* Harry's pov *
Całkowicie nie spodziewając się tego, zostałem uderzony w policzek. Ktoś kto wymierzył mi ten cios, musiał mieć niezłą siłę, bo zachwiałem się mocno i prawie upadłem, przechodząc kilka kroków i plątając nogi. Przyłożyłem dłoń do policzka. Skóra w tym miejscu lekko mnie parzyła. Odgarnąłem loki z twarzy i spojrzałem przed siebie.
Na korytarzu nikt nie poruszył się od kilku minut. Wyjątkiem była dziewczyna, która teraz cofała się miarowo.
Caroline? Ona mnie uderzyła?
Gubiłem się. Spojrzałem w jej oczy pytająco. Była pewna siebie i oddychała głęboko. Miała lekko zaciśnięte pięści.
Wyprostowałem się i rozejrzałem po korytarzu. W przeciwieństwie do niej, każdy stał przyciśnięty do szafki, bądź ściany ze strachem na twarzy. Ponownie wróciłem wzrokiem na blondynkę. Była już nieco mniej pewna, nie wiedziała co zrobić.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Jedynie mój głos zakłócał idealną ciszę na korytarzu. Zdecydowanie zbiłem Caroline z tropu. Na jej szczęście rozległ się dzwonek na lekcję. Świetnie się składa, mamy angielski. Tak się złożyło, że staliśmy dokładnie przy drzwiach do odpowiedniej klasy. Dziewczyna trochę przerażona rozejrzała się wkoło, jakby szukając drogi ucieczki. Zamaszystym ruchem otworzyłem przed nią drzwi i jak to przystało na dżentelmena, przytrzymałem czekając aż wejdzie do środka. Zrobiła kwaśną minę, którą po chwili ukryła i podreptała do środka. Miałem dobry humor, więc przepuściłem wszystkie dziewczyny i sam na końcu udałem się do naszej wspólnej ławki. Caroline stukała długopisem o blat, widocznie zażenowana sytuacją. A ja znowu tylko zaśmiałem się, przysuwając sobie krzesło. Pokiwałem głową.
Śmieszyło mnie to. Nie wiem czemu. To było coś nowego. Wreszcie.
Jeszcze żadna kobieta w życiu mnie nie spoliczkowała. Wszystkie za bardzo się bały. Imponowała mi.
* Caroline's pov *
Prychnęłam i odwróciłam głowę w stronę kwiatka. Nagle zielone liście zaczęły mi się wydawać bardzo ciekawe. Pan Sperge wmaszerował prosto do klasy, rozkładając się na wielkim stole nauczyciela. Wpisał coś w komputerze i dopiero wtedy zwrócił uwagę na uczniów. Spuścił lekko swoje okulary optyczne i spojrzał się na naszą ławkę uważnym wzrokiem. Westchnął lekko, po czym jakby nigdy nic wzruszył ramionami i kontynuował czynność. Aha? Po minucie w klasie uczniowie zaczęli szeptać między sobą, co później przerodziło się w dosyć nieznośny gwar. Nauczyciel poderwał się z krzesła i krzyknął:
- Cisza! Kilku minut wytrzymać nie możecie?! - opadł z powrotem na krzesło, kręcąc głową. W klasie panowała prawie nieprzerwana cisza. Maszyna obok profesora zaczęła wydawać dziwne odgłosy i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to drukarka. Pan Sperge wyciągnął wydrukowane kartki i rozdał każdej parze. Spojrzałam się na nią ze zdziwieniem.
- Co to jest? Jakiś rozkład dyżurnych? - prychnęła Beth za mną, przeżuwając głośno gumę.
- Za chwilę wszystko wyjaśnię, panno Clarkson. - odparł niesmacznie nauczyciel. Gdy wreszcie przeszedł się po całej sali, wrócił na swoje wygodne siedzenie. Właśnie. Dlaczego nauczyciele mają takie miękkie krzesła obrotowe, a my twarde, niewygodne i drewniane krzesełka? Gdybym dostała takie siedzenie jak ten facet, to na pewno moja nauka szłaby o niebo lepiej. Fuknęłam pod nosem i wróciłam myślami do tego, o czym mówił mężczyzna.
- Jest to rozkład lekcji, które będziecie prowadzić, we wcześniej wyznaczonych przeze mnie parach, dla dzieci w podstawówce obok. Na kartce z łatwością znajdziecie swoje nazwiska. Każde z was powinno dostać po dwie lekcje.
Mój wzrok powędrował z powrotem na papier. Rzeczywiście, byliśmy tam. Tylko chwila.. Nasza para wymieniona była trzy razy.
- Proszę pana, chyba zaszła pomyłka. - podniosłam rękę. Staruszek odwrócił się na swoim obrotowym krześle i odwrócił uwagę od długopisu.
- Jaka mianowicie? - zapytał kwaśno.
- Uhm, ja oraz Harry zostaliśmy wymienieni trzy razy.
Pan Sperge podniósł wysoko obie brwi.
- Oh doprawdy?
- Tak, proszę pana. Mógłby pan..
- Co mógłbym? - dopytywał się. Przełknęłam ślinę. Chyba nie był dzisiaj w dobrym humorze.
- To zmienić? - dokończyłam to już o wiele ciszej. Profesor wstał ze swojego nieziemsko wygodnego fotela...Caroline, otrząśnij się! i podszedł do naszej ławki. Momentalnie oboje ze Styles'em odchyliliśmy się do tyłu, będąc pod wpływem strasznej aury nauczyciela. Uczniowie zdążyli już zająć się sobą i raczej nie zwracali na nas uwagi.
- Na początku tej lekcji rozdzielałem te daty i tak wyszło, że zostało o jedną za dużo. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że wyglądacie na słodką parę.. - w tym momencie zrobił pauzę i uśmiechnął się fałszywie - i oddałem wam tą ostatnią. Nie musicie dziękować. - wyprostował się i wrócił za biurko, kompletnie już nie zwracając na nic uwagi.
- Ale.. ale to nie fair. - wydusiłam cicho i opadłam na ławkę.
- Ej Caroline, będzie fajnie. Zobaczysz, że będzie niezła zabawa. - Harry poruszył znacząco brwiami, na co odsunęłam się od niego jeszcze bardziej.
- To wszystko Twoja wina! - wymierzyłam w niego palcem. - Sperge chce się na Tobie zemścić za trudny, poprzedni rok z Tobą i dlatego dał nam więcej roboty!
Chłopak podniósł ręce w obronnym geście i wyszczerzył się w uśmiechu.
Palant. Wszystko go śmieszy.
Zajrzałam ponownie do grafiku. Nasza wspólna lekcja wyznaczona była na za dwa tygodnie. To nie tak dużo czasu. Zmarszczyłam brwi. To wszystko znaczy, że będę musiała się z nim spotkać po lekcjach sama. I to pewnie dużo razy. Skrzywiłam się.
Niedługo potem wypadłam na przerwę jak poparzona. Z resztą jak zwykle po lekcji angielskiego. Za ramię złapał mnie Harry.
- Słucham? - starałam się być miła. W końcu muszę z nim spędzić trochę czasu. Łatwiej będzie zrobić ten projekt w miarę przyjaznej atmosferze.
Co ja się oszukuję. Będzie okropnie.
- Dasz mi swój numer telefonu? Musimy się jakoś umówić na przygotowanie projektu. - powiedział, uśmiechając się szelmowsko.
O nie. Nie przewidziałam tego. Ale cóż, trzeba było jakoś się zgadać, więc zgodziłam się na to i podałam mu szybko ciąg cyfr. Brunet mówił coś później, ale nie słuchałam go zbytnio, tylko rozglądałam się za Loui'm. Proszę, niech mnie uratuje. Kiwałam tylko głową, przygryzając nerwowo dolną wargę.
Niespodziewanie z tłumu wyłonił się mój książę, ciągnąc mnie za ramię gdzieś w tłum i tym samym ratując od Harry'ego. Rzuciłam mu tylko krótkie 'pa' i skierowałam się za przyjacielem. Ciała przemieszczających się nastolatków, nie ułatwiały nam przejścia na drugą stronę korytarza, mniej zatłoczoną. Ugh, od niektórych tak niemiłosiernie śmierdzi potem. Chyba po jakiejś minucie przeciskania się, wreszcie odetchnęłam głębiej przy windzie dla niepełnosprawnych.
- Słyszałem co zrobił ten dupek. - wysyczał Louis.
- Od kiedy tak na niego tak mówisz? To Twój najlepszy przyjaciel!
- To prawda. Ale prawdą jest też to, że jest dupkiem. - posłałam mu oburzoną minę. Zgadzałam się z nim, ale dziwiło mnie to, jak on może mówić tak o swoim przyjacielu. Wzruszył ramionami - No co? Nikt i nic już tego nie zmieni!
- No tak, ale..
- Zabiję gościa, jak Cię jeszcze raz tak dotknie. - wypalił nagle.
- Louis! - krzyknęłam. To było już trochę przerażające.
W odpowiedzi chłopak zacisnął tylko pięści i oddychając ciężko, wmieszał się z powrotem w tłum. To słodkie, że tak się mną przejmuje, ale czasami myślę czy.. czy to przypadkiem już nie wykracza poza granice przyjaźni. Dziwne było tylko to, że mi to wcale nie przeszkadzało.
Gdy ostatnia lekcja dobiegła końca, udałam się do toalety. Biała w środku ubikacja wyłożona była na ścianach kwadratowymi kafelkami. Innymi słowy niczym nie różniła się od zwykłej szkolnej toalety. Postawiłam wypchaną książkami torebkę na ziemi i pochyliłam się nad umywalką. Podwinęłam rękawy i przemyłam twarz zimną wodą. Wytarłam ją dokładnie papierem i odetchnęłam głęboko. To był dziwny i długi dzień. Odwróciłam się w stronę szerokiego lustra, by poprawić włosy, gdy do środka wpadła Laura - jedna z bezmózgich uczennic naszej szkoły. Ubrana była cała na różowo, a strój dopełniały żarówiaste kozaki do kolan na szpilkach. Fuj, ochyda.
- Niezła akcja dzisiaj - skomentowała, podchodząc do lustra i nakładając kolejną warstwę szminki. To wyglądało okropnie, ile ona tego miała na twarzy? Nie wierzę, że jednak tak bardzo stereotypowi ludzie istnieją. Brakuje jej tylko pudelka w torebce. Chyba, że już go tam ma. Nie wiem, nie sprawdzałam. Spojrzałam się na nią zdegustowana i podniosłam swoją torbę. Wyszłam na korytarz, a na środku zastałam tłumek gapiów. Słychać było odgłosy zawziętej walki. Co? Kto się znowu bije? Stanęłam spokojnie z boku, by coś zobaczyć i wtedy zamarłam.
To był Louis i Harry. Lokowaty siedział na brzuchu Loui'ego okładając go pięściami. Lou bronił się żarliwie i po chwili nie został mu dłużny. Wymierzył w brzuch przeciwnika mocno pięścią, tak, że zawył z bólu.
Przepchałam się brutalnie przez tłumek i znikąd znalazłam się przy chłopakach. Pewnie dlatego byli tak zaskoczeni. Zakryłam ciałem przyjaciela. Harry stanął zdezorientowany i opuścił pięści.
- Caroline, my.. - wybełkotał. Posłałam mu gromiące spojrzenie i wyciągnęłam Tomlinsona za ramię. Wzięłam tylko szybko po drodze płaszczyk z szafki i wypadłam z nim na zewnątrz.
Padało, ale miałam to gdzieś. Musiałam ochłonąć, a temu debilowi też przyda się jakaś kara.
- Co to miało być?! - wrzasnęłam.
Louis potarł leniwie oko, po czym syknął z bólu. Miał tam ogromnego siniaka.
- To on zaczął i.. - tłumaczył się skulony.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął. Nie obchodzi mnie o co poszło. Nie możesz się bić, rozumiesz? - ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam głęboko w jego, równie niebieskie co moje, oczy. Miał rozciętą wargę, a z nosa strużką leciała mu krew. Nawet nie chciałam wiedzieć co z resztą jego ciała. Potarłam lekko kciukiem jego niezraniony policzek. Westchnął i zamknął oczy.
- Przepraszam, Caroline. - na moment otworzył oczy i spuścił wzrok. Odetchnęłam głębiej i złapałam go za dłoń.
- Chodź, musi Cię ktoś opatrzyć. Pielęgniarka odpada, bo dyrektor by się dowiedział. Mam wrażenie, że nie chcesz też by Twoi rodzice zrobili Ci awanturę. U mnie nie ma nikogo.
- Dziękuję. - powiedział cicho i poszedł za mną.
- Uhm, nie mam samochodu, więc musimy pojechać autobusem..
- Ja mam, nie martw się.
- Ale chyba nie chcesz prowadzić w takim stanie..?
- Caroline, nic mi nie jest. - powiedział i wyciągnął z kurtki kluczyk do samochodu. Drzwi otworzyły się jednym 'piknięciem'. Otworzył mi drzwi po stronie pasażera i gdy sam wsiadał, jęknął z bólu.
- Właśnie widzę, że nic. - prychnęłam i zapięłam pasy. Podałam chłopakowi adres i po chwili byliśmy na moim podjeździe. Wpuściłam go do środka i zapaliłam światła w całym domu. Pokazałam mu salon, gdzie kazałam mu usiąść i sama udałam się po apteczkę. Zdążyliśmy wyschnąć wystarczająco w samochodzie, więc nie było potrzeby przebierania się.
Nie znałam się na opatrunkach, ale tyle co było z teorii na biologii, wiedziałam. Odkaziłam mu rozcięcia na twarzy i dałam zimny kompres na policzek. Podziękował cicho, rozkoszując się ulgą jaką dawał mu chłód.
- Zdejmij koszulkę. - wypaliłam.
- Co? - otworzył jedno oko.
- Muszę obejrzeć rany. - odparłam szybko. Zachichotał. - Nie pochlebiaj sobie.
- Mhm, mhm, jasne. - wymamrotał nadal chichocząc.
- Głupek. - pokręciłam głową sama rozbawiona.
Ściągnął koszulkę, ukazując swój umięśniony tors, ale także parę siniaków. Syknęłam z bólu. Zawsze jak patrzę na rany, samą mnie to boli.
- Nieciekawie to wygląda. - przybliżyłam się na kolanach.
- Wszystko jest okej, naprawdę.
- Ale.. to może być krwiak.. - dźgnęłam lekko go w fioletowo-czerwone miejsce - .. no albo wylew.. - powędrowałam palcem w inne. Louis ujął moją drobną dłoń i podniósł mnie z podłogi. Usadowił obok siebie i pocałował jej zewnętrzną część.
- Wszystko jest w porządku. Wyliżę się. - zapewnił po raz kolejny. Jednak wyraz zmartwienia nie schodził z mojej twarzy. Chłopak przeciągnął koszulkę przez głowę, za co w duchu dziękowałam mu, bo już myślałam, że zacznę się ślinić.
- No to.. o co poszło? - nerwowo bawiłam się palcami.
- Mówiłaś, że nie chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się chytrze.
- Nie, to nie. - fuknęłam i wstałam z sofy.
- Ojej no, żartowałem. - Louis podążył za mną. Mimowolnie uśmiechnęłam się i przystanęłam przy ścianie. - No.. poszło o Ciebie. - przygryzł dolną wargę. Czemu to robi?! To za bardzo na mnie wpływa. Odwróciłam wzrok, wzdychając.
- To nie jest pretekst.
- Prowokował mnie!
- Przeprosicie się jutro. Dopilnuję tego.
- Co? Ale.. - napotkał wzrokiem moją minę i od razu posłusznie powiedział. - No dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Pójdziemy może na spacer? - zapytał z nadzieją.
- Teraz?
- Teraz.
- Chodźmy. - uśmiechnęłam się i założyłam z powrotem płaszcz. Louis narzucił kurtkę, założyliśmy buty i poszliśmy do pobliskiego parku.
Nie mam pojęcia ile czasu chodziliśmy tymi alejkami. Gdy spojrzałam na zegarek, było już strasznie późno, a wydawało się, jakby minęła chwila. Pod domem pożegnałam chłopaka pocałunkiem w policzek i od razu pobiegłam do środka. Zdążyłam zobaczyć jeszcze, jak rumieni się, a później odszedł, pozostawiając mi wiele tematów do rozmyślania.
Wykąpana położyłam się w łóżku. Byłam padnięta, nie wiedziałam, że tyle może wydarzyć się w jeden dzień. Moje myśli zeszły automatycznie na temat Loui'ego. Jest cudownym przyjacielem. Uroczy, zabawny, opiekuńczy, zawsze mnie wysłucha, no i.. jest bardzo przystojny. Tylko chwila. Wymieniłam cechy idealnego chłopaka. Zmarszczyłam czoło. Co jeżeli sprawy posunęły się za daleko? Aktualnie mam tylko jego i Niall'a. Nie chciałabym go stracić przez głupią kłótnię.
Przestraszył mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran. To Louis. Pytał czy nie chciałabym wyjść z nim na kolację w sobotę.
Oboje dobrze zdawaliśmy sobie sprawę, że to zaproszenie na randkę.
Co jeżeli to wszystko zepsuje nasze relacje? Nie mogę na to pozwolić.
Misieq świetnie ci ten wyszedł *-* Jestem oficjalnie zakochana w Lou'im haha serio jest tu taki świetny (normalnie z resztą też - żeby nie było), więc wiesz zrób coś z tym --> wi nid Heri! <-- Cudny tak ogólnie <3 ~ fan namber łan xx
OdpowiedzUsuńjezu jaram się Lou <3
OdpowiedzUsuńbo jest tu taki IDEALNY i wgle
rozdizał zajebisty i najlepiej pisz już następny <3
waiting *~*
~A.
rozdział zajebisty, wszystko zajebiście, ale JA CHCĘ HARREGO! <3
OdpowiedzUsuńwspanialee! <3
OdpowiedzUsuńoja oja oja oja! *-* ale zajebisty!
OdpowiedzUsuńJej, booooskie <3
OdpowiedzUsuńJejciu loffciam Lou :)
OdpowiedzUsuńJest boski i słodki!
Szykuje się randeczka! Jeeej!
Cieszymy się *.*
Weeeeny!
Zapraszam do sb
najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com
Przeczytałam już prolog. Wspaniały ! Będę czytać dalej + dodasz obserwowanych ?
OdpowiedzUsuńobserwowanych? masz na myśli, czy dodam obserwujących ten blog na bocznym pasku? tak? x
UsuńTak.
Usuń+przeczytałam już wszystkie rozdziały i nie mogę doczekać się następnego *.*
Usuńpojawił się pewien problem:( by dodać ten gadżet, musiałabym używać profilu Google+, a używam profilu Bloggera. przepraszam, że nie uda mi się spełnić Twojej prośby :c x
UsuńAha. Spoko nic się nie stało. :) Czekam na kolejny rozdział <3
Usuńuf, to dobrze :) rozdział pojawi się dzisiaj w godzinach wieczornych xx
UsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next chociaż nie wiem czy wytrzymam :)
Zapraszam do mnie http://historiataylor.blogspot.com/
Hej.
OdpowiedzUsuńRozdział super. Jeśli chcesz zareklamuj swojego bloga tutaj http://spis-blogow-z-opowiadaniami.blogspot.com/