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. Louis był pijany. Nie mogę winić go za to, co powiedział w takim stanie. Plus to, że wyrzuciłam go z domu w środku nocy, niezdolnego do prowadzenia, było bestialskie.
Doszłam do wniosku, że to wszystko właściwie moja wina. Pozwalam mu na te wszystkie ruchy podczas imprezy. Musiało to wyglądać naprawdę nieciekawie, skoro Liam zdecydował się nas stamtąd wyrzucić. Nie powinnam mu się dziwić, że myślał, że tego chcę. Tak to wyglądało, tak się zachowywałam.
A ja, jakby nigdy nic, odepchnęłam go od siebie oburzona i kazałam mu się wynosić. Na jego miejscu nie miałabym pojęcia, co się dzieje. Zachowałabym się pewnie jeszcze gorzej.
Jestem beznadziejna. Jak mogłam pozwolić mu odejść?
Ale mogę to jeszcze zmienić, prawda? Wystarczy, że przyjdę, przeproszę.. tak, to powinno zadziałać. Pewnie siedzi teraz sam w domu, obwinia siebie, a tak nie powinno być.
Tak, pójdę.
Przebrałam się w czarne legginsy i jedną z moich ulubionych bluzek z długim rękawem. Rozczesałam włosy i pozwoliłam opaść im na plecy i ramiona. Przejechałam po ustach błyszczykiem. Kątem oka namierzyłam mascarę i eyeliner. Westchnęłam. Chyba będę musiała tego użyć.
Po lekkim poprawieniu mojego makijażu, wreszcie zeszłam na dół. Było już grubo po południu. Zerknęłam na blachę z muffinami. Wyjęłam z szafy nie za wielkie plastikowe pudełko i wsadziłam do środka cztery z nich. Pomyślałam, że może po tym zaproszę Loui'ego do siebie i poczęstuję resztą..
Gdy wychodziłam, pogoda zmieniła się diametralnie. Niebo się zachmurzyło i zaczęło padać. Jednym ruchem zgarnęłam więc jeszcze moją kurtkę i pobiegłam na przystanek autobusowy z pudełkiem pod pachą. Schowałam się pod zadaszeniem i przesiedziałam na ławeczce z 10 minut w oczekiwaniu na odpowiedni autobus. Naciągnęłam kaptur na głowę i weszłam do środka.
Droga była krótka, mieszkaliśmy od siebie zaskakująco niedaleko.
Bus przyjechał na przystanek zaledwie kilkaset metrów od domu Loui'ego. Wsadziłam babeczki pod kurtkę i wyszłam na brukowany chodnik. Pociągnęłam nosem. Chyba się powoli przeziębiam.
Spuściłam głowę. Obrałam odpowiedni kierunek. W drodze nuciłam sobie rozweselające piosenki. W końcu musiałam wyglądać jakoś przekonująco.
Dotarłam pod drzwi tak dobrze znanego mi domu. Na podjeździe stał tylko samochód mojego chłopaka, więc nie spodziewałam się zastać tam jego rodzinę. Przyzwyczaiłam się, że familia żadnego z nas nie przesiaduje u siebie za długo. Wszyscy pracują.
Schowałam się pod małym daszkiem przy wejściu. Podniosłam rękę i już chciałam zapukać, ale wtedy mnie coś tknęło. Potrząsnęłam głową, zdjęłam kaptur i poprawiłam włosy. Przybrałam na twarz wymuszony uśmiech, który po chwili w sumie zamienił się w prawdziwy. Miałam dobry humor. Perspektywa przytulenia i pocałowania bruneta przesłoniła wszystkie moje zmartwienia.
Wreszcie zapukałam. Po minucie czekania, wreszcie mi otworzono.
Jednak nie jego się spodziewałam.
- Harry?
Stał w drzwiach, sukcesywnie zagradzając mi drogę. Był zaskoczony, ba zszokowany tym, że tu jestem. I chyba nie miał zamiaru mnie wpuścić, mimo deszczu skapującego mi na plecy.
- Skąd się tu wzięłaś? - wreszcie wykrztusił, marszcząc brwi.
- Przyszłam? Kurczę, nie wiedziałam, że tu mieszkasz. - rzuciłam sarkastycznie. Przepchnęłam się wgłąb domu, zdejmując z siebie przemokniętą kurtkę.
Harry przełknął gulę w gardle. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Chory jesteś czy co? - zaśmiałam się. Nie odpowiedział. Nie odrywał też ode mnie wzroku.
Nie zaprzątałam sobie myśli zdejmowaniem butów, Louis i tak miał tu niezły chlew, poza tym zauważyłam gdzieś w kącie rozbitą butelkę, a nie chciałabym stanąć na szkle pośrodku mieszkania. Już go znam, pewnie nie posprzątał tego za dokładnie.
- Idę do Loui'ego na górę, jeżeli pozwolisz - powiedziałam rozbawiona i dygnęłam w jego stronę.
Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, ale nie ruszył się z miejsca. Nawet nie odetchnął.
Odwróciłam się w kierunku schodów i ruszyłam prosto do pokoju Loui'ego, powracając do nucenia mojej ulubionej piosenki.
Nie pukałam, bo wiedziałam, że pewnie by mnie nie wpuścił.
Otworzyłam szybko drzwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
W tym samym momencie zniknął. A pudełko wypadło z moich dłoni.
- Nie.. - wyszeptałam.
Hejka :) Rozdział odrobinę krótszy, ale po prostu musiałam skończyć w tym momencie. Takie było przesłanie. Wystarczy, że dobijecie do 10 komentarzy i od razu wstawię rozdział, dlatego nie musicie się o nic martwić, częstotliwość dodawania rozdziałów zależy wyłącznie od was. :)
Wpadłam na pewien pomysł.. co wy na to, żebym pisała z wami w komentarzach? To znaczy, haha, rozumiem, że to nic niesamowitego, ale dla mnie nowego, więc chyba od teraz odpisywać wam będę bezpośrednio tam. :)
Mam też jeden mały problem.. Nadal zastanawiam się, jak nazwać parringi w tym opowiadaniu. Wolicie Carry i Couis czy Harroline i Louroline? Przy następnym poście ogłoszę, która wersja otrzymała więcej głosów. :)
Proszę również o komentarze. Dają mi do zrozumienia, że piszę tego ff w jakimś celu, nie tylko dla siebie.
Kocham was xx
Cholera, cholera, cholera.
Źle się stało.
Szkoda, że pomyślałem o tym dopiero, gdy znalazłem się za drzwiami.
Zamrugałem szybciej, próbując przystosować oczy do ciemności.
Która otaczała mnie z każdej strony.
* Harry's pov*
Mój telefon zaczął nieprzyjemnie brzęczeć. Bolała mnie już trochę głowa.
Jedną ręką wymacałem go w kieszeni moich spodni i z niewielką trudnością odblokowałem ekran.
Louis.
- Co? - wymamrotałem ledwo słyszalnie do słuchawki. Po drugiej stronie połączenia, ktoś głęboko westchnął.
- Wróćcie po mnie. Proszę. Teraz. - jąkał się i już wiedziałem, że więcej z siebie nie wydusi. Pokiwałem głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że mnie przecież nie widzi.
- Okej, stary.
Rozłączyłem się.
- Kto to był? - zapytał już zmęczony Zayn.
- Louis. Wracamy po niego.
- Co? Czemu?
- Nie wiem. - wymamrotałem. Oparłem plecy o siedzenie.
I chyba zasnąłem.
* Caroline's pov*
Upadłam całym ciężarem swojego ciała na podłogę.
Nie, nie tak jak w głupich filmach, gdzie opierasz się o witrynę drzwi i osuwasz na podłogę.
Ja upadłam na kolana, następnie na łokcie, zapewne przysparzając sobie kilka siniaków.
Przekręciłam się na plecy i zaczęłam płakać.
Ryczeć.
Po chwili dyszeć od niedoboru powietrza.
Zacisnęłam powieki.
I chyba zasnęłam.
Coś nieprzyjemnie świeciło mi w oczy. Przekręciłam się na drugi bok i wtedy zdałam sobie sprawę, że nie leżę w swoim łóżku. Podskoczyłam jak oparzona.
Podłoga w kuchni.
Schowałam twarz w dłoniach. Uderzyły we mnie wspomnienia poprzedniej nocy.
Zrzuciłam ze stóp szpilki i podniosłam się, rozglądając dookoła. Miałam wielkie szczęście, że ciocia nie wróciła znowu do domu. Gdyby zastała mnie taką.. w środku nocy, mogłoby być nieciekawie.
Zebrałam włosy z twarzy i założyłam zwinnym ruchem za uszy. Podparłam się po bokach. I co teraz?
Zrzuciłam z siebie niewygodną sukienkę. Weszłam pod zimny strumień wody, mając nadzieję, że w ten sposób pozbędę się bólu głowy. Nie było tak źle, jak myślałam, że może być, szczerze mówiąc, zaczęło mi już przechodzić.
Sięgnęłam na półeczkę po butelkę żelu pod prysznic. Przyjemny zapach mięty wypełnił moje nozdrza. Przymknęłam oczy i wmasowałam płyn w ciało.
Sięgnęłam jeszcze po szampon i odżywkę, postąpiłam podobnie, wmasowując je po sobie we włosy.
Po kilku minutach bezcelowego stania w miejscu, wyszłam z kabiny i wytarłam się delikatnie ręcznikiem. Przebrałam się w przypadkowy t-shirt i krótkie, bawełniane spodenki. Spięłam mokre włosy w kucyka i wyszłam z łazienki, bo byłam już naprawdę głodna.
Zbiegłam nieco ożywiona ze schodów w kierunku kuchni. Na początek zgarnęłam z miski jabłko. Wgryzłam się w nie i, oh tak, to pomogło.
Przygotowałam sobie jajecznicę.
Rozmyślałam, przez co prawie przypaliłam patelnię. Na szczęście w odpowiednim momencie obudziłam się z transu i uratowałam również jedzenie.
Opadłam ciężko na krzesło przy stole w jadalni. Podniosłam do ust kubek w gorącą herbatą, upiłam łyk i odstawiłam ją z powrotem na blat. Za gorąca.
Wpatrywałam się w ogródek przez drzwi na taras. Było słonecznie, pogoda aż zapraszała do wyjścia na dwór. Spuściłam wzrok na brudny talerz i westchnęłam pod nosem.
Wstawiłam naczynia do zmywarki i umyłam ponownie ręce.
Obejrzałam się przez ramię na ogródek. Wyglądał tak zachęcająco.. że aż wyszłam na dwór i usiadłam na huśtawce. Lekki wietrzyk suszył moje włosy.
To nie było rozsądne. Przecież była jesień, a ja siedziałam na dworze w takim ubraniu i z mokrymi włosami… Chyba nigdy nie wyniosę wniosków z moich głupich decyzji.
Z czasem robiło się cieplej. Promienie słoneczne dosięgały mojej skóry, rozgrzewając ją. Spuściłam wzrok na moje nogi, którymi machałam lekko, by rozhuśtać huśtawkę.
I rozpłakałam się.
Wpadłam szybko do środka. Zasunęłam drzwi i przekręciłam klamkę, zamykając je. Wbiegłam do kuchni i zamaszystym ruchem otworzyłam drzwiczki lodówki. Prawie je wyrwałam, uh. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nawet jajek już nie mamy. Mogłam nie robić tej jajecznicy.
Musiałam iść na zakupy. Zebrałam jakieś pieniądze z szuflady pod zlewem. Wsunęłam na stopy trampki, stojące po lustrem przy wyjściu i narzuciłam wełniany sweter, sięgający mi do ud. Złapałam się za głowę. Zapomniałam o kluczykach. Co gorsze, nie miałam pojęcia, gdzie je zostawiłam.
Musiałam pomyśleć. Jedyne miejsca, do których się 'doczołgałam' w nocy to salon i kuchnia. Rozejrzałam się po salonie. Na kanapie. Zabrałam je, prawie wywracając się o stolik do kawy.
Wyszłam ponownie na dwór. Z tej strony słońce niemiłosiernie jarzyło w oczy. Westchnęłam jeszcze głośniej i wróciłam się po okulary.
Gdy je wreszcie znalazłam i upewniłam się, że to już wszystko, minęło z pół godziny. Przypomniałam sobie, że się spieszę, więc przyspieszyłam kroku.
Wróciłam do domu i od razu zrzuciłam na blat w kuchni zakupy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle tego naznosiłam. Rozpakowałam je sumiennie. Podrapałam się po głowie. Przetrząsnęłam kilka szuflad w poszukiwaniu przepisu. Znalazłam.
"Przepis na babeczki z kremem waniliowym babci Helene"
Pokiwałam zadowolona głową.
Spojrzałam na zegarek. 14:00. Akurat uda mi się zrobić babeczki i wtedy.. pójdę do Loui'ego.
Tak, pójdę.
To wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. Louis był pijany. Nie mogę winić go za to, co powiedział w takim stanie. Plus to, że wyrzuciłam go z domu w środku nocy, niezdolnego do prowadzenia, było bestialskie.
Doszłam do wniosku, że to wszystko właściwie moja wina. Pozwalam mu na te wszystkie ruchy podczas imprezy. Musiało to wyglądać naprawdę nieciekawie, skoro Liam zdecydował się nas stamtąd wyrzucić. Nie powinnam mu się dziwić, że myślał, że tego chcę. Tak to wyglądało, tak się zachowywałam.
A ja, jakby nigdy nic, odepchnęłam go od siebie oburzona i kazałam mu się wynosić. Na jego miejscu nie miałabym pojęcia, co się dzieje. Zachowałabym się pewnie jeszcze gorzej.
Jestem beznadziejna. Jak mogłam pozwolić mu odejść?
Ale mogę to jeszcze zmienić, prawda? Wystarczy, że przyjdę, przeproszę.. tak, to powinno zadziałać. Pewnie siedzi teraz sam w domu, obwinia siebie, a tak nie powinno być.
Tak, pójdę.
Przebrałam się w czarne legginsy i jedną z moich ulubionych bluzek z długim rękawem. Rozczesałam włosy i pozwoliłam opaść im na plecy i ramiona. Przejechałam po ustach błyszczykiem. Kątem oka namierzyłam mascarę i eyeliner. Westchnęłam. Chyba będę musiała tego użyć.
Po lekkim poprawieniu mojego makijażu, wreszcie zeszłam na dół. Było już grubo po południu. Zerknęłam na blachę z muffinami. Wyjęłam z szafy nie za wielkie plastikowe pudełko i wsadziłam do środka cztery z nich. Pomyślałam, że może po tym zaproszę Loui'ego do siebie i poczęstuję resztą..
Gdy wychodziłam, pogoda zmieniła się diametralnie. Niebo się zachmurzyło i zaczęło padać. Jednym ruchem zgarnęłam więc jeszcze moją kurtkę i pobiegłam na przystanek autobusowy z pudełkiem pod pachą. Schowałam się pod zadaszeniem i przesiedziałam na ławeczce z 10 minut w oczekiwaniu na odpowiedni autobus. Naciągnęłam kaptur na głowę i weszłam do środka.
Droga była krótka, mieszkaliśmy od siebie zaskakująco niedaleko.
Bus przyjechał na przystanek zaledwie kilkaset metrów od domu Loui'ego. Wsadziłam babeczki pod kurtkę i wyszłam na brukowany chodnik. Pociągnęłam nosem. Chyba się powoli przeziębiam.
Spuściłam głowę. Obrałam odpowiedni kierunek. W drodze nuciłam sobie rozweselające piosenki. W końcu musiałam wyglądać jakoś przekonująco.
Dotarłam pod drzwi tak dobrze znanego mi domu. Na podjeździe stał tylko samochód mojego chłopaka, więc nie spodziewałam się zastać tam jego rodzinę. Przyzwyczaiłam się, że familia żadnego z nas nie przesiaduje u siebie za długo. Wszyscy pracują.
Schowałam się pod małym daszkiem przy wejściu. Podniosłam rękę i już chciałam zapukać, ale wtedy mnie coś tknęło. Potrząsnęłam głową, zdjęłam kaptur i poprawiłam włosy. Przybrałam na twarz wymuszony uśmiech, który po chwili w sumie zamienił się w prawdziwy. Miałam dobry humor. Perspektywa przytulenia i pocałowania bruneta przesłoniła wszystkie moje zmartwienia.
Wreszcie zapukałam. Po minucie czekania, wreszcie mi otworzono.
Jednak nie jego się spodziewałam.
- Harry?
Stał w drzwiach, sukcesywnie zagradzając mi drogę. Był zaskoczony, ba zszokowany tym, że tu jestem. I chyba nie miał zamiaru mnie wpuścić, mimo deszczu skapującego mi na plecy.
- Skąd się tu wzięłaś? - wreszcie wykrztusił, marszcząc brwi.
- Przyszłam? Kurczę, nie wiedziałam, że tu mieszkasz. - rzuciłam sarkastycznie. Przepchnęłam się wgłąb domu, zdejmując z siebie przemokniętą kurtkę.
Harry przełknął gulę w gardle. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Chory jesteś czy co? - zaśmiałam się. Nie odpowiedział. Nie odrywał też ode mnie wzroku.
Nie zaprzątałam sobie myśli zdejmowaniem butów, Louis i tak miał tu niezły chlew, poza tym zauważyłam gdzieś w kącie rozbitą butelkę, a nie chciałabym stanąć na szkle pośrodku mieszkania. Już go znam, pewnie nie posprzątał tego za dokładnie.
- Idę do Loui'ego na górę, jeżeli pozwolisz - powiedziałam rozbawiona i dygnęłam w jego stronę.
Jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, ale nie ruszył się z miejsca. Nawet nie odetchnął.
Odwróciłam się w kierunku schodów i ruszyłam prosto do pokoju Loui'ego, powracając do nucenia mojej ulubionej piosenki.
Nie pukałam, bo wiedziałam, że pewnie by mnie nie wpuścił.
Otworzyłam szybko drzwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
W tym samym momencie zniknął. A pudełko wypadło z moich dłoni.
- Nie.. - wyszeptałam.
Hejka :) Rozdział odrobinę krótszy, ale po prostu musiałam skończyć w tym momencie. Takie było przesłanie. Wystarczy, że dobijecie do 10 komentarzy i od razu wstawię rozdział, dlatego nie musicie się o nic martwić, częstotliwość dodawania rozdziałów zależy wyłącznie od was. :)
Wpadłam na pewien pomysł.. co wy na to, żebym pisała z wami w komentarzach? To znaczy, haha, rozumiem, że to nic niesamowitego, ale dla mnie nowego, więc chyba od teraz odpisywać wam będę bezpośrednio tam. :)
Mam też jeden mały problem.. Nadal zastanawiam się, jak nazwać parringi w tym opowiadaniu. Wolicie Carry i Couis czy Harroline i Louroline? Przy następnym poście ogłoszę, która wersja otrzymała więcej głosów. :)
Proszę również o komentarze. Dają mi do zrozumienia, że piszę tego ff w jakimś celu, nie tylko dla siebie.
Kocham was xx
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
wtorek, 15 kwietnia 2014
Rozdział 25
Powoli przekręciłam głowę w stronę Harry'ego. Wiercił we mnie dziurę wzrokiem. Przygryzał dolną wargę, w taki sposób, że zastanawiałam się, czy może lubi taki rodzaj bólu. Trochę mu nawet napuchnęła. Zatrzepotałam rzęsami i lekko rozchyliłam usta. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wróciłam spojrzeniem na mojego chłopaka.
Nasi przyjaciele rozmawiali już żywo, rozpoczynając zabawę. Nie otworzyliśmy jeszcze alkoholu, czekając aż Beth do nas dołączy, choć wiem, że niektórych świerzbiły aż ręce.
Swoją drogą nie byłam wielką miłośniczką takiego typu świętowania, to jasne. Gdy byłam mała, powtarzałam sobie, że nigdy nie zrobię nic nielegalnego, ale cóż.. życie nie jest takie proste, jakim się wydaje, będąc ośmiolatką.
Była jeszcze jedna rzecz. Nie chciałam odstawać od grupy. To głupie, ale porównując to, co ewentualnie może mi się stać z tym, jakie będą skutki, gdy odmówię, utrzymałam się w przekonaniu, że lepiej będzie znowu zaszaleć.
Piętnaście minut później zatrzymaliśmy się i Zayn dał nam znać, że Beth już wychodzi z domu. Rzeczywiście, po chwili wsiadała już do limuzyny. Louis trzymał wcześniej przygotowaną butelkę szampana i teraz wykorzystał okazję, celując szyjką w stronę otwartych drzwi, dzięki czemu nikt nie został poszkodowany. No przynajmniej tutaj, we wnętrzu samochodu. Wydarliśmy się w euforii, Beth wyszczerzyła się w uśmiechu. Lou nalał wszystkim po kieliszku, omijając jedynie Zayn'a, który nadal siedział od nas oddzielony.
- Za Bethanie! - obwieścił Liam. Każdy z nas przechylił kieliszek, starając się wypić za jednym haustem jak najwięcej. Tylko mi i Beth nie udało się za jednym łykiem opróżnić go całego.
Prezenty, jak w planie, postanowiliśmy podarować jej już na miejscu, dlatego teraz mój leżał ukryty pod naszymi stopami. Miałam nadzieję, że nikt na niego nic nie wyleje.
Gdy dotarliśmy pod klub, byliśmy już lekko wstawieni. Chodziliśmy jeszcze prosto i tak dalej, ale zauważalne było nasze poprawienie humoru.
Wysiedliśmy po kolei na zewnątrz. Louis objął mnie w talii ramieniem. Po chwili zjechał odrobinę w dół i ścisnął lekko mój pośladek, drażniąc się. Rzuciłam mu pobłażliwe spojrzenie, bo na nic innego nie było mnie stać.
Niedługo potem dołączył do nas Zayn. Jako organizator wyprawy zajął się też wszystkim na miejscu. Szepnął coś na uchu bramkarzowi, który od razu nas przepuścił. Wpadliśmy do środka, wtapiając się w tłum spoconych ciał. Mulat zdążył jedynie krzyknąć coś w naszą stronę i znikł nam zupełnie z oczu. Każde z nas postanowiło jakoś przepchnąć się do kanap z boku sali, mając nadzieję, że tam się jakoś dogadamy.
Zayn czekał już tam na nas. Przyciągnął do siebie Beth, całując ją przy wszystkich namiętnie. Zachichotałam pod nosem. Zaznaczał teren. Co było prawdą, brunetka wyglądała oszałamiająco w swojej małej czarnej. Nie zdążyłam z nią właściwie porozmawiać. Była zbyt zajęta balowaniem.
Przyszło więcej osób spoza naszej ścisłej paczki. Ustawiliśmy się jako tako w kółko, gdy Zayn zniknął, tłumacząc się, że za chwilę wróci z czymś ważnym.
To coś okazało się być tortem. Naprawdę dużym tortem. Wszyscy zaczęli wiwatować. Zaśpiewaliśmy jej 'wszystkiego najlepszego', a Beth zdmuchnęła świeczki. Czułam się jak podczas dziwnego transu. Ktoś wyciągnął nóż do krojenia ciasta i papierowe talerzyki. Wokół nas dudniła głośno muzyka, a my tak po prostu zajadaliśmy się śmietankowym tortem, niczym małe dzieci.
Harry otworzył kolejnego szampana, a później kolejnego.. Nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałam się tak długo.
Daliśmy jej prezenty, ale mimo to i teraz nie miałam okazji z nią porozmawiać. Było za dużo osób wkoło, a głośna muzyka też wcale nie pomagała.
Poszliśmy tańczyć. Owinęłam ręce wokół szyi Loui'ego, ocierając się o niego swoim ciałem. Uśmiechnął się w ten swój specjalny sposób i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Nasze klatki stykały się, gdy naparł swoimi ustami na moje. Pociągnęłam mocniej za jego włosy, oddając się pocałunkowi. Nadal poruszaliśmy się w rytm muzyki, kołysząc się w jedną i drugą stronę. Odsunęliśmy się zaledwie na kilka milimetrów, by zaczerpnąć tchu. Lou przejechał językiem po mojej dolne wardze, mrucząc, że idzie do łazienki i za chwilę wróci.
Pokiwałam głową, przymykając lekko powieki i oddając się całkowicie tańcowi. Gdzieś dalej zobaczyłam Beth z Zayn'em. Tuż przed oczami mignęła mi postać Liam'a, a to później Harry'ego. Zapewne poszli pod barek flirtować z kelnerkami.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle poczułam na biodrach czyjeś ciepłe dłonie i momentalnie się otrząsnęłam. Gdy się obróciłam, wszyscy zajęci byli za bardzo sobą, by zauważyć moje zmieszanie.
Widocznie, to była jakaś 'pomyłka'. Mimo tego orzeźwiła mnie wystarczająco i już nie chciałam tu stać.
Nie chciałam tu być. Nie w środku tego chaosu.
Przecisnęłam się więc w tym samym kierunku, co Styles i Payne. Miałam duże szczęście, że ich znalazłam i byłam pijana, bo inaczej nie podeszłabym do nich tak po prostu, jakby byli poważnie moimi przyjaciółmi.
Wcisnęłam się pomiędzy stołki, na których siedzieli. Oparłam się na blacie przed nami.
- Hej, Caroline. - rzucił Liam, przypatrując mi się. Odpowiedziałam mu zdawkowym uśmiechem i odwróciłam się do barmana. Nie było tak jak myślałam. Barek obsługiwali faceci.
- Poproszę.. - przygryzłam dolną wargę - Daj mi coś, co polecasz. - puściłam do niego filuternie oczko. Normalnie bym tego nie zrobiła, przecież jestem z Loui'm. Ale skoro nie było go w pobliżu.. Ough, co ja robię.
Harry zachichotał pod nosem. Wzruszyłam ramionami, co widocznie rozbawiło go jeszcze bardziej.
Liam przesunął się o jedno siedzenie w bok, bym również mogła przysiąść między nimi.
To dziwne, ale tak: zaczęła z nimi rozmawiać. I dobrze się bawiłam. Liam to dobry chłopak, trochę nie pasuje do tego klimatu, ale umie wtopić się w tłum, nie sprawia kłopotów. Miło się z nim rozmawia, myślę, że gdybym miała okazję wcześniej się z nim poznać, moglibyśmy być przyjaciółmi.
Natomiast Harry to zupełnie inna bajka, ale coś bardzo mnie w nim intrygowało. Nie byłam aż tak schlana, by zapomnieć o tym, że czuję do niego obrzydzenie, ale znajdowałam się na poziomie, na którym pozwalałam sobie na przyjacielskie przedrzeźnianie się z nim i głośne śmianie się. Bo naprawdę dobrze się czułam. Tak zajebiście dobrze. Harry też się dobrze bawił. Wiem, widziałam po jego zachowaniu. Jego oczy błyszczały z zadowolenia, a może od takiej dawki alkoholu? Oh.
Czas mijał, a ja jakoś zapomniałam o tym, że Louis miał wrócić z łazienki.
Przechyliłam kolejną szklankę drinka, którego zaserwował mi przystojny barman. Serio? Przystojny, Caroline? Uspokój się.
Odwróciłam się z powrotem do Harry'ego, ale coś innego wcześniej zatrzymało mój wzrok. Tfu, ktoś. Kilka metrów od nas, właśnie podnosił się z krzesełka. Miał na sobie płaszcz i wysoko postawiony kołnierz, przez co nie widziałam jego twarzy. Ale przerażał mnie. Tak, to bez sensu, ale tak po prostu było. Bo kto normalny w środku klubu nosi taki długi płaszcz?
Przeszło mnie dziwne wrażenie, że widziałam go wcześniej.
Zachłysnęłam się powietrzem i mój towarzysz od razu to zauważył. Odwrócił się zdezorientowany i również go zobaczył, ale gdy już wychodził drugim wyjściem.
Harry odwrócił się do mnie i zlustrował moją twarz spojrzeniem.
- Znasz go?
- Nie. - prawie zadławiłam się tym słowem i jakoś zachciało mi się płakać. Wytarłam kąciki oczu, w których zaczęły już zbierać się łzy, uspokajając się. Od zawsze byłam jakaś wrażliwa.
Harry upił łyk ze swojej szklanki. Przyglądał mi się uważnie, ale po chwili spuścił wzrok, wzdychając.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Gdzie jest łazienka? - rzuciłam szybko. Liam wskazał kciukiem, przestrzeń za sobą. Od razu praktycznie pobiegłam w tamtym kierunku, potykając się o nogi ludzi po drodze.
Zeskoczyłam ze schodków. Na końcu korytarza zobaczyłam dwie pary drzwi i domyślałam się, że tam muszą być toalety. Wpadłam do tej po prawej, w duchu modląc się, żeby okazała się tą damską.
Otumaniona dopadłam pierwszych drzwi do kabiny i szybko pochyliłam się nad kiblem.
- Naprawdę? - Harry wybuchnął śmiechem, prawie spadając z krzesła. Schowałam twarz w dłonie, lekko zażenowana.
- No.. tak. - bąknęłam.
- I co zrobiłaś? - wydusił między salwami śmiechu. Szczerze mówiąc, nie wiem, co było aż tak zabawnego w tym, że pomyliłam łazienki, ale alkohol robił swoje.
- Umyłam szybko twarz, przeprosiłam i przecisnęłam się do wyjścia. - zachichotałam. Oh, więc teraz też mnie to bawi?
- Liam, posłuchaj, Caroline jest.. O Boże, to było świetne! - krzyknął do chłopaka, który trochę się od nas oddalił, pogrążając w rozmowie z jakąś dziewczyną. Z powrotem się do nas odwrócił i oczywiście musiałam mu powtarzać historię.
Uhm, nie rozbawiło go tak bardzo jak Harry'ego. Tak lekko powiedziane.
- Myślę, że powinniście się zbierać. - rzucił nam wymuszony uśmiech. Oboje z Harry'm momentalnie przybraliśmy urażone miny. Chce się nas pozbyć z tak fajnej imprezy?
- Ej, stary, my tu się świetnie bawimy. - odburknął Styles, pochłaniając zawartość kolejnego kieliszka.
- No właśnie - mruknął i zniknął w tłumie.
Zastanawialiśmy się, gdzie poszedł. Nasze wątpliwości zostały rozwiane, gdy przyciągnął do nas za kołnierz Loui'ego i kazał się wszystkim wynosić.
Odnalazłam wzrokiem niebieskie tęczówki chłopaka i od razu wtopiłam się w jego usta. Brakowało mi tego jakoś, wydawało mi się, że spędziliśmy w tym miejscu bardzo dużo czasu. Liam westchnął, zapewne przewracając oczami.
Brunet oddał pocałunek, przytulając mnie mocniej. Harry burknął coś za moimi plecami. Po chwili zostaliśmy przepchani w stronę wyjścia. Liam odnalazł Zayn'a i polecił mu nas odwieźć.
- A ten co? Nie pił nic całą noc? - zaszydził Louis, przyciskając mnie do swojego boku. Zaśmiałam się w odpowiedzi.
- Na to wygląda. - Harry podniósł jedną brew, skanując mulata wzrokiem. Staliśmy tak naprzeciwko siebie, nie ruszając się z miejsca.
- Jedziemy czy nie? - prychnął Malik. Pociągnął mnie za nadgarstek w stronę parkingu, w efekcie czego pozostała dwójka również się ruszyła.
Żartowaliśmy sobie, drąc się na całą ulicę, na pewno umilając mieszkańcom sen. Uśmiechnęłam się dziwnie na samą tą myśl.
Chyba muszę przyznać, że nigdy nie czułam się tak pijana. Jakbym szybowała ponad wszystkim, nic nie zajmowało na dłuższą chwilę moich myśli.
Z naszej grupki jedynie Zayn nie wydawał się być zachwycony tą atmosferą.
Jechaliśmy oświetlonymi ulicami Londynu na jego obrzeża, gdzie mieszkaliśmy. Nie mogliśmy przestać się śmiać, wszystko wydawało się być za wesołe, by można było to przemilczeć.
- Car, Lou, wysiadacie! - wrzasnął Zayn zza kierownicy, po chwili opadając na nią ciężarem swojego ciała. Miał nas dosyć?
- Gdzie jesteśmy? - zapytał sennym głosem Louis.
- Pod domem Caroline. Rusz dupę. - parsknął, gromiąc nas wzrokiem. Uniosłam dłonie w obronnym geście i jakoś wygramoliłam się z auta. Stanęłam na ulicy. Ough, nie byłabym taka pewna, czy uda nam się z Lou dojść do mojego domu. W końcu stał jakieś 10 metrów stąd!
- Pa, Car. - pomachał mi rozradowany Harry. Co za dzieciak. - Pa, gamoniu. - wysłał w powietrzu buziaka Loui'emu.
Oboje podnieśliśmy brwi, gdy samochód wreszcie ruszył i zniknął za zakrętem.
Jeżeli byliśmy choć w zbliżeniu tak pijani jak Styles, to musimy w tej chwili wyglądać wesoło.
Po kilku minutach wdychania świeżego powietrza na moim podwórku, zrobiło mi się zimno.
- Chodź, Lou. - mruknęłam, łapiąc go za dłoń. Pociągnęłam go w stronę drzwi. Gdy szukałam kluczyków w torebce, stanął za mną i objął mnie od tyłu. Pozostawiał mokre pocałunki na mojej szyi i odsłoniętej łopatce. Zachichotałam, wznosząc wzrok ku niebu. Przygryzłam dolną wargę i wreszcie przekręciłam kluczyk w zamku.
W tej samej chwili, gdy znaleźliśmy się w środku, a ja niedbale zamknęłam drzwi, Louis przycisnął mnie do ściany. Rozsunął gwałtownie moje usta językiem i pocałował jeszcze mocniej. Złapałam go za silne ramiona i zacisnęłam powieki. Pachniał tytoniem i smakował alkoholem. Nie wiem, czy to dobre połączenie, zwłaszcza gdy jeszcze z godzinę temu rzygałam z powodu nadmiaru drinków. Skrzywiłam się lekko, gdy przygryzł mocniej moją dolną wargę i przytrzymał między zębami.
Zjechał dłońmi po krzywiźnie mojego kręgosłupa i zatrzymał je na moich pośladkach. Ścisnął je tak, jak w klubie i wsunął zimne palce pod materiał mojej sukienki.
Potrząsnęłam głową.
Zaczęłam ciężej oddychać.
Nie, to nie mogło tak się wydarzyć.
Nie tak miało być.
Odepchnęłam go od siebie z całej siły. Z jakiegoś dziwnego powodu, tym razem poskutkowało.
Schowałam twarz w dłoniach i poprawiłam obciągniętą wysoko sukienkę.
No i chyba zaczęłam krztusić się łzami.
- Hej, Car. Myślałem, że mieliśmy to dokończyć. - rzucił suchym tonem. Podniosłam na niego wzrok. Obrzydzał mnie.
- Wynoś się stąd. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Co? - wykrztusił, zbliżając się niebezpiecznie blisko.
- Słyszałeś! Wynoś się i nie dotykaj mnie! - krzyknęłam. W duchu modliłam się, by sąsiedzi później nie opowiedzieli mojej ciotce o hałasach o tak późnej porze.
- Czemu?! - wydarł się jeszcze głośniej. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się. - Dlaczego nie chcesz tego zrobić? Chyba długo czekałem do cholery!
Zamrugałam szybko.
- Jestem, kurwa dziewicą, Louis! Jesteś aż tak popierdolony, żeby nie wiedzieć?! - wykrzyczałam. Mój głos na koniec załamał się.
Louis nie odpowiedział. Stał nieruchomy. Wyglądał tak, jakby nie oddychał.
- Wyjdź. - wykrztusiłam przez łzy.
Poruszył się lekko.
I wreszcie wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Hej, siemz, joł. :) Wiecie, że po poprzednim rozdziale blog przekroczył liczbę 10 tys. odwiedzin? Bardzo się z tego powodu cieszę :)
Widzę, że pozostawianie komentarzy nadal sprawia wam trudność.. no cóż, nie będę tak o nie błagać, jeżeli tylko tyle osób czyta, to nic nie poradzę, czyż nie?
Mimo to dajcie znać, jak wam się podobało w komentarzach (✿◠‿◠) Mam napisane kilka rozdziałów do przodu, wystarczy, że pojawi się odpowiednia ilość, a już jutro mogę opublikować następny x
Nasi przyjaciele rozmawiali już żywo, rozpoczynając zabawę. Nie otworzyliśmy jeszcze alkoholu, czekając aż Beth do nas dołączy, choć wiem, że niektórych świerzbiły aż ręce.
Swoją drogą nie byłam wielką miłośniczką takiego typu świętowania, to jasne. Gdy byłam mała, powtarzałam sobie, że nigdy nie zrobię nic nielegalnego, ale cóż.. życie nie jest takie proste, jakim się wydaje, będąc ośmiolatką.
Była jeszcze jedna rzecz. Nie chciałam odstawać od grupy. To głupie, ale porównując to, co ewentualnie może mi się stać z tym, jakie będą skutki, gdy odmówię, utrzymałam się w przekonaniu, że lepiej będzie znowu zaszaleć.
Piętnaście minut później zatrzymaliśmy się i Zayn dał nam znać, że Beth już wychodzi z domu. Rzeczywiście, po chwili wsiadała już do limuzyny. Louis trzymał wcześniej przygotowaną butelkę szampana i teraz wykorzystał okazję, celując szyjką w stronę otwartych drzwi, dzięki czemu nikt nie został poszkodowany. No przynajmniej tutaj, we wnętrzu samochodu. Wydarliśmy się w euforii, Beth wyszczerzyła się w uśmiechu. Lou nalał wszystkim po kieliszku, omijając jedynie Zayn'a, który nadal siedział od nas oddzielony.
- Za Bethanie! - obwieścił Liam. Każdy z nas przechylił kieliszek, starając się wypić za jednym haustem jak najwięcej. Tylko mi i Beth nie udało się za jednym łykiem opróżnić go całego.
Prezenty, jak w planie, postanowiliśmy podarować jej już na miejscu, dlatego teraz mój leżał ukryty pod naszymi stopami. Miałam nadzieję, że nikt na niego nic nie wyleje.
Gdy dotarliśmy pod klub, byliśmy już lekko wstawieni. Chodziliśmy jeszcze prosto i tak dalej, ale zauważalne było nasze poprawienie humoru.
Wysiedliśmy po kolei na zewnątrz. Louis objął mnie w talii ramieniem. Po chwili zjechał odrobinę w dół i ścisnął lekko mój pośladek, drażniąc się. Rzuciłam mu pobłażliwe spojrzenie, bo na nic innego nie było mnie stać.
Niedługo potem dołączył do nas Zayn. Jako organizator wyprawy zajął się też wszystkim na miejscu. Szepnął coś na uchu bramkarzowi, który od razu nas przepuścił. Wpadliśmy do środka, wtapiając się w tłum spoconych ciał. Mulat zdążył jedynie krzyknąć coś w naszą stronę i znikł nam zupełnie z oczu. Każde z nas postanowiło jakoś przepchnąć się do kanap z boku sali, mając nadzieję, że tam się jakoś dogadamy.
Zayn czekał już tam na nas. Przyciągnął do siebie Beth, całując ją przy wszystkich namiętnie. Zachichotałam pod nosem. Zaznaczał teren. Co było prawdą, brunetka wyglądała oszałamiająco w swojej małej czarnej. Nie zdążyłam z nią właściwie porozmawiać. Była zbyt zajęta balowaniem.
Przyszło więcej osób spoza naszej ścisłej paczki. Ustawiliśmy się jako tako w kółko, gdy Zayn zniknął, tłumacząc się, że za chwilę wróci z czymś ważnym.
To coś okazało się być tortem. Naprawdę dużym tortem. Wszyscy zaczęli wiwatować. Zaśpiewaliśmy jej 'wszystkiego najlepszego', a Beth zdmuchnęła świeczki. Czułam się jak podczas dziwnego transu. Ktoś wyciągnął nóż do krojenia ciasta i papierowe talerzyki. Wokół nas dudniła głośno muzyka, a my tak po prostu zajadaliśmy się śmietankowym tortem, niczym małe dzieci.
Harry otworzył kolejnego szampana, a później kolejnego.. Nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałam się tak długo.
Daliśmy jej prezenty, ale mimo to i teraz nie miałam okazji z nią porozmawiać. Było za dużo osób wkoło, a głośna muzyka też wcale nie pomagała.
Poszliśmy tańczyć. Owinęłam ręce wokół szyi Loui'ego, ocierając się o niego swoim ciałem. Uśmiechnął się w ten swój specjalny sposób i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Nasze klatki stykały się, gdy naparł swoimi ustami na moje. Pociągnęłam mocniej za jego włosy, oddając się pocałunkowi. Nadal poruszaliśmy się w rytm muzyki, kołysząc się w jedną i drugą stronę. Odsunęliśmy się zaledwie na kilka milimetrów, by zaczerpnąć tchu. Lou przejechał językiem po mojej dolne wardze, mrucząc, że idzie do łazienki i za chwilę wróci.
Pokiwałam głową, przymykając lekko powieki i oddając się całkowicie tańcowi. Gdzieś dalej zobaczyłam Beth z Zayn'em. Tuż przed oczami mignęła mi postać Liam'a, a to później Harry'ego. Zapewne poszli pod barek flirtować z kelnerkami.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle poczułam na biodrach czyjeś ciepłe dłonie i momentalnie się otrząsnęłam. Gdy się obróciłam, wszyscy zajęci byli za bardzo sobą, by zauważyć moje zmieszanie.
Widocznie, to była jakaś 'pomyłka'. Mimo tego orzeźwiła mnie wystarczająco i już nie chciałam tu stać.
Nie chciałam tu być. Nie w środku tego chaosu.
Przecisnęłam się więc w tym samym kierunku, co Styles i Payne. Miałam duże szczęście, że ich znalazłam i byłam pijana, bo inaczej nie podeszłabym do nich tak po prostu, jakby byli poważnie moimi przyjaciółmi.
Wcisnęłam się pomiędzy stołki, na których siedzieli. Oparłam się na blacie przed nami.
- Hej, Caroline. - rzucił Liam, przypatrując mi się. Odpowiedziałam mu zdawkowym uśmiechem i odwróciłam się do barmana. Nie było tak jak myślałam. Barek obsługiwali faceci.
- Poproszę.. - przygryzłam dolną wargę - Daj mi coś, co polecasz. - puściłam do niego filuternie oczko. Normalnie bym tego nie zrobiła, przecież jestem z Loui'm. Ale skoro nie było go w pobliżu.. Ough, co ja robię.
Harry zachichotał pod nosem. Wzruszyłam ramionami, co widocznie rozbawiło go jeszcze bardziej.
Liam przesunął się o jedno siedzenie w bok, bym również mogła przysiąść między nimi.
To dziwne, ale tak: zaczęła z nimi rozmawiać. I dobrze się bawiłam. Liam to dobry chłopak, trochę nie pasuje do tego klimatu, ale umie wtopić się w tłum, nie sprawia kłopotów. Miło się z nim rozmawia, myślę, że gdybym miała okazję wcześniej się z nim poznać, moglibyśmy być przyjaciółmi.
Natomiast Harry to zupełnie inna bajka, ale coś bardzo mnie w nim intrygowało. Nie byłam aż tak schlana, by zapomnieć o tym, że czuję do niego obrzydzenie, ale znajdowałam się na poziomie, na którym pozwalałam sobie na przyjacielskie przedrzeźnianie się z nim i głośne śmianie się. Bo naprawdę dobrze się czułam. Tak zajebiście dobrze. Harry też się dobrze bawił. Wiem, widziałam po jego zachowaniu. Jego oczy błyszczały z zadowolenia, a może od takiej dawki alkoholu? Oh.
Czas mijał, a ja jakoś zapomniałam o tym, że Louis miał wrócić z łazienki.
Przechyliłam kolejną szklankę drinka, którego zaserwował mi przystojny barman. Serio? Przystojny, Caroline? Uspokój się.
Odwróciłam się z powrotem do Harry'ego, ale coś innego wcześniej zatrzymało mój wzrok. Tfu, ktoś. Kilka metrów od nas, właśnie podnosił się z krzesełka. Miał na sobie płaszcz i wysoko postawiony kołnierz, przez co nie widziałam jego twarzy. Ale przerażał mnie. Tak, to bez sensu, ale tak po prostu było. Bo kto normalny w środku klubu nosi taki długi płaszcz?
Przeszło mnie dziwne wrażenie, że widziałam go wcześniej.
Zachłysnęłam się powietrzem i mój towarzysz od razu to zauważył. Odwrócił się zdezorientowany i również go zobaczył, ale gdy już wychodził drugim wyjściem.
Harry odwrócił się do mnie i zlustrował moją twarz spojrzeniem.
- Znasz go?
- Nie. - prawie zadławiłam się tym słowem i jakoś zachciało mi się płakać. Wytarłam kąciki oczu, w których zaczęły już zbierać się łzy, uspokajając się. Od zawsze byłam jakaś wrażliwa.
Harry upił łyk ze swojej szklanki. Przyglądał mi się uważnie, ale po chwili spuścił wzrok, wzdychając.
Zrobiło mi się niedobrze.
- Gdzie jest łazienka? - rzuciłam szybko. Liam wskazał kciukiem, przestrzeń za sobą. Od razu praktycznie pobiegłam w tamtym kierunku, potykając się o nogi ludzi po drodze.
Zeskoczyłam ze schodków. Na końcu korytarza zobaczyłam dwie pary drzwi i domyślałam się, że tam muszą być toalety. Wpadłam do tej po prawej, w duchu modląc się, żeby okazała się tą damską.
Otumaniona dopadłam pierwszych drzwi do kabiny i szybko pochyliłam się nad kiblem.
- Naprawdę? - Harry wybuchnął śmiechem, prawie spadając z krzesła. Schowałam twarz w dłonie, lekko zażenowana.
- No.. tak. - bąknęłam.
- I co zrobiłaś? - wydusił między salwami śmiechu. Szczerze mówiąc, nie wiem, co było aż tak zabawnego w tym, że pomyliłam łazienki, ale alkohol robił swoje.
- Umyłam szybko twarz, przeprosiłam i przecisnęłam się do wyjścia. - zachichotałam. Oh, więc teraz też mnie to bawi?
- Liam, posłuchaj, Caroline jest.. O Boże, to było świetne! - krzyknął do chłopaka, który trochę się od nas oddalił, pogrążając w rozmowie z jakąś dziewczyną. Z powrotem się do nas odwrócił i oczywiście musiałam mu powtarzać historię.
Uhm, nie rozbawiło go tak bardzo jak Harry'ego. Tak lekko powiedziane.
- Myślę, że powinniście się zbierać. - rzucił nam wymuszony uśmiech. Oboje z Harry'm momentalnie przybraliśmy urażone miny. Chce się nas pozbyć z tak fajnej imprezy?
- Ej, stary, my tu się świetnie bawimy. - odburknął Styles, pochłaniając zawartość kolejnego kieliszka.
- No właśnie - mruknął i zniknął w tłumie.
Zastanawialiśmy się, gdzie poszedł. Nasze wątpliwości zostały rozwiane, gdy przyciągnął do nas za kołnierz Loui'ego i kazał się wszystkim wynosić.
Odnalazłam wzrokiem niebieskie tęczówki chłopaka i od razu wtopiłam się w jego usta. Brakowało mi tego jakoś, wydawało mi się, że spędziliśmy w tym miejscu bardzo dużo czasu. Liam westchnął, zapewne przewracając oczami.
Brunet oddał pocałunek, przytulając mnie mocniej. Harry burknął coś za moimi plecami. Po chwili zostaliśmy przepchani w stronę wyjścia. Liam odnalazł Zayn'a i polecił mu nas odwieźć.
- A ten co? Nie pił nic całą noc? - zaszydził Louis, przyciskając mnie do swojego boku. Zaśmiałam się w odpowiedzi.
- Na to wygląda. - Harry podniósł jedną brew, skanując mulata wzrokiem. Staliśmy tak naprzeciwko siebie, nie ruszając się z miejsca.
- Jedziemy czy nie? - prychnął Malik. Pociągnął mnie za nadgarstek w stronę parkingu, w efekcie czego pozostała dwójka również się ruszyła.
Żartowaliśmy sobie, drąc się na całą ulicę, na pewno umilając mieszkańcom sen. Uśmiechnęłam się dziwnie na samą tą myśl.
Chyba muszę przyznać, że nigdy nie czułam się tak pijana. Jakbym szybowała ponad wszystkim, nic nie zajmowało na dłuższą chwilę moich myśli.
Z naszej grupki jedynie Zayn nie wydawał się być zachwycony tą atmosferą.
Jechaliśmy oświetlonymi ulicami Londynu na jego obrzeża, gdzie mieszkaliśmy. Nie mogliśmy przestać się śmiać, wszystko wydawało się być za wesołe, by można było to przemilczeć.
- Car, Lou, wysiadacie! - wrzasnął Zayn zza kierownicy, po chwili opadając na nią ciężarem swojego ciała. Miał nas dosyć?
- Gdzie jesteśmy? - zapytał sennym głosem Louis.
- Pod domem Caroline. Rusz dupę. - parsknął, gromiąc nas wzrokiem. Uniosłam dłonie w obronnym geście i jakoś wygramoliłam się z auta. Stanęłam na ulicy. Ough, nie byłabym taka pewna, czy uda nam się z Lou dojść do mojego domu. W końcu stał jakieś 10 metrów stąd!
- Pa, Car. - pomachał mi rozradowany Harry. Co za dzieciak. - Pa, gamoniu. - wysłał w powietrzu buziaka Loui'emu.
Oboje podnieśliśmy brwi, gdy samochód wreszcie ruszył i zniknął za zakrętem.
Jeżeli byliśmy choć w zbliżeniu tak pijani jak Styles, to musimy w tej chwili wyglądać wesoło.
Po kilku minutach wdychania świeżego powietrza na moim podwórku, zrobiło mi się zimno.
- Chodź, Lou. - mruknęłam, łapiąc go za dłoń. Pociągnęłam go w stronę drzwi. Gdy szukałam kluczyków w torebce, stanął za mną i objął mnie od tyłu. Pozostawiał mokre pocałunki na mojej szyi i odsłoniętej łopatce. Zachichotałam, wznosząc wzrok ku niebu. Przygryzłam dolną wargę i wreszcie przekręciłam kluczyk w zamku.
W tej samej chwili, gdy znaleźliśmy się w środku, a ja niedbale zamknęłam drzwi, Louis przycisnął mnie do ściany. Rozsunął gwałtownie moje usta językiem i pocałował jeszcze mocniej. Złapałam go za silne ramiona i zacisnęłam powieki. Pachniał tytoniem i smakował alkoholem. Nie wiem, czy to dobre połączenie, zwłaszcza gdy jeszcze z godzinę temu rzygałam z powodu nadmiaru drinków. Skrzywiłam się lekko, gdy przygryzł mocniej moją dolną wargę i przytrzymał między zębami.
Zjechał dłońmi po krzywiźnie mojego kręgosłupa i zatrzymał je na moich pośladkach. Ścisnął je tak, jak w klubie i wsunął zimne palce pod materiał mojej sukienki.
Potrząsnęłam głową.
Zaczęłam ciężej oddychać.
Nie, to nie mogło tak się wydarzyć.
Nie tak miało być.
Odepchnęłam go od siebie z całej siły. Z jakiegoś dziwnego powodu, tym razem poskutkowało.
Schowałam twarz w dłoniach i poprawiłam obciągniętą wysoko sukienkę.
No i chyba zaczęłam krztusić się łzami.
- Hej, Car. Myślałem, że mieliśmy to dokończyć. - rzucił suchym tonem. Podniosłam na niego wzrok. Obrzydzał mnie.
- Wynoś się stąd. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
- Co? - wykrztusił, zbliżając się niebezpiecznie blisko.
- Słyszałeś! Wynoś się i nie dotykaj mnie! - krzyknęłam. W duchu modliłam się, by sąsiedzi później nie opowiedzieli mojej ciotce o hałasach o tak późnej porze.
- Czemu?! - wydarł się jeszcze głośniej. Przeszedł mnie dreszcz. Bałam się. - Dlaczego nie chcesz tego zrobić? Chyba długo czekałem do cholery!
Zamrugałam szybko.
- Jestem, kurwa dziewicą, Louis! Jesteś aż tak popierdolony, żeby nie wiedzieć?! - wykrzyczałam. Mój głos na koniec załamał się.
Louis nie odpowiedział. Stał nieruchomy. Wyglądał tak, jakby nie oddychał.
- Wyjdź. - wykrztusiłam przez łzy.
Poruszył się lekko.
I wreszcie wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Hej, siemz, joł. :) Wiecie, że po poprzednim rozdziale blog przekroczył liczbę 10 tys. odwiedzin? Bardzo się z tego powodu cieszę :)
Widzę, że pozostawianie komentarzy nadal sprawia wam trudność.. no cóż, nie będę tak o nie błagać, jeżeli tylko tyle osób czyta, to nic nie poradzę, czyż nie?
Mimo to dajcie znać, jak wam się podobało w komentarzach (✿◠‿◠) Mam napisane kilka rozdziałów do przodu, wystarczy, że pojawi się odpowiednia ilość, a już jutro mogę opublikować następny x
Jeżeli chcesz być informowany, zostaw swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o każdym następnym rozdziale. :)
No to tego, to tyle kocham was, misiaki xx
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
Subskrybuj:
Posty (Atom)