wtorek, 8 października 2013

Rozdział 5

Może z boku wyglądało to trochę nienormalnie. Jednego dnia jesteśmy z Beth najlepszymi przyjaciółkami, a zaledwie miesiąc później się na mnie wyżywa.
Prawda była taka, że z dnia na dzień sprawa się zaostrzała. Nie było to aż tak impulsywne, jak mogło się wydawać.
Ona chciała na mnie wyżyć cały swój ból skrywany przez tyle lat.
Gdybym tylko wiedziała.
Wiedziała, że tak się czuje. Mogłabym zapobiec, pomóc. Ale widocznie ona wolała to rozwiązać w taki sposób.

Po raz wtóry szłam do szkoły, zaciskając płaszcz mocniej. Brodziłam w suchych liściach po kostki, mimo że miałam na sobie botki na obcasach.
Może dlatego, że weszłam w jakąś wielką kupę liści.
Nieważne, spieszyłam się do szkoły. Jeszcze trochę, a się spóźnię.

Powiesiłam płaszczyk i szalik w szafce i potrząsnęłam głową, by ułożyć włosy. Nagle z tłumu wyłonił się Louis, który od razu przywitał mnie, przytulając mocno. Rozmawialiśmy chwilę, ale nie mogłam się skupić, bo cały czas zastanawiałam się, czemu wszyscy przypatrują mi się z zaskoczeniem i może trochę.. strachem?
- Caroline, założę się, że mnie nie słuchasz. - Louis westchnął z żalem.
- Ojej Lou, przepraszam. Po prostu.. może wiesz czemu wszyscy się tak gapią?
Chłopak zaśmiał się nerwowo i jakby podciągnął spodnie. Przechyliłam głowę w bok, przypatrując się mu z zainteresowaniem.
- Bo.. chyba wiesz.. powiedziałem Niall'owi, że idziemy razem na bal. No i tak jakoś wyszło, że chyba rozpowiedział wszystkim. Ale nie miałem z tym nic wspólnego! - zamachał w powietrzu rękami.
Przygryzłam wewnętrzną część policzka. Skoro wszyscy wiedzą, to Harry też.
- Nie no, wszystko w porządku. - uśmiechnęłam się słabo. Teraz już wiedziałam czemu akurat w taki sposób się patrzą. No bo Harry.. był zdolny do wielu rzeczy. - Wiesz może jak zareagował Harry? - pisnęłam.
Louis zaśmiał się nerwowo i tylko uciął:
- Nie wiem.
Rozejrzałam się dookoła i odetchnęłam głębiej.
- Chyba się go nie boisz? - zapytał brunet.
- No nie wiem, Louis.
- Rozumiem. Ale póki ja jestem obok, nie masz się czego obawiać. - powiedział ciepło i poklepał mnie po ramieniu, po czym odszedł pewnie w stronę swojej klasy.
Roześmiałam się lekko. Histeryzowaliśmy. Wszyscy. Harry to tylko zwykły nastolatek, jak każde z nas. Więc czemu się tak tym zadręczam? Czas sobie odpuścić.


* Harry's pov *


Wrzałem ze złości.
- Co żeś powiedział? - chciałem sprawić, by Zayn powtórzył tamto. Może tylko się przesłyszałem.
- No że Louis zaprosił Caroline na bal. I zgodziła się. - odparł niewzruszony. Przyzwyczaił się do moich wybuchów.
- Nie wiedziałem, że tak daleko to zajdzie. - wydusiłem i odszedłem na bok.
Jestem cholernym idiotą. Zamiast zaprosić jej od razu, chciałem jakoś się do niej zbliżyć. Tyle, że ona nie była wyraźnie zupełnie zainteresowana. Tymczasem mój kumpel zgarnął mi ją sprzed nosa.

Byłem ekstremalnie wściekły.

Obserwowałem ich na technice. Caroline początkowo weszła z nim prawie pod rękę, a gdy mnie zobaczyła, spuściła gwałtownie wzrok i usiadła szybko na miejscu.
Całą lekcję Louis pomagał jej w przecinaniu jakiegoś głupiego drewna na domek dla ptaków.
Prawie uciąłem sobie palec przez ten idiotyzm, no i głównie tą parę.

Przerwa. Masa dzieciaków przewijających się prze korytarze. Szum.

Francuski. Kolejna lekcja patrzenia się na jej smukłą sylwetkę, która była dumnie.. obejmowana przez Loui'ego.

Przerwa. Szum.
Szum w głowie.
Szumiało mi ze złości i nagle nowo przybyłego odczucia.
Pożądania.
Od dawna nie zaliczyłem żadnej laski przez tą całą sprawę, przez co moje hormony widocznie buzowały.
Oparłem się o szafki otumaniony.
Na korytarzu pojawiła się już tak znana mi z wyglądu dziewczyna. Plisowana spódniczka powiewała na jej udach, a buty stukały rytmicznie o podłogę.
W jednej chwili jej wzrok spoczął na mnie. Zobaczyłem w nim drwinę. 
Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, czy tak naprawdę było. 
Ale wtedy nic innego się nie liczyło. 
Oderwałem się gwałtownie od szafki i powiedziony instynktem, rzuciłem do przodu. 


* Caroline's pov *


Jedyne co zdążyłam z siebie wydusić to nikłe jękniecie. 
Harry przycisnął mnie do ściany i mierzył moją twarz wściekłym wzrokiem. 
Jego duża dłoń leżała wysoko na moim udzie, tuż pod zakończeniem spódniczki.
Lekko pocierał kciukiem moją delikatną skórę.  
Ale wtedy byłam zbyt oszołomiona, by coś z tym zrobić. 
Każdy uczeń na korytarzu zamilkł i przyglądał nam się w ciszy. 
Czas się zatrzymał. 
Słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy. 
Nagle w Harry'm nastąpiła gwałtowna zmiana. Jego wzrok przestał palić. Wyglądał teraz na równie zaskoczonego co ja. 
Czułam jego gorący oddech na twarzy. 
Trwaliśmy w takiej postawie ponad minutę, a nikt i tak się nie poruszył. 
Harry zniżył głowę tak, że łaskotał mnie lokami po czole. Uspokoiłam się i oddychałam głęboko. 
Brunet spojrzał mi niepewnie w oczy i pochylił się bardziej. 
Przymknęłam oczy, czekając na dotyk jego miękkich warg. 






Ten rozdział został przeze mnie starannie zaplanowany i mam nadzieję, że dzięki temu docenicie go. :)
Ważne: już we wtorek wyjeżdżam na dwa tygodnie do Stanów, gdzie zabiorą nam telefony, bo to wycieczka szkolna. W zwiazku z tym nawet nie będę miała jak pisać, nie mówiąc o dodawaniu rozdziałów. Przepraszam, no ale cóż, co poradzę.. :c Dlatego kolejny rozdział zapowiadam na za trzy tygodnie. W nagrodę będzie dłuższy i mam nadzieję ciekawszy:))
Będę prawdopodobnie przypominać o tym przy każdym rozdziałe, więc przyzwyczajcie się haha:
Jeżeli chcesz być informowanym, zwyczajnie dodaj blog do obserwowanych, a na koncie bloggera zawsze będzie ukazywać Ci się kolejny
 rozdział. 
Lub
W komentarzu zostaw swój username z twittera, a tam chętnie będę Cię informować, tuż po dodaniu kolejnego posta:))
Dziękuję za uwagę i całuję <3 

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 4

* Caroline's pov *


Dzisiaj za to spóźniłam się na autobus. Pozostało mi pójść pieszo, bo i tak wyjdzie szybciej, niż jeżeli miałabym czekać na przystanku 20 minut. 
Pogoda robiła się coraz chłodniejsza, a chmury zakrywały całe niebo. Nie mogłam nigdzie dostrzec ani jednego promyka słońca, chociaż dobrze wiedziałam, że gdzieś tam jest. 
Gdzieś tam też są oni. Rodzice. 
Zawsze kojarzyli mi się ze słońcem. Czymś ciepłym, jasnym. Tymczasem dzisiaj czułam się, jakby chwilowo zniknęli. 

Przed szkołą widać już było mnóstwo par i grupek uczniów. Nie mogłam odnaleźć Beth wzrokiem. 
Ale za to grupkę pięciu chłopaków, których raczej starałabym się unikać - owszem. 
O nie. Za jednym z nich stała jedna dziewczyna. I to była.. Bethanie. 
Ruszając prędko w ich stronę, nawrzucałam jej w myślach. Dlaczego ona mi to robi? 
Uwaga grupy przeniosła się na mnie, gdy zbliżyłam się wystarczająco. 
- Hey - powiedzieli równocześnie chłopcy. Oh i akurat Harry musiał stać od zewnętrznej strony. Co wiąże się z tym, że teraz ja stałam niebezpiecznie blisko jego. 
- Hey - odpowiedziałam szybko i przeniosłam wzrok na Beth, która przytulała się bokiem do Zayn'a. - Beth? Idziemy? 
- Ale gdzie? - ocknęła się. Chłopcy zaśmiali się, a ja odpowiedziałam pospiesznie:
- Na lekcje. - i nie zważając na jej protesty, pociągnęłam ją do drzwi.
Gdy znalazłyśmy się w środku, dziewczyna odepchnęła mnie.
- Co Ci strzeliło do głowy?
- Takie samo pytanie chciałam zadać Tobie. - wymierzyłam w nią palcem.
- Zayn co prawda wczoraj nie zadzwonił, ale dzisiaj rano przywitał mnie pocałunkiem w policzek. - rozczuliła się momentalnie.
- Czy Ty się przypadkiem za bardzo nie ekscytujesz? - prychnęłam.
Beth nagle wyrwana ze stanu rozanielenia, zrobiła się czerwona na twarzy.
- Ah więc to tak! Przez cały czas Ty miałaś jakiegoś chłopaka, a nawet gdy ja jakiegoś miałam, to rozchodziliśmy się, bo on.. cóż jakby to ująć? Zakochiwał się w mojej najlepszej przyjaciółce?! I gdy teraz po raz pierwszy ktoś zainteresował się mną pierwszą, a nie Tobą, Ty mi chcesz to odebrać! Mam tego dosyć!
- Ale czego Beth? - nie rozumiałam o co jej chodzi.
- Życia w Twoim cieniu! Teraz jesteś po prostu zazdrosna! - wypluła te słowa i wbiegła na schody po lewej, prowadzące do klas. Odwróciłam się w tamtą stronę, krzycząc:
- Beth, to nieprawda! - jednak brzmiało to wyjątkowo żałośnie.
Obok stała cała piątka chłopców. Czy oni wszystko słyszeli? Nie mogę w to uwierzyć.
- Kłopoty w raju? - odezwał się ochryple Harry, podchodząc. Wyglądał na rozbawionego. Złapał mnie za rękę, jednak szybko wyrwałam się i poszłam w inną stronę, sycząc:
- Zostaw mnie!
Byłam na skraju rozpłakania się.

Przygotowałam swoje książki i skryłam głowę za drzwiczkami szafki. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam bez niej. Ale chyba musiałam.

Wszystkie lekcje przeminęły w beznadziejnej ciszy. Beth nie usiadła obok mnie. Za każdym możliwym razem siedziała z Zayn'em, a jeżeli nie miał z nami lekcji, to z innym chłopakiem.
Dobijało mnie to. Zawsze siedziałam z nią. Nawet gdy miałam chłopaka.

Teoretycznie nie byłam sama. Towarzyszyły mi zawsze inne dziewczyny i jeżeli to pocieszające, stanęły po mojej stronie.

Na stołówce usiadłam z dala od wszystkich, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Bethanie usiadła z chłopakami. Nagle wyczułam, że ktoś nade mną stoi.
- Niall? - powiedziałam po podniesieniu wzroku na blondyna.
- Hey, Caroline. - uśmiechnął się słabo i usiadł na przeciwko.
- Wiem, że to może trochę bezpośrednie, ale.. czemu nie usiadłeś tam gdzie zwykle? - spytałam prosto z mostu.
- Widzisz przecież kto tam siedzi. - odparł niewzruszony, zajmując się odpakowywaniem jogurtu. Początkowo spojrzałam się odruchowo na jego tacę. Wziął sześć jogurtów. Aha.
- No chłopcy i Beth.
- Właśnie.
Dopiero wtedy pojęłam o co chodzi. Przy stoliku było jedynie pięć krzeseł.
- Ah. - westchnęłam smutno. - to przykre, że.. Cię tak.. no wiesz.
- Nie narzekam. - odrzekł i chyba mówił prawdę, bo po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął.
- Dzięki. - odparłam cicho i zajęłam się jedzeniem.

Od tamtego czasu na każdej lekcji siadałam z Niall'em bądź Loui'm. No ewentualnie jakąś dziewczyną, która wydawała się w porządku.

Tak mijały dni, a data balu jesiennego zbliżała się niebezpiecznie. Nie pozostało mi nic więcej jak wziąć się wreszcie za mój plan. Skoro i tak nic nie miałam lepszego do roboty.

Od czasu naszej kłótni drugiego dnia szkoły, nie rozmawiałam z Beth ani razu. Jeżeli ktoś miałby przepraszać w tej sytuacji, to wiem, że nie powinnam to być ja.
NIGDY nie byłam zazdrosna.
Od tamtego czasu zmieniło się parę rzeczy.
Bethanie i Zayn oficjalnie byli już razem.
Jednak Harry nie wyglądał jakby miał zamiar odpuścić. Niestety.

- Co wzięłaś dzisiaj? - zapytał rutynowo Niall, przysiadając się i nachylając nad moją tacą.
- Możesz wziąć uhm.. jabłko i sok. - przeniosłam jedzenie na tacę blondyna.
- Tylko? - zrobił minkę zbitego psiaczka.
- Niall! Codziennie coś Ci oddaję, nie zapominaj się! - zganiłam go ze śmiechem.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, przypatrując się jak chłopak zjada kolejną porcję za porcją.
- Cześć, mogę się przysiąść? - usłyszeliśmy.
- Louis? - wybełkotał Niall, z wypchaną buzią.
- Tak, tak. Jeżeli chcecie wiedzieć, czemu tu siedzę, to już mówię. Od jakiegoś czasu się do tego przymierzałem, bo nie miałem zamiaru siedzieć dłużej przy stoliku z tą.. Bethanie. - zrobił głupią minę, co nas rozśmieszyło.
Mimo, że nasze układy były nie za dobre tymczasowo, postanowiłam stanąć w jej obronie:
- Czemu? Beth jest miła ogólnie..
- Gdybyś słyszała co o Tobie mówi.
Prawie wyplułam na talerz zawartość burito.
- Co? Obgaduje mnie?
- Caroline.. Nie chciałbym Cię martwić, ale.. tak. - momentalnie znowu zrobiło mi się smutno. - dlatego już tam nie siedzę. Z resztą nikt jej raczej nie słucha. Harry cały czas się na Ciebie gapi. - wskazał głową bruneta. Tak, rzeczywiście. Był pochłonięty moją osobą. - Liam nigdy nie wierzy plotkom, a nawet Zayn.. zbytnio jej nie słucha. - uśmiechnął się pocieszająco.
Jednak nadal miałam grobową minę. Nie sądziłam, że tak szybko zapomni o naszej wieloletniej przyjaźni.
- Caroline?
- Tak?
- Według mnie jesteś od niej o wiele lepsza, poważnie. - Louis położył swoją dłoń na mojej, a mi momentalnie zrobiło się głupio. Chyba się czerwieniłam.
- Mhm zgodzę się. - Niall dodał tylko, nadal gryząc słodkie jabłko.
Sok z owocu spływał mu teraz strużkami po brodzie. Westchnęłam poirytowana i zabrałam rękę spod Loui'ego. Wyciągnęłam szybko chusteczki i wytarłam brodę tego idioty.
- Dziękuję. - uśmiechnął się krzywo, bo nadal miał wypchaną buzię jedzeniem.
Bawi mnie ta jego niezdarna natura.
Wstałam od stołu i odniosłam brudne naczynia z tacą na miejsce. Gdy odwracałam się, ktoś na mnie wpadł i wylał sok oraz sos z mięsem.
No okej, miałam całą bluzkę brudną i mokrą. To nie był przypadek.
Podniosłam wzrok, aby ujrzeć roześmianą twarz mojej dawnej przyjaciółki. Tylko, że chyba nikt nie bawił się tak dobrze jak ona. Zayn i Liam stali z wykrzywionymi wyrazami twarzy. Natomiast Harry rzucił Beth rozwścieczone spojrzenie i ruszył, by pomóc mi, wyczyścić ubranie. Odsunęłam się od niego szybko i tylko powiedziałam do dziewczyny:
- Zmieniłaś się. Bardzo.
To było jedyne, co byłam w stanie zrobić, bo po chwili wybiegłam ze stołówki, do łazienki, aby wypłakać tam wszystkie emocje.

Byłam słaba. Zbyt wrażliwa. Ryczałam z każdej okazji. Jestem żałosna.

Nie wiem ile przesiedziałam w kabinie. Na szczęście nie zadzwonił jeszcze dzwonek na lekcję. Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się wokoło. Nie za bardzo wiedziałam, co zrobić z koszulką.
Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę w stronę szafek.
- Louis? - powiedziałam zaskoczona.
- Słyszałem co się stało. Chodź, podejrzewam, że nie masz nic do przebrania, co? - podniósł jedną brew.
- No nie.. Hej, co? Czy już wszyscy wiedzą?
- Dam Ci moją koszulkę na przebranie na w-f, okej? - zupełnie zignorował moje pytanie.
- Dzięki. - burknęłam i odebrałam od chłopaka za duży t-shirt.

Przebrałam się szybko w damskiej toalecie i wyszłam, mając nadzieję spotkać jeszcze Loui'ego.
Zrozumiałam, że zachowałam się trochę dziecinnie i powinnam mu podziękować za wszystko.
Na szczęście czekał na mnie oparty o szafki.
- Pasuje? - odezwał się pierwszy.
Odruchowo spojrzałam z góry na bluzkę, która sięgała mi do połowy ud. Roześmialiśmy się.
- Tak, oczywiście. Dziękuję, Louis. - starałam się uśmiechnąć jak najcieplej w tamtej chwili potrafiłam.
- Nie ma za co, Caroline. - szliśmy razem przez korytarz. - ogółem wszystko w porządku? Powinienem dać popalić tej zdzirze..
- Louis! Proszę mimo wszystko, nie mów tak o niej.
- Jak sobie życzysz. - ukłonił się, co ponownie wprawiło mnie w śmiech. Kto jak kto, ale Louis zawsze potrafił poprawić mi humor. Zatrzymaliśmy się przy plakacie reklamującym bal jesienny.
- To jak to będzie? Beth pójdzie z Zayn'em na bal? - kontynuował.
- Taa.. - westchnęłam. - a ja chyba zostanę w domu. - wzruszyłam ramionami.
- Ej! Nie możesz dać jej wygrać.
- Proponujesz coś konkretnego? - oh tak, sam załapał o co mi chodzi. Tak dalej, Car!
Louis odchrząknął  i spojrzał się na mnie niepewnie, chyba po raz pierwszy.
- Chciałabyś pójść ze mną na bal? - powiedział szybko i spuścił wzrok na czubki naszych butów. Uśmiechnęłam się szeroko. To chyba pierwsza dobra rzecz, jaka mi się dzisiaj przytrafiła.
- Oczywiście, że tak, Louis. - dotknęłam jego dłoni i pocałowałam go szybko w policzek.
Po czym od razu pobiegłam na lekcję, zostawiając go osłupiałego na korytarzu.




No hey, chciałam tylko poinformować wszystkich zainteresowanych: jeżeli chcesz być na bieżąco informowany, wystarczy dodać mojego bloga do obserwowanych bądź pozostawić w komentarzu username z twittera, a ja chętnie będę zawsze Cię informować ;)
To chyba wszystko ode mnie. No i oczywiście jeszcze: czy spodobał wam się rozdział? Wiem, jest inny niż poprzednie i chciałam wiedzieć czy taki typ wam odpowiada.
Dziękuję i liczę na komentarze. :) xx