wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 39

Zmarszczyłem brwi, powoli denerwując się. Od 15 minut nie mogłem znaleźć Caroline w tym natłoku ludzi, cieszących się z naszej wygranej. Przeczesałem palcami włosy i wypuściłem powoli powietrze. Spokojnie. Gdzieś tu stoi i pewnie oczarowuje swoim pięknem jakiegoś dupka. Odruchowo zacisnąłem ręce w pięści. Po chwili potrząsnąłem głową. Co ja wyprawiam?
Przebiegłem wzrokiem po ludziach jeszcze raz, stając na palcach.
Tym razem udało mi się. Nie zauważyłem jej wcześniej, bo stała przy grupce wyższych od siebie chłopaków. Na przodzie stał Liam, będąc zapewne tym, z którym naprawdę chciała porozmawiać. Reszta dryblasów otoczyła ich, przysłuchując się, gapiąc na Caroline, lub Bóg wie co jeszcze sobie myśląc. Skrzywiłem się do swoich myśli i szybko podszedłem do nich, zwinnie obracając dziewczynę twarzą do mnie. Widząc mnie, wytrzeszczyła oczy i uśmiechnęła szeroko. Zignorowała swoich dotychczasowych towarzyszy, dzięki czemu na mojej twarzy pojawił się zuchwały uśmiech.
Blondynka pisnęła radośnie i rzuciła mi się na szyję. Przycisnąłem ją do swojego torsu i okręciłem wokół naszej osi.
- Tak się cieszę, Harry! Byłeś niesamowity! - mówiła, wręcz skacząc z podekscytowania. Uśmiechnąłem się szeroko, skupiając całą swoją uwagę na tej małej osóbce. Biło od niej tyle pozytywności, że zarażała nią wszystkich wkoło. - Ten pierwszy gol był.. - zaciągnęła się powietrzem i wytrzeszczyła oczy. Pokręciła głową, nie wiedząc co powiedzieć. Machnęła rękoma, próbując jakoś to przedstawić, ale i tym razem raczej jej się nie udało. Zaśmiałem się i jeszcze raz przytuliłem dziewczynę, zaciągając się zapachem jej włosów.
- Dzięki. - powiedziałem cicho. Caroline odsunęła się lekko i spojrzała prosto w moje oczy.
- A co z.. no wiesz.. - odruchowo zaczęła miętolić skrawek mojej koszulki.
Odchrząknąłem, wypinając pierś. Dziewczyna zachichotała, nie odrywając wzroku z mojej twarzy.
- Byli pod wrażeniem. Powiedzieli, że na pewno przyjdą na jeszcze parę meczów i wezmą również pod uwagę, czy dojdziemy z naszą drużyną do finałów. Wspomnieli coś o… - spojrzałem się na dziewczynę, która aż wstrzymała oddech. Parsknąłem śmiechem.
- No mów, debilu! - trzepnęła mnie po ramieniu.
- O stypendium! - krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę zdecydowanie za wielu osób.
- O mój Boże! - pisnęła, zakrywając usta dłońmi. - To cudownie! - podskoczyła jeszcze raz, powodując u mnie salwę śmiechu. - Trzeba to jakoś uczcić!
- Mhm. - pokiwałem zgodnie głową. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy. - Jest jeszcze jedna sprawa. - przygryzłem wargę. Odruchowo rozejrzałem się po ludziach. Wróciłem wzrokiem na blondynkę. Podniosła jedną brew, przyglądając mi się uważnie. Uśmiechnąłem się nerwowo, przeczesując po raz kolejny włosy palcami. Nagle w jej oczach pojawił się pewien błysk.
 - Ty… - wymierzyła palcem w moją klatkę. - Poznałeś kogoś, prawda? - uśmiechnęła się podstępnie. Lekko zawstydzony pokiwałem głową. Caroline znów nie mogła powstrzymać szczęśliwego pisku i od razu szybko zaczęła zadawać mi mnóstwo pytań - Kto to? Znam ją? Jest w naszej szkole? A może to on? - puściła mi oczko, na co burknąłem jej, żeby się zamknęła. Niewzruszona kontynuowała - Jest w naszym wieku? Jak wygląda? Proooooooszę, muszę ją poznać! - uciszyłem ją gestem ręki i wziąłem pod pachę, siłą ciągnąc w kierunku mojego samochodu.
- Powiem Ci wszystko w domu, okej? A teraz zamknij się. - zaryłem jej usta dłonią i mimo jej protestów, przepychałem nas nieustająco ku wyjściu.
W pewnym momencie drogę zatorował nam Liam, który uśmiechnął się do mnie nerwowo, po czym szybko przeniósł wzrok na Caroline. Niechętnie odkryłem jej usta. Gdy to zrobiłem posłała mi groźne spojrzenie i z powrotem odwróciła się do Liam'a.
- Zastanawiałem się.. - podrapał się po karku - Mogłabyś mi dać swój numer telefonu?
Co?
Zszokowany wbiłem wzrok w Liam'a, ale on zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. Puściłem blondynkę spod mojego ramienia, dając jej więcej swobody ruchu. Pokiwała powoli głową i wyjęła z mojej kurtki długopis. Swoją drogą nie miałem pojęcia, skąd się tam znalazł. Szlag by to trafił.
Podniosłem zaciekawiony brew, gdy dziewczyna zapisywała swój numer na ręku mojego, ukhm, przyjaciela. Oh, nie miał kartki, co za szkoda.
Tak właściwie czemu nie mógł spytać się mnie o jej numer? No tak, tak dżentelmeni nie postępują. A podejrzewam, że miał zamiar utrzymać swoją idealną postawę przed Caroline. Co on kombinuje?
Nagle ktoś szturchnął mnie w ramię. Wróciłem myślami do rzeczywistości i ujrzałem przed sobą Car, która wskazywała na parking.
- Idziemy?
- Mhm. - mruknąłem i ponownie przycisnąłem ją do swojego boku.
Nastawiłem czajnik z wodą, podczas gdy Caroline zakopała się pod toną koców na mojej kanapie. Wyciągnąłem z szafki herbatę i po chwili zmierzałem w jej stronę z dwoma kubkami w ręku. Postawiłem je na ławie i sam odchyliłem dla siebie pled, ogrzewając się po zimnym prysznicu. Dziewczyna zachichotała na mój widok, bo zapewne wyglądałem jak zmoczony pies. Wystawiłem w jej stronę język i już chciałem sięgnąć po pilota, by uruchomić telewizor z filmem, który wybrała, gdy złapała mnie za rękę i spojrzała się na mnie znacząco. Oh, omal zapomniałem.
- Ma na imię Emily. - wymamrotałem i widząc jej zaciekawione spojrzenie, byłem zmuszony kontynuować. - Chodzi z nami na francuski. Pamiętasz?
- Oh. - zmarszczyła brwi. - To ta niska szatynka?
Pokiwałem głową.
- Ładna jest. - powiedzieliśmy jednocześnie, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- No i?
- No.. - podrapałem się po karku. - Zaprosiłem ją na randkę.
Caroline otworzyła buzię zdziwiona.
- Kiedy?
- Jutro.
- Ojej, mało czasu.
- No wiem.
- Masz jakiś pomysł?
- Pewnie pójdziemy do restauracji.
- Do tej samej, gdzie zabierasz każdą.
- No pewnie tak.
Zachichotałem na naszą szybką wymianę zdań. Blondynka pokręciła rozbawiona głową.
- Okej. - wzruszyła ramionami.
- Denerwuję się. - wypaliłem.
- Ty? Harry Styles? Denerwujesz się? - przybliżyła się do mnie i szturchnęła mnie łokciem.
- Tak jakby. - mruknąłem. - To pierwszy raz, kiedy z kimś się umawiam od czasu, gdy.. gdy się z Tobą zaprzyjaźniłem. - spojrzałem kontrolnie na Caroline, która uważnie mi się przyglądała. - Tym razem nie będzie wyglądać to tak samo.
- Mam nadzieję. - westchnęła, podając mi napój, który zdążył już ostygnąć. - Pomogę Ci się przygotować, co Ty na to? - posłała mi swój ciepły uśmiech i przystawiła kubek do ust.
- Dzięki, Car. - przytuliłem ją do siebie i wreszcie włączyłem telewizor.
- Harry?
- No co? - mruknąłem.
- Znowu nie dosłodziłeś mi herbaty. - fuknęła.
- To dla Twojego dobra. Za dużo słodzisz, to nie zdrowo. - poczochrałem ją po włosach. Westchnęła przeciągle i wróciła do oglądania filmu.
Gdy film się skończył, było już dosyć późno. Wyjrzałem za okna. Ciemność.
- Pamiętasz, jak mówiłaś, że musimy uczcić mój sukces? - poruszyłem zabawnie brwiami. - Chodźmy na miasto.
Caroline zmarszczyła czoło, zastanawiając się.
- Miałam bardziej na myśli to, że może wyjdziesz na piwo z chłopakami. Liam mówił, że idą całą drużyną. Nie jestem pewna czy klub to dobry pomysł. - zagryzła wargę. - Pamiętasz, że masz jutro randkę? Lepiej, żebyś był wyspany i wyglądał.. ukhm.. świeżo.
Westchnąłem, siadając po turecku.
- Zapewne masz rację. Ale nie chcę iść nigdzie z chłopakami. - jęknąłem.
- Zostaniesz w domu?
- Zostanę. - pokiwałem głową. Lepiej jeżeli porządnie się wyśpię i może lepiej zaplanuję wyjście z Emilią.
Caroline uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Będę się już zbierać. - wstała i podniosła swoją torbę z podłogi. - O której się jutro widzimy?
- Piętnasta?
- Jasne.
- Poczekaj, odwiozę Cię.

Dzwonek do drzwi przebił się gwałtownie przez mój sen. Zdezorientowany poruszyłem niesprawnie kończynami i spadłem z łóżka na twardą podłogę. Jęknąłem z bólu, łapiąc się za głowę. Jakim sposobem udało mi się spaść z tak wielkiego łóżka? Cóż, od dawna nie spałem za dobrze i nie potrafiłem znaleźć sobie miejsca.
Skrzywiłem się ponownie, gdy dźwięk dobijania się do drzwi rozniósł się po całej willi. Z trudem podniosłem się na łokciach i po chwili stałem w miarę wyprostowany przed witryną drzwi w moim pokoju. Nie mając czasu się ubrać, zwlekłem się ze schodów, krzycząc z daleka, że już 'nadchodzę'.
Szybkim pociągnięciem otworzyłem drzwi i ujrzałem przed sobą zarumienioną twarz blondynki. Na zewnątrz było okropnie zimno i okropnie wiało, więc pospiesznie pociągnąłem ją za ramię i zatrzasnąłem drzwi.
- Car? - przekrzywiłem głowę. Tymczasem dziewczyna zdejmowała już płaszcz i szalik. Kątem oka zerknąłem na zegar w salonie. Czternasta.
Przełknąłem głośno ślinę. Długo spałem. Co prawda, to nie nowość, ale ostatnio zdarza mi się coraz częściej.
Co mnie jednak bardziej zastanawiało, to czemu Caroline przyszła godzinę wcześniej?
- Wiem, trochę Cię zaskoczyłam. - zachichotała, gdy stanęła naprzeciwko mnie. - Ale znam Cię za dobrze, Harry. Wiedziałam, że będziesz jeszcze spać. - zlustrowała mnie wzrokiem od stóp do głów. - Zarezerwowałam Ci godzinę więcej na ogarnięcie się i zjedzenie śniadania. - uśmiechnęła się. Kurczę, bystre.
Pokiwałem rozbawiony głową.
- Jesteś najlepsza. - przyciągnąłem ją do torsu i przytuliłem mocno. - Dzięki, że mi pomagasz.
- Mhm. - mruknęła i odsunęła się znacznie. - Może idź się najpierw ubrać, co? - podniosła jedną brew.
- Nie udawaj, że Ci się to nie podoba. - zachichotałem i gdy zobaczyłem srogą minę dziewczyny, popędziłem na górę coś.. przyodziać.
- Tu masz dokładniejszy plan randki. - Caroline wcisnęła mi przed nos malutką karteczkę z drobnym pismem, w momencie gdy przysiadłem na krześle naprzeciwko biurka i próbowałem zawiązać krawat. Widząc moją zbolałą minę, trzepnęła mnie po dłoniach i sama zajęła się tym kłopotem. Zajęło jej to kilka sekund, za co naprawdę byłem w stanie ją podziwiać.
Zmarszczyłem brwi, biorąc do ręki świstek papieru.
- Po co mi to? - bąknąłem.
- Uwierz, może się przydać. - mruknęła dziewczyna strzepując z mojego garnituru pyłek. - Nawet nie wiesz, jak dziewczynę może wkurzyć chłopak, który.. - przerwałem jej szybko:
- Tak, tak, wiem. Od godziny prawisz mi takie kazania. Coś wiele rzeczy denerwuje płeć piękną. - skrzywiłem się, powodując u niej śmiech.
- Ta, możliwe. - zaczęła skubać skórki przy paznokciach. Zmarszczyłem brwi.
- Coś nie tak?
Dziewczyna zmieszała się, potrząsnęła głową i uśmiechnęła się lekko.. wymuszenie.
- Nie.. - zagryzła wargę. - Masz kwiaty? - umiejętnie zmieniła temat.
Złapałem się za głowę.
- Kompletnie zapomniałem. - skrzywiłem się. Caroline westchnęła głośno i poklepała mnie po ramieniu.
- Nie martw się. Skoczę po jakieś, w końcu się na tym znam. A ty kończ się przygotowywać. - praktycznie wybiegła z pokoju.
- Jesteś aniołem! - zdążyłem za nią zawołać.
- Wiem! - krzyknęła i po chwili trzasnęła drzwiami na dole.



* Caroline's pov *



Zziajana wpadłam do domu Harry'ego i zastałam go zniecierpliwionego przed lustrem w przedpokoju. Nerwowo poprawiał włosy, omiatając wzrokiem swoją całą posturę. Uroczo się denerwował.
Moim ciężkim oddechem zwróciłam na siebie jego uwagę. Wcisnęłam mu w ręce klasyczne czerwone róże, życząc powodzenia. Zdawałam sobie sprawę, że lekko się spóźniłam i Harry musiał się spieszyć. Uśmiechnął się do mnie ciepło i pocałował przelotnie w policzek, dziękując.
Po chwili wypadł przed drzwi, biegnąc do samochodu i prędko odjeżdżając z posesji. Stanęłam w progu drzwi i nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Harry nie zabrał ze sobą kluczy, zostawiając mnie samą w otwartym domu. Co oznaczało tylko jedno: musiałam na niego poczekać, aż wróci z randki.
Zmęczona opadłam na kanapę, rozciągając się na jej całej długości. Dzisiaj rano pomagałam cioci w ogródku z przygotowywaniem krzewów na zimę. Tuż po tym już biegłam do Styles'a. Popołudnie również było pełne pracy, bo sam Harry nie potrafił nic załatwić, co z resztą było do przewidzenia.
Musiałam przyznać, że byłam wyczerpana. Zdawało się również, że trochę jednak poczekam na chłopaka. Zgarnęłam więc pled z oparcia sofy, opatuliłam się nim i odpłynęłam, ciesząc się, że wreszcie mogę wypocząć.



* Harry's pov *



Dziewczyna mocno popchnęła mnie na ścianę i szybko wpiła się w moje usta, gniotąc materiał mojej koszuli w rękach. Jęknąłem gardłowo i odruchowo złapałem Emilię za pośladki, co lekko ją zaskoczyło. Nie przerwała jednak swojej czynności i przygryzła mocno moją wargę.
Jedną ręką miotałem po swoich tylnych kieszeniach, szukając klucza. Nic tam nie było.
Oderwałem się na chwilę od szatynki, która jęknęła zrezygnowana, próbując znów mnie pocałować. Zmarszczyłem brwi i popchnąłem witrynę moich drzwi wejściowych. Były otwarte. Widocznie zapomniałem ich zamknąć.
Nie czekając ani chwili dłużej, gwałtownie przyciągnąłem do siebie dziewczynę i wprowadziłem nas do środka, zatrzaskując drzwi. Ponownie przycisnąłem usta do jej warg.


* Caroline's pov*


Z błogiego snu obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Zerknęłam na zewnątrz. Było już późno, to musiał być Harry.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i już chciałam się z nim przywitać, gdy nagle przed moimi oczami… pojawili się oni razem. Prawie zachłysnęłam się powietrzem, gdy zobaczyłam jak chłopak obchodzi się z Emilią. Gwałtownie złapał ją za pupę i podniósł. Dziewczyna oplotła nogi wokół jego bioder i chyba mieli zamiar kierować się do sypialni, gdy..
Wreszcie zwrócili na mnie uwagę. Oddychałam dosyć nerwowo, więc musieli wyczuć, że coś jest nie tak.
Szatynka oderwała się od Harry'ego i odskoczyła zaskoczona. Chłopak wydawał się być równie zszokowany. Tak trudno było przewidzieć, że będę musiała tu na niego czekać, skoro nie zamknął drzwi?
Wstałam spokojnie i podeszłam do tej dwójki, mierząc ich wzrokiem. Już na kilka metrów czuć było od nich alkoholem. Od obojga z nich. Harry zmarszczył brwi, rzucając mi.. wściekłe spojrzenie?
Otworzyłam usta zdziwiona. Postanowiłam na razie przenieść swoją uwagę na Emilię. Takiego zachowania na pewno bym się po niej nie spodziewała. Cicha myszka w klasie, a tu proszę..
Jednak musiałam coś zrobić z tą sytuacją.
- Myślę, że powinnaś wyjść. - wymamrotałam, a ona ku mojemu zaskoczeniu pokiwała ochoczo głową, od razu kierując się do drzwi. Nie zdążyłam nawet zaproponować jej, że zadzwonię po taksówkę.
Drzwi zamknęły się za nią cicho. Odwróciłam się przodem do Harry'ego i zmierzyłam z jego wściekłym wzrokiem.
- Co to miało być? - wysyczał i byłam prawie zdolna wyobrazić sobie, że z jego ust kipi piana. Co się dzieje?
- Harry. - załamał mi się głos. - Chciałabym Ciebie zapytać o to samo.
Brunet zacisnął pięści i po części zignorował moje pytanie.
- Co Ty tu w ogóle robisz?! - wrzasnął. - Specjalnie to zrobiłaś, prawda? Nie chciałaś, żeby mi się udało od początku!
- Co udało, Harry? - odpowiedziałam z bólem słyszalnym w moim głosie. Wyrzucił ręce w powietrze.
- Ta cała.. randka! Kompletna bzdura. - splunął. - Zazdrosna jesteś. - zacisnął powieki w gniewie.
- C-co? - łzy wypłynęły z moich oczu, choć tak bardzo chciałam je powstrzymać. - Dlatego pomagałabym Ci cały dzień? Cieszyłam się Harry, naprawdę. Nie okłamałabym Cię przecież. - skrzywiłam się. - Mówiłeś, że tym razem będzie inaczej! - wymierzyłam w niego palcem. - Powiedziałeś, że się zmienisz! - krzyknęłam tak głośno, że nie zdziwiłabym się, gdybym obudziła jego sąsiadów. Popchnęłam chłopaka, odsuwając od siebie.
Dopiero wtedy podniósł głowę i spojrzał na mnie. Momentalnie zachłysnął się powietrzem i zmienił wyraz twarzy. Zbliżył się i chciał dotknąć mojej twarzy, ale ponownie go odepchnęłam.
- Pła-płaczesz? - zająknął się, jakby poczuł się wreszcie winny. - Nie chciałem Car, ja.. - wychrypiał i znowu się przybliżył. Tym razem ja postawiłam kilka kroków w tył i zniesmaczona pokręciłam głową.
- Jak mogłeś? To była pierwsza randka, a Ty już chciałeś zaciągnąć ją do łóżka. - skrzywiłam się i poczułam, że coraz więcej łez spływa po moich policzkach.



* Harry's pov *



Widok zapłakanej Caroline powoli łamał mi serce. Obiecałem sobie, że nigdy do tego nie dopuszczę, a tymczasem..
Alkohol dawał się we znaki, ponieważ myśli w mojej głowie plątały się i nie potrafiłem ułożyć odpowiednie poprawnego zdania.
- Ona też tego chciała. - rzuciłem, łapiąc się tego argumentu jak ostatniej deski ratunku.
- To nie ma znaczenia! - wrzasnęła. - Oboje byliście pijani! Tak się nie robi! Skąd wiesz, czy postąpiłaby tak samo, gdyby była trzeźwa? - posłała mi zbolałe spojrzenie i od razu poczułem, jakim dupkiem jestem.
Mimo tego, że wiedziałem, że nie powinienem tego mówić, zrobiłem to:
- Ona przynajmniej nie jest dziewicą! Myślisz, że ją to w ogóle obchodziło, czy się ze mną prześpi czy nie? - ponownie machnąłem ręką, przez przypadek strącając lampę ze stolika. Rozbiła się o podłogę, a Caroline chyba nie mogła wyglądać jeszcze tragiczniej. - To tylko seks, do kurwy nędzy! - kontynuowałem. - Ludzie pieprzą się codziennie, ale Ty tego nie chcesz zaakceptować! - splunąłem na podłogę. - Przyjmij to wreszcie do świadomości. - dokończyłem wyczerpany, mierząc w nią palcem i po raz pierwszy udało mi się dotknąć jej ramienia. Stała nieruchomo i po chwili wbiła we mnie swój zmęczony wzrok. Jej policzki były całe mokre i miała spuchnięte oczy. Pomyślałem, że chciałbym przytulić ją do siebie i wytrzeć łzy, a później trzymać w objęciach tak długo, póki nie uspokoi swojego drżącego oddechu, ale nie zrobiłem tego.
Caroline wypuściła urywany oddech i pociągnęła nosem. Objęła się ramionami i szturchnęła mnie ramieniem, wybiegając z salonu.
Pociągnąłem za loki, chwiejąc się. Zacisnąłem oczy i ignorując narastający ból w głowie, skierowałem się do przedpokoju.
- Car! - zawołałem, ale ona już stała na zewnątrz. Po raz ostatni się do mnie odwróciła, dobijając moje zgruchotane emocje i wybiegła. - Car, przepraszam! - wrzasnąłem, łapiąc za futrynę drzwi. Byłem pewny, że to usłyszała. Ale nie odwróciła się. Wyminęła przystanek autobusowy i biegła dalej. To okropne, jak bardzo chciała ode mnie uciec.
Osunąłem się na ziemię, przyciągając nogi do klatki piersiowej. Schowałem głowę między kolanami, próbując uspokoić porwany oddech.

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ Wiem, że powiedziałam, że dodam rozdział wczoraj :( Jednak gdy był już prawie gotowy, niespodziewanie zniknął mi internet! Na szczęście udało mi się jakoś obejść tą niedogodność, no i proszę :) Jak się podoba?   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 


poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 38

- Car! - krzyknął Harry, odpychając od siebie kolegów z drużyny i przedostając się do mnie. - Wszystko w porządku? - starł kciukiem jedną zabłąkaną łzę z mojej twarzy.
Pokiwałam głową na boki, wtulając się w tors chłopaka. Był już przebrany i naprawdę zaskakiwało mnie to, że w tak lekkim ubraniu nie było mu zimno.
- Trochę zrobiło mi się smutno po rozmowie z Loui'm.. - zachichotałam, pociągając nosem. Chłopak zacieśnił uścisk i potarł dłonią moje plecy.
- Ale już jest okej? - wymruczał w moje włosy.
- Mhm. - pokiwałam głową, odsunęłam się od chłopaka i wytarłam policzki. Uśmiechnęłam się szerzej. To był moment Harry'ego. Za chwilę miał ważny mecz i nie chciałam mu nic niszczyć. - Gotowy? - wyszeptałam.
Brunet wypuścił głośno powietrze i przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę.
- Będziesz najlepszy, gwarantuję Ci to. - ścisnęłam jego dłonie, następnie machając nimi we wszystkie strony, żeby rozweselić chłopaka. Uśmiechnął się cieplej. W tym samym momencie przeszedł obok nas Louis, posyłając nam.. okropne spojrzenie. Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Zdziwiona wytrzeszczyłam oczy, przypatrując mu się, jak odchodził. Harry szybko zasłonił mi jego widok, biorąc moją twarz w swoje dłonie.
- Hej, nie myśl o nim. - ucałował czubek mojego nosa. Odwzajemniłam uśmiech.
- Mecz zaczyna się dosłownie za 15 minut. - zauważyłam, zerkając na zegar za plecami Harry'ego.

Resztę czasu spędziliśmy stojąc i przypatrując się murawie i innym zawodnikom. Harry cały czas obejmował mnie ramieniem, lekko dygocąc. To zdawało się go trochę uspokajać.
Po tym czasie musiał jednak już iść, zaczynając rozgrzewkę. Pocałowałam go w policzek na szczęście i pomachałam z daleka, pokazując w którym miejscu będę cały czas stała.

Drużyna naszej szkoły biegała w tę i z powrotem rozgrzewając się. Nic nie mogłam poradzić, że czasami mój wzrok z Harry'ego przenosił się na Tomlinsona. Zagryzałam wtedy wargę, wręcz zmuszając się do zamknięcia oczu.
Jednak gdy rozpoczął się właściwy mecz, całą uwagę poświęciłam mojemu najlepszemu przyjacielowi. Przez całą grę mocno trzymałam za niego kciuki i co chwila zapierało mi dech w piersiach, gdy piłka o milimetry mijała bramkę. Widać było, że Harry dawał z siebie wszystko. Strużki potu spływały po jego twarzy, mimo to jak zawsze wyglądał nieskazitelnie. Dziewczyny siedzące za mną wzdychały co moment, komplementując chłopaka. Było to takie zabawne, że po którymś razie nie mogłam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem. Oczywistym było, że przyszły tutaj, żeby pooglądać go sobie w krótkich spodenkach, a nie to, co w rzeczywistości ma do pokazania! Okej, to brzmiało jakbym była zazdrosna, ale nie byłam! Obiecałam sobie już na początku naszej znajomości, że.. to się nigdy nie stanie.
Gdy zaśmiałam się, te same dziewczyny zwróciły na mnie uwagę. Spuściły wzrok na moją kurtkę z napisem 'Styles' i wtedy wszystko było już jasne. Gapiły się na mnie z otworzonymi buziami, prawie przecierając oczy. Okej, niespotykana sytuacja. Stary Harry nie zrobiłby czegoś takiego. Nie zabrałby jakiejś dziewczyny na mecz i nie dał swojej kurtki, prawda? Cóż, to wszystko wydawało się dla mnie jeszcze przyjemniejsze z tego powodu, że nawet nie byłam jego dziewczyną. Oznaczało to tyle, że naprawdę mu na mnie zależało, a nie tylko na… ukhm.
Wróciłam myślami do rozgrywek. Louis w pewnym momencie był bardzo blisko bramki. Widoczne było okienko, a on mimo to.. spudłował. Zacisnęłam szczękę odrobinę zdenerwowana. Rzeczywiście, wciągnęła mnie ta gra. Złapałam kontakt wzrokowy z Harry'm. Skrzywił się i pokiwał zrezygnowany głową na boki. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i pokazałam kciuki w górę. Pokazał swoje dołeczki i wrócił do gry.
Cóż, minęło pierwsze 45 minut, a wynik meczu nadal bezbramkowy. Chłopcy zbiegli z murawy, udając się po picia. Zbiegłam z kilku schodków w stronę ławki, gdzie teraz odpoczywał Harry.
Na moje nieszczęście wpadłam przez przypadek na kogoś, oblewając nas oboje wodą z bidonu.
Spojrzałam w górę na lekko zszokowaną minę chłopaka.
- Uh, przepraszam Liam..
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się szeroko. - I tak było mi gorąco, za chwile wyschnę. - gdy tak mnie zapewniał, zachował się naprawdę miło, wręcz.. słodko. Wyglądał trochę jak mały szczeniaczek, posyłając mi ten swój uśmiech. Nie mogłam nic poradzić na to, że zachichotałam.
- No dobrze, w takim razie cieszę się. - zagryzłam wargę. - Um, dobrze grałeś. - rzuciłam, chcąc przerwać chwilę niezręcznej ciszy.
- Dzięki!
- No.. nie ma za co. - mruknęłam i odsunęłam się, tym samym pokazując, że troszkę się spieszę. Liam skinął głową i odwrócił się do przyjaciół, włączając w rozmowę.
- Harry! - pisnęłam, dopadając chłopaka. Siedział, spuszczając głowę w dół. Trzymał ją między nogami i wyglądał na naprawdę wykończonego. Ukucnęłam przed nim. - Wszystko w porządku? - położyłam dłoń na jego kolanie. Dyszał ciężko. Podniósł rękę i złapał moją, ściskając. Dał mi do zrozumienia, że wszystko jest okej, tylko po prostu łapie oddech.
- Słabo nam idzie. - wychrypiał po pewnym czasie. Zmarszczyłam brwi. Nie strzelili jeszcze żadnego gola. To fakt. Jednakże nie stracili też żadnego. W mojej ocenie piłka głównie była w posiadaniu ich drużyny.
- Oceniasz siebie za surowo. Świetnie Ci szło. - zapewniłam go. Odbezpieczył bidon i wylał sobie na szyję jego zawartość, przez co teraz miał mokre plecy, jak i loki pokrywające jego kark.
- Liam jest całkiem miły, co nie? - zmieniłam umyślnie temat, zerkając w stronę wspomnianego. Spojrzałam z powrotem na Harry'ego. Zmarszczył brwi.
- Liam? No.. no tak. Zawsze taki był. - otarł twarz koszulką, tym samym odkrywając swój tors. Nie mogłam powstrzymać się, żeby nie zerknąć na stadko dziewczyn, przyglądających się chłopcom. Ooo, tak, były rozanielone. To dziwne, że Harry jeszcze nie zauważył, jak dużą przyciąga uwagę.
- Jesteś cała mokra. - rzucił wręcz trochę surowo. Spuściłam wzrok na dekolt. Cóż.
- No właśnie.. wpadłam na Liam'a, gdy do Ciebie szłam, no i.. widzisz. - zaśmiałam się lekko. Chłopak przyjrzał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ty i Liam? Serio?
- Oh przestań, przecież mówię, że tylko.. - nie dano mi dokończyć, ponieważ w tej samej chwili rozległ się gwizdek trenera. Za chwilę z powrotem wchodzą.
- Jasne, jasne. - mruknął brunet lekko naburmuszony. Po chwili jednak rozluźnił się i wyciągnął rękę, pomagając mi wstać.
- Będę trzymać za Ciebie kciuki. - przytuliłam go mocno.
- Dzięki, Car. - uśmiechnął się.
- Dasz sobie radę.
- Dziękuję.
- Wierzę w Ciebie.
- Tak, tak, no już! Idź sobie! - roześmiał się, popychając mnie w stronę trybun. Cóż, przynajmniej cieszyłam się, że zdołałam poprawić mu nastrój.
To się może przydać.

Minuty dłużyły się jak nigdy, choć z drugiej strony czasu wydawało się być jakby za mało. Trudne do zrozumienia zjawisko.
I wtedy.. no właśnie.
"70 minuta, Liam biegnie z zatrważającą szybkością, przekraczając linię połowy boiska. Całkiem nieźle mu idzie, jak na chłopaka z ławki rezerwowych. Przeskakuje zwinnie nad nogą przeciwnika i okiwuje drugiego. Klaszcze mu głośno, krzycząc z daleka. Jest już niebezpiecznie blisko bramki. Jednakże drogę torują mu dwaj inni zawodnicy. Nie ma opcji, żeby i z tym sobie poradził. Podaje więc celnie do innego chłopaka od naszych. Ten równie szybko traci piłkę.
I w tym momencie do akcji wkracza Harry. Taranuje sobie drogę i wciska nogę pomiędzy stopy przeciwnika. Nie wiadomo jak, przejmuje piłkę. Zapiera mi dech w piersiach. Podnosi na chwilę głowę, żeby wycelować i po chwili kopie z wielkim impetem."
- Gooooool! - darły się całe trybuny. Zakryłam usta dłońmi. Oczywiście, że wierzyłam w niego od początku, ale w tamtym momencie po prostu nie mogłam uwierzyć. Udało się!
Przepchałam się łokciami na sam brzeg trybuny i krzyczałam z całej siły. Na Harry'ego rzucili się jego wszyscy kumple. Wszyscy wiwatowali. Ja szukałam w tłumie poszukiwaczy talentów. Cóż wzrokiem ich nie mogłam znaleźć, ale byłam pewna, że gdzieś tu byli. Musieli to widzieć.
Ale gra trwała dalej. Byłam jednak zbyt zmęczona i rozemocjonowana, żeby ustać do końca meczu. Opadłam ciężko na trybuny, po prostu obserwując reakcje kibiców. Gdyby działo się coś ważniejszego, na pewno bym zauważyła.



* Harry's pov *


Chłopaki podrzucali mnie na rękach w górę, skandując moje imię. Tak to się robi! Wynik meczu 2:0 zadowalał mnie wystarczająco. Biorąc pod uwagę, że oba gole były moje.. Szczerzyłem się jak głupi.
Ten drugi, strzeliłem z główki. Niezła akcja, nie przeczę.
Trener przywołał nas po kilku minutach do porządku, studząc zapał. Mimo to widziałem, że on też bardzo się cieszył. Podszedł do mnie i pogratulował z osobna, ściskając i klepiąc po plecach.
- Harry, jest ktoś jeszcze, kto chciałby z Tobą porozmawiać. - popchnął mnie lekko na lewo, gdzie zobaczyłem mężczyznę ubranego w garnitur. Przełknąłem gulę w gardle. To ta chwila.


Szczerzyłem się sam do siebie, kierując się w stronę szatni. Chłopcy co chwilę zagradzali mi drogę, gratulując, ale ja odpychałem ich, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie po prostu mógłbym się wykąpać i pójść spać. Byłem wyczerpany. Za dużo się dzisiaj wydarzyło.
Rozejrzałem się dookoła, poszukując drobnej sylwetki dziewczyny w mojej kurtce. Nagle ktoś szturchnął mnie w tors, zwracając na siebie moją uwagę. I nie był to kolejny facet.
Dziewczyna. Całkiem ładna dziewczyna. Uśmiechnąłem się pod nosem. Od razu mi się.. spodobała.
- Harry.. gratuluję goli.. były boskie! - zarumieniła się.
- Dzięki. - pokiwałem głową, ukazując dołeczki. - Naprawdę oglądałaś mecz czy przyszłaś tylko popatrzeć się na krótkie spodenki? - zażartowałem. Dziewczyna potrząsnęła szybko głową, jakby lekko wystraszona, zaprzeczając.
- Oh, nie, przysięgam! Ja..
- Dobrze, spokojnie. Żartowałem. - zapewniłem ją. Miała uroczą zakłopotaną minę. - Swoją drogą.. Twoje imię?
Już-nie-tak-nieznajoma oniemiała, ale po chwili znów się odezwała:
- Emilia. Jestem jakby w Twojej klasie na francuskim. - spuściła wzrok na buty.
- Oh. - speszyłem się. W tym samym momencie wpadł mi do głowy pewien pomysł.. - Może.. - odchrząknąłem. Okej, teraz albo nigdy, Styles. Spróbuj chociaż raz, nie zaszkodzi Ci. No chyba. Jak raz pobawisz się w te miłosne gierki, chyba Ci korona z głowy nie spadnie. Tak czy nie?
Wyrwałem się rozmyślań, wracając wzrokiem na zdziwioną minę Emilii.
- Czy chciałabyś gdzieś jutro ze mną wy-wyjść? - zająknąłem się na koniec, powodując tym rumieniec na jej policzkach.


   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

No hej, może być? :) Liczę na opinie x

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 37

Jęknęłam, gdy coś ciężkiego zwaliło się na mój brzuch. Otworzyłam jedną powiekę i w tej samej chwili zostałam uderzona poduszką po twarzy.
- No chyba Cię porąbało! - wrzasnęłam, całkowicie się wybudzając. Harry siedział na mnie okrakiem, śmiejąc się głośno. - Obudzisz dziecko. - warknęłam. Chłopak zignorował mnie, odrzucił poduszkę na bok i zaczął łaskotać. Jako, że byłam na to bardzo wrażliwa, już po chwili nie mogłam oddychać. Ostatkiem sił zepchnęłam z siebie tego idiotę i wyskoczyłam szybko z łóżka, bojąc się, że znów mnie dopadnie.
Natomiast Harry wręcz zginał się w pół ze śmiechu na pościeli.
- Jesteś chyba najśmieszniejszą osobą jaką znam. - wysapał.
Założyłam wściekła ręce przed sobą.
- No albo może najlepszą do denerwowania. - wypuścił kolejną salwę śmiechu.
- Przegiąłeś, Styles! - sięgnęłam za siebie i wylałam na bruneta dzbanek pełen wody.
Znieruchomiał w jednej chwili. Miał całe mokre włosy i tors.
- To jest lodowate! - wydusił. Teraz ja miałam ubaw, obserwując go zakopującego się w warstwach kołdry, żeby się ogrzać.
- Oj, Harry.. - weszłam ponownie na kanapę i próbowałam się do niego jakoś dobrać. - Nie obrażaj się, okej?
Wynurzył głowę spod pościeli. Przez jego loki, teraz proste i przyklejające się do twarzy, wyglądał jak mały piesek. Zachichotałam.
- Nie odzywam się do Ciebie. - wymruczał i z powrotem ukrył. Westchnęłam głośno.
- Nie, to nie. Ale właśnie miałam zamiar robić naleśniki. - dodałam melodyjnie i wstałam, udając się do kuchni. Już po chwili usłyszałam za sobą szybki tupot stóp.
Harry rzucił się na mnie z uściskiem, mocząc koszulkę. Próbowałam się z niego wyrwać, ale trzymał mnie za mocno.
- Mówiłem Ci już, jak Cię uwielbiam? - wreszcie odsunął się minimalnie. - Poproszę sześć. - wyszczerzył się i potrząsnął głową, pozbywając się części niechcianej wody.
- Oh, idź już sobie. - mruknęłam i zajęłam się obiecanym śniadaniem. - Która godzina? - zapytałam przez ramię.
Harry usadowił się na blacie i odpowiedział:
- No już 9.
- Możesz obudzić Eric'a?
- Jasne. - zeskoczył i chciał już biec na górę, kiedy mu przerwałam:
- Może coś na siebie założysz? Chociaż koszulkę?
Harry spuścił wzrok na swoje półnagie ciało.
- Ale po co? - wydawał się być zdziwiony moją prośbą.
- To mały chłopczyk. Wyobrażasz sobie, co może opowiedzieć swojej matce jak wróci do domu? Ona wyciągnie własne wnioski. - pokiwałam łyżką przed sobą. Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa, dotarło do mnie, że naprawdę tak by mogło być. Wytrzeszczyłam oczy na Harry'ego. Ten parsknął śmiechem i pokiwał głową.
- Pewnie.
- Mówię poważnie! - pisnęłam nadzwyczaj wysoko. Gdyby Jannet pomyślała, że zabawiałam się z Harry'm, jednocześnie "opiekując się" jej synem, miałabym przechlapane..
- Mhm. - pokiwał głową, ledwo powstrzymując śmiech. - Chciałabyś.
Otworzyłam szeroko usta.
- No chyba Ty!
- Właśnie, że Ty! - odparował.
- Ja?! To Ty jesteś niewyżyty!
- Tak Ci się tylko wydaje!
Naszą dziecinną sprzeczkę przerwał cichutki głosik, dochodzący ze schodów.
- Przestańcie się kłócić. - Eric przetarł oczka małymi piąstkami. - Co będzie na śniadanie? - podreptał w moją stronę.
Posłałam Harry'emu groźne spojrzenie i gestami rąk przekazałam, żeby wreszcie się ubrał. Jęknął od niechcenia, ale obrócił się na pięcie i wszedł do salonu po koszulkę. Szybko przeniosłam wzrok na chłopca i uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam.
- Naleśniki. Z czym chcesz?
Maluch zaklaskał rączkami i aż podskoczył w miejscu.
- Z nutellą! Plosieeee.. - wybałuszył na mnie swoje śliczne oczęta.
- No dobrze. - potargałam jego czuprynkę. - Pójdziesz się ubrać? Mama zostawiła Ci rzeczy w plecaczku, który położyłam obok Twojego łóżka. Poradzisz sobie?
- Tak! - odkrzyknął zadowolony, że dałam mu trochę swobody. Zmartwiona podążyłam za nim wzrokiem, gdy biegiem ruszył po schodach. W tym momencie do kuchni wrócił Harry.
- Możesz za nim pójść, proszę? Pomóż mu się ubrać. - moja dłoń odruchowo powędrowała do ust i zaczęłam nerwowo skubać skórki. Brunet widząc to, że naprawdę się martwię, pokiwał spokojnie głową i szybko podążył na górę.


Po udanym śniadaniu, zostawiłam chłopaków samych przy stole, żeby odebrać telefon. Świetnie się dogadywali, a na Harry'ego spędzanie czasu z dzieckiem również wpływało bardzo dobrze. Stawał się coraz bardziej delikatny.
- Jannet? Jedziesz już? - zapytałam do słuchawki, gdy uprzednio zerknęłam na imię dzwoniącego.
- Tak, dokładnie. Będę za 5 minut. - odpowiedziała śpiewnym głosem. Hm, randka się powiodła. - Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. - odparłam krótko i wróciłam do chłopaków, oznajmiając, że za chwilę musimy się rozstać. Poszłam z Eric'iem na górę zebrać jego rzeczy, a Harry'emu kazałam ubrać się w całości. W końcu za chwilę miała tu być pani Ellis.
Rzeczywiście, w przeciągu kilku minut zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Wzięłam chłopca za rączkę i zaprowadziłam pod witrynę. Harry grzecznie podreptał za nami, opierając jedną rękę na mojej talii. Otworzyłam drzwi, by ujrzeć uśmiechniętą Jannet.
- Cześć, kochanie! - zapiszczała i wzięła od razu chłopczyka na ręce. Za jej plecami dostrzegłam czarnego Jeep'a i jeżeli wzrok mnie nie mylił, mężczyznę na miejscu kierowcy. Uśmiechnęłam się szczerze. - Nie sprawiał kłopotów? - spytała od razu kobieta, lustrując nas wzrokiem.
Harry przejął inicjatywę:
- Nie, był bardzo grzeczny. Naprawdę.
- A Tobie jak się podobało? - przechyliła głowę w stronę Eric'a.
- Było super! - malec machnął rękoma. - Mógłbym zostać na dłużeej.. - zrobił nadąsaną minę. Oboje z Harry'm uśmiechnęliśmy się do siebie, szczęśliwi, że podołaliśmy zadaniu.
- To bardzo się cieszę. My już się spieszymy, dlatego tu jest Twoja zapłata, Caroline. - kobieta wręczyła mi kopertę. - Do zobaczenia niedługo. - pocałowała mnie w policzek i pomachała Harry'emu na pożegnanie.
Z ulgą zamknęłam za nami drzwi i oparłam się plecami o witrynę.
- Dziękuję, Haz. Jesteś najlepszy. - przytuliłam chłopaka.
- Nie ma za co. To było całkiem fajne. - uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach. - Jak na zajmowanie się dzieckiem, oczywiście.
Zaśmiałam się. Z ciekawości od razu rozchyliłam kopertę. Ujrzałam w niej pokaźną sumę.
- Woah. - szepnęłam.
- Ile tego jest? - Harry wytrzeszczył oczy.
- Wydaje mi się, że teraz wystarczy.
- Na co?
- Na Loui'ego. - mruknęłam.


- Musisz sobie żartować. - od kilku minut Harry cały czas męczył mnie o to, co powiedziałam. Nie chciał dawać żadnych pieniędzy Loui'emu. Nie po tym, co zrobił.
Chłopak usiadł obok mnie, okrywając nas kocem i kładąc na moich kolanach miskę z popcornem. Wziął kilka ziarenek i od razu wrzucił sobie od ust.
- Nie zgadzam się. - warknął. Jednym ruchem pilota wyłączyłam telewizor, czym zmusiłam Harry'ego do spojrzenia na mnie.
- Nie potrzebujemy tych pieniędzy tak jak on. - argumentowałam.
- No i co kurwa z tego? - chłopak obrzucił mnie prawie wściekłym spojrzeniem, na co się wzdrygnęłam. Zauważył to i momentalnie się uspokoił, przytulając mnie mocno. - Naprawdę, Car, nie należy mu się. Nie po tym wszystkim. Zranił Cię. - ostatnie słowa wyszeptał i pocałował mnie w czoło, ponownie przyciskając do klatki piersiowej.
- Spokojnie, Haz. - jak zwykle to zdrobnienie jego imienia podziałało na niego kojąco. - Nic mi nie jest i Louis mnie już zupełnie nie rusza. Chodzi tylko o to.. że naprawdę mimo wszystko nie chciałabym, żeby.. - przełknęłam ślinę. - stało mu się coś złego. Mielibyśmy go w jakiś sposób na sumieniu, wiesz? - mruknęłam, masując napięte łopatki chłopaka. Harry westchnął, odsuwając się i pocierając twarz rękoma.
- To ma jakiś sens. Niech Ci będzie.
Uśmiechnęłam się promiennie.
- Czy to znaczy, że nie musimy już pracować? - szybko zmienił mu się nastrój i teraz szczerzył się wesoło.
- Wiesz.. nie zamierzam rzucać tej pracy. - zachichotałam. - Całkiem dobrze mi płacą! I Tobie radzę to samo. Zajmiesz się czymś przynajmniej. - wystawiłam do niego język.
Jęknął głośno, ale pokiwał nieznacznie głową. Grzeczny chłopczyk.



- Car, ja się chyba stresuję. - zaczął nienaturalnie wysokim głosem Harry. Zacisnął mocniej ręce na kierownicy, a jego wzrok szalał, obejmując ulicę przed nami.
Jechaliśmy na stadion. Dziś odbywał się ważny mecz. Ważny nie tylko dla naszej szkoły i drużyny, ale także Harry'ego. Wiadome było, że na widowni siedzieć będą wyłapywacze młodych talentów i chłopak bardzo chciał przyciągnąć ich uwagę. Oczywiście znakomitą grą na boisku. Niestety to wprawiało go w okropnie nerwowy nastrój.
- Wszystko będzie świetnie. Przecież o tym wiesz. - odpowiedziałam, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Harry pokiwał szybko głową, próbując przekonać samego siebie. Spuściłam wzrok na kopertę na moich kolanach. Dopingowałam dzisiaj Harry'ego i to była nasza okazja, żeby przekazać pieniądze Loui'emu. Wiedziałam, że muszę sobie dać radę, tak jak Harry da sobie radę na boisku.


Trzęsłam się z zimna. Nie spodziewałam się, że będzie tak zimno i założyłam jedynie cienką kurtkę.
Harry odwrócił się do mnie, zdejmując grubą puchówkę z herbem drużyny. Opatulił mnie nią i zniżył głowę do mojego poziomu.
- Idę się przebrać w strój, okej? Będziesz czekać już na trybunach?
Pokiwałam głową i wypuściłam z ust kłębek powietrza. Naprawdę było lodowato. Nie zazdrościłam chłopakom, którzy mieli biegać w krótkich spodenkach. Chociaż kto ich tam wie, im to wcale zdawało się nie przeszkadzać.
Skierowałam się na trybuny, przechodząc jednak wyjściem zawodników. Miałam nadzieję najpierw załatwić sprawę z Loui'm, żeby później już się tym nie martwić.
Znalazłam się na murawie, niedaleko linii boiska. Obrzuciłam wzrokiem grupkę gotowych zawodników. Na moje szczęście (lub nieszczęście) znajdował się wśród nich jeden z koszulką z nazwiskiem 'Tomlinson'. Zagryzłam wargę i zacisnęłam palce na kopercie, którą trzymałam w kieszeni kurtki Styles'a. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie, przeciskając się między zawodnikami. Po chwili nie było to już konieczne, bo rozsuwali się przede mną, zdziwieni moją obecnością. Uśmiechałam się do nich krzywo.
- Louis? - wychrypiałam, gdy znalazłam się wystarczająco blisko chłopaka. Odwrócił się szybko w moją stronę, zaskoczony. Musiał rozpoznać mój głos. Gdy tylko wbił we mnie te swoje błękitne spojrzenie, zachwiałam się lekko na nogach. Niektóre ze wspomnień dały o sobie znać, ale zacisnęłam pięści i postarałam się wydusić z siebie:
- Możemy pogadać? - wskazałam kciukiem obszar za sobą. Chłopak pokiwał od razu głową i prędko ruszył za mną, nie odzywając się ani słowem.
- Car..? - zaczął pytająco, gdy znaleźliśmy się z powrotem w korytarzu dla zawodników. Uciszyłam go dłonią.
- Nie mów tak do mnie proszę. - odezwałam się o wiele pewniej. - Nie chcę z Tobą rozmawiać… o tym.
Louis zmarszczył brwi, nie wiedząc o co może mi chodzić.
- Chciałabym zacząć od tego, że.. niedawno znów wydarzył mi się niemiły incydent i podejrzewam, że może mieć to związek z Twoimi problemami u.. Waltera - przełknęłam ślinę, a Louis od razu napiął mięśnie. - Dlatego sądzę.. - wypuściłam głośno powietrze. - Sądzę, że w naszym wspólnym interesie będzie, jeżeli uregulujesz swoje długi u niego.
Brunet założył ręce przed sobą.
- Naprawdę przepraszam Cię, Caroline za wszystko. Za wszystko co się wydarzyło i przede wszystkim za to, że zostałaś narażona na takie niebezpieczeństwo. - spuścił wzrok na buty, po czym po chwili z powrotem na moją twarz. - Ale.. ja nadal nie mam pieniędzy. Przepraszam. - wyszeptał.
- Ja.. To znaczy ja i Harry.. - na dźwięk imienia swojego dawnego przyjaciela Louis uważnie zlustrował moją twarz i skrzywił się. - chcemy Ci pomóc. - pisnęłam.
Potrząsnęłam głową. Chciałam mieć to już za sobą, więc szybkim ruchem wyjęłam kopertę z kieszeni i wcisnęłam w dłoń chłopaka, starając się uniknąć jakiegokolwiek dotyku.
Louis wytrzeszczył na mnie oczy i powoli rozchylił kopertę.
- Ja.. - wyszeptał. - To.. to powinno wystarczyć. - spojrzał się na mnie, po raz pierwszy promieniejąc. - Dziękuję, Caroline! - wysapał i niespodziewanie rzucił się na mnie z uściskiem. Jęknęłam i momentalnie odsunęłam się na bezpieczną odległość. Louis skamieniał zupełnie, nie wiedząc jak się zachować.
- Ja przepraszam, ale.. nie mogę. - odetchnęłam i wyminęłam go, wracając na boisko.
- Zawsze byłaś dla mnie za dobra. - usłyszałam szept za swoimi plecami. Skuliłam się i schyliłam głowę, zasłaniając kapturem pojedyncze łzy, które pojawiły się na mojej twarzy.
To było po prostu trochę za dużo.



   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

No hejka :) rozdział z jednodniowym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że nadrobiłam to treścią.. Dajcie znać, czy tak właśnie jest w komentarzach 
Jak tam wam mijają już ostatnie tygodnie szkoły przed świętami? x

Muszę wam powiedzieć, że test kuratoryjny był okropny :( Zadanie strasznie trudne i nie ma opcji, że mi się uda... ehh :( no szkoda. Natomiast dzisiaj mam imieniny! Yay :) 

Życzę wytrwałości przy lekcjach x

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 36

* Harry's pov *


W jednej sekundzie przycisnąłem hamulec i zatrzymałem się gwałtownie na środku ulicy. Na moje szczęście samochód za mną znajdował się w odpowiedniej odległości, aby zdążyć się zatrzymać. Jego kierowca już wysiadał z samochodu, aby zapewne mnie poturbować, ale ja w tym samym momencie znów ruszyłem, nie zwracając uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość.
- Caroline? Car!? - krzyczałem w przestrzeń, ale połączenie urwało się. Te kilka minut już na zawsze zapamiętałem, jako jedne z najbardziej stresujących w życiu. Cały się trząsłem, nie mając pojęcia, co mogło jej się stać. Jej głos wskazywał na to, że to na pewno nie był żart. Trudno było mi prowadzić samochód i skupić się na czymkolwiek, gdy jedyne czego pragnąłem, to już ją znaleźć. Na szczęście drogę do szkoły zakodowaną miałem na stałe w pamięci i tylko zerkałem na ulicę, nie chcąc nikogo potrącić.
Dlaczego zgodziłem się na to, żeby szła na spacer sama? Przecież mogłem pójść razem z nią, a samochód spod szkoły zabrać następnego dnia.
Z piskiem opon zatrzymałem samochód przy danym adresie. Nie martwiłem się zbytnio tym, że zostawiłem go na środku ulicy. Nie było tu prawie nikogo. Typowy zaułek, do którego mało kto zagląda. Oh, Caroline, czemu Ty akurat musiałaś?
Znalezienie jej wpół leżącej na chodniku zajęło mi parę sekund. Trudno jej było nie zauważyć. Obok niej rozrzucona była cała zawartość jej torebki, a sama skrywała twarz w dłoniach.
- Car? Car! Mała? - podbiegłem szybko, od razu upadając na kolana i biorąc ją w ramiona. Przez pierwszą sekundę nie poruszyła się wcale, po czym odsunęła się lekko, skanując moją twarz.
- Oh, Harry! - pisnęła i uczepiła się mocno mojej kurtki. Widać było, że płakała.
- Chodź, jedziemy do mnie. - wymruczałem w jej włosy. Była przemarznięta i roztrzęsiona.
Zaszlochała mocniej, nie chcąc puścić moich ramion.
- No już, spokojnie.. - wyszeptałem, głaszcząc ją po plecach. - Wstaniemy powoli. Obiecuję, że Cię nie puszczę. - po tych słowach Caroline pokiwała głową i za pomocą pozostałej siły woli, podniosła się na nogi. Tak jak obiecałem, tak zrobiłem. Zaprowadziłem ją do samochodu, przyciskając do klatki piersiowej i dopiero, gdy pomagałem jej się zapiąć, wypuściłem z ramion.
- Poczekaj chwilkę, zbiorę tylko Twoje rzeczy z chodnika.
Szybko wrzuciłem wszystkie pierdółki do torebki i dobiegłem do samochodu. Wrzuciłem torbę na tylne siedzenia i zatrzasnąłem drzwiczki.
- Caroline. Co się stało? - wyszeptałem. Włosy zakrywały część jej twarzy, miała opuchnięte oczy i czerwone policzki. Pokiwała przecząco głową, nerwowo miętosząc swój wełniany szalik w dłoniach. - Opowiesz mi w domu, okej?
Nie odpowiedziała.
- Proszę Cię, Car. - założyłem jej włosy za ucho. Dziewczyna powoli pokiwała głową.
- W domu - wyszeptała, spuszczając wzrok.

W kilka chwil znaleźliśmy się na podjeździe. W jednej chwili znalazłem się przy drzwiach pasażera i pomogłem wysiąść Caroline. Przebiegła wzrokiem po otoczeniu i szybko złapała się mojej ręki. Naprawdę wyglądała słabo. Objąłem ją w talii i otworzyłem przed nią drzwi domu. Zrzuciła ze stóp buty i spokojnie powiesiła płaszcz na haczyku. Przypatrywałem się jej z zaciekawieniem.
Przerzuciła długie włosy na jedno ramię i automatycznie skierowała się w stronę salonu.
Na chwilę wstrzymałem powietrze. Co jeżeli w domu był ojciec? Jeżeli ją zobaczy? Nie zniósłbym jego komentarzy i nie chciałbym też, żeby dziewczyna dowiedziała się jakim okropnym jest człowiekiem.
Szybkim krokiem podążyłem za blondynką. Opadła na kanapę, siadając po turecku. Wbiła wzrok w stolik przed sobą, wydymając dolną wargę.
- Za chwilę przyjdę. - wydukałem. Zahaczając o kuchnię, nastawiłem wodę na herbatę i wbiegłem schodami na górę. Przeszukanie wszystkich pokoi zajęło mi dosyć dużo czasu, mimo tego, że znałem dom z jego wszelkimi zakamarkami. On był po prostu ogromny.
Ani śladu po ojcu. Pięknie. Naprawdę już go nie potrzebuję.
Gdy trzymając pod pachą koc, ustawiałem kubki z herbatą na tacy, Caroline zawołała z drugiego pokoju:
- Harry? Jesteś tu jeszcze w ogóle? - na szczęście jej głos był już o wiele mniej drżący i to, że pokusiła się na mały żarcik, znaczyło, że czuje się lepiej. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem zza winkla niosąc przed sobą napoje.
- Przepraszam, szukałem dosyć długo koca.
Dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową i odruchowo sięgnęła po herbatę.
- Uważaj, gorąca! - w tej samej chwili Caroline syknęła, odstawiając kubek na tackę.
- Teraz już wiem. - wymamrotała. Rozłożyłem koc i opatuliłem nim szczelnie blondynkę. Mimo spędzenia w środku dobrych kilku minut, nadal miała sine usta.
- Opowiesz mi co się stało? - zacząłem, wpatrując się w jej błękitne tęczówki. Usiadłem na fotelu obok, dając jej trochę przestrzeni. Caroline natomiast poklepała szybko miejsce obok siebie, dając mi znać, żebym usiadł obok. Bez zastanowienia podniosłem się z siedzenia i odsunąłem dla siebie koc. Dziewczyna usiadła mi na kolanach, obejmując w pasie. Wtuliła twarz w odsłonięte zagłębienie mojej szyi i wtedy mogłem doskonale poczuć, jak zimna była.
- Długo czekałaś na mnie na tym mrozie? - pytanie samo nasunęło mi się na usta.
- Nie. Przyjechałeś bardzo szybko. - wymamrotała. No oczywiście. Wiedziałem, że zaprzeczy. Przełknąłem ślinę. - Dziękuję Ci, Harry. Gdyby nie Ty, nie dałabym rady. - zadrżała. Mocniej opatuliłem ją ramionami, pokazując, że jestem tu z nią i nic już jej nie grozi.
Zaszlochała cicho.
- Ćśś..
- To było straszne, Harry. - wplotła palce w loczki na moim karku. Westchnąłem głośno. Czułem się okropnie.


- Nie masz nawet pojęcia, jak straszne to było. - tym zdaniem zakończyła swoją opowieść. W tej chwili była już zupełnie wyczerpana i zrobiło się ciemno.
- A mogłem zostawić ten pieprzony samochód.. - wymamrotałem, wypowiadając swoje myśli na głos.
- Nie, Harry, przestań. To nie Twoja wina.

Następne kilka godzin spędziliśmy oglądając film, który wybrała Caroline. Było to jakieś kolejne romansidło, ale nie zwracałem na nie uwagi, bo moje myśli cały czas zaprzątała dzisiejsza sytuacja.
Miałem już swoje typy, kto to mógł być. Ludzie, którzy grozili Loui'emu. Nie mogli przecież wiedzieć, że dziewczyna już się z nim nie spotyka i nie jest już dla nich narzędziem.
Ledwo mogłem się opanować, żeby w jednej chwili nie wstać i nie pójść pod dom chłopaka, żeby dać mu porządną nauczkę.
Chociaż z drugiej strony mogli to być zwykli rabusie..
- Harry? Harry! - z rozmyślań wyrwał mnie głos dziewczyny. - Film już się skończył. Odwieziesz mnie do domu?
- Oh, jasne. - wstałem z roztargnieniem, zgarniając kluczyki ze szklanego stolika.


Gdy upewniłem się, że bezpiecznie znalazła się w środku, odjechałem spod jej domu. W drodze zadzwonił mój telefon.
- Jesteś już w domu? - zabrzmiał głos mojego ojca.
- Byłem. Już dawno temu. - odciąłem się.
- Aha. To jak już pewnie zauważyłeś, nie było mnie. Wróciłem z Kylie do Los Angeles, pilne sprawy. - odchrząknął.
- Jak zwykle, tatusiu. - zakończyłem rozmowę i rozłączyłem się.



* Caroline's pov *


Mijały kolejne dni, a ja miałam ochotę udusić Styles'a. Nie odstępywał mnie na krok. Od tamtego incydentu włączył mu się cholerny instynkt tatusia.
- Harry, znajdź sobie dziewczynę. Czy coś. - jęknęłam, gdy po raz setny tego dnia pojawił się u mojego boku. Moje słowa wcale go nie odstraszyły. Roześmiał się tylko głośniej, poszerzając uśmiech.
- E, tam. Sądzę, że dziewczyny są przereklamowane. - rzucił rozbawiony.
- Możliwe, że masz rację. - westchnęłam, gdy znów zabolał mnie brzuch. Głupi okres. Po co to komu? - Idę do toalety.
Harry automatycznie ruszył za mną.
- Sama, głupku. - zatrzymałam go rękoma i zostawiłam na środku korytarza ogłupiałego.



- Jesteś pewien, że podołasz? - zażartowałam, gdy razem z Harry'm staliśmy pod domem pani Ellis. Był piątek i kobieta zdradziła mi, że wybiera się na randkę ze swoim nowym partnerem i nie wróci na noc. Prosiła mnie, żebym w takim razie wzięła jej syna do siebie i przenocowała, gdyż naprawdę nie miała go u kogo zostawić. Przyszliśmy po niego razem i będziemy się nim opiekować razem, ponieważ Harry tak jakby, jak już wspominałam, nie daje mi spokoju.
Cóż, tak właściwie nie narzekałam.
- Dzieci mnie kochają. - prychnął. Podniosłam obie brwi rozbawiona, gdy Jannet wreszcie nam otworzyła.
Miała mokre włosy przykryte ręcznikiem, ale poza tym była już gotowa. Została jej fryzura i makijaż.
No dobra. Czyli nie była gotowa.
- Cześć, kochanie. - przytuliła mnie, po czym wyciągnęła rękę do Harry'ego. - Jestem Jannet.
Chłopak pochylił się i ucałował rękę kobiety, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy, że zaskarbił sobie tym u niej wiele punktów.
- Mam na imię Harry. - posłał jej ten jeden z najbardziej urokliwych uśmiechów na ziemi. Widać, że była wniebowzięta.
- Oh, Caroline, ten mi się bardziej podoba! - pisnęła, wciągając mnie za rękę do środka. Oczywiste było, że nawiązywała do Loui'ego. Tym razem jednak nie zaniosłam się płaczem, a wybuchnęłam śmiechem.
- My nie.. - chciałam wytłumaczyć Jannet, że nie jesteśmy w związku, ale ta uciszyła mnie.
- Jasne, jasne. Jeżeli ja coś czuję, to tak jest! - pokiwała palcem. Zachichotałam pod nosem i sprawnie zmieniłam temat:
- Ślicznie pani wygląda.
- Tak sądzisz? - odpowiedziała uradowana. - Nie byłam pewna co do sukienki.. - rozpoczęła swój długi monolog na temat ubrania, włosów, makijażu, następnie samej i randki oraz swojego 'chłopaka'. Bardzo śmiesznie to brzmiało. Cały czas starałam się słuchać kobiety, ale pamiętałam też, że Harry przecież czeka w przedpokoju i prawdopodobnie nie wie, co ze sobą zrobić.
- Dobra, ja już was puszczam, bo widzę, że trochę Cię zanudzam. - zaszczebiotała, jednak nie wyglądała na urażoną. Chciałam zaprzeczyć, ale nie dała mi dojść do słowa.
- Tu masz plecaczek Eric'a z ubrankami, piżamką i kosmetykami. Nie wiem, czy czegoś nie zapomniałam.. - zmarszczyła brwi. - Cóż, jak coś się będzie działo, to dzwoń. Mimo wszystko zawsze odbiorę. - puściła mi oczko. Ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.


- Nie ma Twojej cioci? - zapytał Harry, gdy zamknęłam za nami drzwi, a on zajął się rozbieraniem malucha.
- Nie, znów wyjechała. Częściej jej właściwie tutaj nie ma. - uśmiechnęłam się smutno. Harry pokiwał głową, rozumiejąc.
- Jest już dosyć późno.. To jak? Jemy kolację, kąpiel i do łóżka? - brunet zapytał malucha, cały czas kucając, dzięki czemu był na tym samym poziomie co on.
- Nie chcę spać. - Eric założył rączki przed sobą, protestując. Harry spojrzał na mnie lekko przestraszonym spojrzeniem. Zachichotałam.
- Po tym wszystkim mu się zachce. Zobaczysz.
Chłopak wzruszył ramionami i wziął małego na ręce.
- To co chcesz zjeść? - spytał, podchodząc z nim do lodówki.
- Chrupki.
- To nie jest dobry pomysł. - wymamrotałam. - Chyba, że chodzi Ci o chrupki z mlekiem. Na to mogę się zgodzić.
- Oh.. no dobrze. - bąknął Eric.

We trójkę zjedliśmy każdy po misce pełnej czekoladowych chrupek i mleka. Nastała pora na kąpiel. Zabraliśmy małego na górę do mojej łazienki. Muszę przyznać, że Harry bardzo mi pomagał. Przygotowałam Eric'owi wodę o odpowiedniej temperaturze, podczas gdy Haz pomógł mu się rozebrać. Nalałam też do wanny olejku, dzięki któremu powstaje więcej piany.
Chłopczyk świetnie się nią bawił, co poskutkowało tym, że byliśmy wszyscy mokrzy. Spojrzałam z politowaniem na Harry'ego, gdy ten uformował sobie z piany brodę i wąsy. Podobnie postąpił malec. Widoczna była pomiędzy nimi nić porozumienia. Może dlatego, że oboje byli na tym samym etapie rozwoju, hm.


Gdy położyliśmy Eric'a do łóżka, oboje byliśmy okropnie zmęczeni. Chłopiec spał na moim łóżku, także teraz rozkładałam nam na dole w salonie kanapy do spania. Harry stał obok w samych bokserkach przypatrując się całemu procesowi, gdyż nie miał pojęcia jak mi pomóc. Nie obwiniałam go, bo prawda była taka, że te rozkładanki były wyjątkowo nielogiczne.
Chłopak za to je pościelił, gdy ja udałam się umyć. Każde z nas miało swoje własne posłanie, jednak kanapy stykały się.
W domu było dosyć chłodno, dlatego jedyne o czym marzyłam po wyjściu spod prysznica z mokrymi włosami, to znalezienie się pod grubą kołdrą. Zbiegłam szybko po schodach i wskoczyłam pod pościel.
Dopiero po chwili zauważyłam, że Harry'ego nie ma obok. Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i wtedy go zobaczyłam. Na podłodze. Robił pompki.
- Zawsze się tak popisujesz? - rzuciłam. Chłopak w końcu nie miał koszulki, a w tej pozycji jego mięśnie wyglądały naprawdę imponująco.
Ups, nie pomyślałam o tym!
Harry odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi zawadiacki uśmiech, zadowolony z siebie.
- Tylko przed pięknymi kobietami.
Zmrużyłam oczy zażenowana słabym tekstem, ale już po chwili oboje nie mogąc się opanować, wybuchnęliśmy śmiechem.



   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

Hej, helou, siemson elo.
Haha, jak wam się podobało? :) Dajcie znać w komentarzach.
Naprawdę się postarałam i dodałam rozdział w sobotę! Yaay, kto się cieszy?

Życzę miłej niedzieli!

Do następnego, kocham was x

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 35

*Caroline's pov*



- Jesteś wreszcie! - krzyknął Harry, gdy wpadłam do szkoły. - Jeszcze chwila, a pojechalibyśmy bez Ciebie. - zaśmiał się, przyciągając mnie do uścisku. Zmęczona oparłam się o ciało przyjaciela, głęboko oddychając. Dzisiaj wycieczka na wybrzeże.
- A..autobus… się.. spóźnił.. - wysapałam, ocierając pot z czoła. Chłopak roześmiał się znowu, czym zwrócił uwagę wielu dziewczyn stojących obok w kolejce do wyjścia, aby udać się do autokaru.
Mogłam tylko podziwiać to, jak jedna za drugą przygryza wargę, wlepiając w niego wzrok. Pokręciłam bezwiednie głową. Automatycznie sama spojrzałam się na Harry'ego. Przez to, że moje życie jest tak kruche i niestabilne, w krótkim czasie stał się najbliższą mi osobą. A to może być niebezpieczne.
W związku z tym traktowałam go trochę.. protekcjonalnie? O ile udawało mi się objąć go jakąkolwiek opieką. Był bardzo samodzielny i instynktownie wolał troszczyć się o kogoś, ale to nie powstrzymywało mojego uczucia, że tego potrzebuje.
Wszystkie te dziewczyny z chęcią by go schrupały, a to ja stoję otoczona jego ramionami i myślę o tym, jakby tu dopilnować, żeby żadna krzywda mu się nie stała. Mam na myśli psychiczna. Po części przeze mnie odsłonił swoją wrażliwą stronę i nie pozwolę, by ktokolwiek to wykorzystał. I tak wystarczająco jest zamknięty w sobie.
Co nie zmienia faktu, że zasługuje na kogoś, kto pokocha go taką samą miłością, jaką on mógłby obdarzyć człowieka. Dlatego nie miałam zamiaru odstraszać od niego dziewczyn. Chciałam tylko… upewnić się, że ta, którą wybierze, będzie odpowiednia. Chociaż o tym będzie mógł się przekonać tylko sam.
A na pewno wiedziałam jedno. Żadna z tych wypudrowanych lasek nie zalicza jakichkolwiek kryteriów.
- Na co się tak patrzysz? - zapytał Harry, obejmując mnie jednym ramieniem. Posunęliśmy się kilka metrów do przodu o staliśmy na zewnątrz, niedaleko od drzwi do autobusu. Wiatr wiał mocno, dlatego skuliłam się trochę i wtuliłam twarz w puch kurtki chłopaka, który wystawał spod odpiętego zamka.
- Na te panie, które wręcz ślinią się na Twój widok. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Harry podniósł obie brwi i odwrócił się automatycznie za siebie. Niektóre z dziewczyn mrugnęły do niego kokieteryjnie, inne nieśmiało spuściły wzrok.
Woah.
- No patrz. - roześmiał się, zdecydowanie świadomy swojego uroku.
Jego śmiech był zaraźliwy, dlatego ja też po chwili chichotałam, obrzucając już ostatnim spojrzeniem grupkę uczennic.


Wygodnie oparłam się o siedzenie fotela w pojeździe. Harry opadł na fotel obok, po tym jak włożył nasze kurtki na półkę nad naszymi głowami.
- Ile będzie trwać dojazd? - zapytałam, błądząc wzrokiem po krajobrazie za oknem, jednocześnie próbując rozgrzać dłonie, które praktycznie zamarzły, gdy biegłam do szkoły.
- No.. z półtorej godziny, zakładam. Zimno Ci w dłonie? - zmarszczył brwi. Pokiwałam głową, chuchając na nie ciepłym powietrzem. Brunet dotknął moich rąk, po czym policzków i pokiwał niezadowolony głową. - Jesteś lodowata. A co z rękawiczkami?
- Nie wiem, chyba nie mam. - przygryzłam wewnętrzną część policzka.
- Wiesz, tak nie powinno być. Pochorujesz się, jeżdżąc codziennie tymi autobusami. Będę Cię podwoził do szkoły. Co Ty na to? - zaproponował.
- No nie wiem.. i tak już pewnie wiszę Ci z tysiąc kaw z naszych zakładów, teraz jeszcze ta przysługa? - zażartowałam.
- Daj spokój i tak mieszkam niedaleko.
- Okej, okej. Ale sprawiasz, że się rozleniwiam, Styles!
Harry wzruszył ramionami, udając niewiniątko.
- Daj mi tu te ręce, coś trzeba poradzić. - odezwał się po chwili i pociągnął za moje dłonie. Zanim zdążyłam się zorientować, wcisnął je pod swoje pachy. Pisnęłam zdegustowana. Zaśmiał się tak głośno, że znów cały autokar zwrócił na nas uwagę. - Ale ciepło było, co nie? - wykrztusił między salwami śmiechu, rozbawiony moją miną.
Rozchyliłam usta zdezorientowana i pokiwałam zrezygnowana głową. Głupek.

Potarłam dłońmi oczy, ziewając, możliwe trochę za głośno. Harry był bardzo wyczulony na cokolwiek, co zrobię i od razu zaczął świdrować mnie spojrzeniem. Prawda była taka, że nie wyspałam się dzisiaj, ale czy to dziwne? Codziennie, wstając wcześnie do szkoły, mam z tym problemy. Chłopak powtarzał mi wiele razy, bym kładła się spać wcześniej, ale mi się zwyczajnie wtedy nie chce spać.
Dzisiejszym problemem było to, że już od godziny byliśmy w drodze, autokarem trochę bujało, a uczniowie rozmowami wznosili wielki rumor. W dodatku nie mogłam oprzeć głowy o szybę autobusu, gdyż ten trząsł się niemiłosiernie, wprowadzając ją w nieustanne drgania.
Harry bez słowa przyciągnął mnie do siebie, zachęcając bym oparła się o jego klatkę piersiową. Nie opierając się, wtuliłam twarz w miękki sweter bruneta i objęłam go jedną ręką w pasie. Chłopak przygarnął mnie ramieniem, sprawiając, że było mi cieplej. Tuż przed tym jak odpłynęłam, poczułam tylko, jak całuje mnie w czoło.


- Car, wstawaj. - coś mną potrząsnęło. Mruknęłam niezadowolona i podniosłam jedną powiekę. Harry pochylał nade mną głowę. Z tej perspektywy śmiesznie się prezentował. Jego włosy okalały jego twarz, przez co wyglądał przeuroczo. Uśmiechnął się szeroko, pokazując dołeczki i dodał:
- Dojechaliśmy!
Westchnęłam i uwolniłam chłopaka z uścisku. Wcisnął mi w ręce kurtkę, po czym oboje wstaliśmy, chcąc wydostać się na zewnątrz i rozprostować kości.
- Może wiesz, jaki jest plan wycieczki? Co roku wciskają nas do tego sławnego domu legendarnego rybaka, a mam już dosyć wąchania zgniłych sieci rybackich. - poskarżyłam się chłopakowi, na co zaśmiał się cicho, aby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki, która teraz omawiała zasady bezpiecznego poruszania się na wycieczce.
Rozejrzałam się dookoła. Tym razem zaparkowaliśmy w innym miejscu niż zwykle. Staliśmy w samym porcie, co nie za bardzo mnie ucieszyło.
- W tym roku szkoła zafundowała wam rejs statkiem! - oznajmiła głośno rozanielona nauczycielka, prawie trzęsąc się z podniecenia. Mi natomiast zrobiło się automatycznie niedobrze. Miałam złe wspomnienia z różnymi rodzajami takich wycieczek. Gdy byłam mała, byłam na paru z rodzicami…
Automatycznie pogorszył mi się humor.
- Co jest, mała? - pochylił się nade mną Harry.
- Nie za bardzo lubię takie małe statki. - wydukałam.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Masz chorobę morską?
- Nie. To znaczy.. może. Niedobrze mi się robi, bo przypominam sobie o tym, jak byłam mała i.. i kiedyś prawie wypadłam z jednego do lodowatej wody. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Mój tata pociągnął mnie za nogi w ostatniej chwili, gdy za bardzo wychyliłam się za burtę. Przełknęłam głośno ślinę i wróciłam spojrzeniem na bruneta.
- Chodź, zapytamy się nauczycielki, czy trzeba płynąć. - wziął mnie pod rękę.
Po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, kobieta odpowiedziała:
- Oh, kochanie, nie ma się czego bać! W razie czego przesiedzisz rejs w kabinie. Tam jest ciepło, z dala od barierek, a nadal wszystko widać! - zakończyła irytująco śpiewnym tonem.
- Ekstra. - bąknęłam pod nosem, gdy się oddaliła.
- Nie martw się, zostanę z Tobą.
- Nie musisz, Harry, pewnie chcesz pooglądać.. um..
- No właśnie, Car, no właśnie. - roześmiał się. - I tak nie ma tam nic do roboty.
Podniosłam na niego wzrok i odwzajemniłam uśmiech.



- Naprawdę nie chcę narzekać, ale tu strasznie buja. - odezwałam się, krzywiąc. Od kilkunastu minut płynęliśmy. Prawie cały nasz rocznik znajdował się na zewnątrz, podziwiając wątpliwe widoki. Nie mieliśmy jednak tego szczęścia, aby być jedynymi uczniami, siedzącymi w środku. Kilkoro chłopców również zostało wewnątrz, tłumacząc się chorobami morskimi. Co jakiś czas wybuchali donośnym śmiechem, przyprawiając mnie o większe bóle głowy.
Obrzuciłam ich spojrzeniem. Ci nie należeli do kolegów Harry'ego, byli z drużyny futbolu amerykańskiego. Wielcy, głośni i niestety przygłupawi.
- Wiesz czym możesz odwrócić swoją uwagę? Grą w kciuki ze mną! - odpowiedział entuzjastycznie Haz.
- Przestań, nie zagram z Tobą. Proponujesz mi to setny raz.
Chłopak zrobił smutną minkę.
- Staram się Cię rozweselić. No spróbuj chociaż!
Zrezygnowana oparłam ciężar ciała o stół przede mną i wyciągnęłam dłoń w stronę loczka.
- Raz, dwa, trzy, start! - krzyknął. Chłopcy odwrócili głowy w naszą stronę, ale Harry zdawał się nie zwracać na to uwagi. - No, Caaar, przegrałaś w pierwszej sekundzie! - jęknął. Wzruszyłam ramionami i skuliłam się, modląc się, żeby mdłości przeszły. - Chyba nie jesteś w nastroju, co? - mruknął sam do siebie. W tym momencie zrobiło mi się go żal, bo tak się starał. Jednak nie miałam siły być wesoła, gdy co chwilę na myśl przychodziły mi wspomnienia o rodzicach.
Zagarnęłam pasmo włosów za ucho i uśmiechnęłam się do Harry'ego przepraszająco. Chłopak spuścił wzrok i wstał z ławki, tłumacząc się, że idzie do łazienki.
Zmieszana odwróciłam wzrok na morze, ale to nie był dobry pomysł. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Zanim zdążyłam wstać, aby również udać się do toalety, ktoś usiadł obok mnie, torując mi drogę.
- Cześć, Caroline. - wyszczerzył się do mnie jeden z futbolistów. Nie minęła sekunda, a reszta z nich zajęła wcześniejsze miejsce Harry'ego i wszystkie dookoła.
Wysiliłam się na uśmiech.
- Hej..? - dało się wyczuć w moim głosie zmieszanie.
- Jak Ci się podoba wycieczka? - rzucił następny, nachylając się nad stołem w moją stronę.
- Słabo, tak szczerze. - wymamrotałam, krzywiąc się.
- A mi to nawet bardzo, tracimy lekcje! - zawołał kolejny, rozkładając nogi na stole. Oparłam głowę na łokciu, przypatrując się temu wszystkiemu z lekkim zażenowaniem.
- Słuchaj, Caroline, a Ty i.. Harry to jesteście razem? - zaczął pierwszy z nich, przysuwając się zdecydowanie za blisko. Zamrugałam kilkakrotnie. Na szczęście reszta z jego przyjaciół zajęła się sobą, głośno rozmawiając, więc nie byli świadkami chwili mojego zażenowania.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. - odpowiedziałam spokojnie. Oh Harry, proszę wróć już z tej ubikacji.
- Oh, to świetnie. To znaczy.. tak to trochę wyglądało, więc pomyślałem.. - zaczął kręcić.
- Każdy się myli. - ucięłam.
- Czy w takim razie nie miałabyś nic przeciwko umówić się ze mną? - wyrzucił szybko. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sytuacją i natarczywie wpatrywał mi się w oczy. Skuliłam się lekko przytłoczona sytuacją.
- Ja.. um.. - odwróciłam wzrok.
- Myślę, że miałaby coś przeciwko. - usłyszałam zza pleców, po czym poczułam ciepły dotyk na moich dygocących się ramionach. Harry.
- Ej, stary, daj jej się wypowiedzieć. - odpowiedział osiłek. Cóż za ironia, nawet nie pamiętałam jego imienia. Wrócił na mnie wzrokiem. Odwróciłam się w stronę przyjaciela i zażenowana odpowiedziałam:
- Ja.. przepraszam, ale.. chyba się z Tobą nie umówię. - skończyłam cicho. Chłopaka lekko zatkało, bo już się nie odezwał. Kazał tylko swoim kumplom wrócić na swoje miejsce i sam wyniósł się z naszego stolika. - Dziękuję, Haz. - powiedziałam nadal zmieszana, gdy brunet zajął miejsce obok mnie.
- I kto tu mówi o paniach, śliniących się na mój widok, hm?



- Nie, nie ma sprawy. Przejdę się. I tak mam do odebrania paczkę na poczcie, a pogoda jest o wiele ładniejsza. - zapewniałam Harry'ego, gdy ten chciał mnie odwieźć ze szkoły do domu. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i przytulił mnie na pożegnanie, na koniec rzucając, że spotkamy się jutro. Pomachałam mu z daleka i ruszyłam krętymi uliczkami przed siebie. Tak naprawdę nie miałam nic do załatwienia na poczcie. Potrzebowałam się przewietrzyć po dzisiejszej wyciecze. Nadal miewałam chwilę, gdy było mi niedobrze, zwłaszcza po jeździe rozbujanym autokarem.
Wygrzebałam z torby słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Lubiłam gdy przy spacerze towarzyszyła mi muzyka. W połowie drogi wiatr zaczął wiać niemiłosiernie. Opatuliłam się mocniej szalem i z zacięciem ruszyłam szybciej przed siebie, chcąc już znaleźć się w ciepłym wnętrzu domu.
"Baby, I'm preying on you tonight
Hunt you down, eat you alive"
Przymknęłam oczy, wczuwając się w rytm piosenki.
Nagle straciłam grunt pod nogami. Ktoś zmiótł mnie z chodnika. Upadłam na maskę samochodu, zaparkowanego na ulicy. W tej samej chwili mężczyzna zasłonił mi usta dłonią, przyciskając mocniej do auta. Do moich oczu napłynęły łzy, które teraz spływały strumieniami po policzkach i po części rękawiczkach facetach. Było ich dwóch. Drugi złapał moją torebkę i wysypał jej całą zawartość na bruk. Co było dziwne, żaden z nich nie miał zasłoniętej twarzy. Jakby wiedzieli, że nic im nie zrobię. Chciałam zacząć się szamotać, ale blondyn skutecznie zablokował moje jakiekolwiek ruchy.
W tamtej chwili doszło do mnie, że mogliby zrobić ze mną wszystko i nikt by mi nie pomógł. Do cholery jasnej, czemu wybrałam taką cichą uliczkę? Gdzieś głęboko w mojej podświadomości zagłębiło się marzenie, że Harry znów wyłoni się z ciemności i uratuje mnie jak zawsze. Ale to nie było możliwe.
Zaszlochałam głośniej. Facet zacieśnił uścisk na mojej ręce. Okropnie bolało, a ja jedynie byłam w stanie wydobyć z siebie gardłowy jęk.
Drugi z nich wreszcie znalazł w stosie moich rzeczy portfel. Zgarnął go jednym ruchem i popędził wraz z drugim w stronę następnego zakrętu.

Opadłam na ziemię wyzuta z życia. Zamglonym wzrokiem wyszukałam wśród garstki moich pozostałych rzeczy telefon i doczołgałam się do niego na kolanach. Drgając szybko nacisnęłam na kontakt Harry'ego. Odebrał po dwóch sygnałach, witając mnie swoim radosnym, jak zwykle, głosem.
- Harry - wychrypiałam. Byłam na skraju wybuchnięcia płaczem, a zaśnięciem na środku chodnika. Nie miałam siły.
- Caroline? Coś się stało? - momentalnie zmienił ton swojego głosu.
- Przyjedź proszę. - zerknęłam na tabliczkę na bloku. - Arnhem Ave 49. - wyszeptałam. Miałam tylko nadzieję, że usłyszał, bo już po chwili mój telefon znajdował się na ziemi.






  ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ 

Czeeeeść kochani! Podoba się? (: Za bardzo dramatycznie? Za mało? Haha, dajcie znać w komentarzach. 
Jak wam minął dłuższy weekend? :) Mi osobiście całkiem miło. Zwłaszcza dodając do tego #fourhangout i EMA's! Zgarnęliśmy najwięcej statuetek! Kto się cieszy? 
Z nóg totalnie zmiotły mnie piosenki z nowego albumu. Nie mogę przestać ich słuchać. A wy, co o nich sądzicie? 

Życzę lekkich trzech dni w szkole!
Kocham was xx

   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆   ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆