niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 9

Cisza. Otaczała nas z każdej strony. Beth wytarła oczy i pociągnęła głośno nosem. Była w rozsypce. Musiałam zachować trzeźwość umysłu. Czemu nagle ich nie ma?!
Czułam jak moja warga zaczyna niekontrolowanie drżeć. 'Przerażenie' to za lekkie słowo na opisanie stanu, w jakim wtedy się znajdowałam. Liście na drzewach i ścieżkach szumiały niespokojnie, jakby zapowiadając coś niedobrego. Czułam to. Cisza przed burzą. Wiatr stawał się coraz bardziej nieznośny. Dreszcz przebiegł po moich plecach, byłam za lekko ubrana. W końcu wyszłam na dwór prosto z lekcji. Beth zachlipiała, chyba nadal nie rozumiejąc sytuacji. - Ćśś - przyłożyłam palec do jej ust. Gałązka za nami trzasnęła.  Wstrzymałam oddech. Złapałam przyjaciółkę za ramię. Powoli odwróciłam się.. Krzyczałam, darłam się, Beth o mało nie wybuchła płaczem. Wrzeszczałam na całego.
- Wy idioci! - okładałam pięściami Loui'ego, który był jednym ze sprawców żartu. On stał jednak niewzruszony całą siłą, jaką przelewałam na jego ciało. Śmiał się z resztą.
Super ubaw, rzeczywiście.
Chłopcy turlali się po liściach, trzymając za brzuchy. Super. Tylko, że wyjątkiem był Harry. Jak zwykle mało przejęty sytuacją, trzymał dłonie w kieszeniach spodni. Wrócił wzrokiem z chłopaków na mnie. Uśmiechnął się. Chwila, co? Uśmiechnął? Było to tak absurdalne, że aż potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Styles zaśmiał się cicho, ale potem ponownie.. uśmiechnął. Jego zielone oczy patrzyły się na mnie przyjaźnie, cały wydawał się być łagodny. Co on wyprawia? Nie, na pewno nie dam się wciągnąć w jego gierki. Prychnęłam pod nosem. Na moje szczęście nasz kontakt wzrokowy przerwał Louis. Złapał mnie w pasie i przewiesił sobie przez ramię. - Postaw mnie, debilu! - okej, rozśmieszył teraz i mnie. Obracał mnie w koło. Zayn przytulił Bethanie do boku, dodając otuchy. Otarła łzy i też zaśmiała się. Chyba już się uspokoiła. Nie wiem gdzie zmierzaliśmy, oni nadal szli przed siebie. Nagle wszyscy przestali się śmiać. Zamarli. Nie rozumiałam. Co się stało?
Lou w roztargnieniu postawił na ziemi i wtedy zobaczyłam co, albo raczej kto, był powodem ogólnej ciszy.
Ubrany cały na czarno, ogolony na łyso. Wysoki, barczysty. Wytaczał wokół siebie nieprzyjemną aurę. Nagle nabrała mnie wielka ochota na ucieczkę.
- Cześć, chłopcy. - odezwał się spokojnie tajemniczy mężczyzna.
- Walter. - skinął głową Harry - jak nas znalazłeś? - odpowiedział poważnie. Facet uśmiechnął się fałszywie.

- Potrafię wiele rzeczy, nieważne jak. - wyjął z kieszeni długiego płaszcza paczkę papierosów. Wyciągnął i zapalił jednego. Przyjrzał się nam uważnie, po czym rzucił opakowanie najpierw Styles'owi. Wyprostował się i czekał na jego reakcję. Chłopak zdecydowanym ruchem również wziął do ręki papierosa i zapalił go, gdy tamten tylko podał mu również zapalniczkę. Patrzył mu się prosto w oczy. Przełknęłam gulę w gardle. W co on pogrywa? Czy to jakiś pojedynek samców alfa?! Nie chcę tu być. Harry podał paczkę dalej. Każdy z chłopców zapalił szluga. Przyszła kolej na Beth. Drżącymi dłońmi wzięła go w rękę i również dostosowała się.  Nagle w moich dłoniach również znalazł się feralny przedmiot. Podniosłam wzrok na grupę. Niemo błagali mnie, żebym się nie przeciwstawiała. Nie wiem co mnie znowu podkusiło, by spojrzeć na Harry'ego. Przeszył mnie wzrokiem i spojrzał głęboko w oczy. Zadrżałam. Szybko odwrócił wzrok, jakby przekazując mi, że nie mam dużo czasu. On tego nie chciał? Wpatrując się w las za mną, pokiwał na boki głową. Czemu? Oddałam papierosy mężczyźnie. Gest był na tyle odważny, że zaskoczył samego Walter'a. Otworzył usta, jednak nic nie powiedział. Punkt dla mnie? O nie. Co ja wyprawiam? - Nie, dziękuję. - wychrypiałam. Louis rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie i już wiedziałam, że głupio postępuję. Styles uśmiechnął się delikatnie.  Facet wyjął z ust to obrzydlistwo i podszedł niebezpiecznie blisko.
- Nie zapalisz, kochanie? - skrzywiłam się. Z jego ust wydobywał się nieprzyjemny odór. Mężczyzna złapał mnie za przedramię. Syknęłam z bólu, łzy same cisnęły mi się do oczu. To straszliwie bolało. - Słuchaj mała, nikt mi się nigdy nie przeciwstawia.. - syknął i splunął - a na pewno nie kobieta.  W tym momencie mój chłopak widocznie nie wytrzymał i odepchnął Walter'a.  - Nie dotykaj jej, gnido. - wymruczał z przymrużonymi oczami. Po chwili uleciał z niego ten przypływ odwagi, bo skulił się trochę. Jednak nie miał zamiaru odsłaniać mnie mężczyźnie. Skryłam się za chłopakiem, trzymając mocno rękawa jego swetra. Tylko nie płacz, idiotko. Łatwo można było zaobserwować jak mięśnie ciała mężczyzny napinają się. Zaciskał zęby, miałam wrażenie, że za chwilę z pomiędzy jego warg wypłynie piana. Zwierzę. Harry położył dłoń na jego ramieniu. Zrobił to spokojnie, ale zdecydowanie. Wiedział jak z nim postępować. Skąd? Miał z nim największą styczność? A może po prostu wiedział jak obchodzić się z takimi ludźmi? Tylko, że tą wiedzę musiał gdzieś nabyć. - Odpuść mu, to dzieciak. - jesteś w jego wieku, matematyku. Ponownie przygryzłam dolną wargę. Mężczyzna zmagał się z odczuciami, jednak w ostateczności odsunął się od nas. Zrobił kilka kroków w tył. - Macie czas do końca następnego tygodnia. - ruszył wgłąb lasu, jednak jeszcze raz odwrócił się. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot.

- A z tobą, maleńka.. jeszcze się zobaczę. - puścił mi oczko w ten nabyty, obrzydliwy sposób i zniknął.
Wypuściłam głośno powietrze. Louis złapał mnie mocno za rękę. Splotłam nasze palce. Czemu ja..?

- Ty kretynie. - wysyczał Styles, zwracając się do mojego chłopaka. Co. On. Powiedział? Mam tego dosyć. Zanim Tommo zdążył jakkolwiek zareagować, wyrwałam rękę z jego uścisku i mało brakowało, a rzuciłabym się na Harry'ego.  - O co Ci znowu chodzi? - wrzasnęłam, popychając go, zachwiał się lekko zdziwiony. Wow, ciekawe kogo jeszcze zaskoczę dzisiaj. - Odczep się od niego wreszcie! - Car.. - zaczął spłoszony trochę moim zachowaniem Louis. - Nie, Lou. On jest jakiś nienormalny, dlaczego Ty się z nim przyjaźnisz?! - trochę chyba mnie poniosło i nie zważałam na słowa. - Szczerze, Harry? Nie rozumiem nikogo, kto Cię chociażby toleruje. - zachłysnęłam się powietrzem, niestety trochę za późno. Powiedziałam to? Harry zamarł na ułamek sekundy, ukazując swoje inne oblicze. Zabolało go to? Nie byłam tego taka pewna, bo po chwili znowu przybrał kamienny wraz twarzy. - Posłuchaj Caroline, przez tego debila, jesteś w niebezpieczeństwie. - wskazał ręką mojego chłopaka. - O czym Ty mówisz? - powiedziałam cicho, patrząc przelotnie na Loui'ego. On chyba też nie wiedział, o co chodzi. - Wstawiłeś się za nią. Dałeś mu wystarczająco dużo powodów, żeby doszedł do wniosku, że jest dla Ciebie ważna. - tym razem zwrócił się do niego. - Będzie Cię szantażował - i dokończył szeptem - nią. Oh. Wzrok Loui'ego błądził po naszych twarzach. Schował twarz w dłonie i przeklął głośno. Podskoczyłam lekko wystraszona. Stałam sama, bez niego przy boku. Nie czułam się już taka odważna.  Harry przeniósł wzrok na mnie i fuknął pod nosem. No okej, trochę bezpodstawnie na niego naskoczyłam.  Ostatnio wiele rzeczy robię w taki sposób.
Po raz kolejny ścisnęłam dłoń Loui'ego. Nie chciałam puszczać. - Car. - westchnął.  Potrząsnęłam głową. Nie chcę. - Za chwilę będziesz spóźniona.  Opuściłam głowę. Chłopak założył pasmo moich włosów za ucho i pochylił się, by złożyć na moich ustach pocałunek. Stado motyli obudziło się w moim brzuchu.  - Będzie w porządku. - skinęłam głową i wreszcie wyszłam z samochodu. - Pa, Lou. - pomachałam mu. - Pa, kocham Cię. - odjechał. Przez chwilę wpatrywałam się w ulicę. Nie. Muszę to zrobić. Odwróciłam się. On na pewno jest nienormalny. Mieszka w jakimś pałacu! I jeździ sportowym autem. Podreptałam po schodkach, prowadzących do drzwi. Zapukałam. Nie musiałam długo czekać. - Cześć, wchodź. - Harry przywitał mnie szerokim uśmiechem. On ma dołeczki? - Hej. - odpowiedziałam cicho. Rozejrzałam się po przedpokoju, w którym aktualnie się znajdowaliśmy. To są jakieś żarty?  - Możesz się rozebrać.. - zasugerował. Wyrwałam się z oniemienia i podałam mu swoją kurtkę. No tak, fajnie. Wyjdziesz na idiotkę, Car, jeżeli tak dalej pójdzie.  - Ładne masz mieszkanie. - szepnęłam. Mimo to Harry doskonale wyłapał moje słowa. Jeju, jaka akustyka.  - Dzięki. - odparł bez ekscytacji. Korytarz prowadził do schodów obłożonych orzechowym drewnem, ponadto wzdłuż niego rozciągało się multum różnych pokoi.  - Idziemy do mojego pokoju? - zaproponował niepewnie. Niepewnie? Harry, co się z Tobą dzieje? Potaknęłam i podążyłam za chłopakiem. Po drodze zauważyłam kuchnię, jadalnię, salon i.. kilka sypialni? Po co? Jego rodzice nie wiedzą co zrobić z kasą? Gdybym ja miała takie możliwości.. Światełka na wysokości naszych kostek zapaliły się, wraz z postawieniem nogi chłopaka na schodku. Musiałam prawie skakać po schodkach, biorąc pod uwagę szybkość z jaką poruszał się lokowaty. Miał takie nienormalnie długie nogi. Okej, o czym myślę?  Znaleźliśmy się na drugim piętrze. Korytarz rozchodził się w dwie strony, Harry wybrał prawą. Serio? Ja bym dawno się tu zgubiła.  Otworzył przede mną drzwi do pokoju na samym końcu. Naprzeciwko wejścia znajdowały się wielkie okna z widokiem na las. Podobało mi się to. Przy oknach stało długie biurko z laptopem i kilka książek na nim. Poza tym łóżko po drugiej stronie pokoju. Wielkie. Od razu sprawiało wrażenie wygodnego. Ugh, chce mi się chyba spać. Łóżko stało na niewysokiej platformie wraz z regałami na książki. Ku mojemu zdziwieniu miał ich sporo. Podłoga chyba w każdym pokoju była taka sama. Orzechowa. Wzdłuż ściany stały pufy oraz.. chwila. Czy to są piłkarzyki? Postanowiłam ominąć ten element. Ostatnią ścianę przykrywały szafy, zapewne na ubrania. Patrząc na ich wielkość, musi ich mieć więcej niż ja. - Uhm okej? Rozejrzałaś się już wystarczająco? - zaśmiał się. Oh, na litość, zupełnie zapomniałam o jego istnieniu.  - Taa, przepraszam. - ucięłam. - Okej, możemy zacząć. Pokaż mi listę tematów do przerobienia.  - Tak, jasne. - podał mi kartkę. Ugh trochę tego było.
- Harry, pomyśl! Ja i tak zrobiłam za Ciebie większość, więc mógłbyś wykazać się choć odrobiną kreatywności. - a myślałam, że nie będzie aż tak źle. - Jeju przepraszam, Caroline, ale nie potrafię. - wzruszył ramionami. Naprawdę? Każę mu wymyślić jedynie jedną metodę z ośmiu na nauczanie tych dzieci, a on nie powie.. nic? - Jesteś nieznośny. - przeczesałam włosy ręką i opadłam na notatki. Zaśmiał się dźwięcznie i zakręcił po raz chyba setny na krześle. Dzieciak. - Wiesz, co.. chyba pójdę po picie. I może jedzenie. Wygląda na to, że spędzimy tu jeszcze trochę czasu. - podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. Nawet nie miałam siły się sprzeciwiać.  Wstałam z mojego krzesła, by rozprostować kości. Spojrzałam na ekran telefonu. Louis napisał kilka wiadomości. Pytał się czy wszystko w porządku, czy Harry nie jest za nachalny i takie tam. Odpisałam mu krótko, że jest ok, ale że chyba za chwilę umrę z nudów.  Podparłam się rękami na biodrach. Ten pokój jest taki przestronny i jasny. Zawsze chciałam taki mieć.  Podeszłam wolno z powrotem do biurka. Przejechałam dłonią po okładkach książek. Jedna z nich leżała na wierzchu, jakby rzucona tam w pośpiechu.  Wzięłam ją do ręki. Okej, jestem głupia. Otworzyłam na stronie, która zaznaczona była zakładką. Nie, chwila. To nie zakładka. To zdjęcie. Zdjęcie jakiejś dziewczyny. Miała rozwiane, kręcone włosy. Stała na tle mocno zielonych krzaków i kolorowych kwiatów. Ogród? Uśmiechała się ciepło. Była piękna. Kto to jest? Z zamyśleń wyrwał mnie ochrypły głos: - Dobrze się bawisz?
Cześć misiaki:) Mam super humor, bo 1dday. Oglądałyście? Ja cały z czterema przyjaciółkami, które zaprosiłam na nocowanie. Literally the best night ever. W dodatku byłam na filmiku z Polski, na którym Pudzian ciągnął ten autobus (: byłam w nim! Podzielcie się koniecznie swoimi wrażeniami. Przy ostatnim rozdziale było tak.. mało komentarzy :c aż przykro mi się zrobiło. Kochani, postarajcie się dla mnie <3 Dziękuję za nominację do Liebster Awards od "O wszystkim i o niczym". Niestety nie nominuję żadnych blogów, bo nie mam na to zupełnie pomysłu, ale mogę odpowiedzieć na wasze pytania :) może ktoś byłby zainteresowany tym, jaka jestem: W życiu kieruję się sercem. Według mnie najlepszy film do This Is Us, haha proste. W miarę lubię rysować. Często czytam książki, kiedy tylko mam czas. Wolę komedie od horrorów. Nie mogłabym się obejść bez idoli. Nie mam żadnego hobby. Słucham głównie popu, indie rock'a, muzyki alternatywnej..  Mam świnkę morską. Moją ulubioną bajką z dzieciństwa jest Król Lew. Kocham One Direction:) Najbardziej chciałabym zobaczyć Tokyo.  No to by było na tyle z odpowiadania na pytania.  Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział. Jak to zrobić? > wejdź na pulpit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:) Lub W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodanie kolejnego posta. Dziękuję za uwagę. Kocham was xoxo

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 8

* Loui's pov *



Nie poruszyła się. Jej mina wyrażała jedynie masę bólu.
- Przepraszam Caroline, nie wiedziałem.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. - podniosła na mnie wzrok. - Proszę, odwieź mnie do domu. - powiedziała bardzo spokojnie.
- Tak Car, już. - na moje słowa przymrużyła oczy, ale ujęła moją dłoń.
W drodze do domu nie odzywała się. Idiota.
- Wszystko w porządku? - oczywiście, że nic nie jest w porządku, debilu.
- Tak, jestem po prostu zmęczona. - jakby uprzedzając moje pytanie dodała - Lou, jest ok. Po prostu wspomnienia wracają. - podniosła dłoń i zaczęła się jej przyglądać. Jej smukłe palce raz po raz oświetlały uliczne latarnie. Była pogrążona w swoich myślach, nie chciałem jej przeszkadzać. Pewnie tego nie chciała.
Naszym oczom ponownie ukazał się jej dom. Nie był wielki, ale miał w sobie to coś. Lampki porozwieszane były na werandzie, co dodawało mu jeszcze więcej uroku. Po prostu przyciągał przytulnością.

Zatrzymałem się przy podjeździe i odwróciłem do niej przodem. Zawahała się lekko, ale po chwili również się przekręciła. Nachyliła się nade mną i złożyła na moim policzku buziaka. 
- Dziękuję za dzisiaj, Lou. Było cudownie. Przepraszam za to.
- Przecież Ty też nie masz za co. - podniosłem jedną brew. Przygryzła dolną wargę i pokręciła głową rozkojarzona.
- Już nieważne. - uśmiechnęła się lekko i otworzyła swoje drzwiczki, zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. Podbiegła do drzwi i odwróciła się na moment, by pomachać mi na pożegnanie. Odmachałem jej niepewnie, ale już chyba tego nie zauważyła, bo znikła za witryną. 



* Caroline's pov *


Domknęłam drzwi wejściowe i gubiąc po drodze niewygodne szpilki, pobiegłam na górę. Prawie zdarłam z siebie sukienkę, gdy zdejmowałam ciuchy. Chciałam jak najszybciej znaleźć się pod orzeźwiającym strumieniem wody. 

Prysznic nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Nadal miałam mętlik w głowie. Właśnie wyznałam miłość Loui'emu? Czy jestem pewna tego uczucia? Wydawało mi się, że tak.. Nie. Ja byłam tego pewna. Tylko w chwilach samotności zawsze rozważam takie rzeczy, ale gdy przyjdzie co do czego.. mięknę. Nie potrafię oprzeć się jego oczom, jego dotykowi.. a te usta.. 

Rozczesałam palcami włosy i opadłam na łóżko. Wszystko potoczyło się tak szybko. A może to dobrze? Nie chciałam czekać. Pragnęłam go tu i teraz. 


* Loui's pov *


Wieszałem płaszcz na wieszaku w szafce, gdy usłyszałem nawiązkę przekleństw. Zamknąłem drzwiczki i obróciłem się w stronę głosu. Na korytarzu panował harmider, ale mimo tego odnalazłem źródło mojego zainteresowania. 
Nawet nie zauważyła zza zasłony włosów, gdy podszedłem i zdecydowanym ruchem zatrzasnąłem szafkę. Podskoczyła zaskoczona i wreszcie podniosła na mnie wzrok. Chyba ją zatkało. 
- Nie ma za co. 
- Louis, hej.. Dziękuję. Te szafki są nieznośne. - wreszcie wykrztusiła i z roztargnieniem przytuliła się do mnie. Otrząsnęła się i uśmiechnęła szeroko. Zachowywała się jakby nic wczoraj się nie wydarzyło. To dobrze czy źle? Moje wątpliwości rozwiały się, gdy objęła mnie dłońmi za szyję i przycisnęła lekko do szafki. Czułem jak uśmiech sam wkrada się na moje usta. 
- Dobry masz chyba dzisiaj humor. 
Potaknęła. Dzwonek rozbrzmiał po szkole. Caroline szybko przycisnęła swoje usta do moich. 
- Lecę na plastykę. - wymamrotała na pożegnanie i prawie w podskokach skierowała się w stronę sali. Pokiwałem z niedowierzaniem głową. Czego jeszcze mogę spodziewać się po tej dziewczynie? 
Odwróciłem się w stronę mojej klasy i zamarłem. Napotkałem wzrok Harry'ego, który stał po drugiej stronie korytarza. Mimo takiej dużej odległości, nie czułem się bezpiecznie. On widział. 
Uśmiechnąłem się leniwie, zaprzeczając samemu sobie. To co właśnie robiłem, było niesamowicie głupie. Prowokowałem go. 


* Caroline's pov *


Dni mijały strasznie szybko. Louis zachowywał się cudownie, można było śmiało powiedzieć, że był najukochańszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek miałam. 
Rozmyślałam o tym i owym na historii, gdy nauczyciel wyrwał mnie z odrętwienia.
- Panno Parks?
- Tak? - potrząsnęłam głową.
- Dobrze się panna czuje?
Klasa wybuchnęła śmiechem. Każdy domyślał się, że bujałam jak zwykle w obłokach i każdy wiedział o kim mogłam myśleć. Wieść o tym, że jesteśmy z Loui'm razem, rozniosła się po okolicy w mgnieniu oka. Dzięki, Niall. 
- Tak, tak. - spłonęłam rumieńcem i schowałam twarz we włosach. Nauczyciel kontynuował, ale i tym razem coś mu przerwało. Ktoś pukał do drzwi. 
- Proszę!
Otworzyły się, a zza nich wyskoczył nagle Zayn. Otworzyłam szerzej oczy. Co on tu robi?
- Pani Donalds kazała mi przyjść po Caroline. - wypalił.
Co?
- Pani Donalds? - zapytał profesor.
- Umm.. tak, pani od francuskiego.
Byłam prawie pewna, że żadna pani Donalds nie pracuje w naszej szkole.
- To jakieś sprawy konkursu z francuskiego.. - dodał.
Ale ja nie uczę się francuskiego.
- W porządku, idź. - wskazał na mnie, a następnie na drzwi.
Podniosłam się z siedzenia i ruszyłam w tamtym kierunku. O co chodzi??
Drzwi za mną zatrzasnęły się, a ja zostałam przyparta do ściany. Nie zdążyłam nawet zauważyć przez kogo, gdy ten 'ktoś' wpił się w moje usta. 
- Louis? Co wy wyprawiacie? - spytałam zaskoczona. Chłopak wziął mnie za rękę i we trójkę poszliśmy na paluszkach za róg korytarza. Czekali tam już na nas Niall, Harry, Liam i Beth. Jednak oni nadal nie odpowiedzieli na moje pytanie.
- Louis?! - pisnęłam.
- Zrywamy się. - wreszcie odparł z zawadiackim błyskiem w oku. 
Co? Ojej, nigdy wcześniej nie wagarowałam. W sumie mogłam spodziewać się, że moje dotychczasowe życie zmieni się za sprawą Loui'ego. Nigdy nie należał do grzecznych chłopców, a przecież razem ze swoją czwórką kumpli stanowili niemały postrach w szkole. 
Pokiwałam wolno głową. No tak, sama wybrałam tą drogę.
Po chwili Zayn również wziął Beth za rękę i poprowadził nas w stronę wyjścia na boisko. Jako że nikogo na nim nie było, mogliśmy swobodnie przejść do bramy. Liam wspiął się na ogrodzenie i zeskoczył po drugiej stronie. Z kieszeni spodni wyjął mały kluczyk, którym otworzył z zewnątrz wejście. Musiał go mieć z pokoju nauczycielskiego. Chyba nie chcę wiedzieć, jak go dostał.
- To co? Idziemy do lasu? - zapytał entuzjastycznie Niall. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Wzięłam tym razem Beth pod rękę. Pomaszerowałyśmy prosto za chłopakami, którzy teraz rozochoceni rzucali się na siebie, no i… no i po prostu zachowywali się jak dzieci. Miło było tak na nich patrzeć.
- Jak tam się układa Tobie i Zayn'owi? - rzuciłam. Wiatr owiał nasze nogi, na co zadrżałam lekko. Bethanie przytuliła mnie do siebie mocniej. 
- Super. - uśmiechnęła się i odgarnęła włosy z twarzy. - a Tobie? i Loui'emu?
Westchnęłam rozanielona, na co dziewczyna zachichotała. Rozumiała co przechodziłam. 
Szłyśmy później w ciszy, którą przerywały tylko krzyki chłopaków. Swoją drogą mogliby się zachowywać ciszej, w końcu nie chcieliśmy, żeby ktoś nas zauważył.
- Martwię się trochę o Zayn'a. - wypaliła Beth. 
- Czemu? - o co jej chodzi? Znaleźliśmy się wreszcie pod koronami drzew, ale chłopcy nie przestawali iść dalej, więc my też nie przestawałyśmy iść. Widocznie mieli wybrane miejsce.
- No wiesz. Pamiętasz te plotki?
- Beth, które? - niecierpliwiłam się. Plotek było tysiące.
Przełknęła gulę w gardle i podniosła na mnie smutne oczy.
- No chłopcy.. oni są zamieszani w coś niedobrego. - mówiła coraz ciszej. - Oni.. oni od dawna mieli dziwne kontakty, bo.. No w końcu są niepełnoletni, tak?
- No tak. - przewróciłam oczami. Mogłaby przejść do sedna?
- Dziwne kontakty, czyli.. ludzie, którzy są w stanie załatwić im nielegalnie.. - zacięła się i zacisnęła powieki - Mieli już kilka wykroczeń i sama wiesz za co. Alkohol, papierosy, no i dragi.. czasem.
Zachłysnęłam się powietrzem. Oczywiście wiedziałam o tym wcześniej, ale nie pomyślałam o tym ani razu od czasu mojego związku z Loui'm. Zupełnie o tym zapomniałam.
- No wiem, ale.. zmieniło się coś? Dlaczego teraz się tym martwisz?
- Oni komuś wiszą kasę. Wiem to, słyszałam jak Zayn rozmawiał z kimś przez telefon. - spuściła oczy. - Nie żebym podsłuchiwała. Był u mnie i poszedł odebrać. Mówił głośno, zupełnie tak jakby chciał, żebym wiedziała.
To się robi dziwne.
- Beth.. ale dlaczego? - pokręcone myśli chodziły po mojej głowie.
- Może oni wiedzą? Wiedzą, że coś może się im stać i chcą.. nas przygotować? - załkała.
- Beth, uspokój się! - syknęłam. Gdyby chłopcy zobaczyli teraz, że płacze, chcieliby wiedzieć czemu. - Histeryzujesz.. - próbowałam odwieźć od niej pesymistyczne myśli. Nie, to nie może być prawda.
Mocniejszy wiatr owiał nas z każdej strony. Gdyby nie to, że nagle straciłam z oczu chłopaków, sama mogłabym wybuchnąć płaczem.
- Gdzie oni są?
Dziewczyna podniosła wreszcie wzrok. Ona tym bardziej nie wiedziała. Rozejrzałam się wkoło. Ślad po nich zaginął. Ile już szłyśmy tak same? Nie wyłapałam tego momentu, gdy zniknęli. Przygryzłam dolną wargę. Nie podoba mi się to. 



Noo heyka kochani :) ten rozdział był dla mnie trochę trudny, jednak mam nadzieję, że spodoba wam się. Przez tego bloga prawdopodobnie jutro zawalę chemię, niemiecki i matmę xD *to poświęcenie*
Dajcie koniecznie znać w komentarzach co sądzicie :) niesamowicie mnie to motywuje i sprawia, że piszę dłuższe i (mam nadzieję) lepsze posty. 
Dziękuję za nominację od spisu blogów z opowiadaniamiKochani, proszę wejdźcie w ten link i zagłosujcie po prawej stronie na Troublemaker'a. :) Zajmuje tylko chwilkę! 
Jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Wielkie podziękowania dla Pezz, która zrobiła dla mnie ten szablonik. <3 
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział.
Jak to zrobić? > wejdź na pupit nawigacyjny bloggera. Po lewej masz taki napis jak "Lista czytelnicza". Tuż pod tym powinien być napis "Dodaj". Kliknij w niego i w odpowiednie miejsce wklej adres url tego bloga. I załatwione:)
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.
Dziękuję za uwagę. Kocham was miśki xx

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 7

Ta przyjaźń to jedyne co mi zostało. Za sprawą tej kolacji wszystko może runąć. Czy on naprawdę myślał, że jestem taką idiotką by się zgodzić?
Widocznie tak.
Dobrze mnie znał.
Po chwili odpisałam chłopakowi, krótkie 'tak' i opadłam na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


* Harry's pov *


Przysiadłem na ławce pod średniej wielkości klonem. 
Jestem przegrany.
Po raz pierwszy. 
Louis wygrał, to prawie pewne. Czułem się dziwnie. Nigdy wcześniej nie musiałem tego doświadczać i teraz czułem się.. po prostu dziwnie. 
Oglądanie Caroline i Loui'ego bawiących się w parku zdecydowanie nie pomogło mojemu samopoczuciu. 
Przez moment przyglądałem się piaskowi pod stopami, gdy usłyszałem cienki głosik dziecka niedaleko. Odruchowo podniosłem głowę i zobaczyłem chłopczyka na spacerze z rodzicami. Para była młoda, może niewiele starsza ode mnie. Ciekawe. Dziewczyna musiała zajść w ciążę, będąc jeszcze w szkole. A może adoptowali dziecko? Nieważne, ostatnio nie wiem o czym myślę. 
Niespodziewanie chłopiec podbiegł w moją stronę i usiadł obok na ławce. Jego nóżki śmiesznie zwisały nad ziemią. 
- Jak masz na imię? - zapytał. Otworzyłem szeroko oczy zaskoczony. 
- Chodź, Andy. Pan chce pobyć sam. - jego mama wzięła go za rączkę i spojrzała się na mnie z goryczą. 
Co? Co zrobiłem? Podążyłem za nimi wzrokiem, nadal nie odzywając się. 
Może była to dziewczyna, z którą kiedyś się przespałem? Nie pamiętam. 
Zmarszczyłem brwi i wstałem z drewnianej ławeczki. Przespacerowałem kilka kroków do auta i wróciłem do domu.


* Caroline's pov *


Następnego dnia w szkole wpadłam niespodziewanie na Loui'ego i od razu przypomniało mi się, co mi obiecał.
- Louis! - złapałam go za rękaw, przytrzymując. Chłopak nie chciał dać się zatrzymać, ale w ostateczności musiał się poddać. - Jak z Harry'm?
- Um, dobrze. - uciął i ponownie zaczął iść w innym kierunku.
- Louis! - krzyknęłam. - Nie przeprosiłeś go, prawda?
- Caroline, czemu miałbym to robić? To jego wina.
- Tak trzeba. Dobrze wszystko rozumiesz Lou, tylko nie chcesz się przyznać.
Chłopak prychnął pod nosem i spuścił głowę.
- Okej, ale tylko wtedy gdy pogodzisz się z Beth.
Co?!
- To inna sprawa.
- Nieprawda. Byłyście świetnymi przyjaciółkami przedtem i możecie to jeszcze uratować.
W sumie brakowało mi jej. Jeżeli ma to być sposób by zmusić Loui'ego do pogodzenia z jego najlepszym przyjacielem, to jestem w stanie to zrobić. Nawet jeżeli tym kumplem jest Harry. Chodzi o szczęście Loui'ego.
- Okej. - wydusiłam i odetchnęłam głębiej.
- To chodźmy. - uśmiechnął się chytrze i wziął mnie pod rękę. Zaśmiałam się cicho. Spokojnie Car, uda Ci się. Przeszliśmy zaledwie pół korytarza, a już zauważyliśmy chłopaków z Beth stojących pod szafkami. Przełknęłam głośniej ślinę. Powinnam zacząć. Podeszłam cicho do grupki, która zaskoczona przypatrywała się mi.
- Beth? - pisnęłam. Kurczę, muszę wziąć się w garść, żeby nie wyjść przed nimi na idiotkę.
- Tak? - odpowiedziała zaskoczona. Mimo to wyczułam w jej głosie coś.. jakby poczucie winy. Dzięki temu łatwiej mi było kontynuować.
- Możemy porozmawiać na osobności? - przygryzłam dolną wargę. Dziewczyna pokiwała powoli głową.


* Loui's pov *


Dziewczyny odeszły kilka kroków dalej, opierając się o ścianę. Mimo tak małej odległości i tak nic nie słyszeliśmy, ze względu na gwar na korytarzu.
Odwróciłem się do chłopaków.
- Harry. - zacząłem spokojnie.
- Co? - odpowiedział zachrypniętym głosem. Tak Styles, pokazuj dalej jak masz mnie gdzieś, to na pewno Cię przeproszę.
- Słuchaj, ja.. sorry stary za tamto wczoraj.
Chłopaki obruszyli się, przystępując z nogi na nogi niespokojnie, jakby spodziewali się, że za chwilę Harry rzuci się na mnie wściekły.
Zamiast tego, odpowiedział spokojnie:
- Jasne, nie ma sprawy.
Zaskoczyło mnie to. Serio? To tyle? Uścisnęliśmy się jak za starych czasów, a Liam chcąc zmienić temat rzucił coś o nowej drużynie piłkarskiej. Zamiast słuchać ponownie odwróciłem się w stronę Caroline i Bethanie. Przytulały się. Z oczu tej drugiej chyba spływały łzy. Blondynka wytarła je i ponownie przytuliła tamtą.
Uśmiechnąłem się szczerze. Czy teraz wszystko będzie jak dawniej?


* Caroline's pov *


Odzyskałam kontakt z Beth. Może nie było jak dawniej, ale wszystko było na dobrej drodze.
Dni mijały szybko. Większość z nich spędzałam z Loui'm i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu jak głupia jestem.
Ale wszystko miało rozstrzygnąć się dzisiaj. 
Obejrzałam swoje odbicie w lustrze. Lekka, lawendowa sukienka z falbankami do kolan i ciemnofioletowe szpilki. Czegoś brakuje.. Włosy rozpuściłam, uważałam, że tak wyglądam najlepiej. Zastanawiałam się nad jakimś dodatkiem, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. 
W pośpiechu zebrałam kopertówkę z łóżka i zbiegłam na dół. Po drodze prawie się zabiłam przez te buty. Uroki wysokich obcasów. Lekko zdyszana otworzyłam drzwi. Louis ubrany był w czarną marynarkę i rurki. W ręce trzymał wielki bukiet czerwonych róż. 
- Jakie.. one piękne. - były to pierwsze słowa jakie zdołałam wydukać. 
- Ty piękniejsza. - uśmiechnął się brunet i zachłysnął powietrzem. Źrenice rozszerzyły się mu, a policzki przybrały czerwony kolor. Ups, wymsknęł się panowi? Zachichotałam melodyjnie i odebrałam kwiaty od chłopaka. Poszłam do kuchni, by znaleźć do nich wazon, a Louis niespodziewanie poszedł za mną. Buty głośno stukały o podłogę, a ja modliłam się, by nie pozostawiły po sobie śladu. Ciotka pomyślałaby, że zrobiłam imprezę i prawdopodobnie zabiłaby mnie. 
Nalałam wodę do odpowiednio dużego wazonu, ale łodygi okazały się do niego za długie. Wyjęłam z jakiejś pobliskiej szafki sekator i przycięłam ich końce. Gdy mocowałam się z włożeniem bukietu do naczynia, Louis wziął nożyczki do ręki i odciął jeden kwiat. Wyciągnęłam jego pozostałą łodyżkę. Teraz róże bez problemu mieściły się. 
- Oh, dziekuję. - wymamrotałam trochę zawstydzona faktem, że nie potrafiłam sobie sama poradzić. 
Chłopak popatrzył się na mnie tylko i włożył pozostały kwiat za ucho. 
- Naprawdę wyglądasz pięknie. - teraz bardziej pewny siebie pogłaskał mnie po włosach. Już prawie zatraciłam się w jego dotyku, ale przypomniałam sobie, że to tylko pierwsza randka, a ja już świruję na jego punkcie. Otrząsnęłam się i odsunęłam trochę nazbyt gwałtownie, bo zachwiałam się i gdyby nie ręka Loui'ego, która momentalnie znalazła się na mojej talii, upadłabym na podłogę w kuchni.
Odzyskałam równowagę i bąknęłam pod nosem krótkie podziękowania. Chłopak stał tam niewzruszony, nadal lekko uśmiechając się.
Czemu się tak denerwuje?
Musiałam jakoś rozluźnić atmosferę. To znaczy.. Louis dobrze sobie radził, ale mi przydałoby się koło ratunkowe. Wzięłam do ręki pierwszą łyżkę, jaką znalazłam i przejrzałam się w niej.
- Mmm piękny ten kwiat. Szkoda, że mam tylko jakąś krzywą twarz. - zajęczałam. Louis roześmiał się szczerze i zaczął ze mną nabijać z naszych odbić w łyżce. Szło mi coraz lepiej.
- Chodź już lepiej, bo rezerwacja nam minie. - wziął mnie za rękę, gdy prawie turlałam się po ziemi ze śmiechu. Sam ledwo panował nad roześmianiem się, gdy napotkał mój wyraz twarzy. Skarcił mnie żartobliwie wzrokiem, a ja momentalnie spoważniałam, co wprowadziło go w jeszcze większy śmiech.

Niedługo po tym samochód Loui'ego zaparkował na jednej z bogatszych ulic Londynu. Gdzie on mnie zabiera? Pomógł mi wyjść z samochodu i pociągnął w stronę dużej, włoskiej restauracji. Przed drzwiami wyłożony miała czerwony dywan, który miał chyba wywierać wrażenie na klientach. Lokal miał wielkie witryny, przez które widać były pary pogrążone w romantycznej kolacji. Weszliśmy do środka i od razu podbiegł do nas jeden z kelnerów, pytając w czym może pomóc. Lou wyjaśnił mu, że mieliśmy rezerwację, a chłopak poprosił nas o chwilę cierpliwości i z powrotem wbiegł w głąb sali, zapewne nakryć stolik. Rozejrzałam się po restauracji. Utrzymana była w ciepłych brązach, lampy dawały wszystkiemu żółtawy odcień. Stoliki były małe, prawie wszystkie dwuosobowe. Na każdym z nich stał jeden wysoki wazonik z żółtym tulipanem w środku. Wszystko wydawało się takie.. perfekcyjnie ułożone.
Atmosfera usypiała mnie i miałam szczerą nadzieję, że gdy zjemy, wyjdziemy stąd prędko, bo perspektywa zaśnięcia na pierwszej randce, nie zapowiadała się za dobrze.
Louis wyrwał mnie z rozmyślań. Okazało się, że już mamy wolne miejsce. Podreptałam za nim do niego, przeciskając się między ciasno ustawionymi stolikami.
To miejsce jest obłędnie drogie! Nie wiedziałam, że stać go na takie luksusy.
Chłopak, który nas obsługiwał mógł być zaledwie pięć lat starszy. Miał przyjazny uśmiech i od razu nabrałam do niego sympatii. Podał nam klasycznie wyglądające karty dań i odszedł, zajmując się innymi klientami.
Wypuściłam głośno powietrze. Strasznie wysokie ceny. Mają może zniżkę uczniowską?

Było już późno, słońce dawno zniknęło za horyzontem. Siedzieliśmy wtuleni w siebie na jednej z ławek w parku nad sztucznym jeziorkiem. Louis bawił się moimi palcami, a ja spokojnie wdychałam jego zapach.
- Bal już niedługo. - zaczął.
- Mhm. - wymruczałam, wtulając głowę w jego marynarkę. Zaśmialiśmy się równocześnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- To chyba pierwszy bal, na który naprawdę chcę iść. - wyznał. Zarumieniłam się. Louis uśmiechnął się delikatnie.
- Ja też. - wyszeptałam i spuściłam wzrok zawstydzona. On mi się naprawdę podobał!
- Dzięki Tobie. - powiedział i podniósł mój podbródek. Chwilowo zaciął się, ale po chwili kontynuował. - Caroline, ja..
Skinięciem głowy zachęciłam go do kontynuowania.
- Ja Ciebie kocham. - wydukał szybko. Otworzyłam szeroko oczy i zastygłam z na wpół otwartymi ustami. Nie odpowiadałam przez długi czas.
Louis wstał gwałtownie i złapał się za głowę.
- Przepraszam Car, ja wszystko zepsułem, wiem. - bełkotał. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem. Pierwszy raz tak mnie nazwał.
Wstałam. Louis zatrzymał się.
- Też Cię kocham. - uśmiechnęłam się ciepło i przechyliłam lekko głowę.
Chłopak zamarł. Całkowicie rozumiałam jego zachowanie, przed chwilą wyglądałam tak samo. Zachichotałam i przybliżyłam się.
Delikatnie przyłożyłam swoje usta do jego. Na początku nie otrzymałam żadnej reakcji, lecz po chwili Brunet naparł swoimi wargami mocniej, pogłębiając pocałunek.
Musiało wyglądać to strasznie romantycznie i słodko do obrzydzenia, ale nie obchodziło mnie to. Liczył się Louis. Smakował tak niesamowicie.
Chciałam żeby ta chwila nigdy się nie skończyła, ale oczywiście to byłoby za piękne, prawda? Z rozkoszy wyrwał nas.. mój telefon. No wielkie dzięki.
Zaśmialiśmy się, a ja musiałam oderwać się od chłopaka by zobaczyć, kto przysłał wiadomość.

To był Harry. Na moment wstrzymałam oddech, by po chwili uspokoić się. Pytał o spotkanie. Chłopak zajrzał mi przez ramię. Zaobserwowałam, że zaciska szczękę, ale udawał zrelaksowanego. 
- Co mam zrobić? 
- To chyba oczywiste. 
- Ale ja nie chcę. - jęknęłam. 
- Musisz, Car. Dobrze o tym wiesz. - rozpłynęłam się ponownie, gdy znowu nazwał mnie zdrobniale. - zawiozę Cię do niego. A później po Ciebie przyjadę, okej? - podniósł jedną brew i ujął moją dłoń. 
- No jeżeli tak.. - zaśmiałam się. - Okej, dziękuję. - ścisnęłam lekko jego palce. 
- Już lepiej wracajmy. Twoi rodzice będą się martwić. - uśmiechnął się i pociągnął w stronę samochodu. 
Zamarłam. Czy to możliwe, że mu nie powiedziałam? 
- Wszystko w porządku?
Przeniosłam na niego mój pusty wzrok. Zaschło mi w gardle. O nie, nie chcę płakać.
- Nie. - wychrypiałam nadal stojąc w tym samym miejscu. 
Louis podszedł do mnie i wziął mnie za ręce. 
- Co się stało? - zapytał smutno. 
- Moi rodzice nie żyją.



No heyka kochani (: przy ostatnim rozdziale nie udało mi się zostawić notki, bo bardzo spieszyłam się z dodaniem hah. W Stanach było cudownie, gdyby kogoś to interesowało ;)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem i liczę na was także pod tym. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej. Czasami krótkie 'super' wystarcza, bo wtedy wiem dla ilu osób piszę i czy się podoba. Także proszę was, wykażcie się i tym razem:)
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny rozdział.
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta.
Dziękuję za uwagę. Kocham was miśki xx

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 6

* Harry's pov *

Całkowicie nie spodziewając się tego, zostałem uderzony w policzek. Ktoś kto wymierzył mi ten cios, musiał mieć niezłą siłę, bo zachwiałem się mocno i prawie upadłem, przechodząc kilka kroków i plątając nogi. Przyłożyłem dłoń do policzka. Skóra w tym miejscu lekko mnie parzyła. Odgarnąłem loki z twarzy i spojrzałem przed siebie.
Na korytarzu nikt nie poruszył się od kilku minut. Wyjątkiem była dziewczyna, która teraz cofała się miarowo.
Caroline? Ona mnie uderzyła?
Gubiłem się. Spojrzałem w jej oczy pytająco. Była pewna siebie i oddychała głęboko. Miała lekko zaciśnięte pięści.
Wyprostowałem się i rozejrzałem po korytarzu. W przeciwieństwie do niej, każdy stał przyciśnięty do szafki, bądź ściany ze strachem na twarzy. Ponownie wróciłem wzrokiem na blondynkę. Była już nieco mniej pewna, nie wiedziała co zrobić.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem. Jedynie mój głos zakłócał idealną ciszę na korytarzu. Zdecydowanie zbiłem Caroline z tropu. Na jej szczęście rozległ się dzwonek na lekcję. Świetnie się składa, mamy angielski. Tak się złożyło, że staliśmy dokładnie przy drzwiach do odpowiedniej klasy. Dziewczyna trochę przerażona rozejrzała się wkoło, jakby szukając drogi ucieczki. Zamaszystym ruchem otworzyłem przed nią drzwi i jak to przystało na dżentelmena, przytrzymałem czekając aż wejdzie do środka. Zrobiła kwaśną minę, którą po chwili ukryła i podreptała do środka. Miałem dobry humor, więc przepuściłem wszystkie dziewczyny i sam na końcu udałem się do naszej wspólnej ławki. Caroline stukała długopisem o blat, widocznie zażenowana sytuacją. A ja znowu tylko zaśmiałem się, przysuwając sobie krzesło. Pokiwałem głową.
Śmieszyło mnie to. Nie wiem czemu. To było coś nowego. Wreszcie.
Jeszcze żadna kobieta w życiu mnie nie spoliczkowała. Wszystkie za bardzo się bały. Imponowała mi.


* Caroline's pov *

Prychnęłam i odwróciłam głowę w stronę kwiatka. Nagle zielone liście zaczęły mi się wydawać bardzo ciekawe. Pan Sperge wmaszerował prosto do klasy, rozkładając się na wielkim stole nauczyciela. Wpisał coś w komputerze i dopiero wtedy zwrócił uwagę na uczniów. Spuścił lekko swoje okulary optyczne i spojrzał się na naszą ławkę uważnym wzrokiem. Westchnął lekko, po czym jakby nigdy nic wzruszył ramionami i kontynuował czynność. Aha? Po minucie w klasie uczniowie zaczęli szeptać między sobą, co później przerodziło się w dosyć nieznośny gwar. Nauczyciel poderwał się z krzesła i krzyknął:
- Cisza! Kilku minut wytrzymać nie możecie?! - opadł z powrotem na krzesło, kręcąc głową. W klasie panowała prawie nieprzerwana cisza. Maszyna obok profesora zaczęła wydawać dziwne odgłosy i dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to drukarka. Pan Sperge wyciągnął wydrukowane kartki i rozdał każdej parze. Spojrzałam się na nią ze zdziwieniem.
- Co to jest? Jakiś rozkład dyżurnych? - prychnęła Beth za mną, przeżuwając głośno gumę.
- Za chwilę wszystko wyjaśnię, panno Clarkson. - odparł niesmacznie nauczyciel. Gdy wreszcie przeszedł się po całej sali, wrócił na swoje wygodne siedzenie. Właśnie. Dlaczego nauczyciele mają takie miękkie krzesła obrotowe, a my twarde, niewygodne i drewniane krzesełka? Gdybym dostała takie siedzenie jak ten facet, to na pewno moja nauka szłaby o niebo lepiej. Fuknęłam pod nosem i wróciłam myślami do tego, o czym mówił mężczyzna.
- Jest to rozkład lekcji, które będziecie prowadzić, we wcześniej wyznaczonych przeze mnie parach, dla dzieci w podstawówce obok. Na kartce z łatwością znajdziecie swoje nazwiska. Każde z was powinno dostać po dwie lekcje.
Mój wzrok powędrował z powrotem na papier. Rzeczywiście, byliśmy tam. Tylko chwila.. Nasza para wymieniona była trzy razy.
- Proszę pana, chyba zaszła pomyłka. - podniosłam rękę. Staruszek odwrócił się na swoim obrotowym krześle i odwrócił uwagę od długopisu.
- Jaka mianowicie? - zapytał kwaśno.
- Uhm, ja oraz Harry zostaliśmy wymienieni trzy razy.
Pan Sperge podniósł wysoko obie brwi.
- Oh doprawdy?
- Tak, proszę pana. Mógłby pan..
- Co mógłbym? - dopytywał się. Przełknęłam ślinę. Chyba nie był dzisiaj w dobrym humorze.
- To zmienić? - dokończyłam to już o wiele ciszej. Profesor wstał ze swojego nieziemsko wygodnego fotela...Caroline, otrząśnij się! i podszedł do naszej ławki. Momentalnie oboje ze Styles'em odchyliliśmy się do tyłu, będąc pod wpływem strasznej aury nauczyciela. Uczniowie zdążyli już zająć się sobą i raczej nie zwracali na nas uwagi.
- Na początku tej lekcji rozdzielałem te daty i tak wyszło, że zostało o jedną za dużo. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że wyglądacie na słodką parę.. - w tym momencie zrobił pauzę i uśmiechnął się fałszywie - i oddałem wam tą ostatnią. Nie musicie dziękować. - wyprostował się i wrócił za biurko, kompletnie już nie zwracając na nic uwagi.
- Ale.. ale to nie fair. - wydusiłam cicho i opadłam na ławkę.
- Ej Caroline, będzie fajnie. Zobaczysz, że będzie niezła zabawa. - Harry poruszył znacząco brwiami, na co odsunęłam się od niego jeszcze bardziej.
- To wszystko Twoja wina! - wymierzyłam w niego palcem. - Sperge chce się na Tobie zemścić za trudny, poprzedni rok z Tobą i dlatego dał nam więcej roboty!
Chłopak podniósł ręce w obronnym geście i wyszczerzył się w uśmiechu.
Palant. Wszystko go śmieszy.
Zajrzałam ponownie do grafiku. Nasza wspólna lekcja wyznaczona była na za dwa tygodnie. To nie tak dużo czasu. Zmarszczyłam brwi. To wszystko znaczy, że będę musiała się z nim spotkać po lekcjach sama. I to pewnie dużo razy. Skrzywiłam się.

Niedługo potem wypadłam na przerwę jak poparzona. Z resztą jak zwykle po lekcji angielskiego. Za ramię złapał mnie Harry.
- Słucham? - starałam się być miła. W końcu muszę z nim spędzić trochę czasu. Łatwiej będzie zrobić ten projekt w miarę przyjaznej atmosferze.
Co ja się oszukuję. Będzie okropnie.
- Dasz mi swój numer telefonu? Musimy się jakoś umówić na przygotowanie projektu. - powiedział, uśmiechając się szelmowsko.
O nie. Nie przewidziałam tego. Ale cóż, trzeba było jakoś się zgadać, więc zgodziłam się na to i podałam mu szybko ciąg cyfr. Brunet mówił coś później, ale nie słuchałam go zbytnio, tylko rozglądałam się za Loui'm. Proszę, niech mnie uratuje. Kiwałam tylko głową, przygryzając nerwowo dolną wargę.
Niespodziewanie z tłumu wyłonił się mój książę, ciągnąc mnie za ramię gdzieś w tłum i tym samym ratując od Harry'ego. Rzuciłam mu tylko krótkie 'pa' i skierowałam się za przyjacielem. Ciała przemieszczających się nastolatków, nie ułatwiały nam przejścia na drugą stronę korytarza, mniej zatłoczoną. Ugh, od niektórych tak niemiłosiernie śmierdzi potem. Chyba po jakiejś minucie przeciskania się, wreszcie odetchnęłam głębiej przy windzie dla niepełnosprawnych.
- Słyszałem co zrobił ten dupek. - wysyczał Louis.
- Od kiedy tak na niego tak mówisz? To Twój najlepszy przyjaciel!
- To prawda. Ale prawdą jest też to, że jest dupkiem. - posłałam mu oburzoną minę. Zgadzałam się z nim, ale dziwiło mnie to, jak on może mówić tak o swoim przyjacielu. Wzruszył ramionami - No co? Nikt i nic już tego nie zmieni!
- No tak, ale..
- Zabiję gościa, jak Cię jeszcze raz tak dotknie. - wypalił nagle.
- Louis! - krzyknęłam. To było już trochę przerażające.
W odpowiedzi chłopak zacisnął tylko pięści i oddychając ciężko, wmieszał się z powrotem w tłum. To słodkie, że tak się mną przejmuje, ale czasami myślę czy.. czy to przypadkiem już nie wykracza poza granice przyjaźni. Dziwne było tylko to, że mi to wcale nie przeszkadzało.


Gdy ostatnia lekcja dobiegła końca, udałam się do toalety. Biała w środku ubikacja wyłożona była na ścianach kwadratowymi kafelkami. Innymi słowy niczym nie różniła się od zwykłej szkolnej toalety. Postawiłam wypchaną książkami torebkę na ziemi i pochyliłam się nad umywalką. Podwinęłam rękawy i przemyłam twarz zimną wodą. Wytarłam ją dokładnie papierem i odetchnęłam głęboko. To był dziwny i długi dzień. Odwróciłam się w stronę szerokiego lustra, by poprawić włosy, gdy do środka wpadła Laura - jedna z bezmózgich uczennic naszej szkoły. Ubrana była cała na różowo, a strój dopełniały żarówiaste kozaki do kolan na szpilkach. Fuj, ochyda.
- Niezła akcja dzisiaj - skomentowała, podchodząc do lustra i nakładając kolejną warstwę szminki. To wyglądało okropnie, ile ona tego miała na twarzy? Nie wierzę, że jednak tak bardzo stereotypowi ludzie istnieją. Brakuje jej tylko pudelka w torebce. Chyba, że już go tam ma. Nie wiem, nie sprawdzałam. Spojrzałam się na nią zdegustowana i podniosłam swoją torbę. Wyszłam na korytarz, a na środku zastałam tłumek gapiów. Słychać było odgłosy zawziętej walki. Co? Kto się znowu bije? Stanęłam spokojnie z boku, by coś zobaczyć i wtedy zamarłam.
To był Louis i Harry. Lokowaty siedział na brzuchu Loui'ego okładając go pięściami. Lou bronił się żarliwie i po chwili nie został mu dłużny. Wymierzył w brzuch przeciwnika mocno pięścią, tak, że zawył z bólu.
Przepchałam się brutalnie przez tłumek i znikąd znalazłam się przy chłopakach. Pewnie dlatego byli tak zaskoczeni. Zakryłam ciałem przyjaciela. Harry stanął zdezorientowany i opuścił pięści.
- Caroline, my.. - wybełkotał. Posłałam mu gromiące spojrzenie i wyciągnęłam Tomlinsona za ramię. Wzięłam tylko szybko po drodze płaszczyk z szafki i wypadłam z nim na zewnątrz.
Padało, ale miałam to gdzieś. Musiałam ochłonąć, a temu debilowi też przyda się jakaś kara.
- Co to miało być?! - wrzasnęłam.
Louis potarł leniwie oko, po czym syknął z bólu. Miał tam ogromnego siniaka.
- To on zaczął i.. - tłumaczył się skulony.
- Nie obchodzi mnie kto zaczął. Nie obchodzi mnie o co poszło. Nie możesz się bić, rozumiesz? - ujęłam jego twarz w dłonie i spojrzałam głęboko w jego, równie niebieskie co moje, oczy. Miał rozciętą wargę, a z nosa strużką leciała mu krew. Nawet nie chciałam wiedzieć co z resztą jego ciała. Potarłam lekko kciukiem jego niezraniony policzek. Westchnął i zamknął oczy.
- Przepraszam, Caroline. - na moment otworzył oczy i spuścił wzrok. Odetchnęłam głębiej i złapałam go za dłoń.
- Chodź, musi Cię ktoś opatrzyć. Pielęgniarka odpada, bo dyrektor by się dowiedział. Mam wrażenie, że nie chcesz też by Twoi rodzice zrobili Ci awanturę. U mnie nie ma nikogo.
- Dziękuję. - powiedział cicho i poszedł za mną.
- Uhm, nie mam samochodu, więc musimy pojechać autobusem..
- Ja mam, nie martw się.
- Ale chyba nie chcesz prowadzić w takim stanie..?
- Caroline, nic mi nie jest. - powiedział i wyciągnął z kurtki kluczyk do samochodu. Drzwi otworzyły się jednym 'piknięciem'. Otworzył mi drzwi po stronie pasażera i gdy sam wsiadał, jęknął z bólu.
- Właśnie widzę, że nic. - prychnęłam i zapięłam pasy. Podałam chłopakowi adres i po chwili byliśmy na moim podjeździe. Wpuściłam go do środka i zapaliłam światła w całym domu. Pokazałam mu salon, gdzie kazałam mu usiąść i sama udałam się po apteczkę. Zdążyliśmy wyschnąć wystarczająco w samochodzie, więc nie było potrzeby przebierania się.
Nie znałam się na opatrunkach, ale tyle co było z teorii na biologii, wiedziałam. Odkaziłam mu rozcięcia na twarzy i dałam zimny kompres na policzek. Podziękował cicho, rozkoszując się ulgą jaką dawał mu chłód.
- Zdejmij koszulkę. - wypaliłam.
- Co? - otworzył jedno oko.
- Muszę obejrzeć rany. - odparłam szybko. Zachichotał. - Nie pochlebiaj sobie.
- Mhm, mhm, jasne. - wymamrotał nadal chichocząc.
- Głupek. - pokręciłam głową sama rozbawiona.
Ściągnął koszulkę, ukazując swój umięśniony tors, ale także parę siniaków. Syknęłam z bólu. Zawsze jak patrzę na rany, samą mnie to boli.
- Nieciekawie to wygląda. - przybliżyłam się na kolanach.
- Wszystko jest okej, naprawdę.
- Ale.. to może być krwiak.. - dźgnęłam lekko go w fioletowo-czerwone miejsce - .. no albo wylew.. - powędrowałam palcem w inne. Louis ujął moją drobną dłoń i podniósł mnie z podłogi. Usadowił obok siebie i pocałował jej zewnętrzną część.
- Wszystko jest w porządku. Wyliżę się. - zapewnił po raz kolejny. Jednak wyraz zmartwienia nie schodził z mojej twarzy. Chłopak przeciągnął koszulkę przez głowę, za co w duchu dziękowałam mu, bo już myślałam, że zacznę się ślinić.
- No to.. o co poszło? - nerwowo bawiłam się palcami.
- Mówiłaś, że nie chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się chytrze.
- Nie, to nie. - fuknęłam i wstałam z sofy.
- Ojej no, żartowałem. - Louis podążył za mną. Mimowolnie uśmiechnęłam się i przystanęłam przy ścianie. - No.. poszło o Ciebie. - przygryzł dolną wargę. Czemu to robi?! To za bardzo na mnie wpływa. Odwróciłam wzrok, wzdychając.
- To nie jest pretekst.
- Prowokował mnie!
- Przeprosicie się jutro. Dopilnuję tego.
- Co? Ale.. - napotkał wzrokiem moją minę i od razu posłusznie powiedział. - No dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Pójdziemy może na spacer? - zapytał z nadzieją.
- Teraz?
- Teraz.
- Chodźmy. - uśmiechnęłam się i założyłam z powrotem płaszcz. Louis narzucił kurtkę, założyliśmy buty i poszliśmy do pobliskiego parku.

Nie mam pojęcia ile czasu chodziliśmy tymi alejkami. Gdy spojrzałam na zegarek, było już strasznie późno, a wydawało się, jakby minęła chwila. Pod domem pożegnałam chłopaka pocałunkiem w policzek i od razu pobiegłam do środka. Zdążyłam zobaczyć jeszcze, jak rumieni się, a później odszedł, pozostawiając mi wiele tematów do rozmyślania.

Wykąpana położyłam się w łóżku. Byłam padnięta, nie wiedziałam, że tyle może wydarzyć się w jeden dzień. Moje myśli zeszły automatycznie na temat Loui'ego. Jest cudownym przyjacielem. Uroczy, zabawny, opiekuńczy, zawsze mnie wysłucha, no i.. jest bardzo przystojny. Tylko chwila. Wymieniłam cechy idealnego chłopaka. Zmarszczyłam czoło. Co jeżeli sprawy posunęły się za daleko? Aktualnie mam tylko jego i Niall'a. Nie chciałabym go stracić przez głupią kłótnię.
Przestraszył mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran. To Louis. Pytał czy nie chciałabym wyjść z nim na kolację w sobotę.
Oboje dobrze zdawaliśmy sobie sprawę, że to zaproszenie na randkę.
Co jeżeli to wszystko zepsuje nasze relacje? Nie mogę na to pozwolić.