czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 18

* Harry's pov *

(przyp. autorki: akcja zaczyna się jeszcze w wieczór balowy, tym razem z perspektywy Harry'ego. następny dzień to dopiero urodziny Caroline. przepraszam za zamieszanie, po prostu nie zdążyłam tego wcisnąć do poprzedniego rozdziału :))



Chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi mojego domu. Sam dziwiłem się, jak w takim stanie udało mi się tu dojechać be stłuczki. Dopiero gdy znalazłem się tuż przed witryną drzwi, moje oczy zarejestrowały coś dziwnego w otoczeniu. Zwykle było tu ciemniej? 
W środku były zapalone światła. 
Naprawdę? Akurat dzisiaj? 
Westchnąłem i przekręciłem z niemałą trudnością klucz w zamku. Potknąłem się o próg, przez co wylądowałem na kolanach na zimnej podłodze w przedpokoju. Tym hałasem zwabiłem go do pomieszczenia. 
- Harry. - zaczął surowo. Przeniosłem od niechcenia na niego wzrok i podniosłem się do pionu. Otrzepałem spodnie i zrzuciłem na podłogę marynarkę i buty, które niosłem w dłoni. Poluźniłem ucisk krawata i ominąłem go, udając się do kuchni. Jeżeli myślał, że przywitam go z otwartymi ramionami, to się grubo mylił. 
- Gdzie Twoja panienka? - usłyszałem zza pleców, gdy podążył za mną. O czym on do cholery mówi? 
Podniosłem jedną brew, skanując go od stóp do głów. Krótko obcięte włosy, marynarka i spodnie szyte na miarę, zajebiście elegancki. 
Wyjąłem z lodówki butelkę wody i przysunąłem ją do ust, od razu wypijając z pół litra. No i co teraz, staruszku? 
- Harry, Ty jesteś pijany. - zauważył wreszcie. Roześmiałem się głośno, po czym podniosłem butelkę na głowę. Cała jej zawartość teraz znajdowała się na mojej głowie, ubraniach, podłodze. Stary ogarniał to wszystko wzrokiem, z rozdziawionymi ustami. 
- Nie ma żadnej "panienki" - zrobiłem gest cudzysłowia w powietrzu i potrząsnąłem gwałtownie głową. Ochlapałem przy tym trochę ojca, cóż było nie podchodzić tak blisko.
- Zawsze była. - odpowiedział beznamiętnie. Puściły mi nerwy, czego on oczekuje?
- Ale tym razem nie ma, do cholery! Nie chcę nikogo, trudno zrozumieć?! - wydarłem się. Nastała cisza przerywana jedynie moim ciężkim oddechem. Zaczęła mnie boleć głowa. Po wyjściu Tomlinsona i Parks z balu, sam opuściłem szkołę. Poszedłem do klubu nocnego, chciałem zapomnieć.
Jedyne co mi się udało, to porządnie się uchlać.
- Co Ty wyprawiasz, Harry? - po raz pierwszy naprawdę wrzasnął. Podniosłem jedną brew zaciekawiony tym, co może mi jeszcze powiedzieć. - Jeżeli myślisz, że będziesz mi kłamać, że idziesz na bal, po czym chodzić do pub'ów, to się grubo mylisz, chłopcze.
- Tak się składa, że byłem na balu. - odparłem niewzruszony.
- Tak? To czemu nie ma dziewczyny? - założył ręce przed sobą.
- Bo żadnej nie zaprosiłem. - syknąłem. - Ty naprawdę jesteś aż tak głupi? Myślałem, że to raczej logiczne. - parsknąłem z zamiarem wyminięcia go i udania się do pokoju. Złapał mnie za ramię, zatrzymując gwałtownie. Spojrzał mi wściekle w oczy. Siarczyście spoliczkował mnie. Zachwiałem się mocniej, ale ostatecznie oparłem się  rękoma o blat. Podniosłem ponownie głowę i uśmiechnąłem się chytrze. 
Ktoś tutaj stracił nad sobą panowanie i wreszcie to nie byłem ja. 
- Zapamiętam to sobie. - rzuciłem, wchodząc po schodach. 



Wszedłem powoli pod prysznic. Nadal miałem problem z poruszaniem się. W dodatku głowa zaczęła nieprzyjemnie pulsować. Fajnie, bo właśnie o tym marzyłem, zwłaszcza jeżeli jutro muszę jakoś funkcjonować w szkole. Uderzyłem pięścią o szybę, próbując wyładować na niej złość. I tym razem uzyskałem odwrotny skutek. Duże pęknięcie. 

Wytarłem się dokładnie ręcznikiem. Założyłem czyste bokserki i koszulkę. Na moje, no i ojca, szczęście łazienka znajdowała się tuż przy mojej sypialni. Dzięki temu unikamy zbyt wielu konfrontacji. Rzuciłem się na łóżko, układając się na plecy. Westchnąłem i rozłożyłem ręce po obu stronach mojego ciała. To łóżko było tak duże, że nawet w takiej pozycji pozostawało mi dużo miejsca do dyspozycji. Dobijające.
Wziąłem w obie garści równo na nim ułożoną pościel. Pociągnąłem mocno i gwałtownie, rozrywając materiał. Co mnie mogły obchodzić problemy sprzątaczek, które będą się pewnie jutro zastanawiać, co się stało. Na pewno był z dziewczyną. Jasne, bo tylko tego można się po mnie spodziewać. 
Ponownie poczułem ten dziwny ból w klatce. Zaciągnąłem się powietrzem, próbując uspokoić drżenie warg. 
Było za późno. 
Zerwałem się z łóżka i rzuciłem do szafek. Przetrząsnąłem kilka szuflad w poszukiwaniu konkretnej rzeczy. Teraz ich zawartość leżała na podłodze, ale to również był nie mój problem. 
Na dnie najniższej półki odnalazłem znajome opakowanie i zapalniczkę. Nie miałem humoru ani chwili dłużej czekać, więc rozerwałem je niezdarnie. Otworzyłem okno na ościerz i wspiąłem się na nie z potrzebnymi mi rzeczami w ręku. Zimny wiatr uderzył we mnie gwałtownie. Już dawno nastała noc, okolicę rozświetlały tylko liczne latarnie przy ulicy. Przejechałem dłonią po włosach i odnalazłem ręką rynnę po lewej stronie. Wspierając się framugą okna, wdrapałem się wyżej. Na dach. 
Nie wiem czemu, ale zawsze lubiłem takie miejsca. Parapety, drzewa, ale najbardziej właśnie dachy. Były tak odcięte od ludzi, w takich momentach jak ten przydawały się najbardziej. 
Opadłem na zimne dachówki. Podniosłem papierosa do ust i podpaliłem zapalniczką. 
Odetchnąłem głęboko kojącym dymem. 
Nareszcie. 


Po kilkunastu minutach uświadomiłem sobie, jak tu jest zimno. Byłem przecież w samych gaciach i koszulce, a była noc. W jesień. W Londynie. 
Podniosłem dłoń, by przeczesać włosy, jak to miałem w zwyczaju. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież mam też mokre włosy. 
Zachoruję i nie pójdę jutro do szkoły. 
Z uśmiechem na ustach spuściłem się po rynnie i wszedłem z powrotem do pokoju. Zamknąłem szczelnie okno i położyłem się zmęczony. Ostatnio źle sypiałem, sen mógłby być dla mnie wielkim wytchnieniem. 
Gdy już czułem, że rzeczywistość oddala się ode mnie, a ja sam zatapiam się w błogim uczuciu, coś mnie z tego wyrwało. Wściekły sięgnąłem ręką do telefonu. Kto o zdrowych zmysłach dzwoniłby o tej godzinie? 
Zdziwiłem się. Nikt nie dzwonił, miałem ustawione tak przypomnienie. Inteligentnie, Styles. 
'Urodziny Caroline' 
- Cholera. - mruknąłem i wtuliłem twarz w poduszkę.
Nie mogę się rozchorować?
Przeanalizowałem cały plan na jutro. Jeżeli tylko Louis się spisze, wszystko pójdzie jak po maśle. 
No właśnie. Louis. 
Tyle razy się kłóciliśmy, ale czuję, że tym razem jest inaczej. Po pierwsze zawsze to ja wygrywałem, a po drugie.. nam obojgu naprawdę zależy? Nie wiem, sam już w sumie nie wiem. 
I tym razem nie mogłem długo zasnąć. Wszystko przez dziewczynę zajmującą większość moich myśli. Może tak będzie lepiej? Z Loui'm będzie bardziej szczęśliwa. Temu nie mogłem zaprzeczyć. Nie wiem od kiedy przejmuje się uczuciami dziewczyny. Teraz to jakoś miało sens. 
Może to, co pomoże mi się od niej uwolnić, to zapewnienie jej tego, czego właśnie potrzebuje? Miłości, bezpieczeństwa. Gdyby tak w końcu się stało.. Złamałoby mnie to. Ale przeszłoby mi, prawda? Bo chodzi mi tylko o to. O wolność.
Tak mi się wtedy wydawało.
Ugh, o tej godzinie mam za ckliwe myśli.
Zacisnąłem powieki, tym razem zmuszając się do snu.


Spojrzałem na zegarek. 6:30. No okej, przynajmniej tyle udało mi się pospać. Raczej nie spodziewałem się tego, żeby ojciec spał. Zwykł wstawać wcześniej, ze względu na firmę i zmiany czasu. Za miejsce zamieszkania uznawał bardziej swój apartament w Los Angeles, niż ten dom tutaj. I dobrze, nie potrzebuję go.
Mimo to poruszałem się na korytarzu jak najciszej. Nie chciałem, żeby mnie usłyszał, mógłby sobie coś dziwnego pomyśleć. Zawsze spałem do późna, dopiero od niedawna.. no właśnie. Uznałby, że coś naprawdę ze mną nie tak, a ja na pewno nie potrzebowałem jego uwagi. Tyle zdecydowanie mi wystarcza.
Dosłownie wstrzymałem oddech przy jego biurze. Musiał tam siedzieć, a jedynie tędy mogłem dojść do schodów.
Usłyszałem głosy, rozmawiał przez telefon. Przystanąłem zaciekawiony, gdy nazwał rozmówcę 'kochaniem'.
- Nie wiem kotku, ostatnio sprawia coraz więcej kłopotów. Z ocenami coraz gorzej, choć mogłoby się wydawać, że gorzej być właściwie nie może. - to o mnie. - Wczoraj pierwszy raz wrócił po balu bez dziewczyny! - aż wrzasnął. Naprawdę aż tak go to obeszło? Przewróciłem oczami. Taka mała rzecz, a tyle może zmienić.
Cisza. Kobieta musiała przejąć głos.
- Nie wiem, Kylie. Nigdy tak się nie zachowywał, zawsze był typem.. no wiesz. - westchnął. - Tu chodzi o przyszłość całej firmy! - podniósł głos. - Nie mogę mieć niczego w niepewności.. dlatego zrozum, muszę zniszczyć to, lub kogoś.. co go tak dekoncentruje.
Wyprostowałem się z mojej nachylonej pozycji z wytrzeszczonymi oczami. Dzięki za zaplanowanie przyszłości, ojciec.
Nagle zebrało mi się na wymioty.



- Powtórz od początku, nie chcę, żebyś cokolwiek spieprzył. - zlustrowałem wzrokiem Tomlinsona, który przestępował nerwowo z nogi na nogę. Odetchnął głębiej i wsadził dłonie w kieszenie spodni.
- Zabiorę ją do Nando's. - zachłysnął się powietrzem. - Albo wiesz, lepszy będzie ten bar jogurtowy! O taak! - podskoczył podekscytowany. Cofnąłem się lekko, nie wiadomo co jeszcze ten debil mógł zrobić. - Uwielbia jogurty z polewą karmelową.
- Super. - prychnąłem. - Może być. No i co dalej?
- Trochę później odprowadzę ją do domu i .. - uśmiechnął się chytrze. - jakoś zmuszę do tego, żeby wpuściła i mnie do środka. A wy już tam będziecie.
- Zgadza się. - westchnąłem. - Idź. To jej dzień.
Chłopak momentalnie podbiegł do swojej dziewczyny, która siedziała na kanapie obsypana przez życzenia od wielu ludzi. Lokalne święto, kurwa.
Tak, pogodziłem się z Loui'm, zawsze tak to się kończy. A z resztą mieliśmy coś do zrobienia. Chłopak od dawna stresował się przed tym dniem, nie miał pojęcia co zrobić. A ja, oczywiście pomogłem, bo kto inny zna się lepiej na imprezach? No i poza tym, zależało mi. Miało jej się podobać, miała być szczęśliwa.



* Caroline's pov *



- Oh dziękuję! - wytrzeszczyłam oczy na dużej wielkości prezent. Chłopak, który mi go dał, ledwo znany był mi z widzenia. Nie byłam nawet pewna jak ma na imię. Wiedziałam tylko, że był w naszej drużynie koszykarskiej.
- Nie ma za co, Car. I jeszcze raz wszystkiego najlepszego! - krzyknął, na co co najmniej połowa korytarza mu zawtórowała. Uśmiechnęłam się lekko. Brunet przyciągnął mnie w uścisku i chyba nie chciał puścić.
Powietrza!
- Myślę, że wystarczy. - usłyszałam tak dobrze już znany mi głos przy uchu. Mięśniak odsunął się ode mnie niechętnie, odepchnięty przez Loui'ego. Zmieszany odwrócił wzrok i odszedł, pocierając swój kark.
- Dziękuję, prawie się udusiłam. - Lou roześmiał się i przytulił, całując mnie przed tym.
Taak, ten dzień był cudowny.
- Zabiorę Cię dziś do pinkberry, dobrze?
Pokiwałam zgodnie głową i uśmiechnęłam się szeroko. Zabrzmiał dzwonek na lekcję, więc cmoknęłam go w usta po raz ostatni i oddaliłam się do mojej sali.


- Car! - wrzasnął Niall, gdy tylko zobaczył mnie w klasie. Co z tego, że w sali znajdował się już nauczyciel? I tak go to nie obeszło.
Blondyn wyskoczył w krzesła i podbiegł do mnie w ekspresowym tempie, przytulając i unosząc do góry.
- Wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczęścia.. - darł się, jednak profesor postanowił zainterweniować:
- Panie Horan, proszę usiąść na miejsce. Złoży pan życzenia koleżance na przerwie. - odezwał się sucho.
- Ale proszę pana, Caroline ma dzisiaj urodziny! - wyszczerzył się i nie zważając na karcący go wzrok faceta, okręcił mnie jeszcze raz wokół własnej osi.
- W takim razie wszystkiego najlepszego, panno Parks. - wysyczał. Uznałam to za polecenie, bym wreszcie usiadła. - Lekcja już się rozpoczęła.
Posłusznie więc usadowiłam się na krześle obok blondyna. Lekcja przebiegła zdecydowanie szybko, głównie za zasługą mojego przyjaciela.
- Argh Niall, jesteś niemożliwy! - wypadliśmy wraz z tłumem na korzytarz. 
- Wiem, ale to dlatego, że Ciebie kocham! - wydarł się, przytulając mnie dzisiaj po raz setny. Zaśmiałam się cicho i pocałowałam go w policzek. Szybko złapałam kontakt wzrokowy z Loui'm, który stał po drugiej stronie przejścia. Zlustrował nas wzrokiem, po czym gdy uświadomił sobie, że to tylko Horan, odwzajemnił uśmiech, wracając do rozmowy. 
Louis ufał Niall'owi. Czemu Harry'emu nie? 
Pomijając dość silny argument, że Styles'owi po prostu nie da się i nie można ufać, to.. No dobra, to było pytanie retoryczne.





No to koniec. :) Mam nadzieję, że jest w porządku. Dodany z opóźnieniem, bo.. sami wiecie. No ale jest, a to się chyba liczy.
Chodzi mi dokładnie o to, żeby pokazać, że Caroline to bohaterka inna, dziękuję, że zauważyliście :)
O to Ci chodziło, jennis10? Może tak być? Przedstawiłam trochę problemów Harry'ego z ojcem, daj znać x
Dziękuję każdemu kto komentuje, to naprawdę kochane. 

Jeżeli chcesz być informowany, dodaj ten blog do obserwowanych na bloggerze
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować!

Dziękuję misie, kocham was
xx

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 17

Zaciągnąłem się powietrzem i ruszyłem do przodu. Coś we mnie pękło, tego było za dużo. Para była za bardzo zajęta sobą, by zauważyć moją obecność. Dlatego poklepałem Loui'ego po ramieniu, by zwrócić na siebie ich uwagę. Gdy oderwali się od siebie zaskoczeni, przybrałem najbardziej fałszywy uśmiech, jaki mi się wtedy udał.
- Harry? - zaczął Lou. No tak, zapomniałem się odezwać.
- No brawo, stary. Wygrałeś, zakład się już chyba skończył, to jak? Idziemy może na jakąś prawdziwą imprezę? - podniosłem jedną brew, udając wyluzowanego. Mina Caroline mówiła sama za siebie. - No w końcu dawno na żadnej nie byliśmy, trzeba to nadrobić. - ponownie poklepałem kumpla po ramieniu.
- Harry.. - wysyczał Louis. Oh, wreszcie załapał. Wzrok dziewczyny wędrował w kółko z mojej na jego twarz. Naprawdę nie wiedziała zupełnie nic? 
- Lou, o co chodzi? - wreszcie się odezwała. 
Teraz zabawa się zaczyna. Chłopak spojrzał się na mnie wyczekująco, ale ja nie zamierzałem odchodzić. Nie teraz. 
- Car, to nie tak.. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. - wykrztusił. 
- Powiedz o co chodzi! - nerwowo przeczesała włosy dłonią.
- No dalej! - ponaglałem. Uśmiechałem się szeroko, cieszyłem się na samą wizję zrywającej pary.
- Zamknij się, debilu. - zreflektował się Louis, gromiąc mnie wzrokiem. Spojrzał się ponownie na dziewczynę i ujął jej dłoń między swoje. - Posłuchaj, kochanie. Na początku roku.. - przełknął głośno ślinę. - Harry założył się ze mną, że będzie Cię miał już na tym balu. Ja utrzymywałem, że mu się nie uda. - nerwowo przygryzł wargę, przybliżając się jeszcze bardziej do blondynki. Ku mojemu zdziwieniu nic z tym nie zrobiła.
- I to wszystko? - Caroline prawie zadławiła się łzami. No to w końcu jak jest? Ruszyło ją to czy nie?
- Tak. - odpowiedział na wydechu. Dziewczyna przeniosła pytająco wzrok na mnie.
- No niby tak. - pokiwałem automatycznie głową.
Blondynka wytarła mokre policzki i uśmiechnęła się lekko.
Co?!
- Okej. - wzruszyła ramionami.
- Naprawdę? Wszystko w porządku? - Louis objął ją w talii.
- Tak. - wykrztusiła. - Myślałam, że to coś gorszego. - pokiwała zrezygnowana głową. - Też od początku nie byłam z Tobą szczera, Lou. Ale to nie ma znaczenia teraz. - ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie. Chłopak uśmiechnął się szeroko i pokiwał energicznie głową. Pocałował ją czule w czoło.
Wtedy coś we mnie pękło. Jednak nie było to uczucie, które mogłem porównać z tym sprzed chwili. Nie chodziło już o żal, ale o złość.



* Caroline's pov *



- Jesteście słodcy do porzygu. - splunął Harry. Zatrzepotałam rzęsami. Okej, z czymś takim jeszcze się nie spotkałam.
- Myślę, że powinieneś sobie pójść. - wysyczał Louis. Widać, że miał go już wyraźnie dość. Nie dziwię się. Chłopak już tyle razy próbował zniszczyć nasz związek i tym razem prawie mu się udało.
Jednak Styles kontynuował jakby wcale nie słyszał kumpla:
- O co w tym wszystkim chodzi? - wymachiwał rękoma w powietrzu. - Miłość. - rzucił z pogardą. - Nie istnieje, słyszysz, kurwa? - tym razem rzucił się w moją stronę. Lou zasłonił mnie sukcesywnie ciałem, dzięki czemu nie musiałam spotykać się z odrazą w oczach Harry'ego. Zachowywał się jakby był w obłędzie. - Chce Cię tylko zaliczyć, nic innego się nie liczy! - wrzasnął na tyle głośno, że byłam pewna, iż każdy na dyskotece akurat to zdanie usłyszał. No super.
Louis momentalnie rzucił się na chłopaka, okładając go z każdej strony pięściami. Poczułam, że moje policzki znowu robią się mokre od łez. Nie mogłam zliczyć ile razy bili się już ze względu na mnie.
Czułam się z tym źle.
Tommo wykrzykiwał w jego stronę obelgi, ale też próbował udowodnić mu, że to nieprawda. Że mnie kocha.
Bo kocha. Tak?
Harry wykorzystał moment zdezorientowania mojego chłopaka. W momencie gdy odwrócił na chwilę głowę, zaskoczony moim coraz głośniejszym płaczem, lokowaty zsunął go z siebie i szybko podniósł na nogi. Przyparł go wysoko do kolumny, tym samym przyduszając.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że muszę coś zrobić, bo to się źle skończy.
Wokół nas uzbierała się spora grupka gapiów. Jak to zwykle. Bójka nie mogła obejść się bez widowni.
Sama siebie zaskoczyłam, gdy z mojej krtani wydarł się dziwny jęk:
- Harry!
Nie podziałało. On był zanurzony w swoim świecie. Musiałam działać bardziej radykalnie.
Pociągnęłam mocno za jego prawe ramię i wreszcie zyskałam ułamek jego uwagi. Otworzył lekko usta i przeniósł na mnie wzrok. Odciągnęłam go od chłopaka, używając całej mojej siły. Inaczej nawet by nie drgnął.
Nadal miał zaciśnięte pięści, które teraz opuścił po bokach swojego ciała.
- Harry, przestań. Nie możesz. - krztusiłam się słowami. Pocierałam palcami jego policzki, przybliżając go do siebie.
Był zaskoczony.
Potrząsnął nerwowo głową i jakby oprzytomniał. Rozluźnił napięte mięśnie. Odetchnął głębiej i niespodziewanie oparł swoje czoło o moje.
Teraz to ja byłam zaskoczona.
Louis wreszcie podniósł się z ziemi i w jednej chwili doskoczył do nas, odciągając mnie na sporą odległość od Harry'ego. Wziął mnie za rękę i mocno pociągnął w stronę samochodu. Spojrzałam się na niego ostatni raz przez ramię. Zielonooki stał po środku zamieszania zdezorientowany, w bezbronnej postawie. Przełknęłam gulę w gardle i przytuliłam się do ciepłego ramienia Loui'ego.


- Dziękuję Louis, było cudownie. - ścisnęłam mocniej jego dłoń, gdy żegnaliśmy się pod moim domem. - Również za to, że wstawiłeś się za mną.
Brunet uśmiechnął się lekko.
- To ja dziękuję, Car. Kocham Cię. - moje wszelkie wątpliwości rozwiały się, gdy przyciągnął mnie stanowczo do siebie i pocałował namiętnie. Zanim zdążyłam się zorientować, chłopak odsunął się już ode mnie i podreptał do samochodu. Odwrócił się tylko na chwilę do mnie, posyłając ciepły uśmiech i odjechał. Nadal stojąc na zewnątrz, wystawiona na zimny wiatr, odezwałam się:
- Też Cię kocham.



Zatopiłam głowę w poduszce, gdy usłyszałam nieznośne odgłosy dochodzące z kuchni. Dzisiaj szkoła?
Cynamonowy zapach podrażnił lekko mój węch, więc naciągnęłam na siebie jeszcze większy skrawek kołdry. Co jest?
Na korytarzu usłyszałam kroki. Zmarszczyłam nos, próbując odgonić od siebie dziwne myśli, które zakłócały mój płytki sen.
Ciche skrzypnięcie drzwi. Uh, niech ktoś je naoliwi.
- Caroline.. - znajomy głos skutecznie wyrwał mnie z tego dziwnego stanu. Otworzyłam szeroko oczy, gdy ujrzałam pochyloną nad sobą ciocię z tortem w rękach.
- Ciocia! - pisnęłam i przytuliłam się do opiekunki.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie!
Zmarszczyłam zdezorientowana brwi. Kobieta pokiwała rozbawiona głową.
- Twoje urodziny! - wcisnęła mi prawie pod twarz ciasto, które mocno pachniało cynamonem. Aha.
Chwila, co?
- Ojej, zapomniałam. - złapałam się za głowę. Z tego wszystkiego zupełnie się nie przygotowałam. Nie zaprosiłam żadnych gości na imprezę, ba, w ogóle jej nie planowałam. No i co teraz?
Teraz trudno. Obejdzie się bez balangi.
Po ubraniu się zeszłam szybko na dół. Tort na śniadanie, taka nasza mała tradycja z ciocią.
- Jak Ci smakuje? - zapytała się, gdy nakładałam sobie już trzecią porcję.
- Jak widzisz. - roześmiałam się. - Przepyszny, dziękuję.
Gdy godzina odjazdu mojego autobusu niebezpiecznie nadciągała, pożegnałam się z ciocią i ruszyłam na przystanek z perspektywą dwóch wersji tego dnia.
Odjazd albo totalna klapa.





Yay, no hej kochani :) Jak widzicie, rozdział może i krótszy od poprzedniego, ale mam wrażenie, że fajniejszy. No chyba.
Udało wam się! 16 komentarzy pod poprzednim postem. Hahahaha wykminiłam Cię anonimku i wiem, że jesteś jedną osobą, aleee czy to musi oznaczać coś złego? W sumie to dla mnie znak, że komuś naprawdę zależy na następnym rozdziale na tyle, żeby wchodzić co jakiś czas i zostawiać krótki komentarz, które dobije do oczekiwanej przeze mnie liczby :) to urocze, dziękuję <3
Dajcie znać, jak wam się podobało, bo to ważne! Komentarze motywują x


Jeżeli chcesz być informowany, dodaj ten blog do obserwowanych na bloggerze
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować!


Dziękuję za wszystko skarby, ilysm.
xx



niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 16

Westchnęłam głębiej, gdy opuściłam ciężkie torby na podłogę w domu. Przeszukałam wszystkie na kolanach, ale nie mogłam znaleźć rachunku.
Louis go pewnie zabrał. Super. Zapłacił za moją sukienkę, więc chciałam wiedzieć ile mu oddać, bo nie dał mi jak na razie nawet wyjąć portfela.
Skąd ma kasę na mnie skoro sam siedzi po uszy w długach?! Wkurzało mnie to, musiałam z nim o tym porozmawiać.
Zdjęłam kurtkę i buty, i poszłam odruchowo do kuchni. Pod stopami poczułam ciepło kafelków. Jak dobrze jest mieć ogrzewanie w podłodze.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Niepokojący stosik talerzy i sztućców leżał w zlewie. Zebrałam włosy gumką i zabrałam się za zmywanie. Cioci nie było od dłuższego czasu, dlatego przestałam zwracać na to uwagę. Miała przyjechać tuż przed balem.
Nagle mój telefon zabrzęczał w tylnej kieszeni moich spodni. Wytarłam pospiesznie ręce w ścierkę i wyjęłam smartfona. Na wyświetlaczu widniała nazwa dzwoniącego. 'Ciocia :)'. Uśmiechnęłam się i odebrałam. Już po kilku chwilach czułam, że w przeciwieństwie do mnie, była w złym nastroju.
- Hej, kochanie. Jak sobie radzisz? - zapytała z troską. Czuła się winna?
- Dobrze. - odpowiedziałam krótko i oparłam się dołem pleców o blat. - Coś się stało?
- Tak.. bo widzisz.. Nie zdążę przyjechać w sobotę.
Oh.
- No.. okej, nic się nie stało. - tak naprawdę już czułam łzy w kącikach oczu. Szybko je otarłam, jakby ktoś miał je zobaczyć.
Ale nikogo nie było w domu.



Przeglądałam w zniecierpliwieniu internet. Ostatnio dużo myślałam o tym, jak mogę pomóc Loui'emu. I wymyśliłam.
Problem tkwił w tym, że nie mogłam znaleźć nikogo w mojej okolicy, kto poszukiwałby akurat opiekunki do dzieci. Pocieszałam się tym, że początki są zawsze najtrudniejsze. Gdybym znalazła chociaż jednego zainteresowanego, poszło by z górki.
Przygryzłam mocniej dolną wargę. Możliwe, że tym razem się uda. Zacisnęłam mocniej oczy i odetchnęłam głębiej.
Zawsze lubiłam dzieci i.. w ten sposób coś bym zarobiła. Było warto.
- Dzień dobry. - pisnęłam do słuchawki. Kurczę, nie tak miało wyjść.
- Jannet Ellis po tej stronie, słucham?
- Um, zobaczyłam pani ogłoszenie w internecie na temat opiekunki.. - zaczęłam coraz pewniej.



Zacieśniłam ucisk na pasku mojej torebki, gdy nacisnęłam dzwonek do drzwi posiadłości. Kobieta chciała spotkać się praktycznie w tej chwili. Miała ze mną porozmawiać na temat warunków i zobaczyć jak początkowo sobie radzę na jej oczach. I ewentualnie mnie 'zatrudnić'.
Wypuściłam z ust mały kłębek pary, gdy ktoś otworzył mi furtkę. Robiło się coraz zimniej, a było późno.
Dom nie różnił się dużo od mojego własnego. Może był trochę mniejszy, ale również dało się wyczuć tą znajomą aurę bezpieczeństwa. Zaledwie przeszłam kilka kroków po wybrukowanej ścieżce, drzwi frontowe otworzyły się z rozmachem. Stała w nich kobieta, na oko po 40-ce, ubrana w biurowy strój, z dużą ilością czerwone szminki na ustach i rozwianymi, farbowanymi na czekoladowo włosami. Trochę nie pasowało.
- Dzień dobry. - powiedziałam głośno.
- Tak, dzień dobry. - uśmiechnęła się ciepło, co momentalnie odjęło jej kilka lat. - Wejdź proszę. - odsunęła się na bok. Weszłam powoli, a ona zatrzasnęła za mną szybko drzwi. - Zimno jest na dworze. - wytłumaczyła się. Pokiwałam głową i zdjęłam z siebie odzienie. - Herbaty? Kawy?
- Herbatę poproszę. - odwzajemniłam uśmiech. Zaplotłam nerwowo palce przed sobą i czekałam, aż pani Ellis zaprowadzi mnie do salonu.
Czy gdziekolwiek miałyśmy rozmawiać.
Jak przewidywałam, brunetka wróciła do mnie z kubkami ciepłego napoju i poprowadziła kilka pokoi dalej. Otworzyła drzwi łokciem i postawiła szklanki na drewnianej ławie pośrodku. Naprzeciwko niej stała skórzana kanapa. Przy drugiej ścianie na szafce stał plazmowy telewizor. Prostopadła ściana została wyburzona i zastąpiona całkowicie szkłem. Pomieszczenie nie było za duże, ale to zdecydowanie optycznie je powiększało. Kobieta usiadła i skinęła głową, bym postąpiła podobnie. Trochę niezręcznie usadowiłam się obok niej. Przecież właściwie nie znałam tej kobiety.
Pani Ellis rozpoczęła wymieniać wszystkie warunki, które muszę spełnić oraz kiedy właściwie miałabym się zajmować jej dzieckiem. Minusem tej pracy było jedynie to, że kobieta często potrzebowała pomocy nagle i bez uprzedzenia. Musiałam to jakoś przełknąć.
Zaznaczyła również, że mogę zabierać jej syna do swojego domu, jeżeli tak wolę. Byle na czas odstawiałabym go tu z powrotem. Czasami mogło nie być jej godzinami, ale tego się akurat spodziewałam.
Gdy powiedziała, ile początkowo, by mi płaciła, zachłysnęłam się powietrzem. 5 funtów za godzinę to spora suma. Jak dla mnie. Dzięki temu zyskałam jeszcze więcej chęci do roboty. Do końca jej monologu, uśmiechałam się przyjaźnie.
Brunetka wydała mi się bardzo sympatyczna, wyrozumiała, ale pragnęła by jej synem, zajmował się ktoś odpowiedzialny. Rozumiałam to i byłam mu to w stanie zapewnić.
- Choć, przedstawię Cię. - ścisnęła pokrzepiająco moją dłoń i wstała, by po chwili udać się do pokoju obok. Cichutko podążyłam za nią. Nacisnęła klamkę i po chwili odchyliła drewnianą powłokę.
- Eric, patrz kto przyszedł. - przeniosłam wzrok na czterolatka, skulonego na łóżku. Na dźwięk słów jego mamy, odwrócił się szybko zaciekawiony. - To Twoja nowa opiekunka. - pani Ellis uklękła przy nim i wskazała na mnie dłonią. Uśmiechnęłam się ciepło i przykucnęłam obok.
- Hej Eric, miło Cię poznać. Jestem Caroline. - jego mała dłoń uścisnęła lekko moją. - Ale możesz mówić mi Car.
- Cześć. - odpowiedział i wyszczerzył się. Kobieta odetchnęła z ulgą i odwzajemniła mój uśmiech.
- Jest już późno, więc idź spać. - ucałowała go w czoło i zgasiła światło w pokoju. Wyszłyśmy po cichutku, a ja spojrzałam na nią zszokowana.
- Wiem, że miałaś mi pokazać jak się sprawujesz i tak dalej.. ale chyba tyle mi wystarczy. Eric od razu Cię polubił, może masz to coś. - mrugnęła do mnie. - Poza tym po rozmowie już stwierdziłam, że jesteś wprost idealna dla moich oczekiwań. - oh, to było miłe. Uśmiechnęłam się niezręcznie. Poczułam jak policzki lekko mnie pieką, więc postarałam się przyspieszyć pożegnanie. Umówiłam się z panią Ellis na kilka terminów, ale poza tym obiecałam pozostać w dyspozycji.
- Do widzenia, pani Ellis. - powiedziałam już w drzwiach.
- Oh, mów mi Jannet. - rzuciła i gdy byłam już za furtką, zamknęła drzwi.
Czułam się lepiej.



Poprawiłam włosy przed lustrem, przeglądając się po raz ostatni. Wygładziłam sukienkę i wreszcie wyszłam z mojej łazienki. Beth stała już przy moim łóżku, przebrana w swoją fioletową kreację.
- Kochana, wyglądasz.. jeszcze lepiej, niż gdy ją kupowałyśmy. - wypaliłam i przytuliłam się mocno do przyjaciółki. Naprawdę tak sądziłam. Wyglądała niesamowicie.
- Ty też. - wyszeptała i uścisnęła mnie nawet mocniej. Założyłyśmy na stopy szpilki, które wcześniej ustawiłyśmy obok siebie przy ścianie. Bethanie podniosła z łóżka kopertówkę, do której wsadziłam telefon. Postanowiłam nie brać nic więcej, poza tym torebka tylko by mi przeszkadzała. Brunetce jakoś nie zawadzał dodatkowy ciężar, więc wydawało się to być rozsądnym rozwiązaniem.
Wreszcie zabrzmiał długo przez nas wyczekiwany dźwięk dzwonka do drzwi. To chłopcy. Zawsze to moja ciocia nas przygotowywała i otwierała chłopakom, ale tym razem widocznie musiało być inaczej. Wyrzuciłam negatywne myśli z mojej głowy i powolnymi krokami zeszłam ze schodów. Poczekałam na dole na dziewczynę, która trochę gorzej jeszcze radziła sobie z chodzeniem na obcasach po schodach. Wzięłam ją pod rękę i otworzyłam szybko drzwi.
Stali ramię w ramię. Zayn z idealnie wymodelowanymi włosami, wyprostowany, szczerzył się do swojej dziewczyny. Przeniosłam wzrok na chłopaka obok. Jego fryzura była misternie poburzona, krawat lekko wygnieciony, a ręce włożone w kieszenie spodni. Pewnie uśmiechał się, przekrzywiając lekko głowę. Momentalnie sama również szeroko się uśmiechnęłam i przyciągnęłam go do siebie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam mocno. Przytulił mnie w talii. Oderwaliśmy się od siebie, oddychając ciężko. Położyłam głowę na klatce Loui'ego i obserwowałam parę obok. Wyglądali o wiele poważniej, spokojniej. Zayn ujął dłoń Beth i pocałował lekko w policzek. Dziewczyna jak zwykle zarumieniła się i opuściła wzrok. Chłopak poprowadził ją do samochodu ustawionego na krawężniku. Podniosłam wzrok na Lou. On również złapał mnie za rękę i splótł nasze palce. Szybszym krokiem udaliśmy się za parą.
Tak, zdecydowanie się różniliśmy.


Chłopcy otworzyli nam drzwi po obu stronach samochodu, gdy byliśmy już przed szkołą. Bal miał się odbyć na dużej auli na parterze.
Otworzyli w niej wszystkie drzwi, a na zewnątrz porozwieszali bladożółte lampki. Dawało to piękny klimat, zwłaszcza, że naokoło posadzone były młode drzewka. Posprzątali trawę, dzięki czemu nie znajdowały się teraz na niej kupki liści.
Środek sali przystrojony był bibułą i tiulem na ścianach. Dj skrywał się w rogu pomieszczenia, światła omiatały je w kółko. Rzadki dym okrywał nasze buty. Zaciągnęłam się gęstym powietrzem i poszerzyłam uśmiech. Wyczułam obok siebie obecność chłopaka. Objął mnie w talii i poprowadził w tłum. Widziałam jak bardzo starał się, by zrobić mi przyjemność. Nie lubił tańczyć, ale na takich zabawach, to był praktycznie obowiązek. Jak to zawsze na początku muzyka była typowo klubowa i szybka.


Skierowałam się do bufetu po godzinie męczącego tańca. Sama nie byłam jego wielką zwolenniczką, ale z takim chłopakiem wszystko było przyjemne.
Sięgnęłam po poncz, który po chwili wypełnił mój kubek. Podniosłam go do ust i obróciłam się, rozglądając za Beth, bądź Niall'em. Louis gadał z jakimiś chłopakami w rogu, dałam mu chwilę wytchnienia. Po chwili ujrzałam Zayn'a i Bethanie, rozmawiających z inną parą niedaleko. Brunetka opierała się na ramieniu mulata. Tak, to było urocze. Uśmiechnęłam się pod nosem i pociągnęłam kolejny łyk. Przecisnęłam się przez kolejną grupkę w poszukiwaniu przyjaciela. Udało mi się go odnaleźć dopiero po okołu pięciu minutach. Stał sam, również popijając poncz.
- Niall, cześć. - odezwałam się, by zwrócić na siebie jego uwagę. Wyszczerzył się i podszedł do mnie pewnie.
- Hej, Car. Ślicznie wyglądasz. - pokiwał głową.
- Dzięki. Ty też dobrze się prezentujesz. - Niall ubrany był w szary garnitur, pod spodem miał białą koszulę. Włosy jak zwykle ułożone do góry, naprawdę mu to pasowało. Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi na mój komplement.
- Gdzie Louis? - wypalił. Muzyka trochę ucichła, dzięki czemu nie musieliśmy już jej przekrzykiwać.
- Rozmawia.. gdzieś tam. - objęłam gestem ręki całe pomieszczenie. Blondyn wybuchł głośnym śmiechem. - A Angie? Jesteście razem, prawda?
- Tak.. pytasz o bal, prawda? - poruszył się trochę zdenerwowany.
- Tak, ale.. tak na poważnie, to.. jesteście razem? Ogółem?
- No tak.. - pokiwał głową i posłał mi ciepły uśmiech.
- Cieszę się. - potarłam jego ramię, po czym rzuciłam mu krótkie pożegnanie.
Ledwo odwróciłam głowę i już napotkałam zielone, błyszczące oczy. Zatrzymałam się na chwilę. Już ich nie widziałam. Um? Potrząsnęłam głową i poprawiłam włosy.
Zaczęły lecieć wolniejsze kawałki, czas żebym znalazła Loui'ego.



* Harry's pov *



Zobaczyłem ich, gdy tylko weszli.
Włosy blondynki opadały kaskadami na jej ramiona i plecy. Miała na sobie czerwoną sukienkę bez ramiączek. To, że wyglądała cudownie było stanowczym niedopowiedzeniem. Wstrzymałem oddech, gdy zaczęła kołysać biodrami przy ciele mojego przyjaciela.
Cholera.
Przygryzłem mocno wargę, starając się odwrócić wzrok.


Z głośników popłynęła smętna muzyka. Oh zanosi się na klejenie się do siebie par. Przezornie przecisnąłem się do jednego z wyjść na 'ogród'.
Tak, przyszedłem sam. Tak, po raz pierwszy. Po prostu nie czułem ochoty, aby zaprosić jakąkolwiek dziewczynę, która nie miałaby być nią. Coś takiego znając mnie, wiązałoby się ze wspólną nocą, na co zupełnie nie miałem ochoty.
Odłożyłem kubek na murek i oparłem się barkiem o jedną z kolumn. Podniosłem wzrok na gwiazdy. Jednak wróciłem wzrokiem na coś stojącego niedaleko mnie. A raczej na kogoś. Znajoma para poruszała się wolno w rytm muzyki, szepcząc coś sobie na ucho. Caroline zachichotała wdzięcznie, odchylając głowę do tyłu.
Ich twarze zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Po raz chyba setny dzisiaj przestałem oddychać. Wyprostowałem się, odrywając od muru. Louis naparł zachłannie na usta Caroline, która w dodatku pogłębiła pocałunek.
Po raz pierwszy odgrywali coś tak namiętnego przynajmniej przy mnie.
Nie wiem ile to trwało.
Wiem, że bolało.
Tam w środku.
Jak nigdy.




KABOOM. Hej :) Mam nadzieję, że spełniłam wasze oczekiwania, bo duh olałam test z chemii, specjalnie dla was (: a moja sytuacja akurat z tym przedmiotem można powiedzieć.. jest zła xD i tyle. No ale: kocham pisać, a przede wszystkim dla was x
Co do komentarzy, no to powiem, że jakoś wam wyszło haha :) Nie będę narzekać, jesteście niesamowici <3 no więc przytrzymam warunek 15+, ale nie martwcie się, będzie to jakoś płynnie szło, mam nadzieję.

Jeżeli chcesz być informowanym, dodaj ten blog do obserwowanych na bloggerze
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować!


Wesołych urodzin Zena! Nie mogę uwierzyć, jaki z niego staruch.
Ilysm.
xx

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 15

- Myślę, że powinnaś wybrać taki fason. - Beth podniosła z kanapy jedną z wcześniej wybranych przeze mnie sukienek. Pokiwałam lekko głową i zawiesiłam wzrok na kreacji.
- Jakie kolory są dostępne? - przygryzłam dolną wargę, przenosząc wzrok na przyjaciółkę. 
Po lekcjach postanowiliśmy z Lou od razu pójść na zakupy. I tak jakoś wyszło, że wylądowaliśmy tu z Beth i Zayn'em. Może to dobrze, nikt inny jak ona nie doradziłby mi w takich sprawach. Poza tym to od zawsze była nasza tradycja. 
Dużo się pozmieniało, ale starałam się za wszelką cenę podtrzymać tą przyjaźń. 
- Jest błękitna, fiołkowa i czerwona. - dziewczyna zaczęła szperać w wieszakach. - Osobiście doradzam Ci błękitną. Pasuje Ci do oczu. - uśmiechnęła się ciepło. 
- Louis lubi czerwony. - wypaliłam. Uśmiechnęła się szerzej, a ja momentalnie się zarumieniłam. 
- Niech będzie czerwony. Jest bardziej seksowny. - pokiwałam rozbawiona głową i odebrałam od niej suknię. Zawiesiłam ją w przebieralni i wróciłam do Bethanie. 
- Myślę, że powinnaś wziąć ciemno-fioletową. Co do fasonu.. - ułożyłam ista w dzióbek, przeglądając różne kreacje w specjalnym katalogu. 
- Wolałabym jakąś dłuższą. - powiedziała i przysiadła się do mnie na sofę. Chłopcy czekali w drugiej części sklepu na to, aż się im zareprezentujemy. 
Wymierzyłam w jeden obrazek palcem i podniosłam na nią wzrok. Pokiwała energicznie głową. Podniosłam się z kanapy, aby poszukać jej na składzie. Gdy ją znalazłam, podałam ją szybko Beth, abyśmy mogły się już przebrać.
Przejrzałam się w lustrze. Sukienka nie miała ramiączek, a dekolt układał się w serce. Sięgała połowy ud. Miała pasek w talii, rozszerzała się pod nim, tym samym śmiesznie falując, gdy ruszałam biodrami. W domu miałam już podobnego koloru szpilki, które świetnie by się z nią zgrywały. Uśmiechnęłam się do własnego odbicia. Powinno się spodobać Loui'emu.
- Beth? - odezwałam się cicho, stojąc przed zasłonką do jej przebieralni. Nie odpowiedziała. - Przebrałaś się już? - w odpowiedzi dostałam ciche mruknięcie. Odsunęłam ciężką firankę i ujrzałam dziewczynę w długiej sukni aż do ziemi. Prezentowała się niesamowicie. - Beth, wyglądasz prześlicznie! - spojrzałam na jej twarz. Jej się nie podobało? Wyglądała jakby za chwilę miała się rozpłakać. - Mała.. co jest? - przybliżyłam się do przyjaciółki.
- Nie wiem, Car. Ja.. Co jest ze mną nie tak? - wychlipała. Zmarszczyłam zdziwiona brwi. - Nawet nie wiesz ile dałabym, żeby wyglądać jak Ty.. - burknęła i minęła mnie, unikając specjalnie mojego dotyku. Pokiwałam zrezygnowana głową.
- Jesteś śliczna. Dlaczego tego nie widzisz? - szepnęłam.
- Jasne. - wydusiła. - Ty zawsze i tak będziesz mi to mówić. Nikt inny.
- O to właśnie chodzi?
- Tak, o to. - oparła się plecami o ścianę i odwróciła wzrok. Podeszłam do niej i złapałam ją za dłoń.
- To chodź. Pokażesz się chłopakom i zobaczysz.
Beth wróciła wzrokiem na moją twarz i westchnęła lekko. Wyprostowała się i wygładziła sukienkę. Poszłam przed nią, pierwsza im się ukazując. Teatralnym gestem zwróciłam ich uwagę na przyjaciółkę, która pojawiła się tuż za mną.
Posłałam im porozumiewawcze spojrzenia.
- No stary, jesteś szczęściarzem. - Louis poklepał Zayn'a po plecach, gdy oboje wstali z kanapy, by zabić lekkie brawa dziewczynie.
- Wiem. - mulat przygryzł dolną wargę, co spotkało się z rumieńcami Bethanie. Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu i wreszcie napotkałam wzrok mojego chłopaka. Pozostała dwójka zajęła się sobą. Louis podszedł do mnie powoli, lustrując dokładnie wzrokiem. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, gwałtownie objął mnie w talii i przycisnął do siebie. Zachichotałam lekko.
- Nono, będę Cię musiał tam pilnować. Teraz nikt się Tobie nie oprze. - wychrypiał do mojego ucha, na co zaśmiałam się jeszcze głośniej. Cmoknęłam go w usta i odsunęłam stanowczo.
- Kupię tą sukienkę, okej?
- Dobrze. - uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób, który był zarezerwowany tylko dla mnie.
- A później wybierzemy się do sklepu obok. Po coś dla Ciebie. - puściłam mu filuternie oczko i momentalnie zesztywniał. O tak, Louis nienawidził eleganckich strojów i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę.


- Miałaś rację. - wypaliła Beth, gdy wreszcie usiadłyśmy na miękkich fotelach. Wybranie dla facetów całego stroju zajmowało tyle czasu.. no a zwłaszcza wtedy gdy do akcji wchodził Louis.
Spojrzałam się orientacyjnie na przyjaciółkę. Uśmiechała się szeroko. Promieniała.
- Wiem. - szepnęłam i ścisnęłam lekko jej dłoń.
- No i jak mi? - momentalnie podniosłyśmy głowy, gdy usłyszałyśmy głos Zayn'a. Poprawiał przed nami muszkę, szczerząc się z rozbawieniem. Brunetka pokiwała głową i z uśmiechem wstała, pomagając chłopakowi.
- Gdzie Lou? - zapytałam, bo nie wychodził stamtąd od dłuższego czasu.
- Um, nadal w przebieralni. - Zayn przygryzł ponownie dolną wargę. - Car, lepiej do niego pójdź. Chyba sobie nie radzi. - zachichotał. - Albo się wstydzi.
Zmieszana podniosłam się z siedzenia i podreptałam w stronę przebieralni. Rozejrzałam się wokoło, na szczęście nikogo nie zobaczyłam. W końcu był to sklep dla facetów, nie wiem, jak ktokolwiek zareagowałby, gdybym wparowała do jednej przebieralni.
Westchnęłam pod nosem.
- Louis? - odezwałam się, czekając na szybką odpowiedź. Nie chciałam stać tu za długo jak głupia.
- Tutaj. - odpowiedział mi cicho głos zza jednej z kotar na końcu. Powoli podeszłam do niej i upewniając się, że to właśnie ta, weszłam do środka.
Louis szarpał się z krawatem z zrezygnowaną miną. Miał poburzone włosy i nie mógł nigdzie ulokować wzroku.
Odchrząknęłam lekko, zabierając jego dłonie z dala od jego szyi. Sama zajęłam się zawiązywaniem krawata. Po niecałej minucie skończyłam. Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Jak? - wyjąkał.
Odetchnęłam głęboko i spojrzałam się w jego niebieskie tęczówki.
- Gdy byłam mała, tata uczył mnie.. - na samo wspomnienie zaśmiałam się - To tak jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina.
Brunet posłał mi ciepły uśmiech i odwrócił się przodem do lustra. Było trochę mało przestrzeni, więc lekko odsunęłam się do tyłu, by zrobić mu miejsce. Potarłam dłońmi o ramiona, przyglądając się wyrazowi jego twarzy.
- Wyglądasz przystojnie. - przygryzłam wargę. Nadal nie wydawał się być przekonany. Przytuliłam się do jego pleców i pocałowałam go w miejsce pod płatkiem ucha.Przymrużył lekko oczy i zdjął moje ręce z siebie, tylko po to, żeby po chwili przycisnąć moje nadgarstki do ściany. Pochylił się nade mną i szepnął do ucha:
- Podobają Ci się faceci w garniakach? - podniósł jedną brew rozbawiony. Zatrzepotałam rzęsami i pokiwałam niewinnie głową. Osunęłam się lekko po ściance. Louis przyparł mnie mocniej do niej ciałem. Zatopił się w moich wargach, a ja chętnie oddałam pocałunek. Wplotłam palce w jego włosy i lekko za nie pociągnęłam. Chłopak oderwał się ode mnie na chwilę i przeniósł pocałunki na moją szyję. Oddychałam ciężko, gdy złapał mnie za uda i podniósł. Wrócił ustami do moich warg. Instynktownie oplotłam nogi wokół jego talii i jeszcze bardziej pogłębiłam pocałunek. Pisnęłam, gdy lekko ścisnął moje pośladki. W tej samej chwili zasłona od naszej przebieralni została szybko przez kogoś odsunięta. W tym samym momencie odwróciliśmy w tamtą stronę głowy, aby ujrzeć Zayn'a, który teraz prawie pokładał się ze śmiechu.
- Miałaś mu tylko pomóc.. - udało mu się wydusić między salwami śmiechu. Zażenowana schowałam twarz w zagłębieniu szyi chłopaka, który od razu kazał drugiemu się odczepić. Równie szybko z powrotem nas zasłonił. Przekręcił mój podbródek w swoją stronę i lekko cmoknął mnie w usta. Niesamowicie kontrastowało to z jego zachowaniem sprzed chwili.
Uśmiechnęłam się lekko, nadal się rumieniąc. Spuściłam nogi na ziemię i zmierzyłam go znowu wzrokiem. Nie miałam pojęcia, że włosy Loui'ego mogą być aż tak bardzo potargane.
Oh, i to dzięki mnie.
- Kupujemy. - bąknęłam i wyszłam szybkim krokiem z przebieralni.




Heeej kochani :) Nawet nie wiecie jak wiele radości mi sprawiliście, gdy patrzyłam na komentarze do poprzedniego postu :') i tyle ich było! Kocham was.
Widzę, że przybywa również obserwujących! Bardzo miło mi to widzieć.
Jeżeli już czytasz te moje wypociny, to proszę pozostaw po sobie ślad w postaci komentarza ;) To niesamowicie motywuje i wpływa na jakość mojej pracy.
Okej, widzę, że wzbijamy się wyżej z komentarzami :) Co wy na to, żeby tym razem dodała rozdział, gdy będzie 15+? No cóż, pożyjemy, zobaczymy, czy wam się uda misiaki <3
Plus mam nadzieję, że podobała wam się scena pomiędzy Caroline i Loui'm. Trochę zajęło mi to czasy i wymagało skupienia :_: bo pisałam akurat tą część, gdy obok mnie siedziała przyjaciółka z moją siostrą, ryjącą z filmików pewdepie'a xD Lol ok.
Wiecie, że w ten wtorek mija dokładnie rok, gdy zostałyśmy directioners? :') Może to was nie powala, ale dla nas to długi okres czasu i aż trudno uwierzyć, że tak szybko minął <3 Mimo to, że nie byłyśmy z chłopcami od początku, to wiemy, że będziemy do samego końca. I to się chyba liczy.

Jeżeli chcesz być informowanym, dodaj ten blog do obserwowanych na bloggerze
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować o nowej notce, tuż po jej dodaniu.


Wiem, że pewnie nie tego się spodziewałyście. Pewnie czekałyście na sceny z balu, ale przykro mi, najpierw musiałam napisać to. :c Mam nadzieję, że nie zawiodłam was za bardzo x
Kocham was
xx