sobota, 31 maja 2014

Rozdział 30

* Harry's pov *

Z bananem na ustach wyskoczyłem z samochodu i podbiegłem truchtem pod jej drzwi. Przeczesałem palcami włosy i zapukałem głośno.
Zmarszczyłem brwi, gdy po minucie czekania nadal nie otwierała. Gdy już miałem pukać po raz kolejny, drzwi otworzyły się.
Musiałem przyznać, że Caroline wyglądała gorzej niż wczoraj. Miałem na myśli to, że znów miała podkrążone oczy, roztrzepane włosy, te same luźne ubrania. Było tak blisko, czemu się cofnęła?
Nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy mnie zobaczyła. Odsunęła się lekko, by zrobić mi miejsce i zamknęła za mną szybko drzwi.
- Hej. - wychrypiała i przełożyła włosy na jedno ramię. Spuściła głowę i tak po prostu opuściła pokój. Szybko zdjąłem kurtkę i buty. Poszedłem za nią. Jak się spodziewałem, stała przy zlewie w kuchni.
Zajrzałem jej przez ramię.
- Pomóc? - mruknąłem, wskazując palcem na nieumyte naczynia.
- Nie. - odparła sucho.
Otworzyłem szerzej oczy. Okej..
- Jak poszedł mecz? - zapytała cicho.
Uśmiechnąłem się szeroko i wskoczyłem na blat kuchni. Usiadłem w ten sposób, by móc przypatrywać się dziewczynie, rozmawiając z nią. Lubiłem obserwować jej reakcje. Blondynka obrzuciła mnie spojrzeniem i lekko skrzywiła się, ale już nic nie dodała.
- Świetnie. - zacząłem. - Wygraliśmy. Jak tak dalej pójdzie, puchar jesieni będzie nasz.
Caroline uśmiechnęła się. Ujrzałem w tym geście odrobinę wymuszenia.
- Popisałeś się umiejętnościami? - te słowa wystarczyły do tego, bym z chęcią opowiedział jej szczegółowo cały przebieg meczu.
- .. i wtedy podałem do Loui'ego, a on strzelił decydującego gola, także właściwie to on był bohaterem meczu. - słowa opuściły moje usta, zanim zdążyłem się zorientować. Caroline opuściła z lekkim brzękiem talerze i zakręciła jednym ruchem kran. Z niewzruszoną miną odwróciła się i wytarła dłonie o ręcznik zawieszony na szafce.
Ukradkiem wytarła oczy wierzchem dłoni i bez słowa znowu mnie zostawiła. Westchnąłem cicho. Czemu jest gorzej?
Zeskoczyłem z blatu i cicho poszedłem za dziewczyną. Mechanicznie weszła po schodach i od razu obrała kierunek swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko, uprzednio prawie zatrzaskując mi drzwi na nosie.
- Wszystko w porządku? - przysiadłem na krawędzi łóżka.
- Możesz mnie zostawić samą? - wymruczała w poduszkę.
- Uhm.. okej.. w takim razie będę na dole, gdybyś..
- Nie, Harry. - podniosła się i rzuciła mi ostre spojrzenie. - Samą w ogóle. Nie na tą chwilę. Rozumiesz?
Zakuło mnie w sercu. Przypomniałem sobie o tym, dlaczego tak się zachowuje i co teraz przechodzi, więc nie miałem jej tego za złe. Spuściłem wzrok na dłonie i odparłem prosto:
- Nie.
Caroline na pewno nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Wkurzyło ją to jeszcze bardziej.
- Idź sobie, nie chcę Twojej litości. - wysyczała. Jej klatka unosiła się w szybkim rytmie. Czy ona chciała się na mnie rzucić?
Postanowiłem to zignorować.
- Życzysz sobie czegoś? Coś przynieść, zrobić dla Ciebie? - uśmiechnąłem się życzliwie. Prychnęła głośno.
- Spieprzaj. - rzuciła we mnie poduszką, co wprawiło mnie w jeszcze większy śmiech. Dziewczyna udawała, że nie wie, o co mi chodzi. Ale to proste - zachowywała się jak dziecko, ktoś musiał się nią zająć.
Wstałem i wyszedłem z pokoju ku zdziwieniu Caroline. Otóż miałem "plan".


Nucąc pod nosem, z zamachem otworzyłem drzwiczki od lodówki. Ułożyłem usta w dzióbek po jednej stronie twarzy, przeglądając jej zawartość. Oczywiście jak się spodziewałem, tylko kilka produktów było ruszonych. Caroline musiała bardzo mało jeść, bądź zamawiać jedzenie na wynos, jednak chyliłbym się do tej pierwszej hipotezy.
Przesuwałem produkty w tą i z powrotem, mając jakby nadzieję, że wpadnie mi coś do głowy. I rzeczywiście..
"- Zabiorę ją do Nando's. - zachłysnął się powietrzem. - Albo wiesz, lepszy będzie ten bar jogurtowy! O taak! - podskoczył podekscytowany. Cofnąłem się lekko, nie wiadomo co jeszcze ten debil mógł zrobić. - Uwielbia jogurty z polewą karmelową.
- Super. - prychnąłem."

Zamrugałem kilkakrotnie. Dziwne.
Mimo tego, szybko wyciągnąłem ze środka jogurt naturalny. Hm, brakuje karmelu, tylko jak ja mam wytrzasnąć karmel?
Zaświtało mi coś w głowie. Pootwierałem wszystkie szafeczki w kuchni w poszukiwaniu słodyczy. Znalazłem i ku mojej uciesze, Caroline widocznie jadała batony. Odpakowałem szybko z opakowania Snickersa i sięgnąłem do innej szuflady po nóż.


* Caroline's pov *


Wypuściłam głośno powietrze z ust, gdy dzwonek telefonu zmusił mnie do wstania z łóżka. Wytarłam oczy po raz kolejny i odebrałam połączenie od pani Ellis.
O kurczę.
- Cześć, Caroline. Słuchaj, wychodzę dzisiaj i pomyślałam sobie.. - gula uformowała się w moim gardle. - mogłabyś się dzisiaj zająć Eric'iem, prawda?
Nie dam rady.
- Niestety pa.. uhm, Jannet, nie mogę dzisiaj, naprawdę przepraszam, ale mam jutro ważny sprawdzian i..
- Oh.. - kobieta wydawała się być zdziwiona i odrobinę zawiedziona. - W porządku, Caroline. Zostawię małego z babcią, jeden raz się zgodzi. To.. do zobaczenia. - ucięła krótko.
Odrzuciłam telefon na drugi koniec pokoju i przygryzłam mocno wargę.
Dlaczego nie daję sobie rady?
Głowa pękała mi z bólu, dzisiaj zdecydowanie źle się czułam. Tysiące myśli obijały się o ścianki mojej czaszki i nie wiem, czy kiedykolwiek przeżywałam coś tak bolesnego. Niekoniecznie fizycznie.
Podeszłam z niechęcią do telefonu i wybrałam numer cioci. Wytarłam twarz rękawem i pociągnęłam nosem. Musiałam się uspokoić, jeżeli chciałam z nią rozmawiać.
- Hej, Caroline! Co słychać? - zaświergotała po drugiej stronie połączenia. Uśmiechnęłam się sama do siebie słabo.
- W porządku. - przełknęłam łzy. - Kiedy wracasz? - spytałam słabo.
- Już jutro! Stęskniłam się!
- Tak, ja też. - odpowiedziałam szeptem. - To do zobaczenia.
- No, buziaki. - rozłączyła się, nic nie podejrzewając o moim stanie psychicznym. Wciągnęłam głośno powietrze.
Nagle zza pleców usłyszałam skrzypnięcie. Odwróciłam się szybko, by napotkać wzrokiem Harry'ego.
Rzuciłam mu zgorszone spojrzenie, bo na wykład nie miałam sił. Spuścił wzrok, ale wszedł do środka, niosąc przed sobą tacę. Przekrzywiłam głowę zdziwiona.
- Przyniosłem Ci coś. - uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach, którym chyba za długo się przyglądałam, bo roześmiał się cicho. Przeniosłam wzrok na tacę, którą ustawił mi na szafce nocnej. Wzięłam do ręki naczynko.
- Jogurt? I.. snickers? - zachichotałam, ale po chwili spoważniałam, marszcząc brwi. - Co Ty..?
- Ja.. wiem, że je lubisz. Prawda?
- Tak, ale.. - skrzywiłam się, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
"Czułam do niego obrzydzenie"
Z hukiem odstawiłam miseczkę na mebel. Podniosłam się szybko z łóżka i palcem wskazałam na drzwi.
- Wynocha.
Hu mojemu zdziwieniu Harry pokiwał lekko głową i bez śladu emocji opuścił mój dom.


* Harry's pov *


Z zaciśniętą szczęką wspiąłem się po schodkach do drzwi mojego domu. Zanim zdążyłem włożyć kluczyki do zamka, ktoś mi otworzył.
Wytrzeszczyłem oczy na mojego ojca w stroju do pracy.
- Hej, Harry. - odezwał się z wielkim, wymuszonym uśmiechem na ustach. Jak w komedii.
- Co się dzieje? - prychnąłem, wchodząc do środka i niedbale odwieszając mój płaszcz na wieszak.
W tej chwili odpowiedź na moje pytanie wyszła z salonu.
- Cześć, jestem Kylie. - wyciągnęła do mnie dłoń, którą lekko potrząsnąłem. Przeniosłem zszokowany wzrok na ojca.
- Aha? - wyrzuciłem z siebie wreszcie.
- Harry.. - wydusił.
- Nic nie szkodzi. - wcięła się kobieta o kasztanowych włosach. - Nic mu nie wyjaśniłeś, chłopak ma prawo być zdezorientowany. - posłała mi ciepły uśmiech, którego nie miałem zamiaru w żadnej mierze doceniać. - Jestem dziewczyną Twojego ojca. - skończyła jeszcze milej i po raz kolejny zrobiło mi się niedobrze.
Zastanawiałem się, czy ta cała Kylie zdawała sobie sprawę z tego, że ojciec porzuci ją zapewne za jakiś tydzień, maksymalnie dwa. A może była z nim tylko dla pieniędzy? Cóż za pytanie, oczywiście, że tak. Korzystaj z jego karty, póki możesz, mała.
Nastała trochę niezręczna cisza.
- Kylie pomieszka z nami.. jak na razie. - gdybym miał coś w ustach wyplułbym to na jego twarz, ale niestety w tej sytuacji pozostało mi skrzywienie się. Nie powiedziałem już nic, tylko szybko poszedłem na górę.
Za plecami usłyszałem głosy tej dwójki:
- Wszystko w porządku, naprawdę, chłopak jest po prostu w szoku.. - mówiła kobieta.
W szoku? No nie wiem.


* Caroline's pov *


Tego dnia obudziły mnie promienie słońca przedostające się przez rolety do mojego pokoju. Poranek zaczął się szczęśliwie. Z kuchni unosił się charakterystyczny zapach czarnej kawy.
Prawie zleciłam ze schodów, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ramionach mojej opiekunki. Zastałam ją przy stole w kuchni, zaczytaną przy porannej gazecie.
- Ciocia! - pisnęłam, rzucając się w jej stronę.
- Hej, Caroline. - odwzajemniła uścisk.
Usiadłam naprzeciwko i rozpoczęłam rozmowę o jej pracy. Pytałam co działo się przez ten czas, co właściwie mało mnie interesowało, ale chciałam, żeby ciocia czuła się doceniona i potrzebna. Po kilku minutach przybrała poważniejszy wyraz twarzy.
- Jednak jednego nadal nie wiem, Caroline. Czemu nie jesteś w tej chwili w szkole?
Przełknęłam głośno ślinę i na sekundę przestałam oddychać. Wystarczyło te kilka słów, by moje złe samopoczucie powróciło.
- Ja.. - zaczęłam dziwnie gestykulować, przez co ciocia zmarszczyła brwi. - Naprawdę źle się czuję. - było mi sucho w ustach. Zamrugałam kilkakrotnie.
- Kiedy ostatnio byłaś w szkole?
- W tamtym tygodniu. - odparłam cicho i z powrotem podniosłam wzrok na jej twarz. Jej rysy złagodniały, co wydało mi się szokujące w związku z tym, co jej przed chwilą powiedziałam. - Ale wrócę tam.. w poniedziałek. - wymruczałam.
Kobieta pokiwała tylko głową i wróciła do lektury gazety.
Dlaczego o nic nie pytała?

Cały dzień chodziłam po domu wyzuta z życia. Co chwila patrzyłam na zegarek pełna nadziei.
Z każdą godziną mi jej ubywało. Wychodziło na to, że Harry dał sobie ze mną spokój.
Zostawił mnie.

Dopiero wieczorem zdałam sobie sprawę z tego, że wcale mu się nie dziwię. Nie mogłam mu nic zaoferować, jedynie rzucałam w jego stronę obelżywe słowa, kazałam mu się wynosić.
Więc to zrobił.

Przed snem płakałam do poduszki.


* Harry's pov *


Dziwnie było mi wrócić do szkoły. Te wszystkie fałszywe twarze otaczające mnie z każdej strony.
Na widok Loui'ego chciało mi się wymiotować.
Beth obrzydzała mnie swoim egoizmem.
Zayn wydawał mi się być kompletnym kretynem owiniętym wokół jej palca.
Liam dzieckiem, które o niczym nie miało pojęcia i najchętniej pewnie by się mnie pozbył.
Natomiast Niall'a nie mogłem znaleźć cały dzień. Szukałem nawet Angie, jednak jej również nie było w szkole. Co do cholery?






Witam…
Z góry przepraszam za wieeelkieeee opóźnienie, spowodowane brakiem mojego czasu. Ale pewnie nie chcecie o tym słuchać, więc nie będę się wywodzić na takie tematy, bo wiem, że niektórych one bardzo irytują..
Byłam w tym tygodniu w Londynie z wycieczką szkolną, było absolutnie niesamowicie:) Tak tylko mówię, bo chcę się tym z wami podzielić.
A! I jest jeszcze jedna rzecz.. nie mówiłam chyba jeszcze o tym na blogu, trzymałam to na sam koniec.. mianowicie..
ZA 7 DNI BĘDĘ NA WWAT W LONDYNIE NA WEMBLEY'U BSDIBCDSIKN to będzie najpiękniejszy dzień mojego życia, ale już się zamykam, bo wiem, że to również może wam się nie podobać.
To by było na tyle:) Dajcie znać jak wam się podobało w komentarzach, a na pewno będę miała więcej motywacji niż przy tym rozdziale, uh.

Kocham was xo

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 29

* Caroline's pov *

W ciszy mieszałam w misce krem na ciasto, które cierpliwie przyrządzałam od godziny. Westchnęłam cicho i wysmarowałam jedną warstwę śmietankową masą.
Po pewnym czasie wstawiłam wyrób do piekarnika i otrzepałam ręce. Rozejrzałam się po kuchni. Niestety mało zostało mi do sprzątania. A chciałam czymś zająć myśli. Nie mogłam już przed samą sobą ukrywać, że liczyłam na to, że Harry znowu dzisiaj przyjdzie.
Byłam w tym taka samotna.
Skubiąc skórki przy paznokciach opadłam ciężko na kanapę i twardo wpatrywałam się w zegar nad telewizorem.


* Harry's pov *

Zaparkowałem w tym samym miejscu. Nawet nie zdążyłem wysiąść z samochodu, a już czułem na sobie czyjeś spojrzenie. Podniosłem wzrok na dom przede mną. Firanka w jednym z okien zakołysała się.
Uśmiechnąłem się lekko, lecz po chwili przypomniałem sobie, że przecież nie chciała mnie widzieć. Jak ja się tam dostanę? Właściwie to po co w ogóle przyszedłem? A no tak, chciałem wiedzieć czy żyje, spokojnie, Styles.
Wygramoliłem się z auta i szybko poprawiłem włosy, w sumie nie wiedząc czemu. Przyzwyczajenie.
Zmarszczyłem brwi tuż przed witryną drzwi. Dobra, raz się żyje.
Zapukałem.
Nie musiałem długo czekać. Po sekundzie drzwi otworzyły się szeroko. Caroline miała pokorną minę, co odrobinę mnie zdziwiło. Jednak  uśmiechnęła się i przybliżyła lekko. Lekko musnęła ramieniem moje, ale po chwili odsunęła się znowu, rozmyślając się.
Chciała mnie przytulić?
- Ja.. - zająknęła się. - Proszę, wchodź.
Spuściła głowę i odsunęła się, robiąc mi miejsce. Wszedłem niepewnie.
Niezręczną ciszę przerwało nam pikanie, jak się zdaje, piekarnika. Caroline otworzyła szerzej oczy i pobiegła w stronę kuchni. Siłą rzeczy podążyłem za nią.
Podniosłem jedną brew, gdy wyciągnęła ze środka tort. I to apetycznie wyglądający.
- Masz gości? - skrzywiłem się. No tak, trochę głupio z mojej strony. Po raz drugi przychodzę bez żadnego uprzedzenia. Po prostu myślałem, że dziewczyna znajduje się w takim dole, że.. no raczej nikogo nie zaprosi?
- Nie! - zaprzeczyła szybko, kręcąc głową. Przygryzła dolną wargę i postawiła tort tuż przed moim nosem. - Zrobiłam ciasto dla.. dla Ciebie. - dziwnie było mi patrzeć na to, jak ta dziewczyna się jąka, rzadko się z tym spotykałem. - Byłam wczoraj niemiła. - dodała, zakładając pasmo włosów za ucho. Widać było jej ogólne zdenerwowanie.
- Ja.. dziękuję. - uśmiechnąłem się szerzej niż zamierzałem. Po prostu ciasto wyglądało tak smakowicie, a nie jadłem śniadania.. - Ale nie musiałaś. - dodałem szybko. - To przecież prawda, co nie? - wymruczałem, opierając ciężar ciała na blacie przede mną.
- Co? - zapytała, nie wiedząc o co chodzi. Wyjęła z szuflady dwa talerzyki i sztućce. Poczekałem aż nałoży mi kawałek i dopiero wtedy kontynuowałem.
- To, co wczoraj powiedziałaś. Wiem, że jestem dupkiem, Caroline. - zaśmiałem się pod nosem. To prawda, ale nie przyszło mi się z nią zmierzyć na czyiś oczach, to tyle. Nikt mi tego nie wypominał, oprócz blondynki, stojącej teraz przede mną.
Spuściła głowę i podniosła lewy kącik ust.
- Nie będę kłamać, Harry. - ukroiła też sobie kawałek. - Nie jestem taka. Przepraszam Cię za to, że powiedziałam Ci coś niemiłego, gdy Ty starałeś się pomóc. - przełknęła ślinę. - Jako jedyny.
Rozchyliłem usta. Naprawdę? Tyle osób w szkole ją uwielbia, jednak gdy przychodzi co do czego, nikogo właściwie nie obchodzi na tyle, żeby się nią zająć.
Zamrugałem kilkakrotnie. Jej życie nie jest tak jak z bajki, jak mi się wydawało.
- Jednak muszę Ci się przyznać.. - mówiła dalej. - że nadal tak uważam. Wiesz, jak to wygląda z mojej perspektywy.
Spuściłem wzrok na dłonie. Mimo tego, że wiedziałem o tym, nadal tliła się we mnie iskierka nadziei, że powie coś innego.
- Może usiądziemy? - zapytała niepewnie. Ma teraz zamiar udawać, że nic się nie wydarzyło? Podniosłem obie brwi. Chyba na to przystanę.
- Jasne.
Caroline podeszła do stołu przed kuchnią i zajęła jedno z miejsc. Usiadłem na przeciwko i zacząłem pochłaniać mój kawałek. Zaledwie po kilku sekundach zniknął z mojego talerza. Dziewczyna zachichotała.
- Chcesz może dokładkę? - pokiwałem szybko głową, bo wypiek był pyszny. Uśmiechnęła się szeroko i wstała od stołu.
Po raz pierwszy od zdrady widziałem jak uśmiecha się szczerze.
Fakt, że do mnie, jeszcze bardziej poprawiał mi humor.
Postawiła przede mną całe ciasto i podała nóż, bo zapewne wiedziała, że nie opłaca jej się latać w tą i z powrotem po kolejne porcje.

Pochłonąłem ponad połowę tortu, a że był całkiem sycący, teraz prawie nie mogłem się ruszać.
- Smakowało? - Caroline zapytała się cicho. Przeniosłem wzrok na jej twarz. Pytała się poważnie.
- Oczywiście, że tak. - uśmiechnąłem się szerzej. - Myślałaś o zostaniu cukierniczką? - rzuciłem żartobliwie.
Dziewczyna zarumieniła się i potrząsnęła przecząco głową.
- To Ty jesteś przecież piekarzem. - dodała.
- Mhm, od siedmiu boleści. - mruknąłem. Zachichotała. Coś zatrzepotało w okolicach mojego serca?
Niesamowite uczucie słyszeć jej beztroski śmiech.
Zapadła cisza, a dziewczyna posmutniała. Zmarszczyłem brwi i posłałem jej pytające spojrzenie.
- Widziałeś Niall'a w szkole? - wyszeptała. Zachowywała się dzisiaj płochliwie.
- Nie. Coś się stało?
- Nie rozmawiałam z nim.. o tym.. Nawet nie wiem, czy wie, co się stało. Nie mogłam się do niego dodzwonić. - dokończyła ledwo słyszalnie.
- Nie wiem nic o sytuacji w szkole.. Nie chciałbym Cię martwić, ale.. - zatrzymałem się. Chyba jestem głupi. Chcę jeszcze bardziej pogorszyć jej beznadziejną sytuację?
Caroline przybrała skonsternowany wyraz twarzy.
- Umówmy się na coś, Harry. Obiecaj mi, że zawsze będziesz mówił to, co przyjdzie Ci na myśl. Nie chcę żyć w takim.. - skrzywiła się. - ciągłym kłamstwie.
Pokiwałem powoli głową.
- No więc.. Eve mogła powiedzieć wszystkim. Wiesz, jakie takie dziewczyny są. Równie dobrze może wiedzieć cała szkoła, jak i nikt. - wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu.
Spuściła głowę.
- Masz rację. - przygryzłem wewnętrzną część policzka. - Chwila! - odezwała się znowu. - Kompletnie zapomniałam o tym, że.. - nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
- Co?
- Nie zależy Ci zupełnie na szkole? Opuszczasz ją bez powodu drugi dzień z rzędu.
- Właściwie mam powód. - wyszeptałem.

Wyciągnąłem nogi przed sobą, zmieniając pozycję na kanapie. Zaledwie kilka centymetrów dalej siedziała Caroline, lecz nie stykaliśmy się ciałami.
Nie wiem, co tu z nią robiłem. Wydawało mi się, że potrzebuje jakiegokolwiek towarzystwa. Sam też nie chciałem zostawiać jej samej.
Po raz kolejny - nie wiem czemu.
Wróciłem wzrokiem na telewizor. Oglądaliśmy jakiś film psychologiczny. Widać, że była trochę wystraszona.
Podskoczyła jak oparzona, gdy gdzieś w innym pokoju zadzwonił telefon. Zaśmiałem się pod nosem, za co zbeształa mnie spojrzeniem. Wstała szybko i pobiegła w kierunku dochodzącego do nas alarmu. Musiała jednak gdzieś zapodziać telefon, bo zanim wyciągnęła go z torby, przestał dzwonić.
Wróciła do salonu, w dłoni trzymając komórkę.
- Kto dzwonił? - zapytałem lekko. Tamtego dnia zasadniczo zapomniałem o granicach, które nas dzielą.
- Beth.
Podniosłem obie brwi, ale nie zdążyłem nic dodać, bo i w mojej kieszeni zabrzmiał telefon. Wyciągnąłem go szybkim ruchem i odebrałem, uprzednio patrząc na ekran. Bethanie dzwoni do mnie?
- Cześć. - odezwała się szybko.
- Uhm, hej? - odparłem.
- Jesteś u Caroline. - stwierdziła, po czym dodała - prawda?
- Skąd taki pomysł? - odpowiedziałem może lekko za ironicznie.
Dziewczyna zignorowała to.
- Czy wszystko z nią w porządku? - przeniosłem wzrok na blondynkę. Słyszała całą rozmowę. Miała smutną minę. Objęła się rękoma i wzruszyła ramionami. Nie wiedziałem, jak to odczytać.
- Ja… uhm, tak? - czułem się dziwnie. Nigdy nie sądziłbym, że najlepsza przyjaciółka Caroline będzie się mnie wypytywać o jej samopoczucie.
Beth westchnęła po drugiej stronie połączenia.
- Przekaż jej, że mi przykro. Albo coś. - dodała z przekąsem i rozłączyła się.
Ledwo zdążyłem odłożyć telefon na miejsce, a usłyszałem ciche pociąganie nosem.
Blondynka wytarła oczy, ale to nie pomogło. Zaniosła się szlochem.
Wstałem gwałtownie z sofy i podszedłem do dziewczyny.
- Nie zależy jej na mnie. - pokiwała zrezygnowana głową. Podniosłem obie ręce, chcąc ją w jakiś sposób pocieszyć, może przytulić.
- Hej.. Car.. - zachłysnąłem się powietrzem, gdy te słowa opuściły moje usta.
Podniosła na mnie zbolały wzrok i tym razem wybuchnęła donośniejszym płaczem.
To było kolejne złe posunięcie, Styles.
Tym razem bez zastanowienia przyciągnąłem ją do siebie i zamknąłem w szczelnym uścisku. Oparła głowę o moje ramię.



* Caroline's pov *


Po jakimś czasie wylądowaliśmy w moim pokoju.
Brunet uspokoił mnie w końcu i starał się.. rozweselić?
Udało się.
Leżeliśmy na moim łóżku, zanosząc się śmiechem. Harry opowiadał mi zabawne historie z dzieciństwa, szkoły.. imprez..
Nie miałam pojęcia o tym, jak wiele ten chłopak ma do zaoferowania.
W pewnym momencie otrząsnęłam się, przypominając sobie o czymś ważnym. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej.
- Haz. - wyrwało mi się. Chłopak zamrugał kilkakrotnie oczami, ale uśmiechnął się lekko, co dało mi do zrozumienia, że nie popełniłam przecież żadnego błędu. - Czy dzisiaj mamy wtorek?
- No tak. - przekręcił się na bok, podpierając się na łokciu.
- Dzisiaj jest mecz! - pisnęłam. Nasza szkoła przygotowała się do każdego z nich intensywnie. Mogliśmy pochwalić się kilkoma wygranymi zawodami, poza tym nasz dyrektor był fanatykiem piłki nożnej. Harry należał do drużyny z Loui'm i Niall'em. To były jedyne osoby, które potrafiłam wymienić ze składu. Może dlatego, że byli popularni, ukhm. Właściwie to był główny atrybut tej trójki, dzięki temu często chodził za nimi wianuszek dziewczyn, myślących, że może mają u nich szansę. Jak to powiadają: 'zawsze warto spróbować.'
Mój przypadek widocznie obala tą tezę.
Spojrzałam się na Harry'ego wyczekująco, ale on tylko wzruszył ramionami.
- Jesteś rozgrywającym! - krzyknęłam tym razem, na co obruszył się lekko. - Dyrektor da Ci po tym popalić, mówię Ci. Ough, wiesz ile masz już wykroczeń? Trzyma Cię tylko w tej szkole z życzliwości, a przestanie Cię tak tolerować, jeżeli zniszczysz mu mecz! - sytuacja nie wyglądała za kolorowo. Czułam, jak odpływają mi kolory z twarzy. Martwiłam się o Styles'a, bo on się o mnie martwił. U mnie to zawsze działało w obie strony. Naprawdę też nie chciałam, żeby go wyrzucali.
- Zdaje mi się, że przesadzasz. - mruknął, przyglądając się fakturze mojej pościeli.
- Nie, Harry. Nie tym razem! - odpowiedziałam na jednym wydechu i pociągnęłam go za rękę, chcąc, żeby wstał. Zaskoczyłam sama siebie siłą, gdy rzeczywiście mi się to udało.
- No dalej! - spojrzałam na zegarek. - Masz jakąś godzinę z tego, co pamiętam. Musisz się spieszyć! - popędzałam go, prawie spychając ze schodów. Zaśmiał się w odpowiedzi. - Lekkoduch z Ciebie.
- No nie wiem. - odparł, jednak uśmiechnął się do mnie. Pociągnęłam go dalej za drzwi i wepchnęłam do jego własnego samochodu. - Jedziesz ze mną? - zapytał, wychylając głowę przez okno.
- Nie. - odpowiedziałam szybko. - Tam będzie Louis. Nie ma mowy. - założyłam ręce przed sobą. Było mi chłodno, dlatego miałam nadzieję na szybki powrót do środka.
- No tak, rozumiem. - to ostatnie co powiedział i odjechał.


Cześć :) Podoba się wam taki zwrot w relacjach Harroline? Dajcie znać w komentarzach. Właściwie długo czekałam na napisanie czegoś takiego, ale trzeba pamiętać, że nie zawsze będzie tak kolorowo.

Jeżeli jeszcze Cię nie informuję, a tego chcesz - pozostaw swój username z twittera w komentarzu.

Kocham was x