poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 24

- Dziękuję, Lou. Za zakupy. - odezwałam się, gdy podjechaliśmy pod mój dom. Uśmiechnął się ciepło.
- Nie ma za co. - pochylił się i zostawił na moich ustach krótki pocałunek. - Kocham Cię. - przygryzł dolną wargę. Od razu uśmiechnęłam się szerzej.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam i wyszłam z samochodu. Przy drzwiach posłałam mu w powietrze buziaka i dopiero wtedy weszłam.


- Nono, nieźle wyglądasz, skarbie. - szepnął mi do ucha. Oh, Louis. Odwróciłam się do niego przodem, by napotkać jego błękitne oczy. Żartobliwie poklepał mnie po tyłku, za co skarciłam go wzrokiem. No tak, miałam na sobie legginsy.
- Spadaj do swojej drużyny. - rzuciłam, ponownie ustawiając się na starcie bieżni. Lou posłusznie odbiegł na boisko, witając się z nauczycielem w-f'u.


- Hej, Niall. - przywitałam blondyna w drzwiach. Przytulił mnie mocno. Zaprosiłam go gestem dłoni do środka. Rozsiadł się na kanapie i od razu sapnął ze zmęczenia. Podniosłam jedną brew zdziwiona i przysiadłam obok. Oparłam ramię na oparciu kanapy.
- Jak tam? Ogólnie? I szczegółowo? - chłopak roześmiał się. Spuściłam wzrok na swoją koszulkę.
- W porządku. Tak, tak myślę. Chociaż może inaczej powinnam to ująć. - jąkałam się.
- Po prostu to z siebie wyrzuć. - Niall ścisnął moją dłoń.
- No.. jestem szczęśliwa. Wreszcie naprawdę szczęśliwa, Niall. Rozumiesz to? - zachichotałam. Chłopak pokiwał ucieszony głową.
- Kochasz go? Pytam się poważnie. Mówię o głębokim uczuciu.
- Tak. - westchnęłam. - A Ty i Angie?
- No jesteśmy razem. To naprawdę świetna dziewczyna. - zarumienił się lekko. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Jeżeli miałabym się czymś cieszyć, to właśnie takimi rzeczami. - Jednak jest jeszcze za wcześnie na jakieś deklaracje. Mam nadzieję, że wiesz, o czym mówię.
- Tak, rozumiem Cię. - Niall należał do osób, która uważała na słowa, jeżeli nie była ich pewna. Co było prawdą, szybko się do mnie przywiązał, ale to było inne. Byliśmy dla siebie świetnymi przyjaciółmi, natomiast związek to co innego. Zwłaszcza rozpoczęty z tak niewinnej znajomości.
- Idziesz w sobotę na urodziny Beth? - zapytałam, zmieniając temat.
- Tak. - splótł swoje dłonie na brzuchu. - Myślisz, że mogę zabrać Angie?
Zastanowiłam się chwilę.
- Tak.. raczej tak. Słuchaj, idziemy na miasto do prawdopodobnie przypadkowego klubu. Będzie masa nieznanych ludzi tak czy inaczej. Bethanie nie powinna mieć nic przeciwko. - zapewniłam go.
- Mam nadzieję. - szepnął. Przeniósł wzrok na palce.


- Możesz sobie pomarzyć. - odpowiedziałam melodyjnie, drocząc się z Loui'm. Jeszcze bardziej zmniejszył odległość między nami, przyciskając mnie do szafki. Zaśmiałam się głośniej. Wiedziałam, że dużo osób wlepiało w nas swój wzrok, ale co mnie to wtedy mogło obchodzić?
- Naprawdę masz zamiar się kłócić o głupie notatki z chemii? - Lou rzucił mi rozbawione spojrzenie. Pokiwałam niewinnie głową. Potarł swoim nosem o mój. Takie momenty uwielbiałam.
- Nie moja wina, że spałeś na lekcjach.
- Ej! Nie spałem! Po prostu.. nie uważałem. - jęknął. Prawdą było to, że całe lekcje zaczepiał mnie, gdy ja zwykle próbowałam ignorować jego obecność. W ten oto sposób, ja miałam lepsze oceny.
- Hm, ciekawe czemu. - zachichotałam. Chłopak nie dał mi dokończyć, bo wtopił się w moje usta. Zacieśnił uścisk na mojej talii, a jedną dłoń przeniósł na moje udo.
"Harry przycisnął mnie do ściany i mierzył moją twarz wściekłym wzrokiem. 
Jego duża dłoń leżała wysoko na moim udzie, tuż pod zakończeniem spódniczki.
Lekko pocierał kciukiem moją delikatną skórę."
Zatrzepotałam rzęsami. Spowolniłam pocałunek. Dlaczego o tym pomyślałam? Boli mnie głowa.


- Lou, pomóż mi! - pisnęłam, gdy moja kolejna próba zapakowania dużego prezentu nie udała się. Chłopak jęknął głośniej i praktycznie zwalił się całym ciałem z krzesła na podłogę. Ostatnimi siłami doczołgał się do mnie i położył tuż obok papieru prezentowego. Z rozbawieniem obserwowałam jego zmęczenie. Miał dzisiaj zostać u mnie na noc. Zrobiło się późno, a ja nie dawałam mu spać. Początkowo odmawiałam jakiejkolwiek pomocy, ale opakowywanie podarunków nigdy nie było moją mocną stroną. Poddałam się.
- Car, nie mam pojęcia, co niby jest w tym aż tak trudnego. Musisz tylko.. argh. - prawie warknął na pudełko, gdy jemu również podarł się papier. Zachichotałam pod nosem. Podniosłam się z dywanu i rzuciłam na łóżko. Postanowiłam stamtąd oglądać zmagania Loui'ego.
Minęło kolejne kilka minut i z każdym niepowodzeniem, chłopak stawał się jeszcze bardziej zawzięty. Znudzona, poszłam do łazienki umyć się i przebrać w piżamę.
Cóż, nie wiem czy można to nazwać piżamą. Miałam na sobie bieliznę i rozciągniętą koszulkę, ale byłam za bardzo do tego przyzwyczajona, by specjalnie przebierać się dla mojego chłopaka. Parsknęłam pod nosem. To się raczej nigdy nie zmieni.
Ku mojemu zdziwieniu, gdy wróciłam do pokoju, Louis nadal był ubrany. I nadal siedział na podłodze, cały pokryty w skrawkach papieru.
Zamknęłam oczy. Nie chciałam zasypiać, ale w tamtym momencie było to takie trudne! Do rzeczywistości przywracały mnie tylko urywki przekleństw, wydostających się z ust Loui'ego.
Nagle ucichły. Ostatnie wspomnienie, które pamiętam z tamtego dnia, to gdy chłopak zgasił światło, wsunął się cicho pod kołdrę, przyciągnął mnie do siebie i złożył pocałunek na mojej szyi, odgarniając wcześniej z niej włosy.

- Hej, śpiochy. - ktoś potrząsał moim ramieniem. Otworzyłam lekko oczy, by ujrzeć pochylającą się nade mną ciocię. Ukhm, nad nami.
Momentalnie oblałam się rumieńcem. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej. W końcu nic wczoraj się nie wydarzyło, więc czemu czuję się winna?
- Śniadanie jest na dole. Poza tym prosiłaś mnie, żebym Cię obudziła wcześniej, bo chciałaś coś jeszcze załatwić przed urodzinami Beth. - wyszeptała. - Kluczyki do domu zostawiłam w kuchni, wiesz, że dzisiaj w nocy mnie nie będzie.
Pokiwałam zgodnie głową. Ciało obok mnie nagle ruszyło się, przekręcając na drugi bok. Louis jęknął, przewracając się na brzuch. Wyglądał uroczo.
W tej samej chwili roześmiałyśmy się z moją ciocią.

Gdy ciocia wyszła, nie miałam serca go rozbudzać. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Ubrałam się w przypadkowe ubrania, biorąc pod uwagę to, że i tak po południu będę musiała się wystroić na imprezę.
Zbiegłam na dół, plotąc w tym samym czasie warkocza. Rozejrzałam się po kuchni. Ciocia była tak miła, że zostawiła nam kanapki na blacie. Wystarczyło zrobić jeszcze herbatę i można zacząć nowy dzień.
Zaparzyłam nam napój. Czekałam jeszcze kilka minut na Loui'ego, ale gdy mi się to znudziło, wzięłam talerz z jedzeniem i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizję, jedząc przy niej śniadanie.

Spędziłam tak może godzinę. Chciałam sprawdzić co u chłopaka, więc z powrotem skierowałam się do pokoju.
Spał.
Była 11:00 i nadal spał.
Przekrzywiłam głowę na bok. Koniec tego dobrego.
Rzuciłam się z piskiem na materac, skacząc wokół jego ciała. Mogło się też zdarzyć, że przypadkiem nastąpiłam mu na rękę? Nogę? Oh, tam, przynajmniej się obudził i nie chciał wracać do łóżka.
Z oburzonym wyrazem twarzy wyskoczył spod pościeli. Fuknął pod nosem i zamknął się w łazience. Zaśmiałam się pod nosem i ponownie zeszłam do kuchni, zaparzyć herbatę, bo tamta dawno już była zimna.


Odrobinę odświeżony, usiadł prosto i wyciągnął rękę po kanapkę. Kilka z nich mu zostawiłam, bo chyba byłam za leniwa na zrobienie mu nowych, poza tym sama nie chciałam jeść już więcej. Chłopak spałaszował je w jednym momencie i od razu popił całym kubkiem herbaty.
Podziękował i położył się wzdłuż kanapy, na której również siedziałam, układając swoją głowę na moich kolanach.
- Hey, mój drogi, nie będziemy się tak wylegiwać. To na pewno nie. - zmierzwiłam jego włosy. Mruknął w odpowiedzi i przycisnął usta do kawałka mojej odkrytej skóry na brzuchu. Wiedział, że mnie to gilgocze. Zrzuciłam go z siebie odruchowo.
- No wiesz co.. - westchnął i podniósł na mnie swój ospały wzrok.
- Właściwie to mamy jeszcze dużo czasu. - mruknęłam. Uśmiechnął się szeroko. Resztki zmęczenia wyparowały z niego w tej jednej chwili. Przyciągnął mnie za rękę w taki sposób, że upadłam na niego. Usiadłam na jego kolanach. Przygryzł dolną wargę. Puścił mi oczko. Zachichotałam. Objęłam jego szyję dłonią i pocałowałam namiętnie. Lou zakreślał kółka na moich biodrach. Uśmiechnęłam się przez pocałunek.
Odsunęłam się od niego powoli. Zanim całkowicie zeszłam z jego kolan, pocałowałam go w policzek. Wyciągnęłam przed siebie dłoń.
- Mimo to, spędźmy go jakoś bardziej produktywnie.
- Jestem pewien, że w ten sposób.. - chłopak zaczął, ale po chwili uciął, gdy posłałam mu zgorszone spojrzenie. Zachichotał pod nosem, ale już się nie sprzeciwiał.


- Weź tą sukienkę. - wymamrotał Louis, przeglądając zawartość mojej szafy. Zerknęłam ponad moim ramieniem. Jakimś sposobem, z tego stosu wybrał właśnie tą. Purpurową, bez ramiączek, do połowy ud z czarnym paskiem. Pokiwałam głową. Sama i tak nie miałam lepszego pomysłu. Niech będzie tak, jak chce.
Wyjęłam ubranie z jego dłoni i udałam się do łazienki, by się przygotować. Właściwie skończyło się na przebraniu, przeczesaniu włosów i podkreśleniu rzęs mascarą. Nigdy się nie malowałam. Tym razem tusz do rzęs i tak był dużym wyskokiem. Ale to były jej urodziny. Urodziny Beth, a wiem, że chciałaby, żebym ich nie ignorowała i porządnie się wystroiła, jak przystoi na jej przyjaciółkę, najlepszą przyjaciółkę.
Gdy wyszłam, Lou podał mi prosto do rąk szpilki. Uśmiechnęłam się, dziękując. Zlustrowałam go wzrokiem.
- Masz zamiar tak iść?
- No a jak inaczej?
- Mam na myśli ubranie. - mruknęłam, stając prosto.
- Oh. - przeczesał włosy palcami. - No tak. - uśmiechnął się szczerze. Pokiwałam z niedowierzaniem głową, jednak nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu, wkradającego się na moje usta.

- Za ile będą? - zapytałam z kuchni, nalewając sobie do szklanki wody. Cały dzień spędzony z Loui'm w jednym domu, a ja w żadnym stopniu nie miałam dość. Wręcz przeciwnie. Pragnęłam więcej.
Brunet podążył za mną i oparł się o framugę drzwi.
- Za.. teraz powinni być. - uśmiechnął się, spoglądając na zegarek, mało tym przejęty. Mi natomiast szklanka prawie wypadła z dłoni. Przełknęłam szybko picie i rzuciłam się do najbliższego lustra. Starannie poprawiłam usta błyszczykiem. Louis stał obok z rękami w kieszeniach i ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
Ale uwielbiałam to. Uwielbiałam to, jak wyglądał, gdy tak właśnie robił. Marszczył nos, prawie zamykając powieki i miał banana na ustach. To było zaraźliwe, sama wtedy chciałam się cieszyć. Cieszyć takimi małymi rzeczami, dokładnie jak on.
I on sprawiał, że stawało się to możliwe.


- Oni sobie chyba żartują! - krzyknęłam, gdy pod moim domem zaparkowała czarna limuzyna.
- Sprawka Zayn'a. - skomentował Louis. - Też musi mieć jakiś sposób, żeby dopieścić swoją królewnę. - zanim zdążyłam odpowiedzieć, już wyszedł z domu, kierując się do samochodu.
Może to rzeczywiście miało sens? Beth była taka niezależna czasami.. a chłopak potrzebuje czuć się potrzebny?
To chyba nie na moją głowę.
Ostatni raz poprawiłam fryzurę i zgarnęłam z blatu klucze do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i również skierowałam się w stronę auta. Wyglądało niesamowicie, zastanawiałam się, jak jest w środku. Otworzyłam drzwi, bo podejrzewałam, że nikt od środka by tego nie zrobił, bo po prostu nie zauważyłby, że podeszłam, bo limuzyna miała przyciemniane szyby. Schyliłam się i na oślep usiadłam między dwójką ludzi.
Jak później okazało się - Loui'm i Harry'm. Uśmiechnęłam się do pozostałych, witając się szczególnie z Niall'em i Angie. Zayn wychylił się zza miejsca kierowcy, by również się przywitać.
- Wow, naprawdę świetnie to zaplanowałeś. - skomplementowałam. Rozłożył ręce, szczerząc się. Tak, był z siebie dumny.
- Jakby co, zbieramy Beth po drodze. - powiedział i ruszyliśmy.
Nigdy wcześniej nie robiłam czegoś tak odjazdowego. Samochód miał własny barek, świetne nagłośnienie, wygodne siedzenia ustawione przodem do siebie.. i ta przestrzeń!
Uśmiechnęłam się szeroko. Louis położył dłoń na moim udzie. Splotłam nasze palce.
Poczułam, że po mojej drugiej stronie Harry cały się spiął.



Hey :) Ten rozdział napisałam na długo przed wstawieniem.

Byłabym wdzięczna, gdyby nikt nie promował swojego bloga, tak po prostu w komentarzach, uprzednio w ogóle nie czytając ani jednego mojego rozdziału. To po prostu przykre i ukazuje brak szacunku dla autora.

Jak wrażenia? Dajcie znać w komentarzach, dzięki temu następny rozdział pojawi się szybciej.

Jeżeli chcesz być informowany, podaj swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o nowych postach na blogu. :)

Kocham was x

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 23

Zaczęłam oddychać szybciej. Louis niezdarnie próbował rozpiąć mój stanik.


* Loui's pov *


Caroline przerwała pocałunek i odepchnęła mnie lekko od siebie. Otworzyła szeroko oczy i przycisnęła dłoń do moich ust. Nasłuchiwała czegoś.
I rzeczywiście, po chwili dobiegł do nas melodyjny głos z dołu.
Dziewczyna praktycznie zrzuciła mnie siłą z łóżka i zaczęła się z powrotem ubierać. Instynktownie zrobiłem to samo.
- Hej, Caroline, jestem już w domu! - zawołała.. to musiała być jej ciocia. Usłyszeliśmy kroki na schodach. Przeciągając sweter przez głowę, w ostatniej chwili usiadłem na krześle, gdy Car położyła się w poprzek rozrzuconej pościeli.
Tak jak się spodziewałem, drzwi otworzyły się i stanęła w nich ciocia blondynki. Uśmiechnąłem się szeroko. Starałem się ukryć niezręczność sytuacji, choć byłem wtedy prawie pewny, że niczego się nie domyśla.
Kobieta przesunęła wzrokiem po bałaganie w pokoju, ale po chwili odwzajemniła uśmiech.
- Chciałam tylko.. - zająknęła się - no nie wiem, może chcesz..um, chcecie obiad?
Potrząsnęliśmy przecząco głowami. Jeszcze raz przeniosła na mnie wzrok i zachichotała. Zmarszczyłem brwi. Spojrzałem się pytająco na Caroline.
- Następnym razem, upewnijcie się, że nikogo nie ma w domu.. albo że nie przyjdzie. - zachichotała jeszcze głośniej i wyszła. Zakrztusiłem się powietrzem. Car zakryła twarz dłońmi.
- Co.. jest? - powiedziałem na wydechu, cały czas zszokowany.
- Masz sweter założony na lewą stronę. - wyszeptała i rzuciła się ponownie na łóżko, pojękując.
Spojrzałem w dół. Kurczę.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Mogło być przecież gorzej.
Nie chcąc jeszcze bardziej kłopotać mojej dziewczyny, podniosłem się i pochyliłem nad jej głową, zostawiając czuły pocałunek.
- Zbieram się. Pa, kochanie.
Pomachała mi na odchodne ręką i ponownie ukryła twarz w poduszkę.
Pokręciłem rozbawiony głową.
Mogło być o wiele gorzej.


- Hey, Lou. - przywitała się krótko Beth.
- Hey.
- Masz czas w sobotę? - głośno żuła gumę.
- Ta.. tak myślę, a co?
Zgromiła mnie wzrokiem.
- Mam wtedy urodziny. - odparła sucho.
- Ah tak, sorry.. serio przepraszam, pamiętałem, ale dzisiaj słabo kojarzę. - uśmiechnąłem się krzywo. Brunetka udała, że to kupuje i kontynuowała:
- Pójdziemy do klubu. Nie chcę, żadnych głupich przyjęć, po prostu niezła impreza na mieście, okej? - podniosła jedną brew.
Diva.
- Tak, proszę pani. - uśmiechnąłem się pewniej, próbując ukryć moje małe zirytowanie. Pokiwała powoli głową i dała tylko znać, że zadzwoni, po czym odeszła, kierując się do stołówki.


* Caroline's pov *


- Myślę, że zrobimy to z Zayn'em w moje urodziny.
Oblałam się rumieńcem, przypominając sobie automatycznie poprzednie popołudnie. Beth oczywiście zauważyła moje rozkojarzenie.
- No co?
- Nic. - wypaliłam i zachichotałam. Zachowywałam się odrobinę dziwnie, ale nie umiałam tego powstrzymać.
- Ukrywasz coś. - wysyczała. Zaśmiałam się głośniej.
- Nie, ja.. no dobrze. - poddałam się. - po prostu wczoraj z Loui'm prawie.. ale przeszkodziła nam moja ciocia.
- I co dalej? - zapytała mało poruszona.
- No nic. Poszedł do domu. To było wszystko trochę niezręczne. - wyjaśniłam.
- Aha. - mruknęła. - Super, za chwilę zostanę ostatnią dziewicą w szkole. - zacieśniła dłonie w pięści. Otworzyłam szerzej oczy.
- Ty tak poważnie? Ciebie to wszystko obchodzi? Beth, to nie są jakieś jebane wyścigi! - momentalnie wkurzyłam się.
Obrzuciła mnie od niechcenia spojrzeniem. Nie skomentowała tego.
- Nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptałam. - Naprawdę bardzo się zmieniłaś przez ten czas. - dodałam po przełknięciu guli w gardle. - Kiedy mnie nienawidziłaś.
Odwróciła wzrok. Tym razem również się nie odezwała.
Przeczesałam włosy palcami i pospiesznie zebrałam swoje książki. Wepchałam je niezdarnie do torby i szybko odeszłam.
Czy to nadal była Beth?


- Louis, hey. - bąknęłam, gdy znalazłam go w końcu na korytarzu. Rozmawiał z tą Dianą. Gdy podeszłam, od razu przeniósł swoją uwagę na mnie.
- Mhm?
- Masz czas dzisiaj? Pojechalibyśmy może do centrum po prezent dla Beth. Nadal niczego jej nie skombinowałam. Czuję się z tym głupio. - mruknęłam.
Lou wziął krótki oddech i spuścił wzrok na dłonie.
- Car, dzisiaj nie mogę..
- Oh, nie ma sprawy.
- Spotykam się z Dianą, robimy ten projekt na angielski, no wiesz. - podrapał się po karku. Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
- To może jutro?
- Ta, chyba mogę.
Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam się na dziewczynę. Lustrowała nas wzrokiem, jakby myślała, że jej nie widzę. Westchnęłam i odeszłam, zostawiając tę dwójkę samą.


- Wracasz sama do domu? - chrypka w głosie za mną, pozwoliła mi szybko stwierdzić, że to Harry.
- Odwal się. - mruknęłam, zatrzaskując szafkę. Odwróciłam się do niego przodem, by napotkać jego lekko urażony wyraz twarzy. - To znaczy.. Ough, przepraszam. - zacisnęłam powieki i wypuściłam głośno powietrze. Zaczynam zachowywać się dziwnie.
Skrzywił się i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę.
- Kłopoty w raju? - ostatni raz, gdy tak powiedział, rzeczywiście wydarzyło się coś złego. Podniosłam obie brwi. - Pomyślałem, że może po prostu Cię odwiozę.
Nie musiałam się długo zastanawiać. Zdecydowanie wolałam szybko znaleźć się sama w moim pokoju, niż ściskać się z ludźmi, których nie znam i nie mam ochoty znać, w starym autobusie. Harry to mały aspekt, dla którego mogłabym się nie zgodzić na wygodną jazdę samochodem, ale widocznie był to za mały aspekt.
Pokiwałam zgodnie głową. Jednak po chwili zawahałam się.
- Czekaj, skąd wiesz, że Louis mnie nie odwiezie?
Harry odwrócił wzrok.
- Słyszałem, że spotyka się z Dianą. Mam rację?
- Przygotowują projekt. - sprostowałam.
- Ta. - mruknął. - To jedziesz? - rzucił, już trochę zmęczony.
- Jasne. - westchnęłam. - Dzięki.


Harry podrzucił mnie pod dom. Jeszcze raz podziękowałam. Rzuciłam krótkie 'pa' i praktycznie wybiegłam z samochodu. Usłyszałam tylko, jak wzdycha. Po chwili już go nie było.
Odjechał.


Przez cały następny dzień ani razu nie zainicjowałam rozmowy z Beth. Ale ona nic sobie z tego nie robiła. Sama do mnie podchodziła, zachowywała się, jakby nic się nie wydarzyło.
Odpowiadałam jej grzecznie.
Już nie wracałam do tamtego tematu.


- Jak było wczoraj? - zapytałam. Weszliśmy do kolejnego sklepu odzieżowego. Tym razem miałam nadzieję znaleźć coś fajnego dla przyjaciółki. Wiedziałam, że uwielbia Forever 21.
Louis rzucił mi zdezorientowane spojrzenie. Poprawił fryzurę, potrząsając głową, bo ręce miał zajęte siatkami.
- No z Dianą. - dodałam już ciszej.
- Ah. No dobrze.. Zrobiliśmy z połowę przygotowania. - odwrócił się ode mnie, rozglądając po wnętrzu.
- Tylko? My z Harry'm..
- Tak, wiem, zrobiliście wszystko za jednym razem. - przerwał mi. Co było w tym dziwniejsze, w jego głosie nie dało się wyczuć ani nuty zdenerwowania.
Zmarszczyłam brwi i podeszłam do kolejnego stojaka.
Przestałam zaprzątać sobie myśli Loui'm. Musiałam kupić tą głupią sukienkę Beth.
Chwila.
Od kiedy nazywam sukienkę 'głupią'? Mogę chyba przysiąc, że nigdy wcześniej bym tego nie zrobiła. Więc co się do cholery ostatnio ze mną dzieje?


- Proszę, Car.. zjedzmy coś. - jęczał Louis.
- Ale.. jeszcze jeden sklep! - pisnęłam.
- Powtarzasz to, już któryś raz. - rzucił mi zdenerwowane spojrzenie. Westchnęłam i przygryzłam dolną wargę.
- No dobrze, chodźmy. - szepnęłam i złapałam go za rękę.
Lou zaciągnął mnie do jednego z fastfood'ów. Westchnęłam pod nosem. Przewidywalne.
- Wiesz, ja chyba nic tu nie zjem. Może po prostu zajmę miejsce przy którymś ze stolików? - zaproponowałam.
- Jasne. - mruknął chłopak, przyglądając się ofercie wywieszonej na ścianie. Puścił moją dłoń z uścisku. Przecisnęłam się między dużą ilością ciał i wreszcie znalazłam się w miejscu, gdzie mogłam cokolwiek dojrzeć. Kilkanaście metrów dalej stał samotny dwuosobowy stół. Szybko się do niego przedostałam i zajęłam krzesła. Usiadłam zmęczona na jednym z nich i wyciągnęłam telefon.
Odblokowałam ekran. Oprócz dużej ilości powiadomień z różnych portali społecznościowych, otrzymałam również kilka sms'ów.
Beth pisała o szczegółach wyjścia do klubu w weekend. Odpisałam jej zdawkowo.
Niall pytał się mnie, czy może wpaść jutro. Z uśmiechem na ustach, odpowiedziałam twierdząco. Dawno nie spędzaliśmy czasu razem. Wszystko przez to zamieszanie z Angie, Loui'm.. może też i Harry'm. Blondyn był chyba ostatnią osobą, której mogłam zwierzyć się ze spraw typowo sercowych. Louis odpadał, bo tematy dotyczyły głównie jego.. a Beth… Beth była inna. Nie ufałam jej już tak, jak kiedyś.
Ostatnia wiadomość mnie zaskoczyła.
Była od Diany?
'Hej kochana, możesz przypomnieć Loui'emu, żeby podwiózł mi dzisiaj materiały? Nie odpisuje ze swojego telefonu :) :**'
Skrzywiłam się. Ough, poważnie? Ta dziewczyna zawsze mnie wkurzała, ale teraz stała się jeszcze bardziej upierdliwa. Z tego co wiem, lekcję mają w następnym tygodniu, więc chyba przeżyłaby to jedno popołudnie bez materiałów, prawda?
Odłożyłam komórkę na blat i oparłam na nim łokcie. Louis manewrował między ludźmi z tacą w rękach. Ile on tego zamówił?
Odsunęłam na bok moją torebkę, gdy chciał położyć na stoliku jedzenie. Usiadł i od razu zabrał się za jedzenie.
Musiał być naprawdę głodny.
- Może zostaniesz u mnie dzisiaj na noc, hm? - zaproponowałam, sprawdzając jego reakcję. Zmarszczył brwi, ale od razu odparł:
- Jasne.
- A nie miałeś przypadkiem czegoś zrobić?
- Co? - wybełkotał z zapchanymi ustami.
- Diana. Wasz projekt. Napisała, że miałeś jej coś zawieźć.
- Ah. Tak. - popił to wszystko napojem. Odwróciłam wzrok.
- No to pojedziesz do niej i to zrobisz.
- Ale mogę przecież za chwilę wrócić do Ciebie.
- Wiesz co, nie ma potrzeby. W domu i tak jest moja ciocia, byłoby niezręcznie. - ucięłam.
Louis przełknął kęs. Spojrzał się na mnie zdziwiony, ale po chwili wzruszył ramionami.




Siemz kochani. Ależ wy kurna zabawni z tymi komentarzami. XD Uwielbiam je, aw.

Dajcie znać, jak wam się podobało, w komentarzach. To bardzo motywujące, dzięki temu na pewno dodam szybciej następny rozdział :)

Jeżeli chcesz być informowany, w komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o nowych postach na blogu.

Kocham was x

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 22

Z gmachu szkoły wyszli chłopcy, od razu kierując się w naszą stronę. Beth zapięła torbę i przywitała swojego chłopaka zdawkowym całusem w policzek.
- Hej, Car. - rzucił Louis. Zbliżył się szybko i naparł mocno swoimi wargami na moje. Odsunął się po chwili, gdy zorientował się, że brunetka przygląda się nam ze zniecierpliwieniem.
- W takim razie zgaduję, że widzimy się jutro? - spojrzała na mnie porozumiewawczo i uścisnęła na pożegnanie. Podobnie postąpiła z Loui'm i już po chwili odeszła, biorąc Zayn'a za rękę.
- Myślałem, że mieliśmy razem iść na miasto. - zaczął Lou, patrząc się na mnie z zaciekawieniem. Spuściłam oczy na kurtkę i zapięłam ją do połowy.
- Chciałam Cię zabrać w jedno miejsce. - uśmiechnęłam się słabo. Chłopak zmarszczył brwi i splótł nasze palce.
- Gdzie?
Nerwowo rozejrzałam się po okolicy.
- Na cmentarz? - wyszeptałam. Brunet nadal wydawał się być niedoinformowany. - Do moich rodziców?
- Oh. - westchnął. Potarł kciukiem zewnętrzną część mojej dłoni i przyciągnął mnie do uścisku. Zatopiłam twarz w materiale jego bluzy. Delikatnie przycisnął usta do moich włosów. Odsunęłam się po dłuższej chwili i uśmiechnęłam o wiele szerzej. Wyciągnęłam w jego stronę dłoń, którą z chęcią przyjął. Roześmiałam się szczerze. To chyba pierwszy raz, gdy ja gdzieś go zaciągnę.
Cóż, to cmentarz. To trochę mówi o charakterze naszego związku.
- Na ulicy Harrow, to niedaleko, więc się przejdziemy. - zakomunikowałam cicho. Przez resztę drogi żadne z nas się nie odezwało. Było trochę niezręcznie, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić.

Grzecznie przywitałam się z Pepper. Wybrałam fioletowy bukiecik tulipanów. Jakoś pasowało do mojego nastroju. Louis momentalnie wyciągnął pieniądze i zapłacił. Przypatrywałam się mu z zaciekawieniem. Staruszka również wydawała się być lekko zaskoczona. Wiedziała, że nikogo tu nie przyprowadzałam, dlatego cały czas mierzyła mojego chłopaka wzrokiem. Na odchodne posłałam jej ciepły uśmiech. Z przyzwyczajenia zaczęłam przeciskać się przez wąskie dróżki między grobami, aż w końcu dotarłam na miejsce. Co zaskakujące, uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Louis stanął obok mnie i rozchylił lekko usta. Przytuliłam się do jego boku. Po niecałej minucie milczenia, ruszyłam się, by wstawić cięte kwiaty do wazonika, który stał już na marmurze. Przykucnęłam przy mogile, lecz po chwili całkowicie rozluźniłam się i usiadłam na trawie. Poklepałam zachęcająco miejsce obok siebie.
- Dziękuję, Car. - przeniosłam na niego swój wzrok. - Za to, że mnie tu przyprowadziłaś. Wiem, że to nie takie łatwe.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń i cmoknęłam go lekko w usta. Zamrugał kilkakrotnie oczami. Odwzajemnił uśmiech.



* Harry's pov *


- Nie życzę sobie, żebyś tak się do mnie odzywał! - wydarł się po raz kolejny z rzędu. Przewróciłem oczami i pociągnąłem kolejny łyk wody.
Ku zaskoczeniu mojego ojca, po chwili był cały mokry.
- Nie mogę w to uwierzyć. - wysyczał.
- Że co? Że właśnie na Ciebie splunąłem? - podniosłem jedną brew, ponownie podnosząc do ust butelkę. Odruchowo odsunął się na bezpieczną odległość. Bawi mnie coraz bardziej.
- Zawsze byłeś kapryśny, ale.. - gdy przytoczył to określenie, prychnąłem. Nie jestem babą. - nigdy nie zachowywałeś się aż tak nieznośnie. Jesteś tylko gówniarzem, pamiętaj. - splunął.
- Oh tak? - roześmiałem się. Ojciec odwrócił głowę w moją stronę i napiął mięśnie. - Jesteś pewien, że masz prawo tak mówić? - obniżyłem ton głosu.
W tym samym momencie jego pięść powędrowała do mojej szczęki. Zostałem praktycznie odrzucony na szafkę, która akurat w tej chwili musiała być otwarta. Potłukłem większość szklanek znajdujących się na półce. Nie. On to zrobił.
Powoli podniosłem się na nogi. Niezliczona ilość rozcięć pokrywała moje lewe ramię. Powietrze wydobyło się ze świstem z jego ust.
- Jesteś totalnym pojebem. - rzuciłem i wyszedłem.




Charakterystyczny dźwięk dzwonka zaczął już powoli doprowadzać mnie do szału. Nie dość, że był niesamowicie irytujący, to w dodatku oznaczał kolejnego klienta. Niechętnie wyszedłem z zaplecza.
Caroline. Znowu?
Zmarszczyłem brwi, gdy również mnie zauważyła. I znowu była z tym dzieckiem.
Podszedłem powoli do kasy i oparłem ciężar ciała o ladę. Przyglądałem się małemu.
- Kto to..? - zapytałem w końcu, gdy moje pomysły się wyczerpały. Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę.
- Eric. Mój podopieczny.
Podniosłem jedną brew.
- Jestem jego opiekunką.. - ciągnęła. - Mieszka niedaleko i widocznie specjalnie upodobał sobie tą piekarnię, więc jesteśmy na siebie skazani. - po chwili dodała - Przykro mi.
Westchnąłem i przewróciłem oczami. Jak ta dziewczyna potrafiła być humorzasta.
- To samo co zwykle? - uśmiechnąłem się pod nosem. Chłopiec podszedł do kasy i położył na blacie siatkę. Caroline pokiwała głową. Nagle zatrzymała się i utkwiła wzrok w jednym punkcie. Podążyłem za jej spojrzeniem.
Moje ramię.
Po kilku dniach od incydentu oczywiście nadal wyraźnie było widać ranki po szkle. W szkole nosiłem bluzy, ale do pracy.. jakoś miałem to wszystko gdzieś. Współpracownicy chyba bali się mnie za bardzo, by zapytać, a klienci tym bardziej nie wtykali nosa w nieswoje sprawy.
- Skąd to? - wyszeptała. Jej głos jakby zadrżał…? Zatrzepotała rzęsami, jakby nie wierząc, w to co widzi. Przełknąłem gulę w gardle. Przejechałem dłonią po porozcinanej skórze i potrząsnąłem głową.
- Już sama dobrze wiesz. - posłałem jej głupi uśmieszek, starając się ukryć prawdę. Rozchyliła usta, przekrzywiła głowę, ale w końcu nic nie powiedziała.
Nabrała się?
Miała smutne oczy. Nie.


* Caroline's pov *



- Jesteś idiotą. - spojrzałam się poważnie chłopakowi w oczy, ale nie mogłam długo powstrzymać rozbawienia. Parsknęłam śmiechem, gdy Louis ułożył usta w podkówkę.
- Ale mnie kochasz? - wyszczerzył się. Pokiwałam energicznie głową. Przyciągnęłam go gwałtownie za sweter i zatopiłam w jego wargach. Brunet uśmiechnął się przez pocałunek, obracając nas w ten sposób, że teraz on przypierał mnie do ściany. Gdy zabrakło nam powietrza, odepchnęłam chłopaka od siebie i ręką wskazałam mikrofalówkę. Westchnął i opuścił ramiona. Jak przegrany podszedł do drzwiczek. Zanim zdążyłam zainterweniować, otworzył je i cały popcorn wysypał się na podłogę.
Schowałam twarz w dłoniach.
- Najpierw w niezrozumiały dla mnie sposób sprawiasz, że torebka z popcornem pęka w mikrofali, a później wysypujesz go na podłogę? - jęknęłam.
- A co niby miałem zrobić? - rzucił w desperacji. Szybkim ruchem otworzyłam szafkę i wyjęłam potrzebne naczynie.
- Miska.
Louis otworzył szeroko usta i pokiwał głową, dopiero teraz pojmując.
Logik.
- Zbierasz to z podłogi, ja poczekam na kanapie.
- Dziewczyno, chcesz jeść popcorn z podłogi?
- Nie narzekaj, to Twoja wina, a nic innego do jedzenia chyba nie mamy. Poza tym jeszcze wczoraj myłam tą podłogę.
Odwróciłam się na pięcie i rzuciłam na kanapę. Zebrałam wszystkie koce i opatuliłam się nimi. Dzisiaj na zewnątrz było bardzo zimno. Zmarzłam.

- Proszę kochanie. - Louis wręczył mi dużą miskę, gdy sam usadawiał się wygodnie na sofie. Położyłam popcorn na jego kolanach i sama wtuliłam się w jego bok. Sięgnęłam tylko po pilot i wreszcie włączyłam odtwarzanie.
- Mogę tylko spytać, co to za film? - odezwał się. Uciszyłam go szybko gromiącym spojrzeniem.

Wybrałam "Szczęściarza". Nie tylko ze względu na uroczy scenariusz, ale też grającego w nim Zac'a Efron'a, który często pojawiał się bez koszulki.
- O nie, nie będziemy tego oglądać. Widzę jak się ślinisz. - prychnął Louis, gdy za pierwszym razem Zac postanowił pozbyć się t-shirt'u. Jęknęłam z niezadowoleniem, gdy wykopał się z koców i podszedł do odtwarzacza dvd.
- Ej!
- Mam lepszy pomysł. - uśmiechnął się chytrze. - Obiecuję, że też będzie romantyczne.. - po chwili dodał ciszej - na swój własny sposób.
Zmarszczyłam brwi, gdy wrócił na swoje miejsce i ponownie objął mnie ramieniem.


- Jesteś dziwny pod każdym względem. - rzuciłam. Louis i tym razem nie wydawał się być urażony. Posłał mi kolejny uśmieszek i wrócił do oglądania. Pokręciłam z dezaprobatą głową i skupiłam się na ekranie telewizora.
"Don Jon". Czy to musiało być aż tak oczywiste?
- Gdzie to niby jest romantyczne? - zaczęłam, wpychając sobie kolejną garść popcornu do buzi.
- Jeszcze zobaczysz. - Lou pochylił się lekko i cmoknął mnie w usta.


Rzeczywiście film okazał się mieć głębsze przesłanie, niż myślałam. Co jakiś czas zerkałam na twarz chłopaka, którą oświetlał tylko obraz z telewizora. Za jednym razem przyłapał mnie na tym. Automatycznie spłonęłam rumieńcem. Louis uśmiechnął się lekko i stanowczym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Niespodziewanie pocałował mnie. Dopiero po kilku sekundach oddałam pocałunek. Oplotłam jego szyję dłońmi i zmusiłam do pochylenia się bardziej. Nie wydawał się mieć nic przeciwko temu. Obróciłam się całkowicie przodem do niego. Prawie całe okrycie zsunęło się z kanapy, ale żadne z nas nie poprawiło tego detalu. Film nadal leciał w tle, w jakiś sposób dodając nastroju scenie.
Lou oparł swój ciężar ciała na rękach po obu stronach mojej głowy, gdy powoli położył mnie na oparciu. Temperatura w pokoju gwałtownie wzrosła. Trudno było pomyśleć, że mamy środek jesieni i na zewnątrz wieje silny wiatr. Do głowy wpadła mi myśl, której w innych okolicznościach szybko bym się pozbyła, ale tym razem czułam, że jest inaczej. Że coś się może zdarzyć.
Zdjęłam jedną rękę z karku Loui'ego i przesunęłam ją w dół torsu chłopaka. Wyczułam jak zadrżał pod wpływem mojego dotyku, jednak nie przerwał pocałunku. Szybkim ruchem wsunęłam dłoń pod jego sweter. Napiął mięśnie, odsuwając się lekko.
- Masz bardzo zimne dłonie. - wyszeptał, pocierając swoim nosem o mój. Zachichotałam, jednak nie wysunęłam jej spod materiału. - Caroline. - jęknął błagalnie.
Podniosłam oczy na jego twarz. Oddychał ciężej i przyglądał mi się pytająco. Przygryzłam wargę i pokiwałam lekko głową.
- Jesteś pewna?
- Tak. - uśmiechnęłam się słabo.

Louis wstał gwałtownie, podnosząc mnie. Owinęłam swoje nogi wokół jego talii, gdy on podtrzymywał mnie za uda. Przeniosłam usta na jego szyję. Skierował się na schody, później prosto do mojego pokoju. Jęknął gardłowo, gdy przygryzłam skórę u podstawy jego szyi. Zniecierpliwiony rzucił nas na moje, starannie posłane łóżko. Cóż, takie było.
Sięgnęłam palcami do końca jego, szorstkiego w dotyku swetra. Moim oczom ukazał się jego nagi, opalony tors. Nawilżyłam językiem usta. W tej samej chwili Lou ściągnął ze mnie bluzkę.
Próbowałam odwrócić swoją uwagę od dziwnego uczucia przebywania w towarzystwie chłopaka w samym staniku, więc ponownie przyciągnęłam go za kark, całując mocniej.
Moje dłonie szybko powędrowały do rozporka jego spodni. Rozpięłam zamek z niemałą trudnością, co spotkało się z małym uśmiechem na ustach Loui'ego.
Sam już postanowił zsunąć swoje spodnie, szybko zrzucając je z kostek. Ponownie wrócił do poziomu mojej twarzy, zatapiając swoje usta w moich. Złapał mnie silnymi dłońmi za biodra i wsunął palce za materiał spodni. Zatrzepotałam rzęsami nerwowo, jednak nie odsunęłam się. Drżącymi dłońmi rozpięłam własny rozporek jeans'ów. Podniosłam pupę z materaca, by Lou mógł do końca ściągnąć je z moich nóg.
Gdy zostaliśmy w samej bieliźnie, zaczął torturować mnie pocałunkami. Pozostawiał mokre ślady na brzuchu, przenosząc się coraz wyżej, aż wreszcie dotknął moich ust.
Pociągnęłam mocno za jego poburzone włosy.





Kaboom, koniec jak na ten rozdział. :) Wiem, dużo tego wszystkiego, pogmatwane to, ale mam nadzieję, że właśnie takie wam się spodoba.

Podziękowania dla Pezzy, dzięki której dodałam właśnie teraz ten rozdział. 
Pomimo hejtów, chyba nadal pozostaniemy przy tym, że umiem konstruować zdania. 
Kwestia 'Haz + piekarnia' - przykro mi, alę nie mogłam się powtrzymać :) do żadnego innego miejsca Harry nie pasuje tak jak do piekarni, no i wiadomo - wygląda hot w fartuszku hahaha. 
I zgadzam się, Car to typowa królewna, taka sytuacja i już :)


Dajcie znać o waszym zdaniu w komentarzach.

Jeżeli chcesz być informowany, podaj swój username z twittera w komentarzu, a tam chętnie będę Cię powiadamiać o każdym nowo dodanym rozdziale. :)


No to pis joł, kocham was, do następnego x