* Harry's pov *
W jednej sekundzie przycisnąłem hamulec i zatrzymałem się gwałtownie na środku ulicy. Na moje szczęście samochód za mną znajdował się w odpowiedniej odległości, aby zdążyć się zatrzymać. Jego kierowca już wysiadał z samochodu, aby zapewne mnie poturbować, ale ja w tym samym momencie znów ruszyłem, nie zwracając uwagi na otaczającą mnie rzeczywistość.
- Caroline? Car!? - krzyczałem w przestrzeń, ale połączenie urwało się. Te kilka minut już na zawsze zapamiętałem, jako jedne z najbardziej stresujących w życiu. Cały się trząsłem, nie mając pojęcia, co mogło jej się stać. Jej głos wskazywał na to, że to na pewno nie był żart. Trudno było mi prowadzić samochód i skupić się na czymkolwiek, gdy jedyne czego pragnąłem, to już ją znaleźć. Na szczęście drogę do szkoły zakodowaną miałem na stałe w pamięci i tylko zerkałem na ulicę, nie chcąc nikogo potrącić.
Dlaczego zgodziłem się na to, żeby szła na spacer sama? Przecież mogłem pójść razem z nią, a samochód spod szkoły zabrać następnego dnia.
Z piskiem opon zatrzymałem samochód przy danym adresie. Nie martwiłem się zbytnio tym, że zostawiłem go na środku ulicy. Nie było tu prawie nikogo. Typowy zaułek, do którego mało kto zagląda. Oh, Caroline, czemu Ty akurat musiałaś?
Znalezienie jej wpół leżącej na chodniku zajęło mi parę sekund. Trudno jej było nie zauważyć. Obok niej rozrzucona była cała zawartość jej torebki, a sama skrywała twarz w dłoniach.
- Car? Car! Mała? - podbiegłem szybko, od razu upadając na kolana i biorąc ją w ramiona. Przez pierwszą sekundę nie poruszyła się wcale, po czym odsunęła się lekko, skanując moją twarz.
- Oh, Harry! - pisnęła i uczepiła się mocno mojej kurtki. Widać było, że płakała.
- Chodź, jedziemy do mnie. - wymruczałem w jej włosy. Była przemarznięta i roztrzęsiona.
Zaszlochała mocniej, nie chcąc puścić moich ramion.
- No już, spokojnie.. - wyszeptałem, głaszcząc ją po plecach. - Wstaniemy powoli. Obiecuję, że Cię nie puszczę. - po tych słowach Caroline pokiwała głową i za pomocą pozostałej siły woli, podniosła się na nogi. Tak jak obiecałem, tak zrobiłem. Zaprowadziłem ją do samochodu, przyciskając do klatki piersiowej i dopiero, gdy pomagałem jej się zapiąć, wypuściłem z ramion.
- Poczekaj chwilkę, zbiorę tylko Twoje rzeczy z chodnika.
Szybko wrzuciłem wszystkie pierdółki do torebki i dobiegłem do samochodu. Wrzuciłem torbę na tylne siedzenia i zatrzasnąłem drzwiczki.
- Caroline. Co się stało? - wyszeptałem. Włosy zakrywały część jej twarzy, miała opuchnięte oczy i czerwone policzki. Pokiwała przecząco głową, nerwowo miętosząc swój wełniany szalik w dłoniach. - Opowiesz mi w domu, okej?
Nie odpowiedziała.
- Proszę Cię, Car. - założyłem jej włosy za ucho. Dziewczyna powoli pokiwała głową.
- W domu - wyszeptała, spuszczając wzrok.
W kilka chwil znaleźliśmy się na podjeździe. W jednej chwili znalazłem się przy drzwiach pasażera i pomogłem wysiąść Caroline. Przebiegła wzrokiem po otoczeniu i szybko złapała się mojej ręki. Naprawdę wyglądała słabo. Objąłem ją w talii i otworzyłem przed nią drzwi domu. Zrzuciła ze stóp buty i spokojnie powiesiła płaszcz na haczyku. Przypatrywałem się jej z zaciekawieniem.
Przerzuciła długie włosy na jedno ramię i automatycznie skierowała się w stronę salonu.
Na chwilę wstrzymałem powietrze. Co jeżeli w domu był ojciec? Jeżeli ją zobaczy? Nie zniósłbym jego komentarzy i nie chciałbym też, żeby dziewczyna dowiedziała się jakim okropnym jest człowiekiem.
Szybkim krokiem podążyłem za blondynką. Opadła na kanapę, siadając po turecku. Wbiła wzrok w stolik przed sobą, wydymając dolną wargę.
- Za chwilę przyjdę. - wydukałem. Zahaczając o kuchnię, nastawiłem wodę na herbatę i wbiegłem schodami na górę. Przeszukanie wszystkich pokoi zajęło mi dosyć dużo czasu, mimo tego, że znałem dom z jego wszelkimi zakamarkami. On był po prostu ogromny.
Ani śladu po ojcu. Pięknie. Naprawdę już go nie potrzebuję.
Gdy trzymając pod pachą koc, ustawiałem kubki z herbatą na tacy, Caroline zawołała z drugiego pokoju:
- Harry? Jesteś tu jeszcze w ogóle? - na szczęście jej głos był już o wiele mniej drżący i to, że pokusiła się na mały żarcik, znaczyło, że czuje się lepiej. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem zza winkla niosąc przed sobą napoje.
- Przepraszam, szukałem dosyć długo koca.
Dziewczyna pokiwała ze zrozumieniem głową i odruchowo sięgnęła po herbatę.
- Uważaj, gorąca! - w tej samej chwili Caroline syknęła, odstawiając kubek na tackę.
- Teraz już wiem. - wymamrotała. Rozłożyłem koc i opatuliłem nim szczelnie blondynkę. Mimo spędzenia w środku dobrych kilku minut, nadal miała sine usta.
- Opowiesz mi co się stało? - zacząłem, wpatrując się w jej błękitne tęczówki. Usiadłem na fotelu obok, dając jej trochę przestrzeni. Caroline natomiast poklepała szybko miejsce obok siebie, dając mi znać, żebym usiadł obok. Bez zastanowienia podniosłem się z siedzenia i odsunąłem dla siebie koc. Dziewczyna usiadła mi na kolanach, obejmując w pasie. Wtuliła twarz w odsłonięte zagłębienie mojej szyi i wtedy mogłem doskonale poczuć, jak zimna była.
- Długo czekałaś na mnie na tym mrozie? - pytanie samo nasunęło mi się na usta.
- Nie. Przyjechałeś bardzo szybko. - wymamrotała. No oczywiście. Wiedziałem, że zaprzeczy. Przełknąłem ślinę. - Dziękuję Ci, Harry. Gdyby nie Ty, nie dałabym rady. - zadrżała. Mocniej opatuliłem ją ramionami, pokazując, że jestem tu z nią i nic już jej nie grozi.
Zaszlochała cicho.
- Ćśś..
- To było straszne, Harry. - wplotła palce w loczki na moim karku. Westchnąłem głośno. Czułem się okropnie.
- Nie masz nawet pojęcia, jak straszne to było. - tym zdaniem zakończyła swoją opowieść. W tej chwili była już zupełnie wyczerpana i zrobiło się ciemno.
- A mogłem zostawić ten pieprzony samochód.. - wymamrotałem, wypowiadając swoje myśli na głos.
- Nie, Harry, przestań. To nie Twoja wina.
Następne kilka godzin spędziliśmy oglądając film, który wybrała Caroline. Było to jakieś kolejne romansidło, ale nie zwracałem na nie uwagi, bo moje myśli cały czas zaprzątała dzisiejsza sytuacja.
Miałem już swoje typy, kto to mógł być. Ludzie, którzy grozili Loui'emu. Nie mogli przecież wiedzieć, że dziewczyna już się z nim nie spotyka i nie jest już dla nich narzędziem.
Ledwo mogłem się opanować, żeby w jednej chwili nie wstać i nie pójść pod dom chłopaka, żeby dać mu porządną nauczkę.
Chociaż z drugiej strony mogli to być zwykli rabusie..
- Harry? Harry! - z rozmyślań wyrwał mnie głos dziewczyny. - Film już się skończył. Odwieziesz mnie do domu?
- Oh, jasne. - wstałem z roztargnieniem, zgarniając kluczyki ze szklanego stolika.
Gdy upewniłem się, że bezpiecznie znalazła się w środku, odjechałem spod jej domu. W drodze zadzwonił mój telefon.
- Jesteś już w domu? - zabrzmiał głos mojego ojca.
- Byłem. Już dawno temu. - odciąłem się.
- Aha. To jak już pewnie zauważyłeś, nie było mnie. Wróciłem z Kylie do Los Angeles, pilne sprawy. - odchrząknął.
- Jak zwykle, tatusiu. - zakończyłem rozmowę i rozłączyłem się.
* Caroline's pov *
Mijały kolejne dni, a ja miałam ochotę udusić Styles'a. Nie odstępywał mnie na krok. Od tamtego incydentu włączył mu się cholerny instynkt tatusia.
- Harry, znajdź sobie dziewczynę. Czy coś. - jęknęłam, gdy po raz setny tego dnia pojawił się u mojego boku. Moje słowa wcale go nie odstraszyły. Roześmiał się tylko głośniej, poszerzając uśmiech.
- E, tam. Sądzę, że dziewczyny są przereklamowane. - rzucił rozbawiony.
- Możliwe, że masz rację. - westchnęłam, gdy znów zabolał mnie brzuch. Głupi okres. Po co to komu? - Idę do toalety.
Harry automatycznie ruszył za mną.
- Sama, głupku. - zatrzymałam go rękoma i zostawiłam na środku korytarza ogłupiałego.
- Jesteś pewien, że podołasz? - zażartowałam, gdy razem z Harry'm staliśmy pod domem pani Ellis. Był piątek i kobieta zdradziła mi, że wybiera się na randkę ze swoim nowym partnerem i nie wróci na noc. Prosiła mnie, żebym w takim razie wzięła jej syna do siebie i przenocowała, gdyż naprawdę nie miała go u kogo zostawić. Przyszliśmy po niego razem i będziemy się nim opiekować razem, ponieważ Harry tak jakby, jak już wspominałam, nie daje mi spokoju.
Cóż, tak właściwie nie narzekałam.
- Dzieci mnie kochają. - prychnął. Podniosłam obie brwi rozbawiona, gdy Jannet wreszcie nam otworzyła.
Miała mokre włosy przykryte ręcznikiem, ale poza tym była już gotowa. Została jej fryzura i makijaż.
No dobra. Czyli nie była gotowa.
- Cześć, kochanie. - przytuliła mnie, po czym wyciągnęła rękę do Harry'ego. - Jestem Jannet.
Chłopak pochylił się i ucałował rękę kobiety, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy, że zaskarbił sobie tym u niej wiele punktów.
- Mam na imię Harry. - posłał jej ten jeden z najbardziej urokliwych uśmiechów na ziemi. Widać, że była wniebowzięta.
- Oh, Caroline, ten mi się bardziej podoba! - pisnęła, wciągając mnie za rękę do środka. Oczywiste było, że nawiązywała do Loui'ego. Tym razem jednak nie zaniosłam się płaczem, a wybuchnęłam śmiechem.
- My nie.. - chciałam wytłumaczyć Jannet, że nie jesteśmy w związku, ale ta uciszyła mnie.
- Jasne, jasne. Jeżeli ja coś czuję, to tak jest! - pokiwała palcem. Zachichotałam pod nosem i sprawnie zmieniłam temat:
- Ślicznie pani wygląda.
- Tak sądzisz? - odpowiedziała uradowana. - Nie byłam pewna co do sukienki.. - rozpoczęła swój długi monolog na temat ubrania, włosów, makijażu, następnie samej i randki oraz swojego 'chłopaka'. Bardzo śmiesznie to brzmiało. Cały czas starałam się słuchać kobiety, ale pamiętałam też, że Harry przecież czeka w przedpokoju i prawdopodobnie nie wie, co ze sobą zrobić.
- Dobra, ja już was puszczam, bo widzę, że trochę Cię zanudzam. - zaszczebiotała, jednak nie wyglądała na urażoną. Chciałam zaprzeczyć, ale nie dała mi dojść do słowa.
- Tu masz plecaczek Eric'a z ubrankami, piżamką i kosmetykami. Nie wiem, czy czegoś nie zapomniałam.. - zmarszczyła brwi. - Cóż, jak coś się będzie działo, to dzwoń. Mimo wszystko zawsze odbiorę. - puściła mi oczko. Ledwo powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
- Nie ma Twojej cioci? - zapytał Harry, gdy zamknęłam za nami drzwi, a on zajął się rozbieraniem malucha.
- Nie, znów wyjechała. Częściej jej właściwie tutaj nie ma. - uśmiechnęłam się smutno. Harry pokiwał głową, rozumiejąc.
- Jest już dosyć późno.. To jak? Jemy kolację, kąpiel i do łóżka? - brunet zapytał malucha, cały czas kucając, dzięki czemu był na tym samym poziomie co on.
- Nie chcę spać. - Eric założył rączki przed sobą, protestując. Harry spojrzał na mnie lekko przestraszonym spojrzeniem. Zachichotałam.
- Po tym wszystkim mu się zachce. Zobaczysz.
Chłopak wzruszył ramionami i wziął małego na ręce.
- To co chcesz zjeść? - spytał, podchodząc z nim do lodówki.
- Chrupki.
- To nie jest dobry pomysł. - wymamrotałam. - Chyba, że chodzi Ci o chrupki z mlekiem. Na to mogę się zgodzić.
- Oh.. no dobrze. - bąknął Eric.
We trójkę zjedliśmy każdy po misce pełnej czekoladowych chrupek i mleka. Nastała pora na kąpiel. Zabraliśmy małego na górę do mojej łazienki. Muszę przyznać, że Harry bardzo mi pomagał. Przygotowałam Eric'owi wodę o odpowiedniej temperaturze, podczas gdy Haz pomógł mu się rozebrać. Nalałam też do wanny olejku, dzięki któremu powstaje więcej piany.
Chłopczyk świetnie się nią bawił, co poskutkowało tym, że byliśmy wszyscy mokrzy. Spojrzałam z politowaniem na Harry'ego, gdy ten uformował sobie z piany brodę i wąsy. Podobnie postąpił malec. Widoczna była pomiędzy nimi nić porozumienia. Może dlatego, że oboje byli na tym samym etapie rozwoju, hm.
Gdy położyliśmy Eric'a do łóżka, oboje byliśmy okropnie zmęczeni. Chłopiec spał na moim łóżku, także teraz rozkładałam nam na dole w salonie kanapy do spania. Harry stał obok w samych bokserkach przypatrując się całemu procesowi, gdyż nie miał pojęcia jak mi pomóc. Nie obwiniałam go, bo prawda była taka, że te rozkładanki były wyjątkowo nielogiczne.
Chłopak za to je pościelił, gdy ja udałam się umyć. Każde z nas miało swoje własne posłanie, jednak kanapy stykały się.
W domu było dosyć chłodno, dlatego jedyne o czym marzyłam po wyjściu spod prysznica z mokrymi włosami, to znalezienie się pod grubą kołdrą. Zbiegłam szybko po schodach i wskoczyłam pod pościel.
Dopiero po chwili zauważyłam, że Harry'ego nie ma obok. Automatycznie podniosłam się do pozycji siedzącej i wtedy go zobaczyłam. Na podłodze. Robił pompki.
- Zawsze się tak popisujesz? - rzuciłam. Chłopak w końcu nie miał koszulki, a w tej pozycji jego mięśnie wyglądały naprawdę imponująco.
Ups, nie pomyślałam o tym!
Harry odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi zawadiacki uśmiech, zadowolony z siebie.
- Tylko przed pięknymi kobietami.
Zmrużyłam oczy zażenowana słabym tekstem, ale już po chwili oboje nie mogąc się opanować, wybuchnęliśmy śmiechem.
☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★
Hej, helou, siemson elo.
Haha, jak wam się podobało? :) Dajcie znać w komentarzach.
Naprawdę się postarałam i dodałam rozdział w sobotę! Yaay, kto się cieszy?
Życzę miłej niedzieli!
Do następnego, kocham was x
☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★
sobota, 22 listopada 2014
Rozdział 36
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
wtorek, 11 listopada 2014
Rozdział 35
*Caroline's pov*
- Jesteś wreszcie! - krzyknął Harry, gdy wpadłam do szkoły. - Jeszcze chwila, a pojechalibyśmy bez Ciebie. - zaśmiał się, przyciągając mnie do uścisku. Zmęczona oparłam się o ciało przyjaciela, głęboko oddychając. Dzisiaj wycieczka na wybrzeże.
- A..autobus… się.. spóźnił.. - wysapałam, ocierając pot z czoła. Chłopak roześmiał się znowu, czym zwrócił uwagę wielu dziewczyn stojących obok w kolejce do wyjścia, aby udać się do autokaru.
Mogłam tylko podziwiać to, jak jedna za drugą przygryza wargę, wlepiając w niego wzrok. Pokręciłam bezwiednie głową. Automatycznie sama spojrzałam się na Harry'ego. Przez to, że moje życie jest tak kruche i niestabilne, w krótkim czasie stał się najbliższą mi osobą. A to może być niebezpieczne.
W związku z tym traktowałam go trochę.. protekcjonalnie? O ile udawało mi się objąć go jakąkolwiek opieką. Był bardzo samodzielny i instynktownie wolał troszczyć się o kogoś, ale to nie powstrzymywało mojego uczucia, że tego potrzebuje.
Wszystkie te dziewczyny z chęcią by go schrupały, a to ja stoję otoczona jego ramionami i myślę o tym, jakby tu dopilnować, żeby żadna krzywda mu się nie stała. Mam na myśli psychiczna. Po części przeze mnie odsłonił swoją wrażliwą stronę i nie pozwolę, by ktokolwiek to wykorzystał. I tak wystarczająco jest zamknięty w sobie.
Co nie zmienia faktu, że zasługuje na kogoś, kto pokocha go taką samą miłością, jaką on mógłby obdarzyć człowieka. Dlatego nie miałam zamiaru odstraszać od niego dziewczyn. Chciałam tylko… upewnić się, że ta, którą wybierze, będzie odpowiednia. Chociaż o tym będzie mógł się przekonać tylko sam.
A na pewno wiedziałam jedno. Żadna z tych wypudrowanych lasek nie zalicza jakichkolwiek kryteriów.
- Na co się tak patrzysz? - zapytał Harry, obejmując mnie jednym ramieniem. Posunęliśmy się kilka metrów do przodu o staliśmy na zewnątrz, niedaleko od drzwi do autobusu. Wiatr wiał mocno, dlatego skuliłam się trochę i wtuliłam twarz w puch kurtki chłopaka, który wystawał spod odpiętego zamka.
- Na te panie, które wręcz ślinią się na Twój widok. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Harry podniósł obie brwi i odwrócił się automatycznie za siebie. Niektóre z dziewczyn mrugnęły do niego kokieteryjnie, inne nieśmiało spuściły wzrok.
Woah.
- No patrz. - roześmiał się, zdecydowanie świadomy swojego uroku.
Jego śmiech był zaraźliwy, dlatego ja też po chwili chichotałam, obrzucając już ostatnim spojrzeniem grupkę uczennic.
Wygodnie oparłam się o siedzenie fotela w pojeździe. Harry opadł na fotel obok, po tym jak włożył nasze kurtki na półkę nad naszymi głowami.
- Ile będzie trwać dojazd? - zapytałam, błądząc wzrokiem po krajobrazie za oknem, jednocześnie próbując rozgrzać dłonie, które praktycznie zamarzły, gdy biegłam do szkoły.
- No.. z półtorej godziny, zakładam. Zimno Ci w dłonie? - zmarszczył brwi. Pokiwałam głową, chuchając na nie ciepłym powietrzem. Brunet dotknął moich rąk, po czym policzków i pokiwał niezadowolony głową. - Jesteś lodowata. A co z rękawiczkami?
- Nie wiem, chyba nie mam. - przygryzłam wewnętrzną część policzka.
- Wiesz, tak nie powinno być. Pochorujesz się, jeżdżąc codziennie tymi autobusami. Będę Cię podwoził do szkoły. Co Ty na to? - zaproponował.
- No nie wiem.. i tak już pewnie wiszę Ci z tysiąc kaw z naszych zakładów, teraz jeszcze ta przysługa? - zażartowałam.
- Daj spokój i tak mieszkam niedaleko.
- Okej, okej. Ale sprawiasz, że się rozleniwiam, Styles!
Harry wzruszył ramionami, udając niewiniątko.
- Daj mi tu te ręce, coś trzeba poradzić. - odezwał się po chwili i pociągnął za moje dłonie. Zanim zdążyłam się zorientować, wcisnął je pod swoje pachy. Pisnęłam zdegustowana. Zaśmiał się tak głośno, że znów cały autokar zwrócił na nas uwagę. - Ale ciepło było, co nie? - wykrztusił między salwami śmiechu, rozbawiony moją miną.
Rozchyliłam usta zdezorientowana i pokiwałam zrezygnowana głową. Głupek.
Potarłam dłońmi oczy, ziewając, możliwe trochę za głośno. Harry był bardzo wyczulony na cokolwiek, co zrobię i od razu zaczął świdrować mnie spojrzeniem. Prawda była taka, że nie wyspałam się dzisiaj, ale czy to dziwne? Codziennie, wstając wcześnie do szkoły, mam z tym problemy. Chłopak powtarzał mi wiele razy, bym kładła się spać wcześniej, ale mi się zwyczajnie wtedy nie chce spać.
Dzisiejszym problemem było to, że już od godziny byliśmy w drodze, autokarem trochę bujało, a uczniowie rozmowami wznosili wielki rumor. W dodatku nie mogłam oprzeć głowy o szybę autobusu, gdyż ten trząsł się niemiłosiernie, wprowadzając ją w nieustanne drgania.
Harry bez słowa przyciągnął mnie do siebie, zachęcając bym oparła się o jego klatkę piersiową. Nie opierając się, wtuliłam twarz w miękki sweter bruneta i objęłam go jedną ręką w pasie. Chłopak przygarnął mnie ramieniem, sprawiając, że było mi cieplej. Tuż przed tym jak odpłynęłam, poczułam tylko, jak całuje mnie w czoło.
- Car, wstawaj. - coś mną potrząsnęło. Mruknęłam niezadowolona i podniosłam jedną powiekę. Harry pochylał nade mną głowę. Z tej perspektywy śmiesznie się prezentował. Jego włosy okalały jego twarz, przez co wyglądał przeuroczo. Uśmiechnął się szeroko, pokazując dołeczki i dodał:
- Dojechaliśmy!
Westchnęłam i uwolniłam chłopaka z uścisku. Wcisnął mi w ręce kurtkę, po czym oboje wstaliśmy, chcąc wydostać się na zewnątrz i rozprostować kości.
- Może wiesz, jaki jest plan wycieczki? Co roku wciskają nas do tego sławnego domu legendarnego rybaka, a mam już dosyć wąchania zgniłych sieci rybackich. - poskarżyłam się chłopakowi, na co zaśmiał się cicho, aby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki, która teraz omawiała zasady bezpiecznego poruszania się na wycieczce.
Rozejrzałam się dookoła. Tym razem zaparkowaliśmy w innym miejscu niż zwykle. Staliśmy w samym porcie, co nie za bardzo mnie ucieszyło.
- W tym roku szkoła zafundowała wam rejs statkiem! - oznajmiła głośno rozanielona nauczycielka, prawie trzęsąc się z podniecenia. Mi natomiast zrobiło się automatycznie niedobrze. Miałam złe wspomnienia z różnymi rodzajami takich wycieczek. Gdy byłam mała, byłam na paru z rodzicami…
Automatycznie pogorszył mi się humor.
- Co jest, mała? - pochylił się nade mną Harry.
- Nie za bardzo lubię takie małe statki. - wydukałam.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Masz chorobę morską?
- Nie. To znaczy.. może. Niedobrze mi się robi, bo przypominam sobie o tym, jak byłam mała i.. i kiedyś prawie wypadłam z jednego do lodowatej wody. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Mój tata pociągnął mnie za nogi w ostatniej chwili, gdy za bardzo wychyliłam się za burtę. Przełknęłam głośno ślinę i wróciłam spojrzeniem na bruneta.
- Chodź, zapytamy się nauczycielki, czy trzeba płynąć. - wziął mnie pod rękę.
Po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, kobieta odpowiedziała:
- Oh, kochanie, nie ma się czego bać! W razie czego przesiedzisz rejs w kabinie. Tam jest ciepło, z dala od barierek, a nadal wszystko widać! - zakończyła irytująco śpiewnym tonem.
- Ekstra. - bąknęłam pod nosem, gdy się oddaliła.
- Nie martw się, zostanę z Tobą.
- Nie musisz, Harry, pewnie chcesz pooglądać.. um..
- No właśnie, Car, no właśnie. - roześmiał się. - I tak nie ma tam nic do roboty.
Podniosłam na niego wzrok i odwzajemniłam uśmiech.
- Naprawdę nie chcę narzekać, ale tu strasznie buja. - odezwałam się, krzywiąc. Od kilkunastu minut płynęliśmy. Prawie cały nasz rocznik znajdował się na zewnątrz, podziwiając wątpliwe widoki. Nie mieliśmy jednak tego szczęścia, aby być jedynymi uczniami, siedzącymi w środku. Kilkoro chłopców również zostało wewnątrz, tłumacząc się chorobami morskimi. Co jakiś czas wybuchali donośnym śmiechem, przyprawiając mnie o większe bóle głowy.
Obrzuciłam ich spojrzeniem. Ci nie należeli do kolegów Harry'ego, byli z drużyny futbolu amerykańskiego. Wielcy, głośni i niestety przygłupawi.
- Wiesz czym możesz odwrócić swoją uwagę? Grą w kciuki ze mną! - odpowiedział entuzjastycznie Haz.
- Przestań, nie zagram z Tobą. Proponujesz mi to setny raz.
Chłopak zrobił smutną minkę.
- Staram się Cię rozweselić. No spróbuj chociaż!
Zrezygnowana oparłam ciężar ciała o stół przede mną i wyciągnęłam dłoń w stronę loczka.
- Raz, dwa, trzy, start! - krzyknął. Chłopcy odwrócili głowy w naszą stronę, ale Harry zdawał się nie zwracać na to uwagi. - No, Caaar, przegrałaś w pierwszej sekundzie! - jęknął. Wzruszyłam ramionami i skuliłam się, modląc się, żeby mdłości przeszły. - Chyba nie jesteś w nastroju, co? - mruknął sam do siebie. W tym momencie zrobiło mi się go żal, bo tak się starał. Jednak nie miałam siły być wesoła, gdy co chwilę na myśl przychodziły mi wspomnienia o rodzicach.
Zagarnęłam pasmo włosów za ucho i uśmiechnęłam się do Harry'ego przepraszająco. Chłopak spuścił wzrok i wstał z ławki, tłumacząc się, że idzie do łazienki.
Zmieszana odwróciłam wzrok na morze, ale to nie był dobry pomysł. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Zanim zdążyłam wstać, aby również udać się do toalety, ktoś usiadł obok mnie, torując mi drogę.
- Cześć, Caroline. - wyszczerzył się do mnie jeden z futbolistów. Nie minęła sekunda, a reszta z nich zajęła wcześniejsze miejsce Harry'ego i wszystkie dookoła.
Wysiliłam się na uśmiech.
- Hej..? - dało się wyczuć w moim głosie zmieszanie.
- Jak Ci się podoba wycieczka? - rzucił następny, nachylając się nad stołem w moją stronę.
- Słabo, tak szczerze. - wymamrotałam, krzywiąc się.
- A mi to nawet bardzo, tracimy lekcje! - zawołał kolejny, rozkładając nogi na stole. Oparłam głowę na łokciu, przypatrując się temu wszystkiemu z lekkim zażenowaniem.
- Słuchaj, Caroline, a Ty i.. Harry to jesteście razem? - zaczął pierwszy z nich, przysuwając się zdecydowanie za blisko. Zamrugałam kilkakrotnie. Na szczęście reszta z jego przyjaciół zajęła się sobą, głośno rozmawiając, więc nie byli świadkami chwili mojego zażenowania.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. - odpowiedziałam spokojnie. Oh Harry, proszę wróć już z tej ubikacji.
- Oh, to świetnie. To znaczy.. tak to trochę wyglądało, więc pomyślałem.. - zaczął kręcić.
- Każdy się myli. - ucięłam.
- Czy w takim razie nie miałabyś nic przeciwko umówić się ze mną? - wyrzucił szybko. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sytuacją i natarczywie wpatrywał mi się w oczy. Skuliłam się lekko przytłoczona sytuacją.
- Ja.. um.. - odwróciłam wzrok.
- Myślę, że miałaby coś przeciwko. - usłyszałam zza pleców, po czym poczułam ciepły dotyk na moich dygocących się ramionach. Harry.
- Ej, stary, daj jej się wypowiedzieć. - odpowiedział osiłek. Cóż za ironia, nawet nie pamiętałam jego imienia. Wrócił na mnie wzrokiem. Odwróciłam się w stronę przyjaciela i zażenowana odpowiedziałam:
- Ja.. przepraszam, ale.. chyba się z Tobą nie umówię. - skończyłam cicho. Chłopaka lekko zatkało, bo już się nie odezwał. Kazał tylko swoim kumplom wrócić na swoje miejsce i sam wyniósł się z naszego stolika. - Dziękuję, Haz. - powiedziałam nadal zmieszana, gdy brunet zajął miejsce obok mnie.
- I kto tu mówi o paniach, śliniących się na mój widok, hm?
- Nie, nie ma sprawy. Przejdę się. I tak mam do odebrania paczkę na poczcie, a pogoda jest o wiele ładniejsza. - zapewniałam Harry'ego, gdy ten chciał mnie odwieźć ze szkoły do domu. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i przytulił mnie na pożegnanie, na koniec rzucając, że spotkamy się jutro. Pomachałam mu z daleka i ruszyłam krętymi uliczkami przed siebie. Tak naprawdę nie miałam nic do załatwienia na poczcie. Potrzebowałam się przewietrzyć po dzisiejszej wyciecze. Nadal miewałam chwilę, gdy było mi niedobrze, zwłaszcza po jeździe rozbujanym autokarem.
Wygrzebałam z torby słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Lubiłam gdy przy spacerze towarzyszyła mi muzyka. W połowie drogi wiatr zaczął wiać niemiłosiernie. Opatuliłam się mocniej szalem i z zacięciem ruszyłam szybciej przed siebie, chcąc już znaleźć się w ciepłym wnętrzu domu.
"Baby, I'm preying on you tonight
Hunt you down, eat you alive"
Przymknęłam oczy, wczuwając się w rytm piosenki.
Nagle straciłam grunt pod nogami. Ktoś zmiótł mnie z chodnika. Upadłam na maskę samochodu, zaparkowanego na ulicy. W tej samej chwili mężczyzna zasłonił mi usta dłonią, przyciskając mocniej do auta. Do moich oczu napłynęły łzy, które teraz spływały strumieniami po policzkach i po części rękawiczkach facetach. Było ich dwóch. Drugi złapał moją torebkę i wysypał jej całą zawartość na bruk. Co było dziwne, żaden z nich nie miał zasłoniętej twarzy. Jakby wiedzieli, że nic im nie zrobię. Chciałam zacząć się szamotać, ale blondyn skutecznie zablokował moje jakiekolwiek ruchy.
W tamtej chwili doszło do mnie, że mogliby zrobić ze mną wszystko i nikt by mi nie pomógł. Do cholery jasnej, czemu wybrałam taką cichą uliczkę? Gdzieś głęboko w mojej podświadomości zagłębiło się marzenie, że Harry znów wyłoni się z ciemności i uratuje mnie jak zawsze. Ale to nie było możliwe.
Zaszlochałam głośniej. Facet zacieśnił uścisk na mojej ręce. Okropnie bolało, a ja jedynie byłam w stanie wydobyć z siebie gardłowy jęk.
Drugi z nich wreszcie znalazł w stosie moich rzeczy portfel. Zgarnął go jednym ruchem i popędził wraz z drugim w stronę następnego zakrętu.
Opadłam na ziemię wyzuta z życia. Zamglonym wzrokiem wyszukałam wśród garstki moich pozostałych rzeczy telefon i doczołgałam się do niego na kolanach. Drgając szybko nacisnęłam na kontakt Harry'ego. Odebrał po dwóch sygnałach, witając mnie swoim radosnym, jak zwykle, głosem.
- Harry - wychrypiałam. Byłam na skraju wybuchnięcia płaczem, a zaśnięciem na środku chodnika. Nie miałam siły.
- Caroline? Coś się stało? - momentalnie zmienił ton swojego głosu.
- Przyjedź proszę. - zerknęłam na tabliczkę na bloku. - Arnhem Ave 49. - wyszeptałam. Miałam tylko nadzieję, że usłyszał, bo już po chwili mój telefon znajdował się na ziemi.
- Jesteś wreszcie! - krzyknął Harry, gdy wpadłam do szkoły. - Jeszcze chwila, a pojechalibyśmy bez Ciebie. - zaśmiał się, przyciągając mnie do uścisku. Zmęczona oparłam się o ciało przyjaciela, głęboko oddychając. Dzisiaj wycieczka na wybrzeże.
- A..autobus… się.. spóźnił.. - wysapałam, ocierając pot z czoła. Chłopak roześmiał się znowu, czym zwrócił uwagę wielu dziewczyn stojących obok w kolejce do wyjścia, aby udać się do autokaru.
Mogłam tylko podziwiać to, jak jedna za drugą przygryza wargę, wlepiając w niego wzrok. Pokręciłam bezwiednie głową. Automatycznie sama spojrzałam się na Harry'ego. Przez to, że moje życie jest tak kruche i niestabilne, w krótkim czasie stał się najbliższą mi osobą. A to może być niebezpieczne.
W związku z tym traktowałam go trochę.. protekcjonalnie? O ile udawało mi się objąć go jakąkolwiek opieką. Był bardzo samodzielny i instynktownie wolał troszczyć się o kogoś, ale to nie powstrzymywało mojego uczucia, że tego potrzebuje.
Wszystkie te dziewczyny z chęcią by go schrupały, a to ja stoję otoczona jego ramionami i myślę o tym, jakby tu dopilnować, żeby żadna krzywda mu się nie stała. Mam na myśli psychiczna. Po części przeze mnie odsłonił swoją wrażliwą stronę i nie pozwolę, by ktokolwiek to wykorzystał. I tak wystarczająco jest zamknięty w sobie.
Co nie zmienia faktu, że zasługuje na kogoś, kto pokocha go taką samą miłością, jaką on mógłby obdarzyć człowieka. Dlatego nie miałam zamiaru odstraszać od niego dziewczyn. Chciałam tylko… upewnić się, że ta, którą wybierze, będzie odpowiednia. Chociaż o tym będzie mógł się przekonać tylko sam.
A na pewno wiedziałam jedno. Żadna z tych wypudrowanych lasek nie zalicza jakichkolwiek kryteriów.
- Na co się tak patrzysz? - zapytał Harry, obejmując mnie jednym ramieniem. Posunęliśmy się kilka metrów do przodu o staliśmy na zewnątrz, niedaleko od drzwi do autobusu. Wiatr wiał mocno, dlatego skuliłam się trochę i wtuliłam twarz w puch kurtki chłopaka, który wystawał spod odpiętego zamka.
- Na te panie, które wręcz ślinią się na Twój widok. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Harry podniósł obie brwi i odwrócił się automatycznie za siebie. Niektóre z dziewczyn mrugnęły do niego kokieteryjnie, inne nieśmiało spuściły wzrok.
Woah.
- No patrz. - roześmiał się, zdecydowanie świadomy swojego uroku.
Jego śmiech był zaraźliwy, dlatego ja też po chwili chichotałam, obrzucając już ostatnim spojrzeniem grupkę uczennic.
Wygodnie oparłam się o siedzenie fotela w pojeździe. Harry opadł na fotel obok, po tym jak włożył nasze kurtki na półkę nad naszymi głowami.
- Ile będzie trwać dojazd? - zapytałam, błądząc wzrokiem po krajobrazie za oknem, jednocześnie próbując rozgrzać dłonie, które praktycznie zamarzły, gdy biegłam do szkoły.
- No.. z półtorej godziny, zakładam. Zimno Ci w dłonie? - zmarszczył brwi. Pokiwałam głową, chuchając na nie ciepłym powietrzem. Brunet dotknął moich rąk, po czym policzków i pokiwał niezadowolony głową. - Jesteś lodowata. A co z rękawiczkami?
- Nie wiem, chyba nie mam. - przygryzłam wewnętrzną część policzka.
- Wiesz, tak nie powinno być. Pochorujesz się, jeżdżąc codziennie tymi autobusami. Będę Cię podwoził do szkoły. Co Ty na to? - zaproponował.
- No nie wiem.. i tak już pewnie wiszę Ci z tysiąc kaw z naszych zakładów, teraz jeszcze ta przysługa? - zażartowałam.
- Daj spokój i tak mieszkam niedaleko.
- Okej, okej. Ale sprawiasz, że się rozleniwiam, Styles!
Harry wzruszył ramionami, udając niewiniątko.
- Daj mi tu te ręce, coś trzeba poradzić. - odezwał się po chwili i pociągnął za moje dłonie. Zanim zdążyłam się zorientować, wcisnął je pod swoje pachy. Pisnęłam zdegustowana. Zaśmiał się tak głośno, że znów cały autokar zwrócił na nas uwagę. - Ale ciepło było, co nie? - wykrztusił między salwami śmiechu, rozbawiony moją miną.
Rozchyliłam usta zdezorientowana i pokiwałam zrezygnowana głową. Głupek.
Potarłam dłońmi oczy, ziewając, możliwe trochę za głośno. Harry był bardzo wyczulony na cokolwiek, co zrobię i od razu zaczął świdrować mnie spojrzeniem. Prawda była taka, że nie wyspałam się dzisiaj, ale czy to dziwne? Codziennie, wstając wcześnie do szkoły, mam z tym problemy. Chłopak powtarzał mi wiele razy, bym kładła się spać wcześniej, ale mi się zwyczajnie wtedy nie chce spać.
Dzisiejszym problemem było to, że już od godziny byliśmy w drodze, autokarem trochę bujało, a uczniowie rozmowami wznosili wielki rumor. W dodatku nie mogłam oprzeć głowy o szybę autobusu, gdyż ten trząsł się niemiłosiernie, wprowadzając ją w nieustanne drgania.
Harry bez słowa przyciągnął mnie do siebie, zachęcając bym oparła się o jego klatkę piersiową. Nie opierając się, wtuliłam twarz w miękki sweter bruneta i objęłam go jedną ręką w pasie. Chłopak przygarnął mnie ramieniem, sprawiając, że było mi cieplej. Tuż przed tym jak odpłynęłam, poczułam tylko, jak całuje mnie w czoło.
- Car, wstawaj. - coś mną potrząsnęło. Mruknęłam niezadowolona i podniosłam jedną powiekę. Harry pochylał nade mną głowę. Z tej perspektywy śmiesznie się prezentował. Jego włosy okalały jego twarz, przez co wyglądał przeuroczo. Uśmiechnął się szeroko, pokazując dołeczki i dodał:
- Dojechaliśmy!
Westchnęłam i uwolniłam chłopaka z uścisku. Wcisnął mi w ręce kurtkę, po czym oboje wstaliśmy, chcąc wydostać się na zewnątrz i rozprostować kości.
- Może wiesz, jaki jest plan wycieczki? Co roku wciskają nas do tego sławnego domu legendarnego rybaka, a mam już dosyć wąchania zgniłych sieci rybackich. - poskarżyłam się chłopakowi, na co zaśmiał się cicho, aby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycielki, która teraz omawiała zasady bezpiecznego poruszania się na wycieczce.
Rozejrzałam się dookoła. Tym razem zaparkowaliśmy w innym miejscu niż zwykle. Staliśmy w samym porcie, co nie za bardzo mnie ucieszyło.
- W tym roku szkoła zafundowała wam rejs statkiem! - oznajmiła głośno rozanielona nauczycielka, prawie trzęsąc się z podniecenia. Mi natomiast zrobiło się automatycznie niedobrze. Miałam złe wspomnienia z różnymi rodzajami takich wycieczek. Gdy byłam mała, byłam na paru z rodzicami…
Automatycznie pogorszył mi się humor.
- Co jest, mała? - pochylił się nade mną Harry.
- Nie za bardzo lubię takie małe statki. - wydukałam.
Chłopak zmarszczył brwi.
- Masz chorobę morską?
- Nie. To znaczy.. może. Niedobrze mi się robi, bo przypominam sobie o tym, jak byłam mała i.. i kiedyś prawie wypadłam z jednego do lodowatej wody. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Mój tata pociągnął mnie za nogi w ostatniej chwili, gdy za bardzo wychyliłam się za burtę. Przełknęłam głośno ślinę i wróciłam spojrzeniem na bruneta.
- Chodź, zapytamy się nauczycielki, czy trzeba płynąć. - wziął mnie pod rękę.
Po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, kobieta odpowiedziała:
- Oh, kochanie, nie ma się czego bać! W razie czego przesiedzisz rejs w kabinie. Tam jest ciepło, z dala od barierek, a nadal wszystko widać! - zakończyła irytująco śpiewnym tonem.
- Ekstra. - bąknęłam pod nosem, gdy się oddaliła.
- Nie martw się, zostanę z Tobą.
- Nie musisz, Harry, pewnie chcesz pooglądać.. um..
- No właśnie, Car, no właśnie. - roześmiał się. - I tak nie ma tam nic do roboty.
Podniosłam na niego wzrok i odwzajemniłam uśmiech.
- Naprawdę nie chcę narzekać, ale tu strasznie buja. - odezwałam się, krzywiąc. Od kilkunastu minut płynęliśmy. Prawie cały nasz rocznik znajdował się na zewnątrz, podziwiając wątpliwe widoki. Nie mieliśmy jednak tego szczęścia, aby być jedynymi uczniami, siedzącymi w środku. Kilkoro chłopców również zostało wewnątrz, tłumacząc się chorobami morskimi. Co jakiś czas wybuchali donośnym śmiechem, przyprawiając mnie o większe bóle głowy.
Obrzuciłam ich spojrzeniem. Ci nie należeli do kolegów Harry'ego, byli z drużyny futbolu amerykańskiego. Wielcy, głośni i niestety przygłupawi.
- Wiesz czym możesz odwrócić swoją uwagę? Grą w kciuki ze mną! - odpowiedział entuzjastycznie Haz.
- Przestań, nie zagram z Tobą. Proponujesz mi to setny raz.
Chłopak zrobił smutną minkę.
- Staram się Cię rozweselić. No spróbuj chociaż!
Zrezygnowana oparłam ciężar ciała o stół przede mną i wyciągnęłam dłoń w stronę loczka.
- Raz, dwa, trzy, start! - krzyknął. Chłopcy odwrócili głowy w naszą stronę, ale Harry zdawał się nie zwracać na to uwagi. - No, Caaar, przegrałaś w pierwszej sekundzie! - jęknął. Wzruszyłam ramionami i skuliłam się, modląc się, żeby mdłości przeszły. - Chyba nie jesteś w nastroju, co? - mruknął sam do siebie. W tym momencie zrobiło mi się go żal, bo tak się starał. Jednak nie miałam siły być wesoła, gdy co chwilę na myśl przychodziły mi wspomnienia o rodzicach.
Zagarnęłam pasmo włosów za ucho i uśmiechnęłam się do Harry'ego przepraszająco. Chłopak spuścił wzrok i wstał z ławki, tłumacząc się, że idzie do łazienki.
Zmieszana odwróciłam wzrok na morze, ale to nie był dobry pomysł. Od razu zrobiło mi się niedobrze. Zanim zdążyłam wstać, aby również udać się do toalety, ktoś usiadł obok mnie, torując mi drogę.
- Cześć, Caroline. - wyszczerzył się do mnie jeden z futbolistów. Nie minęła sekunda, a reszta z nich zajęła wcześniejsze miejsce Harry'ego i wszystkie dookoła.
Wysiliłam się na uśmiech.
- Hej..? - dało się wyczuć w moim głosie zmieszanie.
- Jak Ci się podoba wycieczka? - rzucił następny, nachylając się nad stołem w moją stronę.
- Słabo, tak szczerze. - wymamrotałam, krzywiąc się.
- A mi to nawet bardzo, tracimy lekcje! - zawołał kolejny, rozkładając nogi na stole. Oparłam głowę na łokciu, przypatrując się temu wszystkiemu z lekkim zażenowaniem.
- Słuchaj, Caroline, a Ty i.. Harry to jesteście razem? - zaczął pierwszy z nich, przysuwając się zdecydowanie za blisko. Zamrugałam kilkakrotnie. Na szczęście reszta z jego przyjaciół zajęła się sobą, głośno rozmawiając, więc nie byli świadkami chwili mojego zażenowania.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi. - odpowiedziałam spokojnie. Oh Harry, proszę wróć już z tej ubikacji.
- Oh, to świetnie. To znaczy.. tak to trochę wyglądało, więc pomyślałem.. - zaczął kręcić.
- Każdy się myli. - ucięłam.
- Czy w takim razie nie miałabyś nic przeciwko umówić się ze mną? - wyrzucił szybko. Po chwili jednak odzyskał panowanie nad sytuacją i natarczywie wpatrywał mi się w oczy. Skuliłam się lekko przytłoczona sytuacją.
- Ja.. um.. - odwróciłam wzrok.
- Myślę, że miałaby coś przeciwko. - usłyszałam zza pleców, po czym poczułam ciepły dotyk na moich dygocących się ramionach. Harry.
- Ej, stary, daj jej się wypowiedzieć. - odpowiedział osiłek. Cóż za ironia, nawet nie pamiętałam jego imienia. Wrócił na mnie wzrokiem. Odwróciłam się w stronę przyjaciela i zażenowana odpowiedziałam:
- Ja.. przepraszam, ale.. chyba się z Tobą nie umówię. - skończyłam cicho. Chłopaka lekko zatkało, bo już się nie odezwał. Kazał tylko swoim kumplom wrócić na swoje miejsce i sam wyniósł się z naszego stolika. - Dziękuję, Haz. - powiedziałam nadal zmieszana, gdy brunet zajął miejsce obok mnie.
- I kto tu mówi o paniach, śliniących się na mój widok, hm?
- Nie, nie ma sprawy. Przejdę się. I tak mam do odebrania paczkę na poczcie, a pogoda jest o wiele ładniejsza. - zapewniałam Harry'ego, gdy ten chciał mnie odwieźć ze szkoły do domu. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową i przytulił mnie na pożegnanie, na koniec rzucając, że spotkamy się jutro. Pomachałam mu z daleka i ruszyłam krętymi uliczkami przed siebie. Tak naprawdę nie miałam nic do załatwienia na poczcie. Potrzebowałam się przewietrzyć po dzisiejszej wyciecze. Nadal miewałam chwilę, gdy było mi niedobrze, zwłaszcza po jeździe rozbujanym autokarem.
Wygrzebałam z torby słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Lubiłam gdy przy spacerze towarzyszyła mi muzyka. W połowie drogi wiatr zaczął wiać niemiłosiernie. Opatuliłam się mocniej szalem i z zacięciem ruszyłam szybciej przed siebie, chcąc już znaleźć się w ciepłym wnętrzu domu.
"Baby, I'm preying on you tonight
Hunt you down, eat you alive"
Przymknęłam oczy, wczuwając się w rytm piosenki.
Nagle straciłam grunt pod nogami. Ktoś zmiótł mnie z chodnika. Upadłam na maskę samochodu, zaparkowanego na ulicy. W tej samej chwili mężczyzna zasłonił mi usta dłonią, przyciskając mocniej do auta. Do moich oczu napłynęły łzy, które teraz spływały strumieniami po policzkach i po części rękawiczkach facetach. Było ich dwóch. Drugi złapał moją torebkę i wysypał jej całą zawartość na bruk. Co było dziwne, żaden z nich nie miał zasłoniętej twarzy. Jakby wiedzieli, że nic im nie zrobię. Chciałam zacząć się szamotać, ale blondyn skutecznie zablokował moje jakiekolwiek ruchy.
W tamtej chwili doszło do mnie, że mogliby zrobić ze mną wszystko i nikt by mi nie pomógł. Do cholery jasnej, czemu wybrałam taką cichą uliczkę? Gdzieś głęboko w mojej podświadomości zagłębiło się marzenie, że Harry znów wyłoni się z ciemności i uratuje mnie jak zawsze. Ale to nie było możliwe.
Zaszlochałam głośniej. Facet zacieśnił uścisk na mojej ręce. Okropnie bolało, a ja jedynie byłam w stanie wydobyć z siebie gardłowy jęk.
Drugi z nich wreszcie znalazł w stosie moich rzeczy portfel. Zgarnął go jednym ruchem i popędził wraz z drugim w stronę następnego zakrętu.
Opadłam na ziemię wyzuta z życia. Zamglonym wzrokiem wyszukałam wśród garstki moich pozostałych rzeczy telefon i doczołgałam się do niego na kolanach. Drgając szybko nacisnęłam na kontakt Harry'ego. Odebrał po dwóch sygnałach, witając mnie swoim radosnym, jak zwykle, głosem.
- Harry - wychrypiałam. Byłam na skraju wybuchnięcia płaczem, a zaśnięciem na środku chodnika. Nie miałam siły.
- Caroline? Coś się stało? - momentalnie zmienił ton swojego głosu.
- Przyjedź proszę. - zerknęłam na tabliczkę na bloku. - Arnhem Ave 49. - wyszeptałam. Miałam tylko nadzieję, że usłyszał, bo już po chwili mój telefon znajdował się na ziemi.
☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★
Czeeeeść kochani! Podoba się? (: Za bardzo dramatycznie? Za mało? Haha, dajcie znać w komentarzach.
Jak wam minął dłuższy weekend? :) Mi osobiście całkiem miło. Zwłaszcza dodając do tego #fourhangout i EMA's! Zgarnęliśmy najwięcej statuetek! Kto się cieszy?
Z nóg totalnie zmiotły mnie piosenki z nowego albumu. Nie mogę przestać ich słuchać. A wy, co o nich sądzicie?
Życzę lekkich trzech dni w szkole!
Kocham was xx
☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★ ☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★☆ ★
Hey, jestem tu by podzielić się z wami moją wyobraźnią. Za każdy komentarz strasznie dziękuję.
Kocham was x
Subskrybuj:
Posty (Atom)