Rozejrzałam się po wnętrzu. Jak na piekarnię, sklep miał dosyć duży asortyment. Wiele rodzajów wypieków plus świeży zapach chleba zapewne przyciągał wielu klientów. Jednak na ten moment byliśmy tu chyba jedynymi osobami.
Założyłam włosy za ucho. Odnalazłam wzrokiem miejsce, gdzie powinna znajdować się kasa. Instynktownie podążyłam w tamtym kierunku, spoglądając na boki. Zastanawiałam się, gdzie był malec, powinien już wybrać te ulubione bułki.
Gdy znalazłam się przy ladzie, zdałam sobie sprawę, że sprzedawcy jak na razie nie ma. Na prawo widać było otworzone na oścież drzwi, zza których słychać było jakieś pomrukiwania i szuranie. Domyśliłam się, że pracownik musiał udać się chwilowo na zaplecze.
Przekręciłam głowę na lewo. Eric przebierał rączkami na jednym z regałów. Uśmiechnęłam się pod nosem i spuściłam wzrok na dłonie. Postanowiłam dać mu jeszcze chwilę.
Przyglądałam się wytwornym ciastom, znajdującym się w gablocie, gdy ktoś wreszcie pojawił się za ladą, interesując się klientami. Podniosłam wzrok i.. i prawie upadłam.
Harry również wydawał się być zaskoczony.
- C..co Ty robisz? - wykułam. Podniósł zirytowany jedną brew, przybierając ponownie pewną minę dupka.
- Pracuję? - przewrócił oczami.
- Widzę. - zabrzmiało to trochę za bardzo pogardliwie, sama nie wiem czemu. - Nie wiedziałam, że pracujesz.
Wypuścił wolno powietrze, uspokajając nerwy.
- Zmieniłem zdanie. - czy on się właśnie przede mną otworzył? - Pomogę Loui'emu.
Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Moment niezręczności na szczęście przerwał mój podopieczny.
- Nie mogę ich znaleźć. - oboje przenieśliśmy na niego wzrok. Przykucnęłam przy chłopcu i niepewnie zaczęłam:
- A o jakie konkretnie bułki Ci chodziło?
- Mama zawsze mówi, że smakują trochę jak mleko. - w tym momencie chyba się poddałam. Jak mleko? Co?
- Chyba wiem, o które Ci chodzi, mały. - rzucił Harry, po raz pierwszy uśmiechając się. Bynajmniej nie do mnie. Obrócił się i wsadził pod pachę małą drabinę. Postawił ją kilka metrów dalej i wspiął się na nią, sięgając zapewne po te przeklęte bułki. Z zaciekawieniem przypatrywałam się, jak podaje je Eric'owi, upewniając się, że o te chodziło.
Oczywiście, że o te.
Szczęściarz.
Harry Styles pracuje w piekarni? Na samą myśl chciałam wybuchnąć śmiechem. Jednak coś wtedy mnie przed tym powstrzymywało, może nie chciałam jeszcze pogarszać naszych relacji. Trochę pracy jeszcze jest przed nami.
- To ile ich będzie? - zapytał słodko. Prychnęłam i wcisnęłam w reklamówkę pokaźną ilość. Nie miałam dużej ochoty tu wracać.
Zapłaciłam i odwróciłam się szybko na pięcie. Przez przeszklone drzwi wyraźnie widać było, że padało. Ale nie to sprawiło, że stałam teraz jak wryta.
Znowu mężczyzna ubrany na czarno. Dobra, nie wiem, może nie na czarno, ale na ciemno. Eric zatrzymał się przy mnie, nie wiedząc, co mi chodzi po głowie.
- Caroline? - zapytał zmienionym głosem Harry. Podszedł do mnie powoli i stanął po boku.
Rozchylił lekko usta. Też go widział. Uf, czyli nie jestem wariatką.
Choć z drugiej strony może jednak wolałabym..
Styles przeniósł na mnie wzrok i przygryzł dolną wargę. Potrząsnęłam lekko głową. To nie ma sensu, przecież to może być przypadkowy przechodzień.
Więc dlaczego przechodzą mnie takie dreszcze?
- Najlepiej wsadź go do wanny i umyj, boję się, że sam sobie nie poradzi. Ufam Ci, Caroline. Przepraszam, muszę kończyć. Spotkanie może się przedłużyć.. - pani Ellis pisnęła do słuchawki.
- Nie martw się, mam czas, mogę zostać. - odwróciłam się w stronę chłopca. Trzeba było mieć go cały czas na oku. W każdej chwili mógł coś zmalować.
- Dziękuję. - wypuściła głośno powietrze. - To ja kończę, do zobaczenia. - rozłączyła się.
- Chodź Eric, musisz się wykąpać w ciepłej wodzie, bo inaczej się przeziębisz. - uśmiechnęłam się i wzięłam go za rękę. Musiałam zaprowadzić do łazienki i pomóc mu z rozbieraniem. Z przyzwyczajenia nalałam prawie gorącą wodę i dodałam olejek zapachowy. Na moje szczęście dzieciak nie miał nic przeciwko. Gdy bawił się powstałą pianą, w kieszeni moich spodni zadzwonił telefon.
- Car?
- Mhm? - przycisnęłam słuchawkę do ucha, podtrzymując ją ramieniem. Musiałam zająć się małym, podać mu myjkę, płyn do mycia..
- Jestem pod drzwiami i nie otwierasz. - roześmiał się lekko.
- Kurczę, zupełnie zapomniałam! - złapałam się za głowę, wypuszczając z ręki gąbkę. Wpadła do wanny, ochlapując moją twarz i włosy. Przynajmniej Eric'owi wydawało się to być zabawne.
Odruchowo przygryzłam paznokcie. - Słuchaj, Louis, nie mogę do Ciebie zejść.
- Co? - wykrztusił. No tak, trochę dziwnie zabrzmiało.
- Myję chłopca, bo wróciliśmy ze spaceru i padało. Zmókł. Muszę cały czas mieć go na oku, nie mogę do Ciebie zejść. - powtórzyłam.
Intuicyjnie wyczułam, że Louis marszczy właśnie teraz brwi.
- Ale mam pomysł. Widzisz dużą wazę po lewej od wejścia? Posadzone są w niej jakieś.. kwiatki..
- No? - mruknął.
- Stoi ona tuż przy trawniku, w jej cieniu powinien być płytko zakopany zapasowy klucz do drzwi.
- Wow, Caroline, skąd wiesz takie rzeczy? - ponowne rozbawienie w jego głosie. Nagle ściszył ton. - Włamywałaś się ty kiedyś?!
- Ta, nie raz. - odpowiedziałam sarkastycznie i rozłączyłam się. Wierzyłam, że jakoś sobie poradzi.
Po dłuższej chwili doszedł do nas z dołu dźwięk zatrzaskiwania drzwi.
- Caroline?!
- Tutaj!
Ostrożnie wyjęłam Eric'a z wanny, wytarłam i podałam przygotowane mu wcześniej ubranka. Odwróciłam się w stronę drzwi i wychyliłam na korytarz. Lou zaglądał przez framugę drzwi do jakiegoś pokoju. Słysząc moje kroki, podniósł wzrok.
- Cześć, kochanie. - powiedział miękko i pocałował szybko w usta. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i gestem ręki pokazałam, żeby poszedł za mną. Wróciłam do toalety. Chłopiec był już ubrany w piżamkę.
- Hej Eric, to Louis, mój przyjaciel. - mały wyciągnął w jego stronę rączkę, którą brunet wesoło uścisnął. Zachichotał tylko lekko na słowo 'przyjaciel', ale subtelnie kazałam mu się zamknąć.
- Już trochę późno. - chłopak zerknął na zegarek. - To jak, przeczytamy Ci bajkę i idziemy spać?
- Taak! - pisnął malec i biegiem rzucił się do pokoju. Zaśmiałam się głośno i podążyłam szybko za nim. Wspięłam się na krzesło, aby zdjąć z półki książkę, którą przypadkowo wybrałam po okładce. Tommo w tym czasie przymknął drzwi i usiadł na krzesełku przy biurku. Gdy wreszcie miałam opowiadanie w ręku, wygodnie usiadłam na skraju jego łóżeczka. Eric przykrył się grzecznie kołderką i zatopił we mnie oczy. Przeniosłam nieśmiało wzrok na Loui'ego, otwierając książkę na początku. Zachęcająco pokiwał głową, uśmiechając się. Zarumieniłam się lekko i zaczęłam czytać.
Właściwie nigdy tego nie robiłam, dlatego wprawiło mnie to w małe zakłopotanie. Ale wraz z rozwojem opowieści było mi coraz łatwiej, działało to podobnie jak podczas lekcji z Harry'm w podstawówce. Ough, Harry. Serio? Nawet teraz?
- Chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytał zaciekawiony, gdy cicho zamykałam drzwi pokoju małego. Po przeczytaniu mu prawie całej bajki zasnął jak aniołek.
- Uhm, tak. - szepnęłam ostrożnie. Zeszłam na dół po schodach i skierowałam się do kuchni. - Chcesz się czegoś napić?
- Ta, jasne. - odpowiedział prosto. Wyjęłam z górnej szafki szklanki, przynajmniej to, gdzie się znajdują, zapamiętałam z długiego wywodu pani Ellis o zawartości kuchni. Na blacie stało kilka soków, nie patrząc, wzięłam jeden z kartonów i nalałam do obu kubków. Louis podniósł brew, opierając się o przeciwny blat stołu. Wzięłam duży łyk i dopiero wtedy zdecydowałam się mówić.
- No to są dwie sprawy. - przerwałam.
- Tak?
- No więc.. - postanowiłam zacząć od tej przyjemniejszej. - Beth ma za dwa tygodnie urodziny, jak wiesz i..
- Czekaj. - przerwał mi. - Nie, nie planuj nic. Niedawno rozmawiałem z Bethanie, wydaje mi się, że wolałaby coś prostszego niż jakieś przyjęcie niespodzianka.
- Oh. - spuściłam wzrok, zastanawiając się. - To co zrobimy?
Louis zaśmiał się, rozbawiony moim zagubieniem. Zrobiłam głupią minę, ale nadal czekałam na odpowiedź.
- Chodźmy do klubu. - oblizał usta. Pociągnął duży łyk soku, przypatrując mi się uważnie. Pokiwałam zgodnie głową. Może być. Zapytam się na wszelki wypadek Zayn'a, co o tym sądzi, ale myślę, że powinno przejść.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- A ta druga sprawa?
Wypuściłam głośno powietrze. Uśmiechnęłam się nerwowo.
- BochciałamsięCiebiespytaćjakbardzojesteśzadłużonyuWaltera. - rzuciłam na jednym wdechu. Uśmiech zszedł z twarzy Loui'ego.
- Dlaczego chcesz wiedzieć? - zniżył głos. Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam wzrok.
- Chcę Ci pomóc, Lou. - wyszeptałam i sięgnęłam po jego rękę. Na szczęście nie odsunął jej, jak myślałam, że może zrobić. - Właściwie ja i Harry.. - przełknęłam gulę w gardle.
- Jak? - grymas na jego twarzy powiększał się.
- Wzięłam tą pracę dla Ciebie. Harry też pracuje.
- Co?! - wyglądał na zszokowanego.
- No. - mruknęłam w odpowiedzi, ale nie dałam sobie przerwać po raz kolejny. - Damy Ci tą kasę i będzie Ci łatwiej.
- Naprawdę to zrobicie.. zrobisz? - spytał cicho. Pokiwałam lekko głową. Uśmiechnął się szeroko i prostym gestem przyciągnął mnie do siebie. Wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i przytulił mnie mocno. Zaciągnął się zapachem moich włosów.
Odsunął mnie lekko od siebie.
- Dziękuję. Dziękuję Ci za wszystko. - oboje uśmiechnęliśmy się słabo. Louis ponownie przyciągnął mnie do siebie, tym razem całując namiętnie.
Grzebałam widelcem w sałatce, niechętnie wyszukując pozostałe tam jeszcze pomidory. Ah, szkolna stołówka.
Nagle stół nieznacznie zatrząsł się, na co podniosłam głowę. Niall usiadł naprzeciwko mnie z jedzeniem i jakby nigdy nic, zaczął wcinać. Przechyliłam głowę. Oczekiwałam wyjaśnień!
- Louis opowiedział mi o tym, co działo się na imprezie. - wreszcie rzuciłam, uśmiechając się chytrze. Horan o mało co, nie wypluł całej zawartości swojej buzi. Przełknął jedzenie i wreszcie odsunął je na bok, wycierając się chusteczką. Nauczył się wreszcie po moich staraniach.
- Zabiję go! - jęknął i opadł ciężko na blat. Roześmiałam się dźwięcznie. Zmierzwiłam jego włosy. Podniósł na mnie zmęczony wzrok.
- Czy wy.. - ucięłam, przygryzając dolną wargę. Byłam słaba w takich gadkach.
- Co? - wydusił.
- No wiesz.. - zarumieniłam się, gdy tylko dziwny obraz moich wyobrażeń, niechcący wdarł mi się do głowy.
- O Boże, Car.. Oczywiście, że tak. - odparł na wydechu i z powrotem opadł na stół. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
Wow.
- Jej rodzice zabiliby Cię. - zachichotałam, ale mojemu przyjacielowi nie było wcale do śmiechu. Skrzywił się, bo doskonale o tym wiedział.
- Myślę, że jestem gotowa. - odezwałam się wreszcie. Siedziałam z Beth na ławce przed szkołą, czekając na chłopaków. Poprawiali jakiś test po lekcjach, dlatego miałyśmy trochę czasu dla siebie.
- Zaraz.. na co? - odłożyła na bok pomadkę i lusterko, które przed chwilą trzymała przed twarzą.
- Myślę, że Louis to odpowiedni chłopak, żeby.. żeby był moim pierwszym. - zdanie dokończyłam prawie szeptem. Jak już mówiłam, jestem wstydliwa w tych sprawach.
- Oh. - westchnęła lekko i uśmiechnęła się do mnie. Przybliżyła się trochę bardziej i przytuliła mnie. -Tak, myślę, że masz rację. - odpowiedziała. Pokiwałam lekko głową, gdy mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Ale jest jeszcze coś. - rzuciłam, gdy brunetka powróciła do wykonywanej czynności.
- Co? - spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Pomyślałam, że pójdę dzisiaj na cmentarz. Z nim.
Szminka wypadła z jej ręki i upadła na chodnik.
- Co? - otworzyła szeroko buzię. Przekrzywiłam głowę.
- Kiedy mówię o swoim pierwszym razie, jesteś spokojna, za to gdy tylko wspominam o cmentarzu.. - zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę. Rozumiałam, że się o mnie martwi, ale ja naprawdę byłam gotowa. - To już czas, Beth. - wyszeptałam.
- Jesteś pewna? - zaskrzeczała. Pokiwałam stanowczo głową, uśmiechając się.
Louis nieodwracalnie stał się dużą częścią mojego życia. Zasługiwał na to, bym całkowicie się dla niego otworzyła.
Cześć miśki, wracam po prawie dwutygodniowej przerwie, przepraszam, ale byłam na nartach za granicą i zero neta :( na szczęście już jest, więc proszę, mam nadzieję, że jest ok.
Dajcie znać jak wam się podobało w komentarzach.
Kocham was xx
- Pracuję? - przewrócił oczami.
- Widzę. - zabrzmiało to trochę za bardzo pogardliwie, sama nie wiem czemu. - Nie wiedziałam, że pracujesz.
Wypuścił wolno powietrze, uspokajając nerwy.
- Zmieniłem zdanie. - czy on się właśnie przede mną otworzył? - Pomogę Loui'emu.
Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam, co powiedzieć. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Moment niezręczności na szczęście przerwał mój podopieczny.
- Nie mogę ich znaleźć. - oboje przenieśliśmy na niego wzrok. Przykucnęłam przy chłopcu i niepewnie zaczęłam:
- A o jakie konkretnie bułki Ci chodziło?
- Mama zawsze mówi, że smakują trochę jak mleko. - w tym momencie chyba się poddałam. Jak mleko? Co?
- Chyba wiem, o które Ci chodzi, mały. - rzucił Harry, po raz pierwszy uśmiechając się. Bynajmniej nie do mnie. Obrócił się i wsadził pod pachę małą drabinę. Postawił ją kilka metrów dalej i wspiął się na nią, sięgając zapewne po te przeklęte bułki. Z zaciekawieniem przypatrywałam się, jak podaje je Eric'owi, upewniając się, że o te chodziło.
Oczywiście, że o te.
Szczęściarz.
Harry Styles pracuje w piekarni? Na samą myśl chciałam wybuchnąć śmiechem. Jednak coś wtedy mnie przed tym powstrzymywało, może nie chciałam jeszcze pogarszać naszych relacji. Trochę pracy jeszcze jest przed nami.
- To ile ich będzie? - zapytał słodko. Prychnęłam i wcisnęłam w reklamówkę pokaźną ilość. Nie miałam dużej ochoty tu wracać.
Zapłaciłam i odwróciłam się szybko na pięcie. Przez przeszklone drzwi wyraźnie widać było, że padało. Ale nie to sprawiło, że stałam teraz jak wryta.
Znowu mężczyzna ubrany na czarno. Dobra, nie wiem, może nie na czarno, ale na ciemno. Eric zatrzymał się przy mnie, nie wiedząc, co mi chodzi po głowie.
- Caroline? - zapytał zmienionym głosem Harry. Podszedł do mnie powoli i stanął po boku.
Rozchylił lekko usta. Też go widział. Uf, czyli nie jestem wariatką.
Choć z drugiej strony może jednak wolałabym..
Styles przeniósł na mnie wzrok i przygryzł dolną wargę. Potrząsnęłam lekko głową. To nie ma sensu, przecież to może być przypadkowy przechodzień.
Więc dlaczego przechodzą mnie takie dreszcze?
- Najlepiej wsadź go do wanny i umyj, boję się, że sam sobie nie poradzi. Ufam Ci, Caroline. Przepraszam, muszę kończyć. Spotkanie może się przedłużyć.. - pani Ellis pisnęła do słuchawki.
- Nie martw się, mam czas, mogę zostać. - odwróciłam się w stronę chłopca. Trzeba było mieć go cały czas na oku. W każdej chwili mógł coś zmalować.
- Dziękuję. - wypuściła głośno powietrze. - To ja kończę, do zobaczenia. - rozłączyła się.
- Chodź Eric, musisz się wykąpać w ciepłej wodzie, bo inaczej się przeziębisz. - uśmiechnęłam się i wzięłam go za rękę. Musiałam zaprowadzić do łazienki i pomóc mu z rozbieraniem. Z przyzwyczajenia nalałam prawie gorącą wodę i dodałam olejek zapachowy. Na moje szczęście dzieciak nie miał nic przeciwko. Gdy bawił się powstałą pianą, w kieszeni moich spodni zadzwonił telefon.
- Car?
- Mhm? - przycisnęłam słuchawkę do ucha, podtrzymując ją ramieniem. Musiałam zająć się małym, podać mu myjkę, płyn do mycia..
- Jestem pod drzwiami i nie otwierasz. - roześmiał się lekko.
- Kurczę, zupełnie zapomniałam! - złapałam się za głowę, wypuszczając z ręki gąbkę. Wpadła do wanny, ochlapując moją twarz i włosy. Przynajmniej Eric'owi wydawało się to być zabawne.
Odruchowo przygryzłam paznokcie. - Słuchaj, Louis, nie mogę do Ciebie zejść.
- Co? - wykrztusił. No tak, trochę dziwnie zabrzmiało.
- Myję chłopca, bo wróciliśmy ze spaceru i padało. Zmókł. Muszę cały czas mieć go na oku, nie mogę do Ciebie zejść. - powtórzyłam.
Intuicyjnie wyczułam, że Louis marszczy właśnie teraz brwi.
- Ale mam pomysł. Widzisz dużą wazę po lewej od wejścia? Posadzone są w niej jakieś.. kwiatki..
- No? - mruknął.
- Stoi ona tuż przy trawniku, w jej cieniu powinien być płytko zakopany zapasowy klucz do drzwi.
- Wow, Caroline, skąd wiesz takie rzeczy? - ponowne rozbawienie w jego głosie. Nagle ściszył ton. - Włamywałaś się ty kiedyś?!
- Ta, nie raz. - odpowiedziałam sarkastycznie i rozłączyłam się. Wierzyłam, że jakoś sobie poradzi.
Po dłuższej chwili doszedł do nas z dołu dźwięk zatrzaskiwania drzwi.
- Caroline?!
- Tutaj!
Ostrożnie wyjęłam Eric'a z wanny, wytarłam i podałam przygotowane mu wcześniej ubranka. Odwróciłam się w stronę drzwi i wychyliłam na korytarz. Lou zaglądał przez framugę drzwi do jakiegoś pokoju. Słysząc moje kroki, podniósł wzrok.
- Cześć, kochanie. - powiedział miękko i pocałował szybko w usta. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i gestem ręki pokazałam, żeby poszedł za mną. Wróciłam do toalety. Chłopiec był już ubrany w piżamkę.
- Hej Eric, to Louis, mój przyjaciel. - mały wyciągnął w jego stronę rączkę, którą brunet wesoło uścisnął. Zachichotał tylko lekko na słowo 'przyjaciel', ale subtelnie kazałam mu się zamknąć.
- Już trochę późno. - chłopak zerknął na zegarek. - To jak, przeczytamy Ci bajkę i idziemy spać?
- Taak! - pisnął malec i biegiem rzucił się do pokoju. Zaśmiałam się głośno i podążyłam szybko za nim. Wspięłam się na krzesło, aby zdjąć z półki książkę, którą przypadkowo wybrałam po okładce. Tommo w tym czasie przymknął drzwi i usiadł na krzesełku przy biurku. Gdy wreszcie miałam opowiadanie w ręku, wygodnie usiadłam na skraju jego łóżeczka. Eric przykrył się grzecznie kołderką i zatopił we mnie oczy. Przeniosłam nieśmiało wzrok na Loui'ego, otwierając książkę na początku. Zachęcająco pokiwał głową, uśmiechając się. Zarumieniłam się lekko i zaczęłam czytać.
Właściwie nigdy tego nie robiłam, dlatego wprawiło mnie to w małe zakłopotanie. Ale wraz z rozwojem opowieści było mi coraz łatwiej, działało to podobnie jak podczas lekcji z Harry'm w podstawówce. Ough, Harry. Serio? Nawet teraz?
- Chciałaś ze mną porozmawiać? - zapytał zaciekawiony, gdy cicho zamykałam drzwi pokoju małego. Po przeczytaniu mu prawie całej bajki zasnął jak aniołek.
- Uhm, tak. - szepnęłam ostrożnie. Zeszłam na dół po schodach i skierowałam się do kuchni. - Chcesz się czegoś napić?
- Ta, jasne. - odpowiedział prosto. Wyjęłam z górnej szafki szklanki, przynajmniej to, gdzie się znajdują, zapamiętałam z długiego wywodu pani Ellis o zawartości kuchni. Na blacie stało kilka soków, nie patrząc, wzięłam jeden z kartonów i nalałam do obu kubków. Louis podniósł brew, opierając się o przeciwny blat stołu. Wzięłam duży łyk i dopiero wtedy zdecydowałam się mówić.
- No to są dwie sprawy. - przerwałam.
- Tak?
- No więc.. - postanowiłam zacząć od tej przyjemniejszej. - Beth ma za dwa tygodnie urodziny, jak wiesz i..
- Czekaj. - przerwał mi. - Nie, nie planuj nic. Niedawno rozmawiałem z Bethanie, wydaje mi się, że wolałaby coś prostszego niż jakieś przyjęcie niespodzianka.
- Oh. - spuściłam wzrok, zastanawiając się. - To co zrobimy?
Louis zaśmiał się, rozbawiony moim zagubieniem. Zrobiłam głupią minę, ale nadal czekałam na odpowiedź.
- Chodźmy do klubu. - oblizał usta. Pociągnął duży łyk soku, przypatrując mi się uważnie. Pokiwałam zgodnie głową. Może być. Zapytam się na wszelki wypadek Zayn'a, co o tym sądzi, ale myślę, że powinno przejść.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się.
- A ta druga sprawa?
Wypuściłam głośno powietrze. Uśmiechnęłam się nerwowo.
- BochciałamsięCiebiespytaćjakbardzojesteśzadłużonyuWaltera. - rzuciłam na jednym wdechu. Uśmiech zszedł z twarzy Loui'ego.
- Dlaczego chcesz wiedzieć? - zniżył głos. Przygryzłam dolną wargę i odwróciłam wzrok.
- Chcę Ci pomóc, Lou. - wyszeptałam i sięgnęłam po jego rękę. Na szczęście nie odsunął jej, jak myślałam, że może zrobić. - Właściwie ja i Harry.. - przełknęłam gulę w gardle.
- Jak? - grymas na jego twarzy powiększał się.
- Wzięłam tą pracę dla Ciebie. Harry też pracuje.
- Co?! - wyglądał na zszokowanego.
- No. - mruknęłam w odpowiedzi, ale nie dałam sobie przerwać po raz kolejny. - Damy Ci tą kasę i będzie Ci łatwiej.
- Naprawdę to zrobicie.. zrobisz? - spytał cicho. Pokiwałam lekko głową. Uśmiechnął się szeroko i prostym gestem przyciągnął mnie do siebie. Wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi i przytulił mnie mocno. Zaciągnął się zapachem moich włosów.
Odsunął mnie lekko od siebie.
- Dziękuję. Dziękuję Ci za wszystko. - oboje uśmiechnęliśmy się słabo. Louis ponownie przyciągnął mnie do siebie, tym razem całując namiętnie.
Grzebałam widelcem w sałatce, niechętnie wyszukując pozostałe tam jeszcze pomidory. Ah, szkolna stołówka.
Nagle stół nieznacznie zatrząsł się, na co podniosłam głowę. Niall usiadł naprzeciwko mnie z jedzeniem i jakby nigdy nic, zaczął wcinać. Przechyliłam głowę. Oczekiwałam wyjaśnień!
- Louis opowiedział mi o tym, co działo się na imprezie. - wreszcie rzuciłam, uśmiechając się chytrze. Horan o mało co, nie wypluł całej zawartości swojej buzi. Przełknął jedzenie i wreszcie odsunął je na bok, wycierając się chusteczką. Nauczył się wreszcie po moich staraniach.
- Zabiję go! - jęknął i opadł ciężko na blat. Roześmiałam się dźwięcznie. Zmierzwiłam jego włosy. Podniósł na mnie zmęczony wzrok.
- Czy wy.. - ucięłam, przygryzając dolną wargę. Byłam słaba w takich gadkach.
- Co? - wydusił.
- No wiesz.. - zarumieniłam się, gdy tylko dziwny obraz moich wyobrażeń, niechcący wdarł mi się do głowy.
- O Boże, Car.. Oczywiście, że tak. - odparł na wydechu i z powrotem opadł na stół. Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej.
Wow.
- Jej rodzice zabiliby Cię. - zachichotałam, ale mojemu przyjacielowi nie było wcale do śmiechu. Skrzywił się, bo doskonale o tym wiedział.
- Myślę, że jestem gotowa. - odezwałam się wreszcie. Siedziałam z Beth na ławce przed szkołą, czekając na chłopaków. Poprawiali jakiś test po lekcjach, dlatego miałyśmy trochę czasu dla siebie.
- Zaraz.. na co? - odłożyła na bok pomadkę i lusterko, które przed chwilą trzymała przed twarzą.
- Myślę, że Louis to odpowiedni chłopak, żeby.. żeby był moim pierwszym. - zdanie dokończyłam prawie szeptem. Jak już mówiłam, jestem wstydliwa w tych sprawach.
- Oh. - westchnęła lekko i uśmiechnęła się do mnie. Przybliżyła się trochę bardziej i przytuliła mnie. -Tak, myślę, że masz rację. - odpowiedziała. Pokiwałam lekko głową, gdy mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Ale jest jeszcze coś. - rzuciłam, gdy brunetka powróciła do wykonywanej czynności.
- Co? - spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- Pomyślałam, że pójdę dzisiaj na cmentarz. Z nim.
Szminka wypadła z jej ręki i upadła na chodnik.
- Co? - otworzyła szeroko buzię. Przekrzywiłam głowę.
- Kiedy mówię o swoim pierwszym razie, jesteś spokojna, za to gdy tylko wspominam o cmentarzu.. - zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę. Rozumiałam, że się o mnie martwi, ale ja naprawdę byłam gotowa. - To już czas, Beth. - wyszeptałam.
- Jesteś pewna? - zaskrzeczała. Pokiwałam stanowczo głową, uśmiechając się.
Louis nieodwracalnie stał się dużą częścią mojego życia. Zasługiwał na to, bym całkowicie się dla niego otworzyła.
Cześć miśki, wracam po prawie dwutygodniowej przerwie, przepraszam, ale byłam na nartach za granicą i zero neta :( na szczęście już jest, więc proszę, mam nadzieję, że jest ok.
Dajcie znać jak wam się podobało w komentarzach.
Kocham was xx