- Nie ma za co. - pochylił się i zostawił na moich ustach krótki pocałunek. - Kocham Cię. - przygryzł dolną wargę. Od razu uśmiechnęłam się szerzej.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam i wyszłam z samochodu. Przy drzwiach posłałam mu w powietrze buziaka i dopiero wtedy weszłam.
- Nono, nieźle wyglądasz, skarbie. - szepnął mi do ucha. Oh, Louis. Odwróciłam się do niego przodem, by napotkać jego błękitne oczy. Żartobliwie poklepał mnie po tyłku, za co skarciłam go wzrokiem. No tak, miałam na sobie legginsy.
- Spadaj do swojej drużyny. - rzuciłam, ponownie ustawiając się na starcie bieżni. Lou posłusznie odbiegł na boisko, witając się z nauczycielem w-f'u.
- Hej, Niall. - przywitałam blondyna w drzwiach. Przytulił mnie mocno. Zaprosiłam go gestem dłoni do środka. Rozsiadł się na kanapie i od razu sapnął ze zmęczenia. Podniosłam jedną brew zdziwiona i przysiadłam obok. Oparłam ramię na oparciu kanapy.
- Jak tam? Ogólnie? I szczegółowo? - chłopak roześmiał się. Spuściłam wzrok na swoją koszulkę.
- W porządku. Tak, tak myślę. Chociaż może inaczej powinnam to ująć. - jąkałam się.
- Po prostu to z siebie wyrzuć. - Niall ścisnął moją dłoń.
- No.. jestem szczęśliwa. Wreszcie naprawdę szczęśliwa, Niall. Rozumiesz to? - zachichotałam. Chłopak pokiwał ucieszony głową.
- Kochasz go? Pytam się poważnie. Mówię o głębokim uczuciu.
- Tak. - westchnęłam. - A Ty i Angie?
- No jesteśmy razem. To naprawdę świetna dziewczyna. - zarumienił się lekko. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Jeżeli miałabym się czymś cieszyć, to właśnie takimi rzeczami. - Jednak jest jeszcze za wcześnie na jakieś deklaracje. Mam nadzieję, że wiesz, o czym mówię.
- Tak, rozumiem Cię. - Niall należał do osób, która uważała na słowa, jeżeli nie była ich pewna. Co było prawdą, szybko się do mnie przywiązał, ale to było inne. Byliśmy dla siebie świetnymi przyjaciółmi, natomiast związek to co innego. Zwłaszcza rozpoczęty z tak niewinnej znajomości.
- Idziesz w sobotę na urodziny Beth? - zapytałam, zmieniając temat.
- Tak. - splótł swoje dłonie na brzuchu. - Myślisz, że mogę zabrać Angie?
Zastanowiłam się chwilę.
- Tak.. raczej tak. Słuchaj, idziemy na miasto do prawdopodobnie przypadkowego klubu. Będzie masa nieznanych ludzi tak czy inaczej. Bethanie nie powinna mieć nic przeciwko. - zapewniłam go.
- Mam nadzieję. - szepnął. Przeniósł wzrok na palce.
- Możesz sobie pomarzyć. - odpowiedziałam melodyjnie, drocząc się z Loui'm. Jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami, przyciskając mnie do szafki. Zaśmiałam się głośniej. Wiedziałam, że dużo osób wlepiało w nas swój wzrok, ale co mnie to wtedy mogło obchodzić?
- Naprawdę masz zamiar się kłócić o głupie notatki z chemii? - Lou rzucił mi rozbawione spojrzenie. Pokiwałam niewinnie głową. Potarł swoim nosem o mój. Takie momenty uwielbiałam.
- Nie moja wina, że spałeś na lekcjach.
- Ej! Nie spałem! Po prostu.. nie uważałem. - jęknął. Prawdą było to, że całe lekcje zaczepiał mnie, gdy ja zwykle próbowałam ignorować jego obecność. W ten oto sposób, ja miałam lepsze oceny.
- Hm, ciekawe czemu. - zachichotałam. Chłopak nie dał mi dokończyć, bo wtopił się w moje usta. Zacieśnił uścisk na mojej talii, a jedną dłoń przeniósł na moje udo.
"Harry przycisnął mnie do ściany i mierzył moją twarz wściekłym wzrokiem.
Jego duża dłoń leżała wysoko na moim udzie, tuż pod zakończeniem spódniczki.
Lekko pocierał kciukiem moją delikatną skórę."
Zatrzepotałam rzęsami. Spowolniłam pocałunek. Dlaczego o tym pomyślałam? Boli mnie głowa.
- Lou, pomóż mi! - pisnęłam, gdy moja kolejna próba zapakowania dużego prezentu nie udała się. Chłopak jęknął głośniej i praktycznie zwalił się całym ciałem z krzesła na podłogę. Ostatnimi siłami doczołgał się do mnie i położył tuż obok papieru prezentowego. Z rozbawieniem obserwowałam jego zmęczenie. Miał dzisiaj zostać u mnie na noc. Zrobiło się późno, a ja nie dawałam mu spać. Początkowo odmawiałam jakiejkolwiek pomocy, ale opakowywanie podarunków nigdy nie było moją mocną stroną. Poddałam się.
- Car, nie mam pojęcia, co niby jest w tym aż tak trudnego. Musisz tylko.. argh. - prawie warknął na pudełko, gdy jemu również podarł się papier. Zachichotałam pod nosem. Podniosłam się z dywanu i rzuciłam na łóżko. Postanowiłam stamtąd oglądać zmagania Loui'ego.
Minęło kolejne kilka minut i z każdym niepowodzeniem, chłopak stawał się jeszcze bardziej zawzięty. Znudzona, poszłam do łazienki umyć się i przebrać w piżamę.
Cóż, nie wiem czy można to nazwać piżamą. Miałam na sobie bieliznę i rozciągniętą koszulkę, ale byłam za bardzo do tego przyzwyczajona, by specjalnie przebierać się dla mojego chłopaka. Parsknęłam pod nosem. To się raczej nigdy nie zmieni.
Ku mojemu zdziwieniu, gdy wróciłam do pokoju, Louis nadal był ubrany. I nadal siedział na podłodze, cały pokryty w skrawkach papieru.
Zamknęłam oczy. Nie chciałam zasypiać, ale w tamtym momencie było to takie trudne! Do rzeczywistości przywracały mnie tylko urywki przekleństw, wydostających się z ust Loui'ego.
Nagle ucichły. Ostatnie wspomnienie, które pamiętam z tamtego dnia, to gdy chłopak zgasił światło, wsunął się cicho pod kołdrę, przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na mojej szyi, odgarniając wcześniej z niej włosy.
- Hej, śpiochy. - ktoś potrząsał moim ramieniem. Otworzyłam lekko oczy, by ujrzeć pochylającą się nade mną ciocię. Ukhm, nad nami.
Momentalnie oblałam się rumieńcem. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej. W końcu nic wczoraj się nie wydarzyło, więc czemu czuję się winna?
- Śniadanie jest na dole. Poza tym prosiłaś mnie, żebym Cię obudziła wcześniej, bo chciałaś coś jeszcze załatwić przed urodzinami Beth. - wyszeptała. - Kluczyki do domu zostawiłam w kuchni, wiesz, że dzisiaj w nocy mnie nie będzie.
Pokiwałam zgodnie głową. Ciało obok mnie nagle ruszyło się, przekręcając na drugi bok. Louis jęknął, przewracając się na brzuch. Wyglądał uroczo.
W tej samej chwili roześmiałyśmy się z moją ciocią.
Gdy ciocia wyszła, nie miałam serca go rozbudzać. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Ubrałam się w przypadkowe ubrania, biorąc pod uwagę to, że i tak po południu będę musiała się wystroić na imprezę.
Zbiegłam na dół, plotąc w tym samym czasie warkocza. Rozejrzałam się po kuchni. Ciocia była tak miła, że zostawiła nam kanapki na blacie. Wystarczyło zrobić jeszcze herbatę i można zacząć nowy dzień.
Zaparzyłam nam napój. Czekałam jeszcze kilka minut na Loui'ego, ale gdy mi się to znudziło, wzięłam talerz z jedzeniem i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizję, jedząc przy niej śniadanie.
Spędziłam tak może godzinę. Chciałam sprawdzić co u chłopaka, więc z powrotem skierowałam się do pokoju.
Spał.
Była 11:00 i nadal spał.
Przekrzywiłam głowę na bok. Koniec tego dobrego.
Rzuciłam się z piskiem na materac, skacząc wokół jego ciała. Mogło się też zdarzyć, że przypadkiem nastąpiłam mu na rękę? Nogę? Oh, tam, przynajmniej się obudził i nie chciał wracać do łóżka.
Z oburzonym wyrazem twarzy wyskoczył spod pościeli. Fuknął pod nosem i zamknął się w łazience. Zaśmiałam się pod nosem i ponownie zeszłam do kuchni, zaparzyć herbatę, bo tamta dawno już była zimna.
Odrobinę odświeżony, usiadł prosto i wyciągnął rękę po kanapkę. Kilka z nich mu zostawiłam, bo chyba byłam za leniwa na zrobienie mu nowych, poza tym sama nie chciałam jeść już więcej. Chłopak spałaszował je w jednym momencie i od razu popił całym kubkiem herbaty.
Podziękował i położył się wzdłuż kanapy, na której również siedziałam, układając swoją głowę na moich kolanach.
- Hey, mój drogi, nie będziemy się tak wylegiwać. To na pewno nie. - zmierzwiłam jego włosy. Mruknął w odpowiedzi i przycisnął usta do kawałka mojej odkrytej skóry na brzuchu. Wiedział, że mnie to gilgocze. Zrzuciłam go z siebie odruchowo.
- No wiesz co.. - westchnął i podniósł na mnie swój ospały wzrok.
- Właściwie to mamy jeszcze dużo czasu. - mruknęłam. Uśmiechnął się szeroko. Resztki zmęczenia wyparowały z niego w tej jednej chwili. Przyciągnął mnie za rękę w taki sposób, że upadłam na niego. Usiadłam na jego kolanach. Przygryzł dolną wargę. Puścił mi oczko. Zachichotałam. Objęłam jego szyję dłonią i pocałowałam namiętnie. Lou zakreślał kółka na moich biodrach. Uśmiechnęłam się przez pocałunek.
Odsunęłam się od niego powoli. Zanim całkowicie zeszłam z jego kolan, pocałowałam go w policzek. Wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Mimo to, spędźmy go jakoś bardziej produktywnie.
- Jestem pewien, że w ten sposób.. - chłopak zaczął, ale po chwili uciął, gdy posłałam mu zgorszone spojrzenie. Zachichotał pod nosem, ale już się nie sprzeciwiał.
- Weź tą sukienkę. - wymamrotał Louis, przeglądając zawartość mojej szafy. Zerknęłam ponad moim ramieniem. Jakimś sposobem, z tego stosu wybrał właśnie tą. Purpurową, bez ramiączek, do połowy ud z czarnym paskiem. Pokiwałam głową. Sama i tak nie miałam lepszego pomysłu. Niech będzie tak, jak chce.
Wyjęłam ubranie z jego dłoni i udałam się do łazienki, by się przygotować. Właściwie skończyło się na przebraniu, przeczesaniu włosów i podkreśleniu rzęs mascarą. Nigdy się nie malowałam. Tym razem tusz do rzęs i tak był dużym wyskokiem. Ale to były jej urodziny. Urodziny Beth, a wiem, że chciałaby, żebym ich nie ignorowała i porządnie się wystroiła, jak przystoi na jej przyjaciółkę, najlepszą przyjaciółkę.
Gdy wyszłam, Lou podał mi prosto do rąk szpilki. Uśmiechnęłam się, dziękując. Zlustrowałam go wzrokiem.
- Masz zamiar tak iść?
- No a jak inaczej?
- Mam na myśli ubranie. - mruknęłam, stając prosto.
- Oh. - przeczesał włosy palcami. - No tak. - uśmiechnął się szczerze. Pokiwałam z niedowierzaniem głową, jednak nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, wkradającego się na moje usta.
- Za ile będą? - zapytałam z kuchni, nalewając sobie do szklanki wody. Cały dzień spędzony z Loui'm w jednym domu, a ja w żadnym stopniu nie miałam dość. Wręcz przeciwnie. Pragnęłam więcej.
Brunet podążył za mną i oparł się o framugę drzwi.
- Za.. teraz powinni być. - uśmiechnął się, spoglądając na zegarek, mało tym przejęty. Mi natomiast szklanka prawie wypadła z dłoni. Przełknęłam szybko picie i rzuciłam się do najbliższego lustra. Starannie poprawiłam usta błyszczykiem. Louis stał obok z rękami w kieszeniach i ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
Ale uwielbiałam to. Uwielbiałam to, jak wyglądał, gdy tak właśnie robił. Marszczył nos, prawie zamykając powieki i miał banana na ustach. To było zaraźliwe, sama wtedy chciałam się cieszyć. Cieszyć takimi małymi rzeczami, dokładnie jak on.
I on sprawiał, że stawało się to możliwe.
- Oni sobie chyba żartują! - krzyknęłam, gdy pod moim domem zaparkowała czarna limuzyna.
- Sprawka Zayn'a. - skomentował Louis. - Też musi mieć jakiś sposób, żeby dopieścić swoją królewnę. - zanim zdążyłam odpowiedzieć, już wyszedł z domu, kierując się do samochodu.
Może to rzeczywiście miało sens? Beth była taka niezależna czasami.. a chłopak potrzebuje czuć się potrzebny?
To chyba nie na moją głowę.
Ostatni raz poprawiłam fryzurę i zgarnęłam z blatu klucze do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i również skierowałam się w stronę auta. Wyglądało niesamowicie, zastanawiałam się, jak jest w środku. Otworzyłam drzwi, bo podejrzewałam, że nikt od środka by tego nie zrobił, bo po prostu nie zauważyłby, że podeszłam, bo limuzyna miała przyciemniane szyby. Schyliłam się i na oślep usiadłam między dwójką ludzi.
Jak później okazało się - Loui'm i Harry'm. Uśmiechnęłam się do pozostałych, witając się szczególnie z Niall'em i Angie. Zayn wychylił się zza miejsca kierowcy, by również się przywitać.
- Wow, naprawdę świetnie to zaplanowałeś. - skomplementowałam. Rozłożył ręce, szczerząc się. Tak, był z siebie dumny.
- Jakby co, zbieramy Beth po drodze. - powiedział i ruszyliśmy.
Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś tak odjazdowego. Samochód miał własny barek, świetne nagłośnienie, wygodne siedzenia ustawione przodem do siebie.. i ta przestrzeń!
Uśmiechnęłam się szeroko. Louis położył dłoń na moim udzie. Splotłam nasze palce.
Poczułam, że po mojej drugiej stronie Harry cały się spiął.
Hey :) Ten rozdział napisałam na długo przed wstawieniem.
Byłabym wdzięczna, gdyby nikt nie promował swojego bloga, tak po prostu w komentarzach, uprzednio w ogóle nie czytając ani jednego mojego rozdziału. To po prostu przykre i ukazuje brak szacunku dla autora.
Jak wrażenia? Dajcie znać w komentarzach, dzięki temu następny rozdział pojawi się szybciej.
Jeżeli chcesz być informowany, podaj swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o nowych postach na blogu. :)
Kocham was x
Zatrzepotałam rzęsami. Spowolniłam pocałunek. Dlaczego o tym pomyślałam? Boli mnie głowa.
- Lou, pomóż mi! - pisnęłam, gdy moja kolejna próba zapakowania dużego prezentu nie udała się. Chłopak jęknął głośniej i praktycznie zwalił się całym ciałem z krzesła na podłogę. Ostatnimi siłami doczołgał się do mnie i położył tuż obok papieru prezentowego. Z rozbawieniem obserwowałam jego zmęczenie. Miał dzisiaj zostać u mnie na noc. Zrobiło się późno, a ja nie dawałam mu spać. Początkowo odmawiałam jakiejkolwiek pomocy, ale opakowywanie podarunków nigdy nie było moją mocną stroną. Poddałam się.
- Car, nie mam pojęcia, co niby jest w tym aż tak trudnego. Musisz tylko.. argh. - prawie warknął na pudełko, gdy jemu również podarł się papier. Zachichotałam pod nosem. Podniosłam się z dywanu i rzuciłam na łóżko. Postanowiłam stamtąd oglądać zmagania Loui'ego.
Minęło kolejne kilka minut i z każdym niepowodzeniem, chłopak stawał się jeszcze bardziej zawzięty. Znudzona, poszłam do łazienki umyć się i przebrać w piżamę.
Cóż, nie wiem czy można to nazwać piżamą. Miałam na sobie bieliznę i rozciągniętą koszulkę, ale byłam za bardzo do tego przyzwyczajona, by specjalnie przebierać się dla mojego chłopaka. Parsknęłam pod nosem. To się raczej nigdy nie zmieni.
Ku mojemu zdziwieniu, gdy wróciłam do pokoju, Louis nadal był ubrany. I nadal siedział na podłodze, cały pokryty w skrawkach papieru.
Zamknęłam oczy. Nie chciałam zasypiać, ale w tamtym momencie było to takie trudne! Do rzeczywistości przywracały mnie tylko urywki przekleństw, wydostających się z ust Loui'ego.
Nagle ucichły. Ostatnie wspomnienie, które pamiętam z tamtego dnia, to gdy chłopak zgasił światło, wsunął się cicho pod kołdrę, przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na mojej szyi, odgarniając wcześniej z niej włosy.
- Hej, śpiochy. - ktoś potrząsał moim ramieniem. Otworzyłam lekko oczy, by ujrzeć pochylającą się nade mną ciocię. Ukhm, nad nami.
Momentalnie oblałam się rumieńcem. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej. W końcu nic wczoraj się nie wydarzyło, więc czemu czuję się winna?
- Śniadanie jest na dole. Poza tym prosiłaś mnie, żebym Cię obudziła wcześniej, bo chciałaś coś jeszcze załatwić przed urodzinami Beth. - wyszeptała. - Kluczyki do domu zostawiłam w kuchni, wiesz, że dzisiaj w nocy mnie nie będzie.
Pokiwałam zgodnie głową. Ciało obok mnie nagle ruszyło się, przekręcając na drugi bok. Louis jęknął, przewracając się na brzuch. Wyglądał uroczo.
W tej samej chwili roześmiałyśmy się z moją ciocią.
Gdy ciocia wyszła, nie miałam serca go rozbudzać. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Ubrałam się w przypadkowe ubrania, biorąc pod uwagę to, że i tak po południu będę musiała się wystroić na imprezę.
Zbiegłam na dół, plotąc w tym samym czasie warkocza. Rozejrzałam się po kuchni. Ciocia była tak miła, że zostawiła nam kanapki na blacie. Wystarczyło zrobić jeszcze herbatę i można zacząć nowy dzień.
Zaparzyłam nam napój. Czekałam jeszcze kilka minut na Loui'ego, ale gdy mi się to znudziło, wzięłam talerz z jedzeniem i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizję, jedząc przy niej śniadanie.
Spędziłam tak może godzinę. Chciałam sprawdzić co u chłopaka, więc z powrotem skierowałam się do pokoju.
Spał.
Była 11:00 i nadal spał.
Przekrzywiłam głowę na bok. Koniec tego dobrego.
Rzuciłam się z piskiem na materac, skacząc wokół jego ciała. Mogło się też zdarzyć, że przypadkiem nastąpiłam mu na rękę? Nogę? Oh, tam, przynajmniej się obudził i nie chciał wracać do łóżka.
Z oburzonym wyrazem twarzy wyskoczył spod pościeli. Fuknął pod nosem i zamknął się w łazience. Zaśmiałam się pod nosem i ponownie zeszłam do kuchni, zaparzyć herbatę, bo tamta dawno już była zimna.
Odrobinę odświeżony, usiadł prosto i wyciągnął rękę po kanapkę. Kilka z nich mu zostawiłam, bo chyba byłam za leniwa na zrobienie mu nowych, poza tym sama nie chciałam jeść już więcej. Chłopak spałaszował je w jednym momencie i od razu popił całym kubkiem herbaty.
Podziękował i położył się wzdłuż kanapy, na której również siedziałam, układając swoją głowę na moich kolanach.
- Hey, mój drogi, nie będziemy się tak wylegiwać. To na pewno nie. - zmierzwiłam jego włosy. Mruknął w odpowiedzi i przycisnął usta do kawałka mojej odkrytej skóry na brzuchu. Wiedział, że mnie to gilgocze. Zrzuciłam go z siebie odruchowo.
- No wiesz co.. - westchnął i podniósł na mnie swój ospały wzrok.
- Właściwie to mamy jeszcze dużo czasu. - mruknęłam. Uśmiechnął się szeroko. Resztki zmęczenia wyparowały z niego w tej jednej chwili. Przyciągnął mnie za rękę w taki sposób, że upadłam na niego. Usiadłam na jego kolanach. Przygryzł dolną wargę. Puścił mi oczko. Zachichotałam. Objęłam jego szyję dłonią i pocałowałam namiętnie. Lou zakreślał kółka na moich biodrach. Uśmiechnęłam się przez pocałunek.
Odsunęłam się od niego powoli. Zanim całkowicie zeszłam z jego kolan, pocałowałam go w policzek. Wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Mimo to, spędźmy go jakoś bardziej produktywnie.
- Jestem pewien, że w ten sposób.. - chłopak zaczął, ale po chwili uciął, gdy posłałam mu zgorszone spojrzenie. Zachichotał pod nosem, ale już się nie sprzeciwiał.
- Weź tą sukienkę. - wymamrotał Louis, przeglądając zawartość mojej szafy. Zerknęłam ponad moim ramieniem. Jakimś sposobem, z tego stosu wybrał właśnie tą. Purpurową, bez ramiączek, do połowy ud z czarnym paskiem. Pokiwałam głową. Sama i tak nie miałam lepszego pomysłu. Niech będzie tak, jak chce.
Wyjęłam ubranie z jego dłoni i udałam się do łazienki, by się przygotować. Właściwie skończyło się na przebraniu, przeczesaniu włosów i podkreśleniu rzęs mascarą. Nigdy się nie malowałam. Tym razem tusz do rzęs i tak był dużym wyskokiem. Ale to były jej urodziny. Urodziny Beth, a wiem, że chciałaby, żebym ich nie ignorowała i porządnie się wystroiła, jak przystoi na jej przyjaciółkę, najlepszą przyjaciółkę.
Gdy wyszłam, Lou podał mi prosto do rąk szpilki. Uśmiechnęłam się, dziękując. Zlustrowałam go wzrokiem.
- Masz zamiar tak iść?
- No a jak inaczej?
- Mam na myśli ubranie. - mruknęłam, stając prosto.
- Oh. - przeczesał włosy palcami. - No tak. - uśmiechnął się szczerze. Pokiwałam z niedowierzaniem głową, jednak nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, wkradającego się na moje usta.
- Za ile będą? - zapytałam z kuchni, nalewając sobie do szklanki wody. Cały dzień spędzony z Loui'm w jednym domu, a ja w żadnym stopniu nie miałam dość. Wręcz przeciwnie. Pragnęłam więcej.
Brunet podążył za mną i oparł się o framugę drzwi.
- Za.. teraz powinni być. - uśmiechnął się, spoglądając na zegarek, mało tym przejęty. Mi natomiast szklanka prawie wypadła z dłoni. Przełknęłam szybko picie i rzuciłam się do najbliższego lustra. Starannie poprawiłam usta błyszczykiem. Louis stał obok z rękami w kieszeniach i ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
Ale uwielbiałam to. Uwielbiałam to, jak wyglądał, gdy tak właśnie robił. Marszczył nos, prawie zamykając powieki i miał banana na ustach. To było zaraźliwe, sama wtedy chciałam się cieszyć. Cieszyć takimi małymi rzeczami, dokładnie jak on.
I on sprawiał, że stawało się to możliwe.
- Oni sobie chyba żartują! - krzyknęłam, gdy pod moim domem zaparkowała czarna limuzyna.
- Sprawka Zayn'a. - skomentował Louis. - Też musi mieć jakiś sposób, żeby dopieścić swoją królewnę. - zanim zdążyłam odpowiedzieć, już wyszedł z domu, kierując się do samochodu.
Może to rzeczywiście miało sens? Beth była taka niezależna czasami.. a chłopak potrzebuje czuć się potrzebny?
To chyba nie na moją głowę.
Ostatni raz poprawiłam fryzurę i zgarnęłam z blatu klucze do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i również skierowałam się w stronę auta. Wyglądało niesamowicie, zastanawiałam się, jak jest w środku. Otworzyłam drzwi, bo podejrzewałam, że nikt od środka by tego nie zrobił, bo po prostu nie zauważyłby, że podeszłam, bo limuzyna miała przyciemniane szyby. Schyliłam się i na oślep usiadłam między dwójką ludzi.
Jak później okazało się - Loui'm i Harry'm. Uśmiechnęłam się do pozostałych, witając się szczególnie z Niall'em i Angie. Zayn wychylił się zza miejsca kierowcy, by również się przywitać.
- Wow, naprawdę świetnie to zaplanowałeś. - skomplementowałam. Rozłożył ręce, szczerząc się. Tak, był z siebie dumny.
- Jakby co, zbieramy Beth po drodze. - powiedział i ruszyliśmy.
Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś tak odjazdowego. Samochód miał własny barek, świetne nagłośnienie, wygodne siedzenia ustawione przodem do siebie.. i ta przestrzeń!
Uśmiechnęłam się szeroko. Louis położył dłoń na moim udzie. Splotłam nasze palce.
Poczułam, że po mojej drugiej stronie Harry cały się spiął.
Hey :) Ten rozdział napisałam na długo przed wstawieniem.
Byłabym wdzięczna, gdyby nikt nie promował swojego bloga, tak po prostu w komentarzach, uprzednio w ogóle nie czytając ani jednego mojego rozdziału. To po prostu przykre i ukazuje brak szacunku dla autora.
Jak wrażenia? Dajcie znać w komentarzach, dzięki temu następny rozdział pojawi się szybciej.
Jeżeli chcesz być informowany, podaj swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o nowych postach na blogu. :)
Kocham was x